Poprzednie częściRazumow

Razumow / ciąg dalszy/

— Konstanty Antonowiczu, to już rok, jak ten czas, szybko mija — odezwała się Anna.

— Droga, Aleksandro, jakże się cieszę, że widzę panią, w dobrym zdrowiu — oznajmił Wiktor.

— Ja, także — odpowiedziała z uśmiechem.

— Czy to Fiodor?— spytał Kiereński, no chłopcze, zmężniałeś, gratuluje.

Fiodor ukłonił się — a, to mój przyjaciel, Grisza, pamiętacie go zapewne, był tu, w zeszłym roku, na wakacjach, tyle że nieco niższy.

Po tych słowach wszyscy wybuchnęli, śmiechem.

— Witam pana z całego serca, ale trudno nie zauważyć, że od ostatniego razu, trochę pan wyrósł — wtrąciła Aleksandra.

Grisza, nieco zawstydzony.

— Wielce szanowna, pani Aleksandro, Stwórca, nie poskąpił mi wzrostu, na dobitkę, podarował, gęstą czuprynę.

— Tak czy owak — wtrącił Kiereński, witamy cię Grisza.

Po tych słowach, Konstanty, odsunął się na bok, wskazując na wejście.

— Zapraszam.

Anna z Wiktorem, ukłonili się i weszli, do środka, tymczasem, Fiodor z Griszą, zatrzymali się, przed wejściem, do domu.

— Grisza, zauważyłeś gdzieś, Marie? — odezwał się, Razumow.

— To dziwne, ale nie, w końcu, jacy z nas goście, jedynie sąsiedzi i tyle.

— Doprawdy, ty to masz, zawsze prozaiczne wytłumaczenie, ale co tam, jesteśmy tu, i mam zamiar wypocząć — stwierdził Fiodor.

— Ja również — odpowiedział Grisza.

Po uroczystym obiedzie wszyscy udali się, do salonu, Anna z Wiktorem, wyglądali, na bardzo zadowolonych, tym bardziej że Kiereńscy, okazali się wyjątkowo mili.

— Moi, drodzy — zwrócił się do gości Konstanty, mam zaszczyt, poinformować, że w przyszłym miesiącu, odbędą się, zaręczyny naszej córki, Marii z Mikołajem Wasyliewiczem Radunowem, majorem cesarskiej gwardii.

Po skończonej przemowie, do męża podeszła Aleksandra, ujęła go za dłoń i z niekłamanym wzruszeniem, odparła.

— Wiktorze i Anno, zapraszamy was serdecznie, na przyjęcie.

Oboje spojrzeli na siebie, wiedzieli doskonale, jak na taką wiadomość, zareaguje Fiodor.

Podeszli do Kireńskich.

— Jesteśmy, bardzo radzi, zwrócił się do gospodarzy, Wiktor.

— Niech Bóg, błogosławi, młodym — dodała Anna i przeżegnała się, trzy razy.

— Postanowione, a teraz, wznieśmy toast — zakomunikował z dumą, Konstanty.

Anna, kątem oka, spojrzała, na Fiodora, widać było, jak mocno dotknęła go ta wiadomość, nerwowo rozglądał się, po salonie, w pewnym momencie, razem z Griszą, odstawili kieliszki,

z szampanem i wyszli.

Anna zdenerwowana zwróciła się, do Aleksandry.

— A gdzie, podziewa się, Maria?

— Prosiłam, żeby przyszła z nami, do salonu, ale jak to młodzi, woli chodzić własnymi drogami, zapewne wyszła, do ogrodu.

— No, tak — przytaknęła Anna — myślami, była zupełnie, gdzie indziej, targały nią, sprzeczne uczucia, z jednej strony, miała do siebie żal, że w porę, nie wyjaśniła, wszystkiego Fiodorowi, z drugiej strony, odczuwała, głęboką solidarność, z mężem; gdyby teraz wyszła, postawiłaby go, w niezręcznej sytuacji.

Grisza z Fiodorem, szli jakiś czas w milczeniu, obaj, zupełnie zaskoczeni, niedawną wiadomością, nie zwracali uwagi, na otaczający ich krajobraz. Z okolicznych łąk, roznosił się, zapach rumianku, niebo, było zupełnie, bezchmurne, ledwie, wyczuwalny, powiew wiatru, delikatnie muskał, rosnące przy drodze, drzewa.

W pewnej chwili, Fiodor, zauważył niewielki kamień, zatrzymał się, podniósł go i ze złością, rzucił, przed siebie.

— Do diabła! — krzyknął.

— A, czego się spodziewałeś?! — burknął Grisza.

— Masz, zupełną rację, trudno tak, po prostu, machnąć ręką, na wszystko — stwierdził Fiodor.

— Czy, to oznacza, że nie będziemy, przyjeżdżać tu, na wakacje?

— No, co ty, Griszka, tutaj, czuje, że żyję, nawet, bez Marii — niedaleko, jest jezioro, przejdźmy się.

— Oczywiście, ty wariacie, z wielką grzywką — skwitował Grisza.

Po kilku minutach, byli na miejscu. Woda połyskiwała w słońcu, przy brzegu, rosły, gęste trzciny, słychać było, odgłosy, dzikich kaczek.

Grisza, zdjął koszulę i zawadiacko, przerzucił, przez ramię, Fiodor, przypomniał sobie, o grzywce — co jakiś czas, odrzucał ją, do tyłu.

Szli, wzdłuż brzegu, nagle stanęli, jak wryci, pierwszy odezwał się Fiodor.

— Nie wierzę, uszczypnij mnie, to przecież, nasz drogi, Naczelnik cyrkułu.

Grisza spojrzał, w stronę postaci, lekko pochylonej, z długim kijem, w dłoniach.

— Najlepiej, jak podejdziemy bliżej.

— Ja, wiem swoje, to nie może być, nikt inny — wyszeptał Fiodor, energicznie podszedł, do siedzącego mężczyzny.

Ten, podniósł się i krzyknął.

— A, kto mi tu, ryby płoszy!?

Marsowa mina Szubachina, szybko zamieniła się, w pogody uśmiech.

— A, bodaj cię… Kogóż to, moje oczy, widzą?

— Tak jest, szanowny, panie Naczelniku, o to, nie kto inny, jak ofiara, wielogodzinnych rozmówek.

— Zaiste, czyżbyś, kochaneczku, wziął sobie do serca, moje rady? — ciągnął Szubachin.

— Nie inaczej, przyjechałem do rodziców, na wakacje, przy okazji, chciałem przedstawić, mojego druha, Griszę.

Chłopak skinął rudą czupryną i szybko schował się za Fiodorem.

Szubachin zauważył, zachowanie młodzieńca, roześmiał się, na głos.

— A to ci, dopiero, coś ty mu naopowiadał, że taki strachliwy.

— Najszczerszą prawdę, panie Naczelniku — z powagą odpowiedział Fiodor.

Kiedy, wszyscy ochłonęli, Szubachin, zbliżył się, do Razumowa.

— Siadajcie, porozmawiamy.

Michał Aleksandrowicz odłożył wędkę, sięgnął do kieszeni i wyjął, pudełko z cygarami.

— Właściwie, to nie miejsce, na palenie, ale co tam, dobrze się stało — ciągnął dalej — wyjazd z miasta, to najlepsze, co mogliście zrobić, sam, do tej sprawy, mam mieszane uczucia, nie mogę, wszystkiego powiedzieć, ale jedno, jest pewne, od samego początku, wiedziałem, że jesteś niewinny, nasze rozmowy, miały na celu, odwrócenie uwagi; młody człowieku, masz, dużo szczęścia.

— Tak, pan uważa? — zdziwił się Fiodor.

— Otóż, jest ktoś, kogo śmiało, mogę nazwać, twoim aniołem stróżem — kontynuował Szubachin.

Fiodor zaskoczony spojrzał na Szubachina — kto to, taki?

— Jak to mówią, „najciemniej jest, pod latarnią”, ech wy, intelektualiści, nic wokół siebie nie widzicie, a tu, masz, żyje taka, obok, niczym bóstwo, a oni, ślepi.

— Wasza Wielmożność, proszę jaśniej — wtrącił Fiodor

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania