Klejnot Serca - rozdział 2 (fantasy, romans)

Rozdział 2

 

Sol zamarła z przerażenia, zastanawiając się jednocześnie, czego ten ktoś od niej chce. Nie są bogaci, nie posiadali w domu nic, co mogłoby być wabikiem na włamywaczy. Trudno więc żeby ktoś napadał ich w celu rabunku. Nagła myśl sprawiła, że wstrzymała oddech. Czy on zrobił coś rodzicom? Musi natychmiast ich odnaleźć! Z całej siły ugryzła go w rękę, z satysfakcją słysząc wściekły wrzask, kiedy od niej odskakiwał. Korzystając z okazji rzuciła się ku otwartym drzwiom. Na nic to się jednak zdało, gdyż ułamku sekundy znów znalazł się przy niej, przyciskając ją całym swoim ciałem do ściany i uniemożliwiając tym jakąkolwiek szansę na obronę.

- Posłuchaj mnie lepiej uważnie, bo nie będę się powtarzał. Jeżeli nie będziesz grzecznie robić tego co ci każę, może spotkać cię krzywda, a tego bym nie chciał, rozumiesz? - Kiedy pokiwała głową, uspokojony kontynuował. - Od wczoraj starałem się ciebie znaleźć, szedłem tropem twojej energii, ale przez walkę ślad się zatarł więc musiałem porządnie się naszukać zanim cię znalazłem. Nie jestem więc w nastroju do użerania się z nic nie rozumiejącymi i na dodatek przygłupawymi nastolatkami.

Jego głos zdradzał, że jest mocno zirytowany.

Co on sobie do licha wyobraża? I co właściwie miał na myśli mówiąc że "szedł tropem jej energii"? Czyżby był w połowie jakimś zwierzęciem? Jak ją znalazł? I gdzie jest jej rodzina? Kiedy tak stała uwięziona, miała okazję, żeby mu się dokładnie przyjrzeć. Pomimo późnej pory, księżyc świecił jasno, więc widziała wszystkie szczegóły. Był naprawdę wysoki, wyglądał na jakieś metr dziewięćdziesiąt, więc przy jej stu sześćdziesięciu centymetrach, wyglądała jak mikrus. Półdługie czarne włosy, opadały na czoło i kark. Prezentowały się niczym najdelikatniejszy aksamit, aż człowiek chciał ich dotknąć i sprawdzić czy faktycznie są tak miękkie i gładkie, na jakie wyglądają. Pod ubraniem wyczuła potężne mięśnie, które świadczyły raczej o prawdziwym ich używaniu i wielkiej sile. Zdecydowanie nie jak u większości mięśniaków z uczelni, którzy mieli swoje dzięki sterydom i podnoszeniu ciężarów. Ciało miał wspaniałe, ale twarz... Była wręcz nieziemska. Gdyby nie postura i muskuły, wyglądałby niczym król elfów, który na chwilę postanowił zajrzeć do świata ludzi. Lekko skośne uszy, częściowo przykryte przez włosy, cera o niespotykanym, nie do opisania odcieniu, do tego mocno zarysowana szczęka stanowiąca potwierdzenie silnego charakteru, którym wręcz promieniował. Wszystko razem tworzyło niezwykły obraz. Najbardziej jednak niesamowite były jego oczy. Jak dwa nieskończenie głębokie i ciemne jeziora. Patrząc w nie, człowiek miał uczucie, że tonie, a kiedy skupiał na tobie uwagę, miało się wrażenie, że przenika cię na wskroś, czytając wszystkie twoje myśli i odkrywając głęboko skrywane sekrety. Niespodziewanie głos mężczyzny wyrwał ją z zamyślenia.

- ... więc teraz grzecznie mi powiesz gdzie on jest, a kiedy mi go oddasz więcej mnie nie zobaczysz - zakończył zdecydowanie.

- Co? - Popatrzyła na niego nieprzytomnie, zastanawiając się o czym on mówi.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Jesteś aż tak głupia, że nawet nie potrafisz słuchać, co mówi do ciebie ktoś, kto jest silniejszy i na dodatek ci grozi?! Nic dziwnego, że trzeba było ratować ci życie.

Wtedy ją olśniło, to on szepnął jej żeby uciekała i to on zatrzymał tamtego drugiego, zanim nie dobiegła w bezpieczne miejsce!

- Skoro tak uważasz, to trzeba było tego nie robić, nikt ci nie kazał! Zastanawia mnie po co się fatygowałeś skoro teraz i tak mi grozisz.

- Naiwna głupia gąsko, to co cię tam czekało było o wiele gorsze od śmierci, gdyby nie ja, czekały by cię tortury i nie tylko! Najpierw wyciągnęliby od ciebie wszystko co wiesz, a nawet jakbyś nic nie wiedziała, to bawiłoby ich patrzenie na twoje cierpienie. Bawili by się tobą jak zabawką, sprawiliby że błagałabyś o śmierć, a na koniec umarłabyś bardzo powolną i bolesną śmiercią. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę w co się wpakowałaś?! - rozdarł się na nią, co jeszcze bardziej ją zdenerwowało.

- Nie, nie wiem! Niby skąd miałabym wiedzieć?! Kim ty w ogóle jesteś? Albo czym? Kim są ci oni o których tak mówisz i dlaczego mnie ścigali? Przecież ja nie znam ani ciebie ani ich, nie mam zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego się tu pojawiłeś. Nic was ze mną nie łączy, więc możesz zabrać stąd swój żałosny tyłek i raz na zawsze zniknąć z mojego życia! Nie prosiłam cię o ratunek, sama sobie mogę poradzić. Nie przestraszysz mnie jakimiś wyssanymi z palca historyjkami o "nich", więc wynoś się stąd i więcej nie wracaj!

Dyszała wściekła, mierząc go spojrzeniem. Gówno ją obchodziły jego groźby, chciała żeby to całe szaleństwo wreszcie się skończyło.

- Dobrze kotku, tylko najpierw daj mi to, po co przyszedłem. Oddaj mi klejnot, a nigdy więcej mnie już nie zobaczysz.

- Ten kamień? O to cała afera? To dlatego mnie szukałeś i dlatego ktoś mnie zaatakował?!To śmieszne! Nie powiesz mi chyba, że wszystko to stało się przez jakieś głupie szkiełko, które znalazłam w trawie!

- Przez głupie szkiełko nie, ale przez Liquidheart owszem.

- Płynne serce? Nigdy nie słyszałam o takiej nazwie ani klejnocie. - Zmarszczyła brwi.

- Bo on nie został stworzony ani odkryty przez człowieka. Ten klejnot narodził się na długo przed tym, zanim pojawił się pierwszy człowiek. Został stworzony przez starożytną rasę, która zamieszkiwała tę ziemię dziesiątki milionów lat temu. Osobie, która go posiądzie i wie jak go użyć daje ogromną moc, która przekracza wszelkie wyobrażenia. Gdyby wpadł w niepowołane ręce ten świat przestałby istnieć.

- No dobrze, ale jakim cudem rzecz, która niby "posiada" tak ogromną potęgę, znalazła się na trawie w środku pustkowia? - Spytała, wciąż niedowierzając temu, co słyszy. Przecież to jakiś kompletny absurd! Rasa, która żyła przed człowiekiem? Nigdy o czymś takim nie słyszała. A skoro są niedorzeczne teorie na temat kosmitów, porywających ludzi, wilkołaków i wampirów, które niby żyją wśród nas, to o takim czymś przecież też by coś było, prawda?

- Został ukradziony wiele lat temu, złodzieja udało się dopaść, ale zdążył go schować. Od jakiegoś czasu śledziliśmy Sannitów, ponieważ podejrzewaliśmy, że mają jakieś informacje na jego temat i nie pomyliliśmy się. Wczoraj właśnie tropiłem jednego z nich. Po tylu latach w końcu klejnot się znalazł, a w trakcie naszej potyczki pojawiłaś się ty i na dodatek bezczelnie go zabrałaś!

- No i co z tego? Skąd mogłam wiedzieć co to jest? Przykuł moją uwagę więc go podniosłam, to nie grzech. Skąd mam wiedzieć czy mówisz prawdę? W końcu wdarłeś się do mojego domu, chwyciłeś mnie siłą i zastraszałeś, więc wątpię żebyś znalazł się na mojej liście przyjaciół.

- Gdybym był Sannitą, zabiłbym ciebie oraz twoich bliskich bez zadawania jakichkolwiek pytań. Daj mi w końcu Liquidheart i więcej mnie nie zobaczysz, przecież tego w końcu chcesz.

- Nie tak prędko, najpierw powiesz mi, co zrobiłeś z rodzicami.

- Nic. - Wzruszył ramionami. - Sprawiłem że zasnęli, to wszystko. Możesz sprawdzić, są w sypialni po lewej.

Sol z mocno bijącym sercem przeszła do pokoju obok. Wchodząc, zauważyła że leżą na łóżku i wyglądają jakby faktycznie spali. Dla pewności sprawdziła jeszcze tylko puls i wróciła do swojego pokoju. Rewelacje, które właśnie usłyszała, sprawiły, że nie zważając na nieznajomego podeszła do fotela i ciężko na niego opadła. To wszystko po prostu nie mieściło się w głowie. Obca rasa żyjąca przed pojawieniem się człowieka, niezwykłe moce, tropienie za pomocą wyczuwania energii? Myśl o tym przyprawiła ją o zawrót głowy. A właśnie!

- Skąd mogę wiedzieć że skoro ty byłeś w stanie mnie wytropić nie zrobią też tego ci Sannici? Nie przyjdą tu i nie wymordują nas w poszukiwaniu tej błyskotki?

- Zatarłem wszelkie ślady, nie masz czego się obawiać.

- I ja mam ci wierzyć? - Prychnęła.

- W końcu ocaliłem ci życie, czyż nie?

Trudno było się z tym sprzeczać. Z jednej strony chciała jak najprędzej to wszystko zakończyć i pozbyć się nieznajomego z domu, ale z drugiej... Pragnęła dowiedzieć się więcej, o tych obcych, sannitach, i o samym kamieniu. Pożądała więcej informacji o tym dziwnym świecie i zasadach w nim rządzących. W końcu miała do tego jakieś prawo. Czy ten dziwny "człowiek" tego chciał czy nie, była w to zamieszana.

- Jak ty masz właściwie na imię? O ile w ogóle je posiadasz - spytała, chcąc przedłużyć moment rozstania.

- Marco – odburknął zmieszany, a jej sprawiło niekłamaną przyjemność, że w końcu stracił na pewności siebie. Jednak szybko oprzytomniał, bo natychmiast przeszedł do ataku.

- Dasz mi go w końcu czy nie? - Wyraźnie się niecierpliwił, ale ona wbrew rozsądkowi, nie chciała tak łatwo go puścić.

- Ja mam na imię Sol, gdybyś chciał wiedzieć. – Uśmiechnęła się, zauważając kolejne zmieszanie. - Dam ci ten kamień, bo nie chcę żeby życie moich bliskich było przez niego w niebezpieczeństwie, ale w zamian masz mi więcej opowiedzieć o waszych rasach i samym klejnocie. Więc co? Umowa?

- Umowa – odburknął, z widoczną niechęcią.

- Trzymaj.

Wyciągnęła dłoń chcąc mu go podać, ale w momencie kiedy po niego sięgnął, stało się coś czego żadne z nich nie przewidziało. Marco nagle poleciał w tył i z wielkim impetem uderzył o ścianę, tak jakby jakaś niewidzialna siła go tam odrzuciła. Sol natomiast z przerażeniem patrzyła to na nieprzytomnego chłopaka, to na kamień który w tym momencie pulsował czerwonym, jakby złowieszczym światłem.

 

***

Nie wiedziała ile czasu wpatrywała się w mężczyznę, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie się stało. Nie mogła zrozumieć jakim cudem przeleciał on przez całą długość pokoju, który nawiasem mówiąc miał jakieś pięć metrów i uderzył w ścianę z taką siłą, że stracił świadomość. Potem spojrzała na kamień, który trzymała w ręce. W tej chwili wyglądał normalnie, ale jeszcze przed parunastoma sekundami jarzył się wściekłą czerwienią. Uświadomiła sobie też, że zaczął świecić dokładnie w momencie, w którym chłopaka odrzuciło do tyłu. Czyżby sprawił to ten klejnot? "Niemożliwe". - Pokręciła głową. Wprawdzie mężczyzna mówił, że posiada moc, ale ona przecież nie miała pojęcia jak go użyć! Nie była też jego właścicielką. Według tego, co mówił, należy do ich rasy, a skoro tak, to powinien wziąć go od niej bez najmniejszego problemu.

Chyba że kłamał. Oczy dziewczyny zrobiły się okrągłe z przerażenia. Skoro nie mówił prawdy to znaczy, że stanowi zagrożenie nie tylko dla niej, ale i jej rodziny!

Musiała działać szybko. Jeśli się obudzi, znów może na nią napaść, a w starciu z nim nie miała żadnych szans. Natychmiast pobiegła do składzika poszukać liny, którą mogłaby go związać. Znalazła sznur, który był na tyle gruby, mocny i długi żeby nie mógł się uwolnić i prędko wróciła do domu. Po drodze zajrzała jeszcze do rodziców, którzy nadal spali i pobiegła do pokoju. Marco, o ile tak się nazywał, nadal leżał nieprzytomny, więc zabrała się do dzieła. Na szczęście kiedyś była harcerką, więc doskonale radziła sobie z węzłami. Związała mężczyznę w przegubach rąk i nóg, a gdyby to nie wystarczyło, na wszelki wypadek jeszcze dookoła własnej osi . Teraz na pewno się nie uwolni – pomyślała z satysfakcją. Postanowiła spokojnie zaczekać aż się obudzi, a potem poddać go dogłębnemu przesłuchaniu. Już mu pokaże, że nie warto robić z niej idiotki!

Z mściwych myśli, wyrwało ją burczenie w brzuchu. Jeśli w między czasie coś zje, nic się nie stanie. Obcy i tak leżał bez zmysłów, a ona padała z głodu, bo od śniadania nie miała nic w ustach. Zeszła do kuchni i zrobiła sobie ogromną kanapkę. Zjadając ją, mogła na spokojnie zastanowić się co dalej. Musiała wyciągnąć od niego prawdę i zmusić jakoś, żeby zostawił ją w spokoju. Tylko co się stanie jeśli nie będzie chciał? Westchnęła. Nie mogła go przecież zabić. Kochała zwierzęta, a jako wegetarianka i przeciwniczka pozbawiania życia niewinnych istot, po prostu nie byłaby w stanie. Chociaż gdyby groził jej lub rodzinie, kto wie? W ostateczności nie miałaby wyboru. Kilka żyć za jedno… Mimo wszystko i tak trudno jej było sobie to wyobrazić.

Wracając na górę usłyszała szelest. No, w końcu się ocknął - pomyślała. Ustała na chwilę, łapiąc kilka głębszych wdechów dla uspokojenia, po czym z bojowym nastawieniem wkroczyła do pokoju. Widok który tam zastała, sprawił, że stanęła jak wryta. Marco siedział sobie w najlepsze na jej łóżku i oglądał album ze zdjęciami, a pod ścianą leżała cała w strzępach, lina.

- Co… Jak?! - Patrzyła z otwartymi ustami to na niego, to pod ścianę, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.

- Widzę że wróciłaś - rzekł z uśmiechem. - Niezłe węzły, ale jak widzisz nic ci to nie dało. Naprawdę myślałaś, że mnie to powstrzyma? - Pokręcił z niedowierzaniem głową. - Przecież mówiłem ci, że nie jesteśmy zwykłymi ludźmi, właściwie w ogóle nimi nie jesteśmy, chociaż z wyglądu was przypominamy. Widzę, że zaniemówiłaś, dobrze. Przynajmniej będę miał czas żeby powiedzieć to, co mam do powiedzenia, bez ciągłego wpadania mi w słowo.

- Nie pochlebiaj sobie - rzuciła z przekąsem. - Nie interesuje mnie jak się uwolniłeś, masz stąd zniknąć i więcej się tu nie zjawiać, inaczej następnym razem nie będę tak miła i cię zabiję.

- Nie rzucaj gróźb, których nie jesteś w stanie spełnić. Gdybyś faktycznie chciała to zrobić już byłbym martwy.

Zazgrzytała zębami ze złości, na własne miękkie serce.

- Nie jesteś tylko dlatego, że nie chciałam, żeby twoje flaki zachlapały mi pokój. Poza tym nadal nie wiem co zrobiłeś moim rodzicom i…

- Nie martw się, nic im nie jest. Obudzą się jutro rano jakby nigdy nic i niczego nie będą pamiętać.

Przyjął wygodniejszą pozycję, patrząc na nią, jakby cała ta sytuacja najzwyczajniej w świecie go bawiła. Wkurzyła ją jego nonszalancja. Co było takiego w tym nie człowieku, że doprowadzał ją do szewskiej pasji?

- I na jakiej podstawie sądzisz, że ci uwierzę?

- Myślałem, że już sobie wszystko wyjaśniliśmy i wiesz, że możesz mi ufać.

Prychnęła, wyrażając tym jednym gestem, całą swoją pogardę i niedowierzanie.

- Ufać? Tobie? Nigdy. Może i zaczynałam ci wierzyć, ale po tym co się stało więcej nie popełnię tego błędu.

- I tu dochodzimy do tematu, na który miałem z tobą właśnie porozmawiać.

- O czym? O tym, że mnie okłamałeś? Bo gdybyś faktycznie był z tych „dobrych” to kamień by cię nie zaatakował. Zaczynam żałować że nie poprawiłam ci, przywalając czymś ciężkim w głowę i nie wywiozłam daleko stąd – warknęła z nienawiścią.

- Kochanie, gdybyś tak zrobiła naraziłabyś się tylko na jeszcze większe niebezpieczeństwo, a ja i tak bym cię odnalazł. Pytanie tylko, czy wtedy nadal byłabyś żywa, czy też martwa.

Sol zadrżała, zdecydowana nie pokazać po sobie, jakie wrażenie wywarły na niej te słowa.

- Jeszcze większe niż te, na jakie mnie naraziłeś? – odrzekła z kpiną.

- O wiele większe niż możesz sobie wyobrazić. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że wybrał właśnie ciebie. To chore, przecież jesteś tylko człowiekiem, nie masz żadnej siły, ani umiejętności, niby jak miałabyś nam się przydać? - Na jego twarzy było takie niedowierzanie, że pomimo, że nie wiedziała o czym mówi, zastanawiała się, czy właśnie jej nie obraził.

- O czym ty do licha znów gadasz?!

- O tym, że od chwili kiedy kamień zdecydował zostać z tobą i stanął w twojej obronie, zostałaś nieodwracalnie wplątana wojnę, która trwa od milionów lat.

- Co? Jaka znów wojna? I dlaczego uważasz, że miałabym się w to mieszać?

- Dlatego, że według legendy ty jesteś osobą, która zakończy wojnę i zaprowadzi wreszcie spokój w naszym świecie. Co więcej, Liquidheart jest od teraz z tobą związany i żebyś nie wiem jak się starała nie zdołasz uciec przez czekającym cię przeznaczeniem.

Dziewczyna popatrzyła na niego jak na wariata, a potem zaczęła się głośno śmiać.

- Że, że niby ja je-stem wy- wybranką? - wydusiła z siebie pomiędzy kolejnymi napadami chichotu. - A to dobre hahahaha.

Tak się śmiała, że zaczął ją boleć brzuch i z tego wszystkiego spadła z łóżka, co przyprawiło ją tylko o kolejny napad radości. Marco spokojnie poczekał, aż się uspokoi i dopiero wtedy zaczął mówić.

- Cieszę się, że tak cię to ubawiło, ale mnie wcale nie jest do śmiechu. Jesteś zwykłym człowiekiem, nie posiadasz żadnych umiejętności ani mocy i nie masz jak się bronić przed niebezpieczeństwem. Wprawdzie posiadasz kamień, ale wyzwolenie jego siły było kwestią przypadku, a nie świadomego działania. Do tego jesteś nawiną i głupawą nastolatką, która nie potrafi nawet zdać sobie sprawy z grożącego jej niebezpieczeństwa.

Jego słowa sprawiły, że przestała się śmiać, za to w jej oczach pojawiły się niebezpieczne błyski.

- Po pierwsze to nie jestem nastolatką. Może na to nie wyglądam ale mam już dwadzieścia lat. Studiuję i posiadam dość rozległą wiedzę. To, że nie wiem nic o waszym świecie ani rasie, nie oznacza, że jestem głupia. Teoria o tym, że jestem jakąś waszą wybranką, jest po prostu śmieszna. Jak sam zresztą mówisz, nic mnie z wami nie łączy. Niby dlaczego miałabym nią być?

Patrzyła na niego, jakby był niespełna rozumu.

- Szczerze? Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że od czasu gdy Sannitom udało się zabić naszą królową, klejnot nie służył nikomu. Nie było osoby wśród naszej rasy, która nie próbowałaby tego sprawdzić. Zresztą nie tylko my. Nasi wrogowie ukradli go licząc na to, że wśród nich znajdzie się ten, któremu uda się sprawować nad nim władzę. Każdy od kołyski zna legendę i nie ma osoby, która nie chciałaby sprawdzić, czy to nie on będzie tym szczęśliwcem.

Przymknął oczy, jakby próbował coś sobie przypomnieć i zaczął recytować, wczuwając się w wypowiadaną przepowiednię:

 

"Kiedy królowa umrze,

a świat ogarnie chaos,

nadzieja powróci

w nieznanym obliczu.

Serce będzie mieć czyste,

nieskalane nienawiścią,

a klejnot będzie służył

i odkryje swą moc.

Z jego pomocą,

odnajdzie prawdę

i cały zmieni świat.

Pokój ogarnie

skłócone serca,

a wojna ustanie

i powróci ład.

Czystość intencji

i dobre serce,

pokonają uprzedzenia

i ogrom nienawiści.

Zasiądzie na tronie,

jako władca ziemi

i będzie rządzić,

z akceptacją wszystkich."

 

- Ty tak na serio? - Uniosła w niedowierzaniu brwi. Czy on naprawdę myśli, że przekona ją jakiś wierszyk? I co to niby ma wszystko znaczyć? Serio sądzi, że to ona jest osobą z tej przepowiedni?

- Do licha, ile jeszcze razy mam ci mówić, że to nie są żadne żarty?!

W mężczyźnie wszystko aż się zagotowało ze złości. Jak ona może nie rozumieć powagi sytuacji? Przecież tu waży się los nie tylko jej ale i całego świata. Jeśli tamci by ją schwytali, nie miałaby najmniejszych szans! Zabiliby ją zanim zdążyłaby mrugnąć, a potem wybiliby do cna wszystkich, którzy stawialiby opór, lub z jakichś innych względów im nie odpowiadali. Czy nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele od niej zależy? Jeśli nic nie zrobi, świat który zna, przestanie istnieć.

- Zresztą sama niedługo się przekonasz. Poczekaj jeszcze trochę, a Sannici wkrótce cię znajdą, a wtedy nie będziesz już w nastroju do żartów.

Sol spoważniała. To tylko sen - powiedziała sobie w duchu. Porąbany, niemożliwie długi sen, zaraz się obudzę i wszystko będzie normalnie. Nie będzie żadnych obcych, Sannitów, ani tego denerwującego mężczyzny, wstanę jak co rano i pójdę do szkoły.

- Wierz mi, że chciałbym aby to wszystko tylko ci się śniło – powiedział nagle łagodnym, wręcz współczującym tonem. – Ale to dzieje się naprawdę, i ani ja, ani ty nic nie możemy na to poradzić, żebyśmy nie wiem jak bardzo chcieli.

- Teraz jeszcze czytasz mi w myślach?!

- Jestem w stanie to zrobić, kiedy ktoś się mocno na czymś skupia, u nas telepatia jest normalna, jesteśmy w stanie porozumiewać się bez słów. Z ludźmi jest inaczej, ale jeśli myślą o czymś intensywnie jesteśmy w stanie to odczytać.

- Boże, to wręcz nie do wiary! Czy ty naprawdę myślisz, że ja chcę być waszą jakąś wybawicielką? Nie mam ochoty być w to wplątana. Mam rodzinę, przyjaciół i nie zamierzam mieszać się w jakieś wojny. Moi bliscy mogliby na tym ucierpieć!

- Posłuchaj jeśli nic nie zrobimy twój świat i tak przestanie istnieć. Udaj się ze mną do starszyzny, a na pewno wymyślimy coś żeby ich ochronić i...

- Nigdzie się z tobą nie wybieram! Tu są osoby, które kocham, może im grozić niebezpieczeństwo! Nie ucieknę stąd jak tchórz, zostawiając ich na pastwę losu!

Marco był dumny z jej postawy, ale nie mógł na to pozwolić. Zbyt wiele mieli do stracenia. Musi przekonać dziewczynę, że to najlepsze wyjście z możliwych i jak najszybciej zacząć przygotowania do wojny, którą - miał nadzieję, że z jej pomocą, w końcu wygrają.

- Zostając tutaj narażasz ich na jeszcze większe zagrożenie. Oni prędzej czy później przybędą tu, zwabieni wyczuwalną energią kamienia. Jeśli tu z nim zostaniesz, na pewno się zjawią.

- W takim razie zabierz go ode mnie i zniknij. - Wyciągnęła rękę, chcąc mu go oddać, jednak on tylko się odsunął i pokiwał przecząco głową.

- Przecież już próbowałem, nie jestem w stanie ci go odebrać. Jednak być może, będę mógł ustawić barierę ochronną. Wystarczy na jakiś czas i zapewni ci bezpieczeństwo, dopóki nie wymyślimy czegoś innego. Umiejscowię ją tak, żeby obejmowała całą wioskę. Liquidheart nie będzie wyczuwalny, a dla przeciwników to miejsce będzie niewidzialne, dzięki czemu nie wpadną na pomysł, żeby jednak tu poszukać. Ludzie natomiast niczego nie zauważą gdyż będą wszystko widzieć normalnie.

- To ty tak możesz zrobić? - Pierwszy raz odkąd zrozumiała powagę sytuacji, na jej twarzy pojawił się uśmiech. - No widzisz, jak chcesz to możesz się postarać i trochę wysilić mózg. - Rzekła całkiem już rozluźniona, ciesząc się z takiego rozwiązania sprawy.

- Nie łudź się że to na długo wystarczy. Prędzej czy później nasi wrogowie to odkryją, wystarczy że będą w pobliżu, kiedy ktoś będzie wchodził do wioski i zauważą jak nagle "znika". A kręcić będą się na pewno. Zrobią wszystko, żeby zdobyć Liquidheart.

- Na szczęście u nas rzadko kto opuszcza wioskę, ci co mieli to zrobić już się wyprowadzili, a reszta wiedzie spokojne życie, nie przekraczając zbyt często jej granic. Ustaw barierę jakieś dwa kilometry od wioski. Wiadomo, że ludzie chodzą do lasu na grzyby lub z innych przyczyn więc lepiej, żeby granica dała im pewną swobodę, inaczej zostaniemy odkryci natychmiast.

- Dobrze – mruknął z niezadowoleniem. - Ale czy ty przypadkiem nie za wiele ode mnie wymagasz? Jeżeli przesadzisz to wezmę cię stąd siłą i nie będziesz miała nic do gadania.

- Jakbyś chciał i mógł, to byś to zrobił od razu - rzuciła z uśmiechem. - A teraz już idź, nie chcemy przecież żeby Sannici się tu pojawili, prawda?

Bezczelnie śmiała się z jego bezradności, a jemu nie pozostało nic innego, jak tylko zrobić to o czym mówił. Odszedł klnąc na czym ten świat stoi, odprowadzany zamyślonym wzrokiem dziewczyny, w którym wbrew pozorom, czaił się strach.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Vespera 14.01.2022
    To jest nawet fajniejsze niż fanfik do Słodkiego Flirtu. I czy mam zwidy, czy tu są inspiracje Eldaryą?
  • Tooyaa 14.01.2022
    Nie, zaczęłam pisać to na długo przed eldarya :) cieszę się, że się podoba :)
  • Cicho_sza 15.01.2022
    Kolejny ciekawy rozdział. Fajnie rozwijasz akcję. Idę dalej ?
  • Clariosis 28.02.2022
    Ha! Więc o tym mówiłaś, że możliwe iż mnie rozczarujesz. ;)
    A powiem Ci, że mam niezłą zagwozdkę. Z jednej strony mamy "łeh, typowe", a z drugiej... no właśnie. Zostanie wybranym przez jakiś potężny przedmiot? No to powiem, że w tym przypadku można zabawić się w oryginalne rozwiązania. Mianowicie nie mamy "tej jednej potężnej która według przepowiedni narodzi się z ogromną mocą", tylko mamy kamuszek, który z jakiegoś powodu postanowił sobie wybrać główną bohaterkę. I w tym przypadku z typowego schematu robi się nam coś z potencjałem. Na przykład można to wyjaśnić tym, że w tym przypadku kamień nie miał zamiaru wybrać kogoś o potężnym pokładzie mocy, ale zaważyła tutaj zaledwie jedna cecha, którą np, posiadają tylko ludzie. Możliwości są, a kreatywność to potężna broń. Ciekawe jak to dalej pociągniesz. ;)

    Niestety tekst cierpi na zaimkozę - zamiast używać ciągle zaimków spróbuj zamieniać je jakimiś konkretami. Wiem, że to ból w tyłku, ale możliwe do osiągnięcia. ?

    I powiem Ci, że akurat sprawia mi przyjemność czytanie tekstów jak Twój - zawsze mi się wtedy łezka w oku kręci na wspomnienie o moich pisarskich początkach. ;) Chociaż jedyny minus jak na razie to główna bohaterka. Naprawdę nie zachowuje się dojrzale, wręcz irytująco, pewnie chcesz zrobić na jej podstawie ukazanie jak się będzie zmieniała w dojrzalszą, lecz nigdy nie lubię gdy zaczyna się od irytującego i infantylnego charakteru. Ale to już moja preferencja.

    Pozdrawiam!
  • Tooyaa 06.03.2022
    Pocieszę, że w dalszych rozdziałach starałam się ta zaimkozę wyeliminować ? ale niestety dopiero niedawno ktoś mi to uświadomił, więc jeszcze trochę tego będzie, niestety brak mi czasu na poprawki tych co sa
  • Clariosis 06.03.2022
    Tooyaa To zrozumiałe. Najważniejsze to się kształcić. ❤

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania