Poprzednie częściZdrada, wstęp.

Zdrada - rozdział 1.

Obudził mnie potworny ból w całym ciele, chyba nie było miejsca w którym go nie czułam. Czułam pragnienie, a słońce, które górowało na niebie, bezlitośnie paliło moją skórę.

Z trudem otworzyłam oczy, tylko po to żeby je zaraz zamknąć. Zostałam ranna i przeklęte ludzkie geny miały pierwszeństwo. Jeszcze raz ostrożnie uchyliłam powieki i chwilę odczekałam, aż wzrok przyzwyczai się do panujących dookoła mnie warunków.

Las wyglądał obco i nieprzyjaźnie. Panowała tu głucha cisza, którą aż czułam w kościach. Starając się nie jęczeć, usiłowałam podnieść głowę i ocenić swoje obrażenia.

Poszarpane ubranie, wszędzie krew, trochę siniaków. Całe mnóstwo powierzchownych zadrapań, noszące ślady pazurów. Cudownie. O dziwo, nie miałam żadnej poważnej rany. A mimo to, czułam się wykończona. Wzywając cały swój zwierzęcy instynkt i zbierając resztki sił, jakie mi pozostały, podniosłam się powoli do pozycji siedzącej.

W głowie mi porządnie zawirowało. Wzięłam kilka głębokich oddechów. Rozglądając się dookoła, z ulgą stwierdziłam, że rozpoznaję tą część lasu. W końcu spędziłam w nim trochę czasu, wstyd byłoby się pomylić.

Jeszcze raz wezwałam na pomoc swoje wewnętrzne zwierzę i podniosłam się chwiejnie. Nie mogłam dłużej tutaj pozostać, gdy byłam chociaż lekko zraniona i tak groziła mi śmierć z ręki innego drapieżnika. Nie obawiałam się co prawda, że coś mogłoby na mnie zapolować w samo południe, ale lepiej było nie ryzykować. W takim stanie nie potrafiłabym się obronić. Zresztą nie potrafiłam przewidzieć, ile czasu zajmie mi droga powrotna. Najpóźniej wieczorem musiałam znaleźć się w bezpiecznym miejscu i pozbyć się krwi, która mogłaby ściągnąć na mnie nieszczęście.

Gdy tylko ruszyłam, łzy wstydu zapiekły mnie pod powiekami. Zawiodłam. Poległam na całej linii. Miałam ochotę upaść na kolana i zacząć przeraźliwie wyć, ale wiedziałam, że to na nic by się zdało.

Moim przeklętym obowiązkiem było ją chronić. Udawało mi się to przez tyle miesięcy, a jeden głupi spacer poza obszar naszego legowiska musiał aż tyle kosztować. Podziwiłam piękno przyrody, no to teraz miałam. Jak tylko dopadną mnie ci, którym przyrzekałam, będę niuchać te przeklęte kwiatki od spodu.

By pozbyć się natrętnych myśli, przywołałam obraz tego pięknego wilka, który mnie zaatakował. Jeszcze nigdy, przenigdy nie spotkałam tak ogromnego osobnika swojej rasy. Gdy tak dłużej o tym myślałam, przypomniała mi się reklama pewnej siłowni, którą widziałam, gdy mieszkałam między ludźmi. Nieomal parsknęłam głośnym śmiechem w środku lasu. Wilk na sterydach? Głupie i niepoważne.

Genetycznie zmodyfikowany wilk, stworzony jako maszyna do zabijania? To zabrzmiało przerażająco, ale uważałam, że nie było niemożliwe do wykonania w dzisiejszych czasach.

Dalsza część drogi upłynęła mi na szacowaniu, czy wysnuta wcześniej teoria miała sens. Gdy tylko dostrzegłam znajomy głaz, poczułam ochotę, by paść na kolana. Jeszcze przez krótki moment miałam głupią nadzieję, że zaraz wybiegnie mi na powitanie polarny wilk.

Nic takiego nie miało miejsca. Jeszcze raz uderzyła mnie świadomość tego, że nawaliłam. Z rosnącą niechęcią ruszyłam w stronę nory mieszczącej się u podnóża największego drzewa.

Wślizgnęłam się cichutko do środka. Dopiero tam, w wilgotnej kryjówce, pozwoliłam sobie na łzy. Nie mogłam sobie wybaczyć tego, że ją zawiodłam. Nie miałam pojęcia, dokąd ją zabrali i co chcieli jej zrobić.

Łkając cichutko, wyciągnęłam z materiałowego worka jakieś ciuchy na przebranie. Gdy wyślizgnęłam się na zewnątrz, i już miałam ruszać nad strumyk, by tam doprowadzić się do ładu, coś przyciągnęło moją uwagę.

Ślady pazurów. Całe mnóstwo. To wszystko wyglądało, jakby odbyła się tutaj bitwa między kilkoma watahami. Moja mała się broniła, pomyślałam z dumą, ale i ze strachem, ile ta walka musiała ją potem kosztować. Znalazłam również dwa zakrwawione kawałki futra. Co do pierwszej próbki, nie miałam żadnych wątpliwości, należała do niej. Nie musiałam jej nawet wąchać, by mieć stuprocentową pewność.

Co do drugiego egzemplarza… To było całkowicie czarne futro i potencjalnie mogło należeć do jednego z porywaczy. Podniosłam je do nosa, ale zapach nic mi nie mówił. Nie spotkałam nigdy właściciela tego futra. Wśród wilków, które mnie ścigały, także go nie było. Nie wiedziałam, jak miałam go odnaleźć, ale liczył się fakt, że miałam w ogóle jakiś trop.

 

***

Ogarnięcie się nad strumieniem kosztowało mnie naprawdę wiele. Opadałam z sił. Coraz bardziej kręciło mi się w głowie i nawet fakt, że ugasiłam swoje pragnienie nie pomagał. Przebrana w czyste ciuchy, siedziałam nad wodą, kołysząc się, jak w jakimś dziwnym transie. Musiałam coś zjeść, i to jak najszybciej, ale w obecnym stanie zdrowia miałam raczej marne szanse na owocne polowanie. Wielka szkoda, bo miałam ogromną ochotę na jakiś krwisty befsztyk z sarny.

Pozostała mi marna nadzieja na to, że trafi się jakaś półżywa zwierzyna, której ostatnią wolą będzie zejście z tego świata nad wodą. Równie dobrze mogłam po prostu zacząć powoli umierać z obrazem mojej małej przed oczami. Skomląc, opadłam na trawę. Poniosłam porażkę i nie umiałam się z tym pogodzić.

Zaraz potem przypomniałam sobie coś innego. Dlaczego tamten wilk mnie nie zabił? Miał przecież ku temu doskonałą okazję, stałam mu na drodze. Pokąsał, niby z lekka, ale jednocześnie na tyle poważnie, by wewnętrzne zwierzę ustąpiło miejsca ludzkiej części moich genów. Wiedział, jak uderzyć, żeby najmocniej zabolało.

Zbliżał się powoli wieczór, życie w lesie znów się budziło, jakby dzisiejszy poranek odszedł już w niepamięć. Zaczęła mnie ogarniać senność. Walczyłam z nią, ale to była bardzo nierówna walka. W końcu poddałam się.

To była jedna z najlepszych decyzji w życiu, bo obudził mnie najbardziej smakowity zapach na świecie. Gdy otworzyłam oczy, ujrzałam martwego zająca leżącego tuż pod moim nosem. Pychota. Już miałam dosłownie rzucić się na jedzenie, ale powstrzymałam się. To było bardzo dziwne. Konałam z głodu, a ktoś postanowił mi podrzucić smakowity kąsek pod nos? Kogo obchodził mój marny los?

Dokładnie obwąchałam niewiadomego pochodzenia posiłek, ale nie wyczułam w nim żadnej trucizny. Teraz bez wahania mogłam rzucić się na mięso. Z każdym kęsem czułam, jak powracają mi siły witalne. O tak, teraz mogłabym zawojować świat.

Gdy już kończyłam, moje nozdrza odebrały znajomy zapach. Był ledwie wyczuwalny, praktycznie znikomy, ale nie do oszukania dla moich zmysłów. Ze wstrętem odrzuciłam od siebie pozostałości. Miałam ochotę zwrócić wszystko w jednej chwili.

Cholera. Jeden z porywaczy wciąż się tu czaił. I to on podrzucił mi te przeklęte truchło. Czekała mnie długa noc.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Shogun 02.11.2020
    Warto zwrócić uwagę na powtórzenia, typu "był" "była", gdyż są zbyt blisko siebie, zwłaszcza na początku tekstu.
    Również wartospojrzeć na interpunkcję, sam nie jestem w niej dobry dlatego zawsze zwracam na nią uwagę i przestrzegam innych haha :)
    W niektórych miejscach również popracował bym nad składnią zdań, ale to kosmetyka odrobinę niedociągnięcia.

    Hmm, ciekawy zarys i początku historii. Zastanawia mnie, czy bohaterka jest wilkołakiem, czy Lykanem. Gdyż z samego tekstu wywnioskować można, jest to jednak "gatunek" z przewagą zwierzęcych cech.
    No cóż, na razie nie ma co pisać więcej, mamy zarys historii, początek i trzeba czekać na dalsze rozwinięcie akcji.
    Ciekaw jestem, jak to się rozwinie, więc poczekam.
    Pozdrawiam :)
  • Kocwiaczek 02.11.2020
    Było miejsca, Byłam spragniona i które było/ 3xbyło – pewnie miało zostać górowało to ostatnie;) Potem ponownie masz byłam ranna;

    Mi pozostały i mi porządnie/2x mi;

    Tą część /Chyba tę część;

    potrafiłabym się obronić/ potrafiłabym przewidzieć//2x;

    Mnie nieszczęście i mnie pod powiekami /2x mnie;

    "Moim przeklętym obowiązkiem było ją chronić. Udawało mi się to przez tyle miesięcy, a jeden głupi spacer poza obszar naszego legowiska musiał mnie aż tyle kosztować. Zachciało mi się podziwiać piękno przyrody, to teraz miałam. Jak tylko dopadną mnie ci, którym przyrzekałam, będę niuchać te przeklęte kwiatki od spodu" / zobacz ile tutaj zaimków (moim, mi, mnie, mi, mnie) – powalcz z tym;

    Znajomy głaz (podoba mi się ten głaz, to naprawdę fajny głaz – Osioł ze Shreka)?

    Jeszcze przez krótki moment/jeszcze raz /2xjeszcze

    Nory/ norze//2x (poszukaj zamiennika)

    Kręciło mi się/ nie dał mi // 2x

    Mi marna/ trafi mi się /2x

    Mnie zupełnie i mnie nie zabił/2 x

    ///

    Popracuj nad zaimkami i powtórzeniami, bo wierzę, że dasz radę je zastąpić. Szkoda, by taka ciekawa historia została przez nie przygaszona. Czyli jednak wilk/wilkołak/ wilkoludź?? Węszę tutaj jakiś ukryty romans ?. Pisz dalej. Przybędę w podskokach.
  • wolfie 02.11.2020
    Dziękuję za uwagi, postaram się je wziąć do serca i nie popełniać więcej tych samych błędów :)
  • Vespera 03.11.2020
    Dawno nie czytałam niczego o wilkołakach, a to opowiadanie zaczęło się interesująco, będę je śledzić.
  • Baba Szora 05.11.2020
    Ciekawe. Wciągające. Ma się ochotę czytać dalej :-)
  • Onyx 10.11.2020
    Czyli wilkołak. Nieźle. Fajnie opisana scenka. Intrygujące.
  • Nieoczywista 29.09.2021
    Na pewno będę czytała dalej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania