Poprzednie częściOstatni Imperator- Prolog

Ostatni Imperator Rozdział 3 - Nowe znajomości

Ciszę słonecznego poranka co jakiś czas przerywał radosny świergot ptaków. Dernier poczuł delikatny dotyk szorstkiej skóry na czole, następnie na nadgarstku by moment później odczuć piekący ból gdy nieznajomy uderzył go otwartą dłonią w policzek z głośnym klaśnięciem. Berserk otworzył gwałtownie oczy podnosząc się do pozycji siedzącej czego natychmiast pożałował. Skulił się pod tępym, pulsującym bólem w czaszce narastającym z każdym uderzeniem serca. Mężczyzna uniósł palce masując nimi skronie z każdą chwilą przypominając sobie niedawne wydarzenia. Jak przez mgłę pamiętał odczucie niepohamowanego gniewu oraz narastającego ciepła wewnątrz. Pamiętał ciemną postać, która jedną dłonią uniosła jego psa ciskając nim w drzewo...

-Arthal!-zawołał Dernier rozglądając się dookoła.

-Zakopałem go-stwierdził głęboki, pełen empatii głos-Nie żałuj swojego przyjaciela, z tego co wywnioskowałem oddał życie ratując cię.

Berserk spojrzał na stojącą kilka kroków przed nim postać. Był to starzec, sięgający Berserkowi do brody, ubrany w pozszywany uniform kupca, który pomimo własnoręcznego cerowania nie wyglądał jak łachmany.

-Jestem Satirah, obwoźny handlarz-stwierdził wyciągając dłoń w stronę siedzącego na ziemii Derniera.

Twarz kupca była ogorzała,pobrużdżona zmarszczkami. Miał on siwą brodę i średniej długości popielate włosy.

Berserker uścisnął dłoń starca powoli wstając z leśnego poszycia.

-Dziękuje ci za pomoc-stwierdził-Ale chciałbym cię prosić o jeszcze jedno... pokaż mi gdzie zakopałeś Arthala, chciałbym się z nim pożegnać... potem muszę wracać do wioski...

Satirah spojrzał z zaciekawieniem na Derniera.

-Pokaże, jasne... powiedz mi, gdzie ta twoja wioska, może mamy po drodze-uśmiechnął się.

Mężczyzna potrząsnął głową.

-Jest ukryta, głęboko w lesie-stwierdził.

Kupiec wydął usta marszcząc brwi.

-W tej okolicy nie ma żadnej wioski-powiedział cicho-Wiem co mówię, znam to państwo jak własną kieszeń.

Dernier potrząsnął kilkukrotnie głową.

-Jest, mówię ci to tylko kawałek stąd...

-Jadę do Złotego Miasta-stwierdził nadzwyczaj stanowczym głosem, Satirah-Jedziesz ze mną...

Berserk otworzył usta jednakże w tym momencie poczuł nieodpartą chęć podążenia za kupcem. Skinął krótko głową ruszając bez słowa za starcem w stronę miejsca pochówku Arthala.

~~~~

Dernier przyklęknął przed świeżo usypanym kopcem ziemii opuszczając głowę i czując łzy zbierające się pod powiekami.

-Dziękuje-wykrztusił łamiącym się głosem-Przyjacielu...

Satirah przystanął kawałek dalej, splatając ramiona na piersi. Wreszcie, stwierdzając, że pożegnanie zmienia się w niezręczną ciszę, podszedł do Berserka klepiąc go po ramieniu. Mężczyzna bez słowa wstał ocierając nos rękawem i ruszając za kupcem. Nagle las zakończył się, przecięty kamiennym traktem na którym stał niewielki, zaprzężony w dwa konie wóz obładowany towarami. Zabrakło dosłownie kilkunastu metrów by wyjść z tego cholernego lasu... by wyjść z niego we dwójkę... jedna przerwa, jedno przystanięcie zaważyło o życiu i śmierci... Detal, który na krótką metę wydaje się bez znaczenia, nabiera go wraz z upływającym czasem.

-Wsiadaj-zawołał Satirah robiąc miejsca na koźle.

Berserk usiadł ociężale spoglądając na drogę.

-Jesteś Toksyczną Krwią?-zapytał po jakimś czasie kupiec, przerywając niezręczną ciszę-Zapach twojej krwi spłoszył konie, dlatego cię znalazłem...

Dernier spojrzał z zaciekawieniem na starca kręcac przecząco głową.

-Półkrwi Wiedzący, półkrwi Berserker-stwierdził.

Satirah zmarszczył brwi milknąc na moment.

-Niebezpieczna mieszanka genów... przyda ci się tam gdzie zmierzamy-wymamrotał pod nosem-I lepiej żebyś szybko nauczył się z niej korzystać...

~~~~~

Późnym popołudniem podróżujący mężczyźni zatrzymali się na popas. Spomiędzy drzew, a co za tym idzie z Lasu Tysiąca Kroków wydostali się około południa. Teraz podążli traktem po wciąż wznoszącym się i opadającym terenie. Kupiec rozsiadł się na poboczu drogi sięgając do wnętrza swojej torby. Wyciągnął z niej kilka kawałków suszonej wołowiny oraz bukłak z wodą. Dernier zdał sobie sprawę jak bardzo dokucza mu pragnienie dopiero w momencie gdy ujrzał naczynie w dłoniach starca. Satirah bez słowa poczęstował Berserkera kilkoma kawałkami mięsa, które swoją strukturą bardzo przypominało podeszwę. Mężczyzna przez kilka dobrych minut żuł żylastą wołowinę będąc tym kompletnie zaabsorbowanym.

-Przepraszam, że pytam ale nie wiem zbyt wiele o tym państwie... właściwie nie wiem o nim nic-stwierdził cicho Dernier-Powiedziałbyś mi kilka rzeczy, które powinienem wiedzieć?

Satirah uśmiechnął się pod nosem rozsiadając wygodnie.

-Oczywiście-stwierdził Kupiec-jest to państwo bez nazwy, bez prawa i jakichkolwiek obowiązków obywatelskich. Podzielone na 6 dystryktów, które praktycznie odcięły się od władzy centralnej w Złotym Mieście, stolicy... o ile wciąż można ją tak nazywać. Więcej opowiem ci gdy dotrzemy. Powracając do tematu podziału państwa. W większości dystryktów faktyczną władzę sprawują przedstawiciele danej rasy. W taki oto sposób Toksyczna Krew stworzyła swoje niewielkie państewko w Dystrykcie Rose. Leży na pustkowiach, dosłownie piach i wiatr nic poza tym, a z tego co wiem Berserkowie, do których należy część w której właśnie się znajdujemy, planują zaatakować Rose i zająć całą jego powierzchnie. Prócz tego daleko na zachód swoje niewielkie państwo posiadają Wiedzący, które stara się nie wchodzić w konflikty z innymi, a raz na jakiś czas nawet zasili skarbiec Złotego Miasta zebranymi podatkami. W najbardziej oddalonym od stolicy, chronionym wysokimi górami, Dystrykcie Arh ponoć ukrywa się osiem z dwudziestu żyjących Wyroczni. To tylko plotki, nikomu nawet nie przeszło przez myśl by wspinać się na te góry. Ten region świata jest cholernie ciekawy, ale myślę, że lepiej będzie opowiedzieć ci o wszystkim w Złotym Mieście. Mieszkam tam.

Dernier spojrzał z zaciekawieniem na starca.

-Kupca stać na zakup domu w stolicy?-zapytał zdziwiony.

Satirah zaśmiał się pod nosem.

-Oczywiście, że nie, to spadek po kimś bardzo bliskim...

Berserker skinął krótko głową, pociągając łyk wody z bukłaka.

-Pora ruszać-stwierdził kupiec-Jeżeli się pospieszymy będziemy w mieście za jakieś dwa dni...

~~~

Około południa następnego dnia do powoli toczącego się wozu podjechał samotny jeździec, ubrany w porządny, skórzany kaftan opinający wielką klatkę piersiową, ciemne spodnie oraz wysokie buty do jazdy konnej. Miał on krótkie, jasne włosy, które zmierzwione po szybkiej jeździe wciąż sterczały we wszystkie strony. Nieznajomy zatrzymał się tuż obok kupca uśmiechając się.

-Masz wszystko?-zapytał niskim, chropowatym głosem.

Satirah skinął krótko głową wskazując na obładowany tył wozu.

-Czterdzieści sztuk, wszystko schowane w drugim dnie, tak jak zwykle-stwierdził starzec-Miałeś jakieś kłopoty po drodze?

Jeździec potrząsnął głową chwilę później wbijając spojrzenie w Derniera.

-A to kto?-zapytał cicho

Kupiec zerknął na berserkera siedzącego obok ruchem głowy dając znak by zapoznał się z nieznajomym.

-Jestem Dernier-stwierdził mężczyzna wyciągając dłoń.

-Twoje kolejne przypuszczenie?-zapytał, kompletnie ignorując siedzącego na koźle Berserka

Satirah zaśmiał się pod nosem.

-Czuje, że ten może być inny, Dernierze, poznaj S, najbardziej sceptycznego człowieka jakiego kiedykolwiek poznało Złote Miasto.

Jeździec zaśmiał się cicho podając dłoń Dernierowi.

-Gówno prawda-stwierdził-Nie mówiłbyś tak gdybyś kiedykolwiek zobaczył Krótkiego wybierającego posiłek. Miło cię poznać.

Berserker skinął krótko głową przysłuchując się rozmowie dwóch mężczyzn, którzy najprawdopodobniej rozmawiali o nim.

-Podeślesz swojego kolege do Niego?-zapytał cicho S.

-Jak tylko wjedziemy do miasta trafi do was, wtedy wszystko się okaże-potwierdził Satirah, prostując się na koźle-Na nas pora, trzymaj się, do zobaczenia wkrótce.

Jeździec skinął krótko głową spinając konia i ruszając w galop w kierunku z którego nadjechał wóz kupiecki.

Dernier zmarszczył brwi gdy powóz znów ruszył w mozolną podróż po trakcie.

-Do kogo mnie wysyłasz?-zapytał.

Kupiec zaśmiał się cicho.

-Nieważne, ale czuje że się polubicie-stwierdził-To, że spotkaliśmy S świadczy o tym, że niedługo dotrzemy do miasta.

Berserker poczuł dreszcz podniecenia przebiegający po jego kręgosłupie. Złote Miasto, stolica w zasięgu jego ręki...

~~~~

Dookoła miasta rozciągały się zaniedbane, zdewastowane parki, które w czasach swojej świetności z pewnością były miejscami częstych spacerów możnych. Rosły tam podupadające już jabłonie, których konary wyglądały niczym pomarszczone, powykręcane palce, diametralnie różniące się od owocujących drzew w Zalesiu. Gdzieniegdzie walały się pozostałości po ławkach, kawałki kamiennych murków zalegające na nieuczęszczanych już ścieżkach. Dernier wyprostował się z zamiarem dokładniejszego obejrzenia nieużywanych już terenów. W tym momencie jego plecy przeszedł dreszcz. Cały park roił się od małych kopców z wbitą w nie kamienną tablicą. Pod każdym z drzew spoczywało co najmniej pięć osób o ile grabarze trudzili się by kopać miejsce spoczynku każdemu z osobna, lub co bardziej prawdopodobne, jeden dół traktowali jako zbiorową mogiłę wrzucając tam kilka martwych ciał. Satirah odchrząknął cicho wskazując palcem cmentarzysko, któremu przyglądał się Berserker.

-Ofiary z ostatniego miesiąca-stwierdził cicho-W większości bogaci cywile zabici z rozkazu Imperatora.

Dernier zmarszczył brwi.

-Dlaczego kazał się ich pozbyć?-zapytał pustym głosem wciąż wstrząśnięty widokiem ogromnej nekropolii.

Kupiec zaśmiał się ponuro ruszając kamiennym traktem w stronę głównej bramy.

-W skarbcu brakowało pieniędzy-odrzekł starzec-Majątek ludzi skazanych przez sąd konfiskuje państwo, poza tym ci ludzie mieli wpływy, które mogły zaszkodzić Imperatorowi.

Dernier po raz pierwszy skupił się na wyglądzie stolicy. Miasto otoczone było wysokimi, szarymi murami na których szczycie znajdowały się blanki. Była to ogromna forteca, której główny zamek znajdował się na wzniesieniu. Niestety z tej odległości Berserker nie był w stanie dojrzeć szczegółów. Widział tylko dwie wysokie wieże oraz ogromny budynek pomiędzy nimi.

-Spójrz-powiedział cicho Kupiec wskazując na wschodni mur-Tam znajduje się siedlisko miejskiej biedoty, ludzie żyją tam na gorszym poziomie niż zwierzęta brodząc po kolana we własnym gównie... Swoją drogą to bardzo ciekawe prawda? Człowiek za wszelką cenę będzie trzymał się swojego nieważne jak nędznego życia gdy ma choć cień szansy na dotrwanie jutra. Może spać w błocie i wykradać jedzenie ze świńskich koryt, a pomimo tego upodlenia i utraty szacunku do samego siebie kurczowo będzie walczył o tak gównianą egzystencje...

Dernier zmarszczył brwi chrząkając cicho.

-Chciałeś coś dodać?-zapytał Satirah spoglądając na mężczyznę.

-Zawsze jest cień nadziei na lepsze jutro-wyszeptał Berserker.

Kupiec uśmiechnął się delikatnie znów patrząc na trakt przed sobą.

-Nie zamierzam odwodzić cię od twoich przekonań-stwierdził-Ale pewnego dnia przekonasz się, że to ja miałem rację przyjacielu. Wracając, cały wschodni mur, aż do granic górnej fortecy zajmuje biedota, gangi i inne tego typu formacje. Jest tam cholernie niebezpiecznie, jeden fałszywy krok, jedno krzywe spojrzenie i wyciągasz nóż spomiędzy żeber. Środkową część miasta zajmują rzemieślnicy, handlarze i tym podobni, między innymi ja. Jest to trochę lepsza część stolicy, ale czasami parę osób z gangu biedoty porywa się na ściąganie haraczu z handlarzy. Zwykle straż załatwia takie sprawy, ale czasem trzeba wziąć ich w obroty. W tym momencie przydają się kontakty. W swoim czasie poznasz pare z nich.

Zachodnią część miasta, najlepszą zaraz po górnej fortecy zajmują średnio zamożni arystokraci, władcy ziemscy i różnego rodzaju zadufane w sobie i pieniądzach ściery. Nie chcę się nad tym rozwodzić, ale nie radzę się tam wybierać. Na pewno nie w  takim stroju...

Dernier zerknął na swoje ubranie. Spodnie oraz dół koszuli wciąż były zaplamione krwią Istoty z lasu.

-Ugh-westchnął Berserker-Jak zamierzasz przepchnąć mnie przez bramę w takim stanie?

Satirah uśmiechnął się do mężczyzny powoli zwalniając powóz gdy dwójka ubranych w paradne, lśniące, ciężkie zbroje gwardzistów ruszyła na spotkanie nadjeżdżającego wozu.

-Ja mówię, ty siedzisz cicho-odrzekł krótko-Od teraz...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • A. Hope.S 07.05.2019
    'Mężczyzna bez słowa wstał ocierając nos rękawem i ruszając za kupcem' - zamiast i przecinek
    'Zawsze jest cień nadziei na lepsze jutro'- moje motto :D
    Zaraz lecę do następnego rozdziału.
    Pamiętaj myślnik przerwa monolog przerwa ;)
    Wciąga.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania