Poprzednie częściNefilim-PROLOG

Nefilim-ROZDZIAŁ V

ROZDZIAŁ V

Przebudziłam się,ale oczy nadal miałam zamknięte. Nie otworzę ich, bo boję się tego co mogę zobaczyć. Mimo tego, że czuję pod sobą materac mojego łóżka i ciepłą, miękką pościel i nawet zapach własnego domu. Jak ja się tutaj znalazłam? Ostatnie co pamiętam to oślepiające światło zbliżające się w moją stronę. A teraz jestem w domu, u siebie. Wiem, że jestem tutaj bezpieczna, a mimo to się boję. Nie otworzę oczu dopóki to, co wydarzyło się w nocy w całości nie wyparuje z mojego umysłu. Już nie chcę znać prawdy. Do diabła z polaną! Do diabła z Valerie i tym wszystkim co teraz czuję! Obrazy sprzed paru godzin przelatują mi przed oczami. Ciemny las, ucieczka przez nieznanym, wielki, pusty teren w środku lasu i ta postać... To, co czułam gdy się zbliżała, to jak na mnie działała. Nie wiem kim jestem i co się dzieje. Ale wiem jedno- to nie jest przypadek. To, że odkąd pamiętam miewam te dziwne sny, to, że imię mojej mamy zostaje wypowiedziany w jednym z nich, to, że miejsce w lesie istnieje na prawdę i to, co dzieje się ze mną, kiedy czuję obce uczucia. Nie potrafię nawet wytłumaczyć jak to się dzieje. Najgorsze jest to, że nie mogę nikomu nic powiedzieć. Po pierwsze nikt by nie uwierzył, a po drugie- mogłabym narobić kłopotów sobie i tacie. Ech... wygląda na to, że sama muszę dojść do tego co jest grane. A tak bardzo nie chcę już nic wiedzieć...

Nagle z rozmyślań wyrywa mnie dźwięk budzika. O nieee, jest 7.00 rano co znaczy, że chcąc czy nie muszę wstać do szkoły. Zmuszam się do otworzenia oczu i sięgnięcia do budzika, aby wyłączyć ten jazgot. Ojciec nigdy nie pozwoli mi opuścić lekcji, chyba, że miałabym czterdziestostopniową gorączkę. A i na to musiałby być jakiś dowód. Także odpada tłumaczenie, że nie najlepiej się dzisiaj czuję. Poza tym zostając w domu naraziłabym siebie na jeszcze głębsze rozmyślania. W szkole przynajmniej spotkam się z Ali i skupię na lekcjach. Robię parę głębokich i spokojnych wdechów dla rozluźnienia mięśni i wysuwam się z łóżka.

***********

Przechodzę przez próg szkoły i od razu pochłania mnie tłum ludzi. Niektórzy przechodzą obojętnie, a niektórzy rzucają mi mniej lub bardziej ukradkowe spojrzenia. Nie dziwię się, wiem jak wyglądam. Podkrążone oczy, nieułożone ani nieumyte włosy... Starałam się jak mogłam upiąć je tak, żeby nie było widać w jakim opłakanym są stanie. Jak widać nie udało mi się to. Nałożyłam też na siebie lekki makijaż, ale i on nie był w stanie zakryć worki pod oczami. Dostrzegam Alison stojącą obok mojej szafki. Czeka na mnie. Podchodzę i przytulam ją na powitanie.

- Dziewczyno! Wyglądasz jakbyś wyszła z trumny. Czy Ty może imprezowałaś w nocy beze mnie?- żartuje na wstępie Ali i trąca mnie łokciem w ramię.

-Źle spałam, to wszystko. Wiesz... ta cała sprawa z moją mamą. - staram się, żeby moja odpowiedź brzmiała naturalnie, a zarazem chcę wyglądać na znudzoną i obojętną.

-Rozumiem... Rozmawiałaś jeszcze na ten temat z ojcem? Wiesz może coś więcej?

-Niee Ali, ten temat jest dosyć ciężki dla taty, przecież wiesz. -Zastanawiam się chwilę co powinnam jeszcze dodać, żeby wyglądać na bardziej naturalną, gdy rozlega się dzwonek na lekcje. - Chodźmy lepiej. Pan Brown nie znosi spóźnień. Zmierzamy w kierunki sali od historii. Widzę jak uczniowie po kolei wchodzą do środka. Przyłączamy się do nich z Ali i zajmujemy miejsca z tyłu od okna. Nauczyciela jeszcze nie ma, więc w spokoju możemy jeszcze rozmawiać. Już miałam zapytać kumpelę o pracę domową, gdy nagle do sali wchodzi Misty. Misty- jedna z cheerleaderek, największa plotkara w szkole, bogata i rozpieszczona córeczka znanego biznesmena, zawsze nienagannie wydepilowane brwi, perfekcyjny makijaż i fryzura i najmodniejsze ubrania, a no i zapomniałabym - mój odwieczny wróg, a już na pewno od pierwszej klasy liceum, kiedy to przez przypadek wylałam na nią budyń ze szkolnej stołówki. Wszyscy tam zgromadzeni rżeli ze śmiechu, a Misty została upokorzona przed połową szkoły. Oczywiście przepraszałam ją później setki razy, ale jej żądza zemsty jest silniejsza od litości.

Siadła w ławce z przodu razem ze swoją "przyjaciółką", którą udaje tylko po to, żeby osiągnąć popularność. Odwracam głowę w kierunku okna i w duchu modlę się, żeby przynajmniej tym razem mi odpuściła i nie wyśmiewała się ze mnie przy całej klasie. Mam już wystarczająco dużo zmartwień.

- Proszę, proszę a kogo my u mamy? - słyszę głos Misty. Proszę niech to nie będzie do mnie, proszę, proszę, proszę... - Nessy słyszałam, że przedawkowałaś alkohol na koncercie tych dziwaków? - spojrzałam na nią. Wykonywała właśnie gest jakby traciła przytomność. Zachichotała, a klasa jej zawtórowała. - A co to za wory pod oczami? Masz jeszcze problemy z narkotykami? Boże Ness... Widzę, że mamy członkinie gangu w szkole. A tatuś wie? A może on sam jest bossem jakiejś narkotykowej mafii i zamiast cukierków daje swojej córci tabletki? - Misty wspaniale się bawi drwiąc ze mnie. Zaciskam pięści. Nie dam się sprowokować. Misty tak mnie traktuje od dwóch lat. Powinnam się już przyzwyczaić.

-Ej barbie! Zamknij tą pyskatą mordkę co? - W mojej obronie nieoczekiwanie stanęła Alison. Jest cicha i spokojna, ale kiedy trzeba umie pokazać pazurki. Misty chyba niekoniecznie się tym przejęła, bo tylko zmierzyła Ali wzrokiem od góry do dołu i prychnęła z pogardą. Dalej trwała zabawa.

- Nessy, a może Twoja mamusia was zostawiła, bo bała się męża gangstera i córeczki narkomanki? - O nie, tego już za wiele. Wkroczyłaś na bardzo cienki lód Misty. Moje pięści są tak mocno zaciśnięte, że niemal czuję jak paznokcie przebijają mi skórę. Powoli podnoszę się z miejsca. Rzucam Misty lodowate spojrzenie. Spojrzenie, które mówi "Tak, zaraz Cię zabiję na oczach tych wszystkich ludzi i nikt nie zdoła Ci pomóc". Mam wrażenie, że cała płonę z nerwów.

-Po pierwsze - cedzę przez zęby - to nie mój ojciec zdradza swoją żonę na każdym służbowym wyjeździe... - nie pytajcie skąd wiem, po prostu wiem. - Po drugie gdyby mój ojciec był szefem mafii, pierwsze co by zrobił to wypchał Ciebie tabletkami i wszelkimi prochami, którymi by handlował i postawił w gabinecie przy biurku jako żywe trofeum. A po trzecie... - nie kończę, bo nerwy ściskają mi gardło, zbiera mi się na płacz, a co najgorsze to na oczach całej klasy. Całe moje ciało drży a po chwili... Zaczynają drżeć wszystkie ławki, tablica, a wystawy i plakaty wiszące na ścianie spadają na ziemię. Misty zaczyna krzyczeć, spada z krzesła na podłogę i zwija się z bólu. Cała klasa zaczyna wrzeszczeć,ale do mnie docierają tylko strzępki słów. Całą moją uwagę skupiam na leżącej na ziemi blondynie. Jestem tak owładnięta szałem, że nie zdaję sobie sprawy z tego co robię, co dzieje się wokół mnie. Chcę tylko jednego - sprawić ból tej nadętej zołzie. Znowu to czuję. Czuję jak silna jestem, czuję jej strach i ból, a moje ciało napawa się tym. Jest tak jak w moim śnie, tylko tym razem nie słabnę, nie mdleje i to mi się podoba. Ta potęga. Pochłania mnie dzika furia. Coraz bardziej i bardziej. Szyba w oknie obok mnie zaczęła pękać. Wszyscy krzyczą, wszyscy się boją... Alison... Nagle wszystko wraca. Czuję się jakbym zbudziła się z jakiegoś koszmaru. Ocknęłam się i widzę chaos... Wszystko leży na podłodze. Wraz z Misty. Rozglądam się po sali zszokowana. Każda para oczu skierowana jest w moją stronę. Spoglądam na Alison. W jej oczach widzę przerażenie. Nie poznaje mnie. Patrzy jakbym była potworem.

-Ali... - głos mam zachrypnięty, głuchy. - Ali to nie ja, nie ja! - nadal tylko patrzy na mnie w osłupieniu. Rzucam ostatnie spojrzenie w stronę Misty, ona też na mnie patrzy. Jest przerażona. Co ja narobiłam? Zaraz... ja? Niby jak ja? Co się właśnie wydarzyło? Zabieram w pośpiechu swoje rzeczy i wybiegam z sali. Mijam na korytarzu Pana Browna, który woła za mną. Nie odpowiadam, nie oglądam się za siebie ani nie zwalniam. Nie obchodzi mnie teraz jakie kłopoty będę później przez to miała. Chcę jak najprędzej wydostać się ze szkoły.

********

Kieruję się w stronę szkolnego zagajnika, który rośnie za budynkiem. Nie jest zbyt duży, ale krzaki i drzewa rosną w nim bardzo gęsto, więc spokojnie mogę się tam ukryć na jakiś czas. Póki emocje całkiem nie przejdą i póki cała szkoła nie opustoszeje, zostawiając mnie samą. Opieram się o jedno z drzew i szybko oddycham. Serce wali mi jak oszalałe. Nie potrafię wytłumaczyć sobie co się przed chwilą stało. To jakieś szaleństwo. Dzieje się ze mną coś na prawdę złego i dziwnego. Zamykam oczy, widzę tych wszystkich wystraszonych uczniów, Misty skuloną na podłodze, bałagan w klasie, który wywołałam i Ali... oh Ali... Czy po tym co dzisiaj się stało, nadal jest moją przyjaciółką? Była taka przerażona. Patrzyła na mnie, ale jej wzrok zdradzał, że nie widzi mnie - Nessy, tylko potwora, jakieś wynaturzenie. Najgorsze jest to, że jestem z tym sama. Nie mogę nikomu powiedzieć, wiem, że narażę się wtedy na poważne kłopoty, odtrącenie i wyśmianie. Chowam twarz w ręce i wybucham płaczem. Nic innego mi nie zostało. Moje łzy ciekną po policzkach i skapują na ubranie. Siadam na ziemi i przywieram plecami do drzewa. I tak siedzę z podkulonymi nogami, szlocham i szlocham, a moje łzy ciekną strumieniami. Dałam upust długo trzymanym w sobie emocjom. Płaczę z powodu tego co stało się w klasie, z powodu słów Misty, przez moją mamę, która mnie nie chciała i sny, których coraz bardziej się boję. Nagle do moich uszu dochodzi czyjś śmiech. Jest tak ledwo słyszalny, że zdaje mi się, że to tylko moja wyobraźnia. Lecz po chwili znowu ktoś się śmieje i tym razem to nie moja wyobraźnia. Podnoszę szybko głowę i przecieram zapuchnięte oczy. Parę kroków przede mną stoi chłopak. Opiera się nonszalancko o drzewo i wpatruje się we mnie z uśmiechem na twarzy. Ten uśmiech wcale nie jest przyjazny. Coś mi mówi, że zaraz będę miała kolejne kłopoty.

-Co tutaj robisz? Kim w ogóle jesteś? - pytam rozgniewana. Jeśli już mam mieć problemy to mogę sobie darować uprzejmość. On nadal się uśmiecha. Zostawia drzewo za sobą i idzie w moim kierunku. Jest bardzo dobrze zbudowany. Nie ma szans, żebym się przed nim obroniła, jeśli przyjdzie taka potrzeba. Ma na sobie czarną, skórzaną kurtkę, która opina się na mięśniach ramion i ciemne, jeansowe spodnie, lekko przetarte na kolanach. Jestem tak oszołomiona jego wyglądem, że nawet nie próbuję wstać z miejsca. Nadal siedzę na ziemi, a kiedy on jest już przy mnie, kuca przede mną i wpatruje się we mnie. Teraz widzę z bliska jego twarz. Jest taka piękna. Ma delikatną, gładką cerę, anielską twarz, którą zdobi blizna na prawym policzku. Oczy tak zielone i głębokie, że mogłabym w nich utonąć. Nie jestem w stanie odwrócić od niego wzroku. Zapominam o strachu, o tym, że to nieznajomy i nie wiem, czego mogę się po nim spodziewać. Jestem jak zahipnotyzowana.

- No proszę, pierwszy raz jestem tak blisko Ciebie a ty nadal jesteś przytomna. - "Co?" myślę. "Co to ma niby znaczyć?" Jednak nie pytam o to na głos, dalej słucham. - Wpadłaś po uszy w kłopoty. I co my teraz z tym zrobimy? - "My" ? muszę wyglądać na bardzo zdezorientowaną, bo patrzy na mnie przez chwilę i wybucha śmiechem. - Oj Nessy widzę, że czeka nas długa rozmowa. Wstawaj. No już. - Zaraz, zaraz... Czy on powiedział do mnie Nessy ? Skąd wie jak mam na imię? Nie wstaję. Patrzę na niego ze złością.

-Skąd znasz moje imię? Kim ty w ogóle jesteś?! - zaczynam krzyczeć, bo mam już tego dosyć.

-Spokojnie mała, zaraz się wszystkiego dowiesz, ale na pewno nie tutaj. Chodźmy stąd. - Kiedy orientuje się, że zanim nie idę, odwraca się i wzdycha. -Zapomniałem, że masz ciężki charakter.

-Nigdzie z tobą nie idę. Jeśli chcesz mi coś wytłumaczyć możesz zrobić to tutaj. I nie mów do mnie jakbyś mnie znał. - jestem zła i stanowcza. Staram się, aby mój wzrok był jak ostrze. Jednak on nadal jest wyluzowany i zdaje się, że mój gniew nie wywiera na nim większego wrażenia. Nie ustąpię. O nie.

-Ślicznotko, znam cię lepiej niż ty sama, zapewniam. - po chwili namysłu dodaje -Ale zgoda, jeśli chcesz rozmawiać tutaj proszę bardzo. Przecież nie będę się z Tobą bił. - O taaak! Wygrałam.

-W takim razie słucham. Najpierw powiedz mi kim do diabła jesteś!

-Radzę Ci uważać na słowa. Diabeł nie ma ze mną nic wspólnego. Za to z tobą... - uśmiecha się tajemniczo.

-Jak śmiesz ty... - nie dokańczam, bo od razu mi przerywa.

-Jestem Daniel, dla ludzi zwykły chłopak, dla świata hmmm powiedzmy bardziej idealnego niż to jestem Aniołem Potęgi z piątego Chóru Aniołów. Moim zadaniem jest powstrzymywać takie istoty jak Ty. Czasami nawet je zabijać. Miło mi. - Stoję osłupiała i gapię się na niego. On oszalał. Matko, więc jednak jest ktoś bardziej popieprzony ode mnie. Obserwuje moją reakcję, a ja nie wytrzymuję i wybucham śmiechem.

- Hahahaha... Okey, okey czaję, jesteś aniołem eee no dobra to ja w takim razie jestem czarownicą. Moja przyjaciółka przynajmniej tak sądzi. - odpowiadam nadal się śmiejąc. Nie sądziłam, że tego dnia spotka mnie jeszcze coś tak pokręconego jak umysł tego gościa. Ale on jakby wcale mnie nie słuchał, tylko z powagą kontynuuje :

- Ty jesteś za to Nefilimem. Domyślam się, że ta nazwa nic ci nie mówi, więc w skrócie - jesteś Potępiona, ale za to masz wiele talentów, o których prawdopodobnie jeszcze nie wiesz. Twoje sny to zazwyczaj wydarzenia, które dzieją się naprawdę. Czasami tylko o tym śnisz, twój umysł jest silny i ciągle to odtwarza. - chyba zaraz zwymiotuję, ten gość to psychol.

- Zaraz, zaraz, chwila, moment. Czy Ty się dobrze czujesz? Skąd wiesz o moich snach? Alison ci powiedziała? Znacie się? - zaczynam czuć się na prawdę dziwnie - Wiesz co nieważne, chyba lepiej już pójdę.

- Odnalazłaś to miejsce, prawda? Dzisiaj w nocy. Wiesz, tak przy okazji szybko biegasz jak na taką drobną dziewczynę. No, ale z drugiej strony nie jesteś zwykłym stworzeniem. - Staję jak wryta. To miejsce? Ma na myśli polanę? Szybko biegam? Na moment zapominam o tych wszystkich bzdurach, o których przed chwilą mi powiedział i wracam myślami do tej nocy w lesie.

- To byłeś ty ? To ty mnie goniłeś? - pytam, bo już nic nie trzyma się kupy.

- Po pierwsze wcale cię nie goniłem, tylko śledziłem. Mam takie zadanie. To ty zaczęłaś uciekać, a ja po prostu nie chciałem cię zgubić. Moim obowiązkiem jest nie spuszczać cię z oczu. - jego głos teraz przybrał rzeczowy ton. Jakbyśmy właśnie rozmawiali o interesach. Nic już nie rozumiem. Zostaje mi tylko wierzyć Danielowi. W zasadzie po tym co stało się w szkole, można uznać, że nie jestem normalną dziewczyną. Ale żeby zaraz jakimś Nefilimem ?

-Eee dobra okey, słuchaj ja nie wiem co jest grane, ale najwyraźniej ty tak. Mów dalej. - Co mi szkodzi. Tyle już powiedział. Totalne szaleństwo, ale on wie o moich snach, wie o polanie. To nie może być przypadek.

- Nie mogę powiedzieć ci teraz niczego więcej. Nie tutaj. Mówiłem ci, żebyśmy poszli w inne miejsce. Nie jest tu teraz dla ciebie bezpiecznie. Domyślam się, że cała szkoła już wie co zaszło i cię szukają.

- Nie wiem co się stało. Ja... Ja tego nie zrobiłam, to nie byłam ja. - zaczynam się tłumaczyć, jakbym stała przed sądem i miała zaraz usłyszeć wyrok.

-Owszem zrobiłaś. A jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o sobie i o twojej matce, chodź ze mną. - Chwila. Jak to o mojej matce. O czym on mówi? Moja matka odeszła dawno temu.

- Mówisz o Valerie? - ostrożnie wypowiadam jej imię i czekam na jego reakcję. Na jego twarzy rysuje się zaskoczenie.

-Wiesz już o niej? Od kogo? - pyta,a mi się wydaje, że jest lekko wystraszony. - Z resztą teraz to nieważne. Nie będziemy rozmawiać o niej tutaj. - obrzuca zagajnik zdenerwowanym spojrzeniem, jakby bał się, że ktoś nas podsłucha. - Chodź.

-Czekaj, nie mogę stąd wyjść. Zobaczą mnie. A nie ma innej drogi niż ta prowadząca na parking szkolny. - mówię. Daniel zastanawia się przez chwilę. Rzuca mi przenikliwe spojrzenie i głośno wypuszcza powietrze. Stoję i patrzę na niego czekając aż coś powie. On tylko podchodzi bliżej, zamyka oczy, a po chwili zza jego pleców wyłania się jakieś światło. Jest bardzo jasne. Sekundę później ten blask przybiera kształt skrzydeł. Białych skrzydeł, jak u... anioła. Gapię się na nie jak zaczarowana. Jestem przerażona, ale równocześnie zdezorientowana. To umysł znowu płata mi figle, czy może ja śnie? Po chwili skrzydła się rozpościerają jak u lecącego ptaka. Są ogromne. Z łatwością mogłyby unieść człowieka. Chłopak otwiera oczy i przygląda się mojej reakcji. Idę w jego kierunku jak zahipnotyzowana z wyciągniętą ręką, by móc ich dotknąć i sprawdzić czy są prawdziwe. Podchodzę bliżej i już jedno ze skrzydeł jest na wyciągnięcie mojej ręki, gdy nagle przeszywa mnie ostry ból w klatce piersiowej, oczy zachodzą mi mgłą i upadam. Jednak nie stykam się z ziemią. Ostatnie co czuję, to silne ręce Daniela, trzymające mnie z łatwością przy jego torsie. A potem odpływam. Znowu.

*******

Daniel bez wysiłku chwycił słabnącą Ness i wziął w ramiona. Zanim zemdlała, spojrzał jej głęboko w niebieskie oczy i przez jedną, małą, zwariowaną sekundę pomyślał, że Demon nie może mieć tak czystej barwy. Oczywiście zaraz skarcił się za to w duchu "To Nefilim, zdradliwa, ohydna istota".

-Znowu to samo. I co ja mam z tobą zrobić? No nic... Już czas, żebyś poznała Hrabiego. - po tych słowach wzbił się w powietrze i odleciał wraz z pięknym demonem w ramionach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • ForgetMe 24.10.2016
    Najlepszy rozdział jak do tej pory. Daje 5.
  • dziękuję :)
  • katharina182 25.10.2016
    O... powoli zaczyna się coś wyjaśniać. Jestem ciekawa jak dalej pokierujesz akcją. 5 zostawiam i czekam na kolejne rozdziały.
  • Angela 30.10.2016
    Chociaż rozdział dosyć długi czytało się szybciutko i z wielkim zadowoleniem : ) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania