Poprzednie częściZłapię Cię - rozdział 1

Złapię Cię - rozdział 13

Rozdział 13

Matt

Dziś są urodziny Cama, miała być zajebista impreza. W tym roku każdy z nas miał mieć przy swoim boku ukochana połówkę. Niestety, Sam wyjechała wczoraj wieczorem na ten pieprzony ślub. Od rana cały czas smsujemy, tylko kurwa to nic nie daje. Chcę swoją dziewczynę tu i teraz. Przez tydzień doglądaliśmy prace w moim klubie, żeby na sobotę był gotowy. Jeszcze do niedawna razem z Camem szaleliśmy w dniu naszych urodzin, upijając się do nieprzytomności albo zaliczaliśmy panienki. Tym razem miało być zupełnie inaczej, ale wyszło jak zwykle… Po raz kolejny nie potrafię znaleźć sobie miejsca w domu. Muszę być skupiony, bo popołudniu mamy mecz. Mogę nie grać, zwycięstwo mamy w kieszenie. Bez Josha, drużyna Bulls nie ma z nami szans.

– Matt – odwracam się na dźwięk swojego imienia. Widzę Annę, jej mina wyraża smutek.

– Hej sis, co jest? – Skoro Cam jest dla mnie jak brat, a oni są ze sobą związani, nie ma przeciwwskazań, aby tak się do niej zwracać.

– Chciałam się spytać jak tam się trzymasz? Zdaję sobie sprawę, że dzisiaj możesz być nieobecny duchem. – Rety, muszę się ogarnąć. Nie chcę sprawić przykrości Annie, tak bardzo starała się, żeby Cam był zadowolony z niespodzianki. Muszę jej pomóc wszystko ogarnąć, bo Karen też chodzi smutna. Widać, że tak samo jak ja tęskni za Joshem.

– Chodź do mnie – otwieram ramiona w zapraszającym geście. – Mała nie zostawię cię samej z tym wszystkim na głowie. O mnie się nie martw – całuje ją w głowę. – Dzisiaj jest dzień Cama, wspólnie damy radę. Stoimy w tym przyjacielskim uścisku, jeszcze przez parę minut. Anna chyba wie, że potrzebuję pocieszenia.

– Ej koleś – do pokoju wchodzi Cam. – Zabierz swoje łapy z mojej dziewczyny.

– Spokojnie, tylko sprawdzam jak pasuje do mojego ciała – wypowiadam te słowa, aby go trochę wkurwić. Oczywiście udaje mi się. Gdyby nie Anna, dostałbym pewnie od niego w mordę.

– Wiesz kochanie, jak on lubi cię wkurzać – Anna podchodzi do Cama i całuje go czule.

– Twoja dziewczyna tylko mnie pocieszała. Spokojnie, nie zamienię swojej Sam na nikogo innego. Nawet na twoją wspaniałą Annę – puszczam do niej oczko, co wywołuje jej chichot.

– Właśnie, jak tam u Sam? – Patrzę jak owija swoje ręce wokół ciała Anny i jestem trochę zazdrosny. Boże, tak przyzwyczaiłem się do tej wspaniałej, gorącej dziewczyny, że kilka godzin rozłąki jest dla mnie straszną katorgą. Jak wytrzymam te trzy pieprzone dni bez niej? Rozmowy telefoniczne mi nie wystarczają.

– Cały czas wysyłamy sobie wiadomości. Podobno są już na miejscu. Jest sztywno, każą jej pomagać w przygotowaniach. Dlaczego musi teraz właśnie tam być? – Patrzę na nich, czekając na jakąś dobrą odpowiedź, która mnie podniesie na duchu.

Cam już otwiera usta, kiedy przerywa mu dzwonek do drzwi. Anna wyplata się z uścisku mojego kumpla i idzie je otworzyć. Patrzę po raz setny na telefon sprawdzając czy nie ma żadnej wiadomości od Sam, ale jest pusto. Coraz wyraźniej słyszę głosy, które się do nas zbliżają. Zerkam zza telefonu, widzę zbliżającą się Kar. Jej twarz mówi mi wszystko, zamiast się cieszyć z nadchodzącej zabawy, widzę tylko smutek w jej zawsze wesołych oczach. Siadam na kanapie i klepie miejsce obok siebie. Karen zaskakuje mnie kiedy siada mi na kolana, kładzie głowę na mojej klacie płacząc.

Od razu mocno ją przytulam, jedną ręką masuje jej plecy, kiedy ona łzami moczy mi koszulkę. Unoszę wzrok na Cama i Annę, w ich oczach też widzę współczucie. Dobra zabiorę ją do siebie, pogadamy sobie, bo dzisiaj nie możemy zepsuć tego dnia mojemu brachowi.

– Kar – podnosi na mnie zapłakane oczy – Chodź kochanie musimy pogadać.

Schodzi z moich kolan, biorę ją za rękę i prowadzę do mojego pokoju.

– Siadaj, przyniosę ci coś do picia – nawet nie reaguje na mój głos, zgarnia poduszę, na której zawsze śpi Sam i przyciska ją do brzucha.

 

Wychodzę z pokoju zostawiając ją tam na chwilę samą. Dobra czas wygonić Cama na boisko. Sam dotrę na miejsce zaraz po nim, tylko najpierw muszę zając się Karen.

– Cam może pojedziesz już teraz do szkoły z Anną? Ja dotrę z Karen za jakiś czas. – Anna ma przyjechać z nim do domu, a my zaraz po meczu kieruje się z całą ekipą do mojego klubu. Musimy wszystko przygotować przed ich przyjazdem.

– Jak tam Karen? – mój przyjaciel martwi się o młodszą siostrę, wcale się temu nie dziwię.

– Wiesz po raz pierwszy ma chłopaka. Dodatkowo dobiło ją to, że Josh nie mógł jej ze sobą zabrać, nie wiem stary. Sam już tęsknie za moją Sam – próbuje mu to jakoś wytłumaczyć.

– Myślałem, że może dzisiaj gdzieś wyjdziemy – Cam jest trochę załamany, bo cała nasza trójka udaje, że zapomniała o jego urodzinach.

– Wiesz co nie chce mi się. – Parzę jak jego ramiona opadają, trochę jest mi go żal. – Co powiesz na to, że wyskoczymy gdzieś kiedy wróci Sam? – proponuję.

– Spoko. Zapomnij – odwraca się do swojej dziewczyny. – Anna, to co idziemy? – Cam bierze ją za rękę, po czym wychodzą. Anna jeszcze odwraca się do mnie i porusza ustami, dając mi znać, że zadzwoni do mnie później.

 

Powiedziałem Karen, że wiem jak się czuje, ale ze względu na Cama musimy się ogarnąć. To nie koniec świata, że nie ma przy nas Sam, ani Josha. Razem będziemy bawić się znakomicie. Dobra, wychodzimy z domu i kierujemy się od szkoły.

Mecz ciągnie się w nieskończoność, trener wysyła mnie na ławkę. Ma racje biegam bez sensu, moje podania są kiepskie, nie mówiąc już o mojej akcji na murawie.

– Davids co z tobą? – wydziera się na mnie trener.

– Nie wiem. – Tylko tyle jestem w stanie mu powiedzieć, przecież nie przyznam się, że chodzi o moją dziewczynę. Nie będę mięczakiem przed trenerem, nigdy nie ukazywałem przed nikim swojej słabości. Teraz też tak będzie.

Kręci tylko na mnie głową już nic więcej nie mówiąc. Wraca spojrzeniem na chłopków, którzy grają i jak to on wrzeszczy dając im wskazówki. Po godzinie, którą przesiedziałem na ławce, gra dobiega końca. Wygrywamy, ale tylko jednym marnym punktem. Kieruję się za wszystkimi do szatni.

– Stary co jest grane? – pyta się mnie Cam. Reszta tylko przysłuchuje się naszej rozmowie, wiedzą, że jakby któryś z nich mnie zapytał o to samo już by leżał na podłodze poobijany.

– Nic. Miałem tylko cięższy dzień, to wszystko – wzruszam tylko ramionami, jakby nic się nie stało.

– A może chodzi o Sam? – Kurwa, musi gadać o tym przy chłopakach?

– Cam – W moim głosi słychać ostrzeżenie, żeby się nie zagalopował.

– Dobra, już nic nie mówię – podnosi ręce w geście poddania.

Po tej krótkiej wymianie zdań idziemy pod prysznice. Słyszę gdzieś swój telefon, nie zważam na to, że mam na ciele jeszcze pianę. Biegnę, bo to może dzwonić Sam, a ja nie chcę żeby czekała na mnie chociażby minutę.

– Halo – zaczynam, wcześniej nawet nie zerkając na wyświetlacz.

– Matt – czuje rozczarowanie, kiedy po drugiej stronie słyszę Annę. – Jak tylko Cam wyjdzie zabieram go do siebie dać mu prezent. O osiemnastej będziemy już na miejscu, starczy ci czasu na załatwienie wszystkiego?

– Jasne. Nie musisz się o nic martwić. – Słyszę jak wypuszcza z siebie oddech, chyba moje słowa ją uspokoiły.

– To do zobaczenia – mówi.

– Pa – wciskam czerwoną słuchawkę i wracam po prysznic zmyć z siebie pozostałości po mydle.

 

– Dobra ludziska, dostałem wiadomość od Anny, podjechali pod klub. Przygotować się – powiadamiam zgromadzonych.

Światła są wyłączone, czekamy tylko, aż Cam przekroczy próg drzwi, wtedy Anna ma włączyć oświetlenie, a naszym zadaniem na wstępie jest zaśpiewać mu sto lat. Chwila napięcia, później słyszymy głosy i cała zabawa się zaczyna.

Cam stoi wmurowany, widać, że nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Wykorzystując jego oszołomienie podchodzę jako pierwszy z gości.

– Co brachu, myślałeś, ze zapomniałem o naszym corocznym zwyczaju? – Przytulamy się po męsku, klepiemy po plechach, a na koniec śmiejemy.

– Jesteś nieźle pojebany – oczywiście przyjmuje to od niego jako komplement.

–- Dobra, nasz solenizant potrzebuje kolejki, bar uważam za otwarty! – krzyczę w stronę obsługi. Czas zacząć zabawę, dzisiaj przypomnę każdemu starego Matta. Sam nie ma, ale nie zamierzam rozpaczać, mój najlepszy kumpel kończy dzisiaj dwudziestkę.

 

Znajduje Karen w tłumie, chyba jest już po kilku głębszych, bo zatacza się na wszystkie kierunki. Sam nie trzymam się lepiej, na samym początku dzwoniłem do Sam, ale nie odbierała telefonów, więc rozpocząłem swoją zabawę. Piłem na umór, tańczyłem z każdą dziewczyną, która do mnie podeszła. Nie wiem skąd się tutaj wzięła Tina, przecież nikt jej nie zapraszał.

– Cześć Matt, chyba trochę zaszalałeś. – Wow, Tina wygląda dziś w dechę. Po ostatniej rozmowie nie mam zamiaru wcale jej odtrącać, tylko się dobrze zabawić. A co mi tam, Sam bawi się na weselu, dlatego zamierzam zrobić dokładnie to samo.

– Jest dobrze – obejmuje ją. – Może zatańczymy? – Tina chętnie przystępuje na moją propozycję. Kurwa, już jestem w gotowości, kiedy ociera się kusząco o mnie swoim seksownym ciałkiem.

Moje ręce błądzą po całym jej ciele, nagle czuje jak ktoś na mnie wpada. Odwracam się, aby powiedzieć tej osobie co o niej sadzę, a wtedy spotykam się z szokowanym wzrokiem Karen.

– Matt, co ty robisz? – Patrzy na mnie dziwnie, jakbym Bóg wie co wyprawiał z moją dziewczyną.

– Karen, nie widzisz przeszkadzasz mi i Sam. – Jezu, niech sobie poszuka kogoś innego, a nam nie poprzeszkadza.

– Matt, to nie jest Sam. Ona razem z Joshem są poza miastem, na weselu u tej sukowatej Lily czy jak jej tam. – Co ona kurwa mówi? Odwracam się do Sam. Ja pierdolę to nie ona! Mam rękę pod sukienką Tiny, gdyby nie Karen pieprzyłbym ją na parkiecie swoimi palcami. Sam, by mi tego nie wybaczyła. Kurwa, ja sam bym sobie nie wybaczył! Schlałem się i nie wiedziałem co robię. Kurwa!!!

Odskakuję od Tiny jak poparzony prądem, po czym biegnę do prywatnych pokoi na górze, słyszę za sobą wołanie Karen, ale ignoruję ją. Wpadam do swojego gabinetu, próbując złapać oddech. Cholera, duszę się!

– Matt, spokojnie. Wdech, wydech, jeszcze raz… – Postępuję zgodnie ze wskazówkami Kar. Ok, już mi lepiej.

– Karen, co ja tam najlepszego wyprawiałem zanim mi przerwałaś? – pytam, bo totalnie przeholowałem. Jezu, jak ja mogłem pomylić mojego dzwoneczka z Tiną.

– Jak tylko cię zobaczyłam z Tiną od razu interweniowałam – zauważam, że parzy na podłogę, czyli jednak coś widziała.

– Kurwa, Kar mów! – wydzieram się na nią.

– Jak Anna z Camem zobaczyli, że popłynęłam, odsunęli mnie na bok, dali wodę, kazali się trochę przespać, a później… – no dawaj, popędzam ją w myślach. – Prawie pieprzyłeś ją przy wszystkich. Ona wpychała ci język, a ty byłeś bardzo chętny.

– Dość – podchodzę do ściany, w złości walę w nią pięścią.

– Matt – słyszę drżenie w głosie Karen.

– Chodź do mnie – dzisiaj po raz drugi ją do siebie przytulam. – Ten pokój ma dwie sypialnie, idź zajmij jedną. Musimy się przespać. – Mówię do Kar, popychając ją w stronę jednej z sypialni.

Sam

Przez cały dzień pisałam z Mattem, co jakiś czas zerkałam na Josha, on też nie rozstawał się z telefonem.

– Sam może pomogłabyś nam, a nie tylko patrzysz w ten cholerny telefon – moja mama stoi mi nad głową. Cały czas jęczy, Sam przynieść to. Sam idź po tamto. Już mam dość.

Jechaliśmy prawie pół dnia, a na dodatek muszę pomagać przy tym pieprzonym weselu. A miało być wszystko przygotowane. Taa… Josh ma to wszystko w dupie, na wstępie powiedział, że nie ma zamiaru tu nic robić. Ja jak zwykle, biedna sierotka Marysia, godzę się na wszystko i mam za swoje. Przez cały czas byłam popychadłem, kiedy był czas na szykowanie, nie miałam chwili dla siebie, aby się umalować, bo znowu musiałam pomagać pannie młodej. Nie przeklinam, ale teraz musiałam, kurwa, gdzie jest ta jej druha?

– Sam zaraz zaczyna się uroczystość, może pośpieszyłabyś się z tymi wsuwkami – tylko spokojnie, powtarzam sobie. – A i nie chcę tam dużo lakieru.

– Kochanie, ty jeszcze nie gotowa? – moja mama stoi zaskoczona.

– Niby kiedy miałabym to zrobić? Cały czas muszę robić za popychadło, jak nie tutaj, to na sali – nie wytrzymałam. Teraz wydzieram się, czym szokuje swoją mamę i każdego kto jest w tym pokoju.

– Sam zachowuj się! – beszta mnie mama. Jej srogie spojrzenie już na mnie nie działa. Rzucam na podłogę, to co mam w ręku i wychodzę.

Nie kłopoczę się niczym, mi też w końcu przestało zależeć być posłuszną córeczką. Ta sytuacja jest chora, niech się wypchają. Mogłam być ze swoim chłopakiem na imprezie urodzinowej przyjaciela, a tkwię na jakiejś pieprzonym weselu. Znajduję Josha i odciągam na bok.

– Josh wracamy, nie wiem jak, ale ja tutaj dłużej nie zostanę, ani pieprzonej chwili dłużej. – Patrzy na mnie zszokowany, ale szybko dochodzi do siebie, a na jego twarzy pojawia się wielki, zabójczy uśmiech.

– No nareszcie moja mała siostrzyczka dorosła. – Jejku, nie mogę się nie uśmiechnąć na słowa tego kretyna.

– Dobra, musimy ogarnąć jakiś samochód – rozglądam się za tatą, ale nie widzę go w tym tłumie.

– Zawsze możemy zabukować sobie lot – mówi mój brat.

– O tej porze? Myślisz, że jeszcze coś mają? – kurcze chciałabym.

– A co nam szkodzi spróbować? – racja, na pewno tutaj nie zostanę.

 

– Dzwoniłam do Matta, ale nie obiera. Aa jak tam Kar? – udało nam się. Jakimś cudem zdobyliśmy dwa ostatnie bilety na lot do LA. Teraz lądujemy, a przed odlotem próbowałam skontaktować z moim chłopakiem. Byłam świadoma tego, że jest impreza rozkręciła się na całego, ale mówił, że będzie miał telefon cały czas przy sobie. Chyba nic się nie stało?

– U mnie też cisza – no dobrze, może to nic nie znaczy.

 

Wylądowaliśmy półgodziny temu, mama cały czas wydzwoni. Na zmianę dzwoniąc do mnie lub Josha. Postanowiliśmy ją zignorować, ma za swoje. Dawno sama bym dawno już do niej oddzwoniła, ale mój bart powiedział, żebym się nie dała złamać. Mamie przyda się mała nauczka, chyba ma rację.

– Jesteśmy na miejscu – wysiadam, a Josh płaci taksówkarzowi. Po kilku minutach i sprzeczce Josha z ochroniarzem, wchodzimy w końcu do klubu. Dobrze, że Cam był z Anną i kilkoma znajomymi na zewnątrz, bo pewnie ochrona by nas tak chętnie nie wpuściła. Już zaczynali mówić coś o imprezie zamkniętej, tylko dla elity. Nawet nie słuchali tego co mamy im do powiedzenia.

– Gdzie jest Matt? – odwracam się pytając Cama.

– Trochę zabalowali z Kar. Wydaje mi się, że są na górze w jego biurze, z całą pewnością śpią. – Czuję rozczarowanie, ale również złość na siebie, za to, że wybrałam jakieś pieprzone wesele, zamiast mojego chłopaka.

– Dzięki – łapie brata za rękę, kierując się z nim na górę.

Wchodzę po krętych schodach, raczej może te moje wchodzenia można nazwać pędzeniem. Tak bardzo chcę zobaczyć mojego stęsknionego seksownego chłopaka Otwieram drzwi, mój wzrok przykuwa dziura w ścianie. Ostatnio jak tu byłam, nie widziałam jej, musiała prawdopodobnie dziś powstać. Nawet się nie zastanawiam, gdzie mam iść, wiem gdzie znajdę Matta.

– Josh twoja jest na prawo, tam znajdziesz Kar. – Podchodzi, całuje mnie w czoło, a po chwili znika za drzwiami. Chwilę zajmuje mi dojście do siebie, nigdy nie widziałam tak zachowującego się mojego brata, ale podoba mi się nowy Josh.

Wchodzę do pokoju, gdzie śpi Matt. Jak zwykle rozwalony jest na łóżku, chyba próbował się rozebrać, ale coś mu to nie wyszło. Jeden z jego butów został rzucony na środku pokoju, drugi ma nadal na nodze. Spodnie do połowy zsunięte, rozpięta koszula ukazująca jego wyrzeźbioną klatę.

– Matt – delikatnie wplątuje swoje palce w jego włosy.

– Hmm – mruczy sennie.

– Kochanie, przyjechałam do ciebie. – Wiem, że nie powinnam go budzić, ale nie mogę się oprzeć. Nachylam się nad nim i całuje jego soczyste usta. Kurcze, ten chłopak nawet przez sen oddaje mi pocałunek.

– Sam? – pyta otwierając powoli zaspane oczy.

– To ja – tylko to zdążę powiedzieć, bo Matt jak tylko słyszy moje słowa od razu się rozbudza.

– Kurwa kochanie, tęskniłem – rozpływam się, kiedy zaczyna pieścić moje ciało.

– To ja przepraszam, powinnam ciebie wybrać, a nie te pieprzone wesele – kładzie mi palec na ustach.

– Cii… Najważniejsze jest to, że mam cię w końcu przy sobie. – Już nie ma więcej między nami rozmów. Matt zajmuje się moim ciałem, jakbyśmy nie widzieli się od wieków, a nie cholerne dwa dni. Chociaż ta rozłąka była straszna.

– Matt – jęczę.

– Kochanie chciałbym się teraz z tobą kochać, ale jeszcze trochę – zabija mnie właśnie teraz swoimi słowami. – Sam siebie torturuję, ale uwierz mi będzie warto zaczekać.

Kiedy dochodzę, Matt jak zawsze opłata mnie swoimi silnymi ramionami. Zasypiam zaspokojona z uśmiechem na twarzy, przy boku mojego boskiego chłopaka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • justa186 22.04.2016
    Świetne czekam na ciąg dalszy

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania