Poprzednie częściWirus - Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Wirus - Rozdział 9.

Stanęła w progu.

-Słuchaj, ja ... nie przemyślałam chyba tego do końca.

-Poważnie? - spytałam ironicznie - Dlaczego w ogóle to zrobiłaś?

Nie wiedziała chyba co powiedzieć. Wbiła wzrok w podłogę.

-Przepraszam. Po prostu ... chyba mam dość wszystkiego - usiadła na łóżku obok mnie - Dużo myślę o Joshu. Obiecał, że zawsze będzie mnie bronił, a ... zabili go. Wyszedł po kłótni ze mną ... opuścił obóz i ...

Samantha rozpłakała się kompletnie. Miałam ochotę ją objąć i przytulić ale ... sama nie wiem. Jakoś nie dałam rady. Przypomniałam sobie słowa Doma, który wspomniał o naszych częstych kłótniach. Zawsze kończyły się łóżkiem, ale rzeczywiście się nasiliły. Padało podczas nich wiele niepotrzebnych słów.

 

Josh był wujkiem Samanthy. Od początku przebywał z nami w obozie. Tamtej nocy wyszedł, tak jak mówiła. Nigdy nie powiedziała mi jednak o co się pokłócili.

Wrócił po kilku godzinach. Cały zakrwawiony.

Oznajmił nam, że zarażeni go dopadli i pogryźli. Samantha tonęła we łzach, ale musieliśmy podjąć rozsądną decyzję.

Hank zastrzelił go za obozem.

To było trzy lata temu. Sam często miewała takie załamania.

 

-Domyślam się, co czujesz. Mój ojciec ...

-Nie widziałaś jak twój ojciec umiera! Nie masz nawet pewności, że nie żyje - wykrzyknęła nagle - Jak możesz to w ogóle porównywać? Josh wrócił cały pogryziony. Musieliśmy go dobić do cholery!

 

Postanowiłam, że lepiej zrobię, jeśli już się nie odezwę. Odwróciłam od niej wzrok i westchnęłam.

Siedziałyśmy tak w ciszy godziny. Powoli się uspokajała.

Nie wychodziłam już dzisiaj z pokoju. Nie było mnie na hali. Zostałam z Samanthą, i pozwoliłam by zasnęła wtulona we mnie. Wiem, jak bardzo to przeżywała. Nie zwracałam uwagi już na to, że na mnie krzyczała. Po prostu ... nieważne.

 

Noc.

 

Za oknem wznosił się potężny ogień. Słychać było wystrzały z różnych broni, widziałam też pełno nieznajomych ludzi. Od razu wiedziałam, że to atak. Najbardziej jednak przeraził mnie fakt, że Samanthy nie było obok. Zebrałam czym prędzej broń, plecak i wybiegłam na zewnątrz. To, co się tam działo, wyglądało jak koszmar.

-Joyce! - usłyszałam nagle krzyk Doma. Obróciłam się za siebie, a on powalił mnie na ziemię. Sekundę po tym, gdy wylądowałam, zobaczyłem odpadający kawałek ściany w miejscu, w którym przed chwilą była moja głowa. To kula.

 

Dom wychylił się i oddał kilka strzałów z pistoletu. Spojrzałam w kierunku w którym strzelał - zabił jednego mężczyznę.

-Kurwa, dzięki - powiedziałam oddychając z trudem.

-Nie mamy czasu, chodź! - krzyknął pomagając mi wstać. Biegliśmy teraz do bramy. Mogłam zobaczyć w całości, jak to wygląda.

 

Na terenie obozu była cała masa napastników. Nosili grube, skórzane płaszcze i kaptury. Jedni uzbrojeni byli w strzelby, inni w kije bejsbolowe, siekiery czy maczety.

Wiele budynków płonęło, a na ulicach leżały ciała zarówno naszych wrogów jak i... przyjaciół. Widziałam je i modliłam się, żeby nie zobaczyć wśród nich Samanthy.

-Gdzie jest Sam?! - krzyknęłam biegnąc za Domem.

-Nie mam pojęcia. Nie zatrzymuj się! - biegł ciągle przede mną.

Zaczęli do nas strzelać, zdążyliśmy jednak schować się za jedyny działający samochód. Odbezpieczyłam broń. Wychyliłam się i strzeliłam, zobaczyłam jednak, że jest ich znacznie więcej po drugiej stronie.

-Kurwa mać! - krzyknął Dom.

-Co tu się dzieje do cholery? Kim oni są? - pytałam.

Dom próbował strzelić, jednak gdy tylko chciał się wychylić, kule przechodziły tuż obok niego.

-Nie przebijemy się! - wrzasnął.

 

Gdzie, do kurwy, jest Samantha?

 

Nagle strzały przestały uderzać w samochód. Zauważyliśmy Hanka i Boonie, którzy przyszli nam z pomocą. Rozprawili się z atakującymi nas.

-Ruchy! - zawołał Hank.

Ruszyliśmy w jego kierunku. Zdołaliśmy złapać trochę oddechu w bocznej alejce.

-Kto to jest? - spytał Dom z ciężkim oddechem - Czy Lucille na pewno jest bezpieczna?

-Wszystko z nią okej - powiedziała Boonie rozglądając się i przeładowując broń.

-No a Samantha? Ktoś ją widział? Nie ruszę się bez niej! - zadeklarowałam ze łzami w oczach.

Drzwi obok nas otworzyły się z hukiem. Wyskoczył z nich jeden z napastników, na nim zaś Samantha, która rozcinała mu gardło. Z zaciśniętymi zębami dźgnęła go jeszcze kilka razy.

-Sam! - rzuciłam się na nią i przytuliłam z całej siły.

-Joyce... Joyce - mówiła wyraźnie przerażonym głosem - Przepraszam, przepraszam, ja...

-Zbieramy się. Już! - zawołał Hank. Nie trzeba było namawiać nas drugi raz.

Znowu wybiegliśmy na główną ulicę. Do bramy dzieliło nas jeszcze kilkadziesiąt metrów. Hank i Dom coraz to strzelali w nadbiegających przeciwników.

Nie rozumiałam o co w tym wszystkim chodzi. Nikt chyba tego nie wiedział.

-Kurwa! - krzyknął nagle Hank.

Mężczyzna z innej bocznej alejki rzucił się na niego i powalił. Próbował już wbić mu nóż w gardło, ale jeden strzał Boonie wystarczył, by unieszkodliwić zagrożenie. Hank zrzucił z siebie ciało.

-Uwaga!

 

Opadłam na ziemię, uderzona czymś w głowę. Widziałam wszystko jak przez mgłę, nie mogłam się poruszyć. Dźwięk także był niesamowicie stłumiony.

 

Dom próbował się podnieść. Przychodziło mu to z wielkim trudem. Gdy zdołał już wznieść się na kolana, dostrzegłam, że ktoś zbliża się do niego od tyłu. Próbowałam coś powiedzieć, ale nie mogłam.

Chciałam krzyczeć, zawiadomić go.

Nie mogłam.

 

Mężczyzna odchylił mu głowę i rozciął gardło. Dom próbował ostatkiem sił zatamować krwawienie.

Nóż przebił mu serce.

Zamknęłam oczy.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Kocwiaczek 30.05.2020
    Krwawy chaos. Kim są napastnicy? Czekam na ciąg dalszy.
  • Raven18 30.05.2020
    Z czasem wszystko się wyjaśni :D
  • Shogun 30.05.2020
    To dopiero straszne, że w czasach gdy ludzkość jest na granicy zagłady przez zabójczy wirus, ludzie zamiast sobie pomagać, wspierać, odbudowywać to co zniszczone i walczyć ramię w ramię z zagrożeniem, walczą ze sobą i zabijają się nawzajem w iście barbarzyński sposób.
  • Kapelusznik 03.06.2020
    eeee,,,,
    Chaos ex machina
    O co chodzi?
    Na początku obóz, jakieś pokazywanie relacji, teraz to
    Co się dzieje?
    Dlaczego akcja płynie takim nierównym prądem? O co chodzi?
    Tak jak scena jest ok, nie ma żadnego impaktu - żadnego faktycznego znaczenia
    Don ma poderżnięte gardło - o jej - co za strata
    Nie znam jego twarzy, poznałem go chyba w pięciu przerywnikach, wiem że tragicznie stracił rodziców i strzeże siostry - tyle.

    Dodatkowo - scena jak Don uratował bohaterkę przed kulą, mimo że była ściana - idiotyczna.
    Skąd wiedział że akurat tam ktoś trafi?

    Za ten odcinek 3
    Idę dalej
  • Raven18 03.06.2020
    Potem odpowiem dłużej, gdyż nie mam zbytnio możliwości w tej chwili - Po prostu zauważył, że ktoś w nią celuje. To chyba nie sztuka :D
  • Kapelusznik 03.06.2020
    Raven18
    Sztuka jeśli ktoś celuje przez ścianę
  • Raven18 04.06.2020
    Kapelusznik Jak to przez ścianę? Nie wiem jak mam to rozpisać
    Joyce biegnie po jednej stronie ulicy, przeciwnik celuje do niej z drugiej. Dom był za Joyce i zauważył napastnika. Powala dziewczynę, a tamten wystrzelił. Kula trafia w budynek.
  • Kapelusznik 04.06.2020
    Raven18
    A ok - bo ja zrozumiałem że była nadal w budynku

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania