Chłopak, który pokazał mi, jak żyć - Rozdział Piąty

Anastasia

 

Powoli zbliżam się do domu. Kiedy skręcam za róg w ulicę, gdzie mieszkam, prawie dostaje zawału. Na schodach siedzi Nate! Tego to, już kurwa do reszty popieprzyło! Co on sobie myśli, a może co wyobraża. Jeden pocałunek, a ten zjawia się pod moim domem, nie pytając mnie nawet o zdanie, czy tego sobie życzę.

Pobiegam do niego pełna gniewu. Zaciskam usta w cienką linię.

 

– Co ty, tu do cholerny robisz i skąd wiesz, gdzie mieszkam?

 

– Mnie ciebie też miło widzieć, Ana. Jak zawsze żądna odpowiedzi – odpowiada z uśmiechem.

 

– Przestań pieprzyć, skąd masz mój adres? Czy naprawdę nie rozumiesz prostego pojęcia, że nie chce z tobą żadnych kontaktów, poza tymi związanymi z pracą?

 

– Chciałem cię zobaczyć, muszę z tobą porozmawiać.

Jego niski głos powoduje, że ciarki przechodzą po moim ciele. Serio, Ana? Znowu ciarki? Nie podoba mi się to.

 

– I co ja mam z tobą zrobić, Nate? Nie odczepisz się prawda? Zaraz, zaraz. To ty! Stałeś na tym rogu i mnie obserwowałeś, prawda? – Opieram dłonie na biodrach.

Jak to on, to przysięgam, że go zabije.

 

– Co? Nie, to nie byłem ja. Owszem widziałem z wozu, jak wybiegasz z domu, ale czekałem tu przez cały czas, aż wrócisz. – Słychać w jego głosie, że mówi szczerze.

W takim razie kto to był? Muszę zadzwonić do Sky w tej sprawie.

 

– Hmm, dziwne. Myślałam, że to ty, ale nie ważne. Słuchaj Nate, nie wiem czego, ode mnie chcesz, ale ja mam plany. Pamiętasz? Żyje według nich – mówię i uśmiecham się sarkastycznie.

 

– Pamiętam, ja właśnie w tej sprawie. Mogę ci towarzyszyć w tym, co masz zaplanowane? – pyta, przybierając minę kota ze Shreka.

 

– Oczywiście, że nie. Nie potrzebuje towarzystwa, a teraz wybacz, idę wziąć prysznic i muszę jeszcze gdzieś zadzwonić. Więc spadaj do swoich zajęć, jeżeli takowe masz. – odpowiadam i mijam go siedzącego na schodach, wkładam klucz w zamek.

 

– Ana, może chociaż wejdę do... – mówi, nie kończąc zdania, bo mu przerywam.

 

– Nie Nate, ja nie goszczę u siebie płci przeciwnej. – odpowiadam i  uśmiecham się sardonicznie.

Otwieram drzwi.

 

– Nawet taty? Czy – pyta, unosząc brwi.

 

– Nate, ja nie mam taty. Już nie. – rzucam przez ramię.

Wchodzę do domu i zamykam za sobą drzwi na klucz.

 

Muszę przyznać, że twardy z niego zawodnik. Każdy, który chciał nawiązać ze mną kontakt, szybko się wycofywał. A ten nawet zdobył mój adres i pojawił się pod moim domem. Nie powiem, w jakiś sposób poruszyło mnie to, ale tylko marnuje swój czas. Nie będzie nas łączyć nic, poza wspólna pracą. Mam nadzieję, że tym razem zrozumiał, co do niego mówiłam i zajmie się swoim życiem. Nie potrzebuje towarzystwa, a tym bardziej męskiego. Otaczam się głównie kobietami i wolę, aby tak zostało. Biorąc pod uwagę, jakie Nate wywołuje u mnie uczucia – kiedy dotyka, chociażby mojej skóry. Wolę trzymać się od niego z daleka. Bo choć mój rozum, przejął kontrolę nad sercem, nie jestem pewna, czy rolę się nie odwrócą.

Idę pod prysznic.

To niesamowite, jak ciepła woda działa na zmysły i nastrój. Niekiedy mogłabym stać tak godzinami i delektować się tym ciepłem, które jest takie przyjemne, jednak nic nie trwa wiecznie, bo ciepła woda się kończy. Szybko myje swoje spocone ciało. Wychodzę spod prysznica, otulam się ręcznikiem, łapie za telefon i wybieram numer Sky. Odbiera po pierwszym sygnale, oczywiście.

 

– Ana? Coś się stało? – rzuca pierwsza, nie dając mi dojść do głosu.

 

– A masz coś na sumieniu, że taka spanikowana jesteś? Czekaj... Nie musisz mi odpowiadać. No tak, to ty dałaś adres Nate'owi.

 

– Ana przepraszam, zadzwonił do mnie w nocy. Zaspana byłam i nie myślałam jasno – wyjaśnia.

Bawi mnie to, jak przede mną ludzie się tłumaczą, choć prawda jest oczywista.

 

– Dobra, dobra. Ja w sumie w innej sprawie. Chodzi o to, że dziś rano, gdy wybrałam się na przebieżkę i zatrzymałam przy sklepie na Kingsway, aby napić się wody i złapać oddech. Widziałam kontem oka, że ktoś stoi na rogu z ulicą Aldwych. Kiedy odezwałam się i ruszyłam w jego stronę, on uciekł. Myślałam, że to Nate, ale on przysięga, że to nie on. Mogłabyś sprawdzić kamery w sklepie i wynająć detektywa? Może to jakiś fan lub paparazzi, ale wiesz Sky, wystraszyłam się. Nie co dzień ktoś za mną łazi i się na mnie gapi. – kończę swoją opowieść.

 

– O Boże! Ana, jasne. Zaraz się tym zajmę. Może podesłać ci kogoś z ochrony? – mówi przejęta.

Moja kochana Sky. Najdrobniejsza rzecz, a wywołuje u niej tyle troski i zaangażowania.

 

– Nie, dzięki. Jak będzie się coś dziać, to wtedy mi przyślesz kogoś z ochrony. – uspokajam ją.

Wymieniamy między sobą pożegnanie w stylu papa i kończę rozmowę.

 

Udaje się do szafy, z której wyciągam biały T-shirt z krótkim rękawem, dobieram do tego ciemne dżinsy, wkładam na stopy tenisówki, zarzucam na siebie kurtkę dżinsową i zakładam czapkę z daszkiem – tak udaje mi się dłużej zachować anonimowość. Pakuje telefon i dokumenty do torebki, po czym wychodzę.

 

– Jaja sobie robisz? Jeszcze tu jesteś? – wyrywa mi się.

Nie wierzę, że on nadal tu siedzi, jak idiota i czeka chyba na oklaski.

 

– Wybacz Ana. Możesz być dla mnie wredna i podła, ale ja nie mam zamiaru odpuścić. Jedynie sądownie możesz walczyć o zakaz zbliżania się, wtedy będę zmuszony dać ci spokój. Aczkolwiek do tego czasu nie pozbędziesz się mojego towarzystwa – informuje mnie zadowolony.

Mówiłam, twardy zawodnik. Będzie ciężko. Nie wiem, co z nim zrobię, ale na pewno, będę musiała coś wymyślić, aby przestał się kręcić obok mnie.

 

– Wygląda na to, że do tego czasu, jestem zmuszona znosić twoją obecność, także w życiu prywatnym. – wzdycham.

Robię to tylko dlatego, że z jakiegoś powodu zaczynam lubić jego determinację i może nawet towarzystwo?

 

– Na to właśnie wygląda. – odpowiada z szerokim uśmiechem na twarzy, co powoduje, że odwzajemniam uśmiech.

Skurczybyk, posiada chyba jakąś magiczną moc, przyciąganie lub inne nadprzyrodzone pierdy, że jeszcze go nie pogoniłam i nie wywaliłam na zbity pysk.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania