Poprzednie częściUrodzona po to by zabijać. Prolog

Urodzona po to by zabijać. Część 5

Słysząc słowa lekarze odetchnełam z ulgą:

-Najważniejsze, że żyje-szępnełam sama do siebie. Muszę odnaleźć tego co to zrobił a przynajmniej, to co próbował zrobić.

Usiadłam na krześle, musiałam odetchnąć. Czułam, jak moje serce wali.

-Nic mu nie jest?-usyłaszam głos Izaebel

- Przeżył, ale jeszcze nic nie wiadomo- szępnęłam byłam zrozpaczona mimo wszystko. Ruda usiadła koło mnie i objęła mnie mówiąc:

-Nie martw się jest silny. Przeżyje, nie zostawi Cie samą.

- Nie można miedź nadziei. Ona jest zgubna.

-Nie mów tak Katherina, nie wolno Ci tak myśleć. Nadzieja jest czymś ważnym dla człowieka.-powiedziała tuląc mnie do siebie

-Tylko zauważ Izabel, że my nie jesteśmy ludźmi. Nie można mieć nadzieji. Tylko głupcy ja mają.

-Najwyraźniej jestem idiotką- rzuciła prostując się

-Najwyraźniej-dodałam, po czym wstałam krzesła i wróciłam na górę. Byłam wściekła i zrozpaczona.

Chwyciłam wazon i rzuciłam nim o ścianę. Czarny wazon z kwiatami rozpadł się na kawałki. Chwyciłam krzesło, już miałąm nim rzucić gdy powstrzymał mnei Alex:

-Spokojne.

-Daj mi spokój wynieś się!-krzyknęłąm, miałam ochotę kogoś rozszarpać.

-Spokojne - mówił pod nosem jak jakieś zaklęcie. Czy on myśli, że mi to coś da?! IDIOTA!

Mimo jego spokojnego głosu, rzuciłam krzesłem o ścianę.

-Uspokój się, już Twoje oczy są ognisto czerwone a co będzie jak całkiem wpadniesz w furię?-zapytał łapiąc mnie za dłoń

-W takim razie kogoś rozwalę!. Zabije osobę, która poraniłą Sama! Zamorduję, obiecuję.

Chłopak pokiwał głową i powiedział spokojnie:

-W to nie wątpię. Jesteś zbyt agresywna, nie myślisz.

Popatrzyłam na niego wściekła, miał racje i to mnie irytowało. Zrzuciłam z siebie płaszcz i wyszłam na dwór. Muszę ochłonąć.

Zaczęłam biec w stronę alejek, które znajdywały sie koło królestwa.

Wiało i grzmiało. Ogólna pogoda była kiczowata. Po kilku długich minutach dotarłam na miejsce. Kątem oka zauważyłam, że ktoś za mną idzie. Ciemna postać w kapturze. Odwróciłam się do niej, lecz jej już nie było.

-Dziwne- rzuciłam sama do siebie- czyżby ktoś od Wściekłych?

Usiadłam na łąwce po chwili pojawił się chłopak ten sam co w mieście. Jak mu było?..Ach właśnie Key, ale skąd on się tu wziął?

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • mariolka 26.10.2014
    łączę się w nadzieji i bulu
  • mariolka 26.10.2014
    popracuj nad ortografią
  • Ina 26.10.2014
    Mhm ok dzięki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania