Legia Cudzoziemska. Rozdział 5 "Śmierć"

W Kairze od rana panowało duże poruszenie, wywołane przyjazdem Jokera. Dowódcy zebrali naradę, niewiedzieli o liczebności wroga więc nie mogli pozwolić sobie na błędy. Do namiotu nieoczekiwanie wbiegł Sergiej, cały zdyszany i spocony, brudny od kurzu. Od razu przyjaciele rzucili się sobie w raniona.

- Co ty tu robisz? - Sergiej przez łzy próbował wymówić proste zdania.

- Postanowiłem najpierw powiadomić tych tu. Zaraz miałem się zbierać.

- Stary! Nie było cię pieć dni, nie ma do czego wracać.

- Jak to?

- Talibowie skrzyknęli mameluków i beduinów, razem najechali fort. Nocą przemknęli się do bramy i wybili straże.

- A inni?!

- Joker! - Szrama i Sokół weszli do namiotu. - Żyjesz, dzięki Bogu, już myśleliśmy, że cię kropnęli.

- Nie tak łatwo mnie zabić, gdzie reszta?

- Czekają na zewnątrz.

Wszyscy opóścili namiot. Przed nim czekali już Vaas, Iwan i Diego. Zaczęła się wymiana uścisków i gratulacji dla ich dzielnego towarzysza.

- Opowiadajcie!

- Ja zacznę - zgłosił się Sokół.- W nocy, gdy większość spała wróg bawił się w podchody. Najpierw podchodził, strzelał i szybko uciekał. Tak całą noc. Nad ranem mała, na czarno ubrana grupa podeszła pod bramę i otworzyła ją. Cała armia rzuciła się na nas.

Przerwał. Dalej kontynuował Diego.

- Gdy przekroczyli bramę, część z nas już była na nich gotowa. Zaczęła się rzeź. Padaliśmy my i oni. Jednak byliśmy szybsi, o północy wysłaliśmy Sergieja z wiadomością do Kairu.

- A jak wy znaleźliście się tu tak szybko?

- Zwialiśmy opancerzoną ciężarówką, była i tak zniszczona ale zapaliła - Szrama wskazał ręką na maszynę zostawioną za bramą.

- I co dalej z tym robimy? - wtrącił Sokół.

- Wyruszacie do Jemenu - odpowiedział im oficer brytyjskich oddziałów Legii.- Siedzi tam dowódca talibów, którego musicie zlikwidować, niejaki Achmed li Sada.

Rozmowę przerwały syreny ostrzegawcze. Na niebie pojawiły się nieoznakowane samoloty. Ludzie rzucili się w osłony i do budynków. Wróg zaczął bomdardować miasto. Pociski trafiały w budowle cywilne takie jak szkoły, szpitale, bary, przeciwnik dobrze zaplanował atak. Zerwał wszelkie zasady ustalone na konwentach. Grupa Skorpion przeczołgała się do kanału pod miastem. Ostatni wskakiwał Sergiej lecz bomba spadła tuż za jego plecami. Rozległ się huk i błysnął ogień. Obecnych pod ziemią uderzenie wytąciło z równowagi, padli w ścieki. Po chwili do wody spadło to co zostało z Sergieja. Jego bezwładne nogi były oddzielone od korpusu i przypalone. Iwan padł w szał, płacząc rzucał się po kanale i wrzeszczał. Gdy próbowano go uspokoić odtrącał ich. Wkońcu padł na kolana tuż przy nogach brata. W pełnej rozpaczy wyjął pistolet i przyłożył sobie do skroni.

- Nie!

- Wybaczcie, obiecałem że nigdy go nieopuszcze.

Pociągnął za spust. Wszyscy zamknęli oczy. Iwan padł na ziemię, zalany krwią i ściekami. Szrama dał znać i ruszono dalej. Musieli uciec z miasta i dostać się do Jemenu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • zaciekawiony 03.08.2015
    "W nocy, gdy większość spała wróg bawił się w podchody." - a o świcie zagrali w klasy. Bo to tylko zabawa była.

    "Nad ranem mała, na czarno ubrana grupa podeszła pod bramę i otworzyła ją. " - bo to była brama otwierana też od zewnątrz.

    "Zerwał wszelkie zasady ustalone na konwentach." - zwłaszcza te przegłosowane na Polconie i Falconie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania