Poprzednie częściMichalski cz. I

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Michalski cz. II

CZĘŚĆ II

 

Obaj wyszli na parking przed ogromny budynek przybierający barwy, to gdzieniegdzie białe, to niebieskie, ale w dużej mierze szare. Michalski zaczął się rozglądać po stojących równo w rządku radiowozach, gdy nagle za jego pleców wybiegł Buchała i wyraźnym ruchem ręki wykrzykiwał – To ten, to ten! Wskazując na starego, srebrnego, obitego z prawej strony forda. W jednej chwili podinspektor stanął w miejscu i spojrzał na niższego stopniem chłopaka.

– Wiesz co, jak masz tak załatwiać sprawy, to lepiej sobie zostań na komendzie -. Odparł Michalski i udał się w kierunku swojego prywatnego auta. Na jego plecach kołysał się niczym flaga na wszystkie strony, stary płaszcz przepasywany, niczym serialowy Colombo lub Kojak. Podbiegł do niego Buchała i złapał go za ramie, pokazując mu w ręku kluczyki:

– To, co ja mam z tym zrobić? Michalski znów się zatrzymał spojrzał na wystawioną rękę i na twarz Buchały.

– Czy ty naprawdę jesteś aż tak głupi? – dawał pierwszą lekcję podopiecznemu – Wiesz co, jedz sobie do tych Kościan. Sam pojadę do muzeum. I nie patrząc na reakcje kolegi, ruszył w kierunku swojego samochodu. Wyciągając z kieszeni płaszcza kluczyki i nacisnął odblokowanie drzwi. Starszy aspirant załamany postawą Michalskiego, stał przez chwilę w milczeniu i myślał:

– Przecież ani to nie moja sprawa, ani to w mojej gestii, żeby tablica została odnaleziona. Równie dobrze mogę wrócić na komendę jak mówi Michalski. Lecz, gdy dał parę kroków w kierunku budynku i zobaczył przejeżdżającego koło niego Michalskiego, który spojrzał się na niego, stwierdził:

– Nie, jednak tak szybko się nie poddam. I skręcił w kierunku forda, którym potem odjechał.

 

Gdy Buchała dopiero wyjeżdżał z policyjnego parkingu, Michalski już w swoim samochodzie rozkładał teczkę z dokumentami. Tu spoglądał kątem oka na drogę, trzymając twardo jedną ręką kierownice, tu drugą ręką próbował przerzucać kartki i zmieniać biegi. Co przystanął na światłach rzucił na kierownicę jakiś akt sprawy. Nie istotne było, że co chwila ktoś trąbił mu z tyłu, jego myśli były skupione na księdzu proboszczu.

– Grzegorz Wiśniołek, urodzony 1965, wieś Mokradła Wielkie, matka z domu Nowicka. O cholera! Uważałbyś Pan, jak jedziesz! Pomachał palcem do wyprzedzanego kierowcy. Z kolei starszy aspirant nie miał tyle problemów. Znał cel, miał oznakowane auto, więc każdy starał się grzecznie zjechać mu na bok, lecz on tego nie chciał. Pragnął w tej chwili być anonimowy i trzymać się na pewien dystans od podinspektora co nie było takie łatwe. Gdy tylko wielki korek zbliżył się do kolejnych świateł mieszczących się w centrum miasta, Michalski uznał, że na razie dość tej edukacji. Przecież zbliżam się do celu. Poprawił swoją postawę, udając, że jest wzorowym kierowcą i rozejrzał się wokół, gdy nagle na sąsiednim pasie ujrzał policyjne auto. Spojrzał na kierowcę i wpadł w osłupienie, by powoli wybuchnąć krzykiem:

– Co ja Ci kazałem! Do cholery ty mnie słuchasz, czy nie?! Na szczęście okna samochodów były zamknięte, a Buchała wcale nie miał zamiaru go słuchać podniósł leżący obok niego telefon i zaczął wystukiwać palcem.

– To, o co on mnie prosił – myślał – A co znaczą te trzy wyrazy OBSECRO PAENITET GRATIAS AGO, no i mam. Co?! Ale jaja. Gdy nagle usłyszał klakson auta z tyłu zwracający mu uwagę, że pora już ruszyć. – On mi chyba nie uwierzy – roześmiał się Buchała. Natomiast poddenerwowany Michalski, coraz mocniej naciskając na pedał, chcąc szybciej od kolegi osiągnąć cel, w głowie powtarzał słowa :

– Niech on tylko wyjdzie z samochodu. Niech tylko podejdzie do mnie. Gdy za kamieniczek zaczął się tylko wyłaniać budynek Ratusza, podinspektor zwolnił i zaczął spoglądając za wolnym miejscem na chodniku. Lecz restauracje pełne turystów i sklepiki zapraszające do kupna ciekawych pamiątek albo były wypełnione po samą kostkę brukową, albo kochane miasto eliminowało takich kopciuchów, jak samochód Michalskiego. Załamany Jan nie wiedział, czy się nie odwołać do ostateczności i wyjąć schowanego głęboko pod siedzeniem starego milicyjnego „koguta” i postawić go w szybie auta. Nagle usłyszał za plecami wycie syren. Zaniepokojony zjechał na bok, by jak porządny policjant przepuścić konwój. Zdumienie jego było przeogromne, gdy w swoim bocznym lusterku ujrzał forda z wgniecionym bokiem i za kierownicą, nie trzeba dokańczać kto. Pędził samym środkiem, a ludzie uciekali na boki, jakby gonił samych braci Olsen z Egonem na czele. Michalskiego to jeszcze bardziej wzburzyło i popędził, zanim. W jednej chwili znaleźli się na środku Rynku, a od schodów Ratusza dzieliło ich parę kroków. Gdy tylko się zatrzymali, podinspektor niczym wygłodniały tyranozaurusreks rzucił się na radiowóz i z ogromnym krzykiem oświadczył :

– I ja mam z takim wariatem pracować!!!

Co nie uszło uwadze wszystkich stojących wokół, jak również tych, którzy z upragnieniem wyczekiwali równej godziny i pojawienia się na ratuszu trykających się koziołków. Michalski, nie przejmując się tym to łapał za klamkę, to walił w dach samochodu, krzycząc:

– No wyjdź w końcu! Żebym mógł ci przyrżnąć w ten głupi łeb.

Całą sytuacje obserwowali z daleka funkcjonariusze straży miejskiej i nie mogąc na to patrzeć zainterweniowali.

– Przepraszam! Co Pan wyprawia – zwrócili uwagę Michalskiemu. W tej samej chwili z forda zaczął wysiadać Buchała i z lekkim uśmieszkiem pod nosem uspokajał służbistów.

– Nie trzeba, wszystko w porządku.

– Na pewno? – zapytał jeden ze strażników.

Wtedy Michalski nie wytrzymał i zaczął podwijać rękawy, jakby zaraz plac rynkowy miał się zamienić w galę boksu zawodowego.

– Spokojnie, spokojnie – złapało go dwóch strażników– Lepiej niech Pan odejdzie. Albo sobie pójdzie – doradzali, obracając głowę w stronę aspiranta.

– Ale ja nie mogę – odparł wzruszają rękoma Buchała. Wtedy jeden ze strażników, widząc, że Michalski się uspakaja, śmiejąc się po pas, podszedł do drugiego.

– Jak to, Pan nie może?!

– Tak to – uśmiechnął się starszy aspirant, wyjmując policyjną legitymację – To mój szef. Spojrzeli na Michalskiego z wielkimi oczami, dookoła wszyscy ludzie byli rozbawieni po same pachy i tak jak z niecierpliwością czekają, na pojawienie się koziołków, tak teraz, stojąc w półokręgu chcą usłyszeć co powie roztrzepany podinspektor, a on. Poprawił swoje rękawy, wyprostował bluzę, poukładał włosy na głowie i odparł:

– O, koziołki się trykają! I uciekł szybko do swojego auta pozbierać dokumenty. Gdy podeszli do niego policjanci wyjął z kieszeni błyszczącą się z dala odznakę i sprawa dla nich była rozwiązana. Zaś Buchała złapał za klamkę od drzwi i przytrzymywał, aby się nie zamykały. Widząc to Michalski spojrzał się i z gniewem odparł:

– Co ci mówiłem! Teraz to możesz zostać na Komendzie. I schylił się wyciągnąć broń ze schowka auta, którą potem schował do kieszeni płaszcza.

– Ale ja znalazłem coś ciekawego – odparł Buchała.

– Tak! – Wyprostował się Michalski, rzucił teczkę na dach samochodu i założył płaszcz. – Niby co?

– Wiem, co jest napisane na płycie – odparł aspirant.

– No i co z tego – z lekkim uśmiechem pod nosem zamykał drzwi od auta podinspektor i kierował się w stronę wejścia do Ratusza. – To nie interesuje już pana? – zdziwił się Buchała – Nie! – odparł Michalski – Miałeś jechać do Kościan. A twoim zachowaniem, to chyba do niczego mi nie będziesz potrzebny – odparł. Chłopak zatrzymał się w miejscu i zaczął myśleć.

– Wie Pan, Panie inspektorze, ja za wszystko przepraszam – odparł zasmucony – Ja już odjadę. I wrócił się w kierunku radiowozu. Nagle usłyszał za pleców Michalskiego.

– Tam w Kościanach sprawdź dobrze wszystko, kościół, plebanię, sąsiadów. Ja tam później się zjawię. A! – zatrzymał się na schodach podinspektor i obrócił się w stronę chłopaka

– Załatw mi rozmowę z proboszczem.

– Dobrze, załatwione. I Buchała pobiegł zadowolony do auta. Nie spodziewał się, że dostanie drugą szansę, zaś Michalski pokręcił głową z niedowierzaniem i dalej szedł w kierunku wejścia, by potem móc zaczerpną trochę historii.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania