Poprzednie częściZdrada, wstęp.

Zdrada - rozdział 5

Pani Maciejewska nie chciała słyszeć odmowy. Zaprosiła mnie do swojego skromnego domku, gdzie usadziła przy stole i usilnie próbowała nakarmić, lecz odmówiłam. Z proponowanej przez nią kawy nie zrezygnowałam. Tak dawno nie piłam tego napoju, że zapomniałam już, jak smakuje.

Czarny miał do dyspozycji miskę z wodą. Nie mogłam go pozostawić na zewnątrz ze względu na raban, jaki czyniły okoliczne psy.

Siedząc przy stole stojącym pod oknem wychodzącym na podwórze, rozejrzałam się z ciekawości po kuchni. Mały piecyk, tak zwana „koza”, stała w kącie. Nad nią, pod niskim sufitem, wisiały różnorodne zioła w pęczkach. Zwyczajne meble kuchenne i łóżko kryjące się w rogu pomieszczenia, oddzielone nieprzepuszczającym światła materiałem. Nic nadzwyczajnego, a mimo to czułam się tutaj jak w domu.

- Śliczny ten twój pupil – pochwaliła pani Stasia. Ściągając chustkę z włosów, opadła na drugie krzesło, naprzeciwko mnie.

Zauważyłam ze smutkiem, że czas nie obszedł się z nią łaskawie. Starannie zapleciony warkocz był już całkowicie siwy; zdawała się być też jeszcze drobniejsza, niż pamiętałam, jakby zapadała się w sobie.

Wilk w odpowiedzi na jej słowa odsłonił kły. Kobieta momentalnie zbladła i zaczęła się wachlować chustką.

„Zachowuj się!”, upomniałam Czarnego. Jeszcze mi tego brakowało, by z mojej winy kobiecina zeszła na zawał. Upiłam łyk kawy.

- Dawno cię u nas nie było, kochana – odezwała się pani Maciejewska. - Opowiadaj, co w wielkim świecie słychać. Twoja babcia zawsze mówiła, że bardzo dużo podróżujesz.

„Babcia?”, powtórzył wilk ze zdziwieniem.

Więc tak to nazywała. Dla kochanej babuni moje wilkołactwo było podróżowaniem. Ona i tata byli jedynymi osobami, którzy w pełni mnie akceptowali i obdarzali miłością. Uśmiechnęłam się, ale potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Pani Stasia słusznie odebrała moje milczenie za objaw wzruszenia. Poczułam dotyk jej spracowanej dłoni na swojej skórze.

Odchrząknęłam, a ona zabrała rękę. Dopiłam szybko kawę.

- Muszę się przejść – oznajmiłam. - Wrócę za chwilę, dobrze? Zostań – mruknęłam do Czarnego, a on krótko szczeknął.

Wyszłam na zewnątrz, na ogrodzone podwórko z nierówno ściętą trawą. Oprócz domku, w obejściu nie było żadnego innego budynku. Poszłam na drugi koniec podwórka, gdzie rosły ogromne lipy i topole. Poczułam przyjemny chłód na skórze, gdy weszłam w ich cień. W oddali, za licznymi łąkami, majaczył las. Słysząc ujadanie psów, zatęskniłam nagle za swoją zwierzęcą postacią. Chciałam znów poczuć ten zew wolności i nie musieć niczym się martwić, na przykład ogromem wspomnień. Aż do dzisiaj nie wiedziałam, że były one tak silnie zakorzenione we mnie. Uśpione pod wilczym płaszczykiem, tylko czekały, by uderzyć ze zdwojoną siłą. Czułam się kompletnie rozbita. Chciałam pokazać swojemu towarzyszowi pewne miejsce, ale w ogóle nie miałam do tego głowy.

„Wszystko dobrze?”, usłyszałam w głowie pytanie Czarnego. Nie musieliśmy przebywać blisko siebie, by móc się komunikować. Taka była nasza natura.

„Tak. Jestem w końcu dużą dziewczynką.”, odpowiedziałam przekornie. Coś nagle przyszło mi do głowy. „Możemy zostać tutaj do jutra?”, spytałam szybko.

Odpowiedź dostałam błyskawicznie: „Zapomnij.”

 

***

Radość pani Stasi była nie do opisania. Śmiało mogłam powiedzieć, że w bardzo krótkim czasie odmłodniała o kilka dobrych lat. Na domiar wszystkiego kazała mi zwracać się do siebie „ciociu!”. Czarny, widząc jej reakcję, nie ośmielił się zaprotestować.

- Niech się ciocia nie gniewa – zaczęłam, z lekkim niepokojem patrząc, jak niemal tanecznym krokiem przemierza kuchnię i coś nuci pod nosem. - Jestem trochę zmęczona po podróży, chciałabym odpocząć.

W końcu miałam okazję leżeć w najprawdziwszym łóżku. Było co prawda trochę stare i strzelały w nim sprężyny, ale to nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Przekonałam ciocię, że lepiej będzie, jeśli „mój piesek” będzie mi towarzyszył. Nie chciałam, żeby doszło do jakiegoś nieprzyjemnego incydentu, poza tym lepiej było, gdy ukrywaliśmy się przed miejscowymi zwierzętami. Byliśmy w końcu niezwykłymi istotami i lepiej, by ta mała tajemnica nie ujrzała światła dziennego.

Ciocia ulokowała nas w małym pokoju, który do czasu śmierci jej męża pełnił rolę sypialni. Teraz z niego nie korzystała, zdecydowanie wolała spać w kuchni. Przed tym, jak nas zostawiła, prosiła jeszcze by nie zwracać uwagi na przewracającą się paprotkę. Jej mąż nigdy nie lubił tego kwiatka, a ona z sentymentu nie potrafiła się pozbyć roślinki.

„Ona ma świra.”, stwierdził kategorycznie Czarny, kręcąc łbem.

Pani Stasi wariatką bym nie nazwała. Była specyficzną, ale też szczerą i miłą osobą. Lubiłam ją, chociaż jeszcze kilka lat temu do głowy by mi nie przyszło, że się z nią jeszcze kiedykolwiek spotkam.

Usiłowałam zasnąć, ale miałam z tym ogromny problem. Słyszałam, że ciocia Stasia krząta się po kuchni. Mogłam się założyć, że szykowała coś specjalnego na obiad.

Kręciłam się i wierciłam, ale sen nadal nie przychodził. W pokoju zaczęło robić się duszno, koszulka lepiła mi się do pleców. Podniosłam się i uważając na znienawidzoną paprotkę, otworzyłam okno, by do środka wpadło co nieco świeżego powietrza.

Na niewiele się to zdało. Na zewnątrz panował jeszcze większy ukrop, wiatr się zatrzymał. Miałam wrażenie, że zbiera się na burzę, ale wtedy poczułam coś jeszcze: moje wewnętrzne zwierze bardzo się czymś ekscytowało. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jutro miała być pełnia.

Wydałam z siebie pomruk zadowolenia. Wreszcie będę mogła rozprostować swoje wilcze kości, a i misja ratunkowa będzie mogła znacznie przybrać na szybkości.

Ostentacyjnie wyczuwałam, że Czarny chce coś mi powiedzieć. Nie wiedziałam jednak, co przed tym powstrzymywało.

„Ona nazwała cię Lidką.”, odezwał się w końcu.

Spojrzałam na niego. Pomyślałam, że on przeżywał w tym pokoju jeszcze gorsze katusze niż ja. Ukucnęłam przy nim,

- Tak mówiła na mnie babcia. Dla taty zawsze byłam Leylą. Podobno takie imię nadała mi mama, zanim umarła. - opowiadałam szeptem, uwalniając go z szelek.

Czarny przeciągnął się i otrzepał, jakby dopiero co wyszedł z wody, a potem z powrotem położył się na podłodze. Oczami chłonął każdą moją reakcję.

„Pamiętasz ją? Swoją mamę”?, zapytał, śmiesznie przekrzywiając łeb.

Usiadłam na podłodze obok niego. Tak bardzo nie chciałam czuć teraz żadnych emocji.

- Nie – odpowiedziałam nieswoim głosem. - Zabili ją kilka godzin po tym, jak mnie urodziła.

Wilk parsknął, co mogło oznaczać oburzenie.

„Dlaczego?”.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Nie mogłam uwierzyć w to, że jeszcze nie domyślił się prawdy. Był zbyt bystry, żeby to przeoczyć.

- Nie jestem czystej krwi – oznajmiłam. - Mam w połowie ludzkie geny. Dziwi mnie fakt, że tego nie zauważyłeś. - uśmiechnęłam się lekko.

„Dla mnie zachowywałaś się pod każdym względem jak każdy inny wilk.”, oznajmił. Wyczułam w nim całkowitą szczerość i spodobało mi się to. „Wiesz, kto ją zabił?”, spytał jeszcze.

Pokręciłam głową. Słyszałam jedynie pogłoski na temat fanatyków czystej krwi, którzy zabijali zdrajców, nie oszczędzając przy tym ich partnerów i potomstwa. To był prawdziwy cud, że tacie udało się zbiec. Wiedziałam, że jako człowiek nie miał co szukać pomocy innych wilków, musiał zdać się na swój instynkt.

Nagle poczułam się tak bardzo zmęczona, że nie miałam ochoty wspinać się na łóżko. Odpłynęłam, wtulona w aksamitne futro Czarnego.

To był spokojny, odprężający sen, ale obudził mnie huk rozbijanej doniczki. Drgnęłam, jakby ktoś oblał mnie wiadrem zimnej wody i spojrzałam na zniszczoną paprotkę, nie umiejąc powstrzymać jęku. Trzęsłam się z zimna i dotarło do mnie że Czarny zniknął. Z otwartego okna dobiegł do mnie pomruk nadchodzącej burzy.

„Gdzie się podziewasz?”, posłałam pytanie w eter.

Odpowiedzią było drapanie w drzwi. Gdy się otworzyły, do środka najpierw wpadł wilk, zaraz za nim weszła ciocia Stasia. Pospieszyłam z wyjaśnieniami.

- Ja naprawdę nie chciałam … - zaczęłam, ale ona w ogóle mnie nie słuchała.

Gdy na nią spojrzałam, poczułam, że zaczyna robić mi się niedobrze.

- Nadchodzą – wyszeptała kobieta.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Shogun 09.11.2020
    O proszę, półkrwi, czysta krew, fanatycy, lubię takie tematy. Ciekawe wątki do rozwinięcia. Czarny jest już taki coraz mniej "czarny" haha :) co dobrze świadczy dla romansu haha :) Dobrze napisane i zakończone w świetnym momencie, który sprawia, że chce się czytać dalej, no bo w końcu:
    Kto nadchodzi?
    Chcę się tego dowiedzieć, tak więc czekam na kolejny rozdział ;)
    Pozdrawiam :)
  • Kocwiaczek 09.11.2020
    Łoooł :) Super, akcja zaczyna nabierać tempa. Podoba mi się powolne budowanie bliskości pomiędzy tą dwójką. A Stasia to bardzo intrygująca postać. Czyżby wiedziała o świecie wilków więcej niż Lidka myśli? Czekam na więcej:)
  • Onyx 10.11.2020
    Lubię Stasię, wydaje się być sympatyczną postacią.
    Natomiast Czarny i Leyla... Romans! Się nam zbliża. Ich relacja jest bardzo ciekawa. No, dzieje się, dzieje
  • Vespera 10.11.2020
    Tu się zaczyna dziać coraz więcej fajniejszych rzeczy, dobrze :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania