Poprzednie częściZłapię Cię - rozdział 1

Złapię Cię - rozdział 12

Rozdział 12

Matt

Znowu nie miałem czasu na przerwie pogadać z Sam, chciałem ją przeprosić za dzisiejszy poranek. Niestety, jak zwykle nie było mi to dane. Teraz siedzimy z chłopakami w stołówce, analizując naszą grę. Jeśli chcemy ponownie wygrać musimy po raz kolejny dać z siebie wszystko. Wyczuwam za sobą jakiś ruch, przez co momentalnie reaguję. Przyzwyczajenie to zostało mi z treningów na ringu, a także podziemnych walk. Zanim się odwracam mój łokieć sam już reaguje, uderzając tego dowcipnisia. Słyszę pisk i krew mrozi mi się w żyłach. Kurwa, to była Sam. Ze łzami w oczach, zakrywając twarz mdleje. Wystrzelam jak z procy, aby ją złapać, zanim upadnie na te cholerne twarde płytki.

– Ja pierdole – warczę. – Cam pomóż mi. Muszę ją szybko zanieść do pielęgniarki – odwracam się do mojego kumpla, trzymając w ramionach Sam.

– Dawaj szybko – ponagla mnie. – Będę szedł przed tobą, otwierając ci drzwi – najchętniej pobiegłbym, ale mam w ramionach Sam.

– Co jej się stało? – Pyta szkolna pielęgniarka, pokazując mi gdzie mam położyć moją dziewczynę. Kiedy to robię, szybko przechodzi do swoich rutynowych czynności.

– I co z nią? – zaglądam przez ramię pielęgniarce, denerwując się o stan mojego dzwoneczka.

– Będzie miła obrzęk przez jakiś czas. Trochę mnie niepokoi, że nie było krwawienia, ale będzie dobrze – cholera co ja jej najlepszego zrobiłem. Mam totalnie przejebane.

– Stary, słyszałeś będzie z nią dobrze. My też nie raz tak dostawaliśmy – próbuje pocieszyć mnie Cam.

– Kurwa, Cam! – drę się na niego. – My ważymy o połowę więcej niż ona. Poza tym jakbyś nie zauważył to dziewczyna, moja dziewczyna. Chciała mnie zaskoczyć, a ja jej przywaliłem – pielęgniarka patrzy na mnie kątem oka, przykładając Sam coś do nosa.

– To nie tak miało zabrzmieć. Sorry… – Taa. Wiem, że nie miał tego na myśli. Jednak jestem zły sam na siebie, a każdemu dookoła znowu się dostaje za niewinność.

– Wiem stary. Po prostu jestem zły sam na siebie, za tą akcję – zsuwam się po ścianie na podłogę. Siedząc, zwieszam głowę pomiędzy kolana, wplatam palce we włosy. W duchu przeklinam sam siebie za swoją kolejną głupotę.

– Ała – szarpię głowę do góry. Widzę, jak Sam wierci się na łóżku, szybko się prostuję i podbiegam do niej.

– Hej kochanie, jak się czujesz? – Siadam przy niej, patrząc zmartwionym wzrokiem. Przyglądam się jej uważnie, chcę mieć pewność, że z nią wszystko w porządku, jednocześnie głaszczę jej udo, moją dłonią.

– Oprócz okropnego bólu całej twarzy, to jest całkiem dobrze – widzę jak próbuje być twarda. Posyła mi lekki uśmiech, ale ja nie dam się nabrać na tą jej hardą postawę.

– Niech ci będzie, że wierzę w twoje słowa – nachylam się i delikatnie całuję ją w czoło. Następnie odwracam się do pielęgniarki. – I jak z moją dziewczyną? Wszystko w porządku, mamy zrobić jakieś prześwietlenie, jechać do lekarza? – Zaczynam zadawać multum pytań, kiedy przerywa mi Sam

– Matt przestań, nic mi nie jest – mój dzwoneczek patrzy na Cama szukając u niego wsparcia. – Cam powiedz mu, że jest ok, niech nie robi z tego przedstawienia.

– Dobra, niech wam będzie. – Nie chcę już jej męczyć, więc decyduję się odpuścić. Pomagam Sam wstać z leżanki, po czym biorę ją w swoje ramiona. Oczywiście, moja dziewczyna znowu protestuje, przypominając mi, że sama potrafi chodzić. Akurat to mnie nie interesuje.

– O Boże, kochanie! – krzyczy mama Sam jak tylko wchodzimy do domu. Podbiega do niej, biorąc w dłonie twarz swojej córki, ogląda ją z bliska, jakby oceniała szkody. – Co ci się stało? – patrzy między nami szukając odpowiedzi.

– To moja wina – co ma być, to będzie. – Uderzyłem Sam z łokcia. – Czuję ulgę, że wydusiłem to z siebie. Zerka na mnie z wypisanym szokiem na twarzy. Widzę, że chce coś powiedzieć, ale jedyne co jej wychodzi to zamykanie i otwieranie naprzemian ust. Z boku wygląda to komicznie, ale nie śmiem w jej obecności chociażby podnieść kącika ust, co sugerowałoby uśmiech.

– Że co!? – Dociera do niej wszystko, piorunuje mnie teraz wzrokiem karcąco. Kurcze muszę przyznać, że od samego tego spojrzenia mam gęsią skórkę na całym ciele.

– Mamo, chodźmy do kuchni zjadłabym coś – mam chęć ucałować moją dziewczynę, chyba próbuje ratować moje dupsko przed swoją mamą. – Opowiem ci wtedy wszystko ze szczegółami. To wygląda tylko tak strasznie. To co Matt powiedział... – Pani Collins chce coś powiedzieć, ale Sam jej przerywa, zanim ma szansę się odezwać. – Mamo daj dokończyć – moja dziewczyna łapie mnie za rękę – widzę po twojej minie, że źle to zrozumiałaś. To była moja wina, chciałam go nastraszyć, a on odruchowo podniósł łokieć do góry i bach, mój nos oberwał.

Jej mama nadal dość sceptycznie do tego podchodzi, co jakiś czas zerka w moim kierunku, nic nie mówiąc. W między czasie dołącza do nas Josh z Karen, razem spędzamy czas w salonie. Dziewczyny rozmawiają między sobą, a my gramy na konsoli. Nie spuszczam Sam z oka, wydaje mi się, że po dzisiejszym dniu i całym tym zamieszaniu powinna znowu się na mnie obrazić. Jednak nic takiego nie ma miejsca, z czego jestem zadowolony.

– Sam mówiła ci już o ślubie? – pyta się mnie Josh. Oczywiście robię wielkie oczy, bo o niczym nie wiem. Jakim ślubie? A może coś mówiła, tylko jej nie słuchałem.

– Nie przypominam sobie, żeby coś mi o tym mówiła. A co jest grane? – skoro Josh o tym sam wspomniał, korzystam z okazji wypytując się go o to wszystko.

– Okazuje się, że nie będzie nas na urodzinach Cama – widzę złość w jego oczach, gdy o tym mówi.

– A to niby dlaczego, planujecie coś z Karen? – poruszam brwiami. Skoro chcą gdzieś sami spędzić czas dla mnie spoko.

– To nie z Karen wyjeżdżam – wzdycha, zauważam w jego oczach smutek kiedy zerka w stronę dziewczyn.

– Jak to? To niby z kim? – Najpierw przychodzi szok, a później złość na jego słowa. Czyżby zdradzał już Karen? No koleś, jeśli tak będzie to obije ci ryj. Chyba widzi mord w moich oczach, bo od razu zaczyna tłumaczyć o co mu chodziło.

– Stary spokojnie, to nie to co myślisz. Po twojej minie, mogę wywnioskować, że już masz mnie za kutasa. – No dobra, teraz jestem zdezorientowany. Jeżeli nie chodzi o zdradę Karen, to o co do cholery, bo już się w tym gubię.

– Razem z Sam i rodzicami, jedziemy na wesele. – Ale jaki to ma związek z urodzinami Cama? Wszystko nabiera sensu, kiedy Josh nakreśla mi tą absurdalną sytuację. Nie mogę uwierzyć w to co usłyszałem. Muszę teraz wszystko wyjaśnić sobie z Sam, więc od razu do niej podchodzę.

Sam

Rozmawiałyśmy sobie z Karen, kiedy podszedł do nas Matt. Widząc jego minę wiedziałam, że coś jest nie tak.

– Możemy pogadać? U ciebie w pokoju? – czuję się zdezorientowana jego zachowaniem.

– Jasne – zostawiamy zakochaną parę na dole, a sami kierujemy się po schodach do mnie. Siadam na łóżku, zerkając na Matta, ale on chyba nie ma zamiaru siadać obok mnie, bo stoi przy drzwiach. Dobra, co znowu? Myślę gorączkowo.

– Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że jedziesz z rodziną na jakiś durny ślub, na którym nie chcesz być z tego co mówi Josh? Na dodatek w dzień urodzin Cama. – Aha. Teraz już wiem dlaczego ma taki wyraz twarzy. Złość, zranienie i coś jeszcze, ale nie umiem tego odczytać. Jesteśmy z Joshem kwita, ja powiedziałam Karen, a on Mattowi. Dzięki bracie.

– Miałam ci powiedzieć, ale z rana nie było okazji, a później ta akcja w stołówce – nie zwalam na niego, ale naprawdę nie miałam czasu mu o tym wspomnieć. Zresztą czekałam na odpowiedni moment.

– Czyli to moja wina? – Matt zaczyna podnosić głos. Po raz kolejny rodzi się problem między nami.

– Matt – podnoszę się z łóżka. Podchodzę powoli do niego, kiedy jestem już blisko, mocno go przytulam i całuję w środek masywnej klaty. – Chcieliśmy z Joshem przekonać rodziców, że możemy zostać, ale oni szli w zaparte. Nic nawet nie dało, że są wtedy urodziny Cama. Matt, nie chcę jechać bez ciebie. – Staję na palcach chcąc go pocałować. Matt domyśla się tego i sam schyla się do tego pocałunku.

Uwielbiam całować te usta, jak zwykle walczymy o dominację, przez co nasz pocałunek robi się coraz bardziej intymniejszy. Matt popycha mnie w stronę łóżka, do momentu aż czuję za sobą jego ramę. Delikatnie upadamy na nie, moje ręce zaczynają wędrować po jego ciele. Podciągam mu koszulkę, a jego usta wędrują po mojej szyi, momentalnie się od siebie odrywamy, kiedy słyszymy pukanie do drzwi, a za nimi głos moje mamy.

– Co mówiłam o zamykaniu drzwi!? – Mama krzyczy przez drzwi, a my opadamy po obu stronach łóżka, ciężko oddychając.

– Przepraszam mamo, już otwieram. – Boże kocham moją mamę, ale teraz najchętniej bym ją zabiła. - Dlaczego ona mi to robi? – jęczę do Matta, na co on śmieje się.

– Wniosek z tego, że musisz częściej przebywać u mnie, tam nikt nie będzie nam przeszkadzał – walę go poduszką za te słowa.

– Dobra kochasiu wstajemy, bo mama może jeszcze raz nas odwiedzić, jeśli zaraz nie otworzymy tych cholernych drzwi. – Wstaje, po czym otwieram drzwi. Dochodzi do mnie wyraźny śmiech Karen, czyli mama również odwiedziła Josha. To powoduje mój histeryczny uśmiech.

– Dobra, to co robimy z tym całym weselem? – Kiedy wracam do Matta ten rozwala się na łóżku, kładzie mojego laptopa na swoim brzuchu, klepie miejsce obok siebie, nakazując mi w ten sposób położyć się obok niego. Oglądamy kolejny odcinek, jego ulubionego serialu, Gotham. Musiałam zasnąć w czasie oglądania, bo zostałam obudzona przez delikatne potrząsanie mojego ramienia.

– Kochanie już po północy. Będę się zbierał – patrzę na niego zaspana.

– Oprowadzę cię – chce wyjść z łóżka, ale zostaje powstrzymana.

– Śpij, rano przyjadę po ciebie – całuje mnie słodko. Zanim zdążę przekręcić się na drugi bok jego już nie ma. Dobra to był wyczerpujący, pełen wrażeń dzień. Mam tylko nadzieję, że to koniec niespodzianek w naszym związku.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania