Poprzednie częściMichalski cz. I

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Michalski VI

CZĘŚĆ VI

– No dobrze Panie Wiśniołek – rzekł Michalski, wysuwając krzesło spod kuchennego stołu – Teraz Pan usiądziesz i zaczniesz nam mówić wszystko po kolei.

– To ja może pójdę – pokazywała palcem w stronę wyjścia Przewodniczka.

– Nie – pokręcił głową Michalski – Lepiej niech Pani słucha. Pomożesz mi to zweryfikować.

– A ja? – pytał się zdziwiony Buchała.

– A ty! – zdziwił się podinspektor i kiwnął głową w kierunku drzwi od pokoju – Nie wiesz, co masz robić.

– Aaa! – pokiwał głową partner z otwartym jak pisklę dziobem i udał się w kierunku korytarza. – To ja pójdę do ubikacji. Strasznie chce mi się sikać po tym bieganiu. I wyszedł z kuchni.

– No to wracamy do rozmowy – odparł Michalski. – Co łączy księdza z Hryniewiczem?

– Z kim? – odparł zdziwiony proboszcz.

– Z Bogdanem Hryniewiczem?

– Aaa, z nim – pokiwał głową – to mój dobry sąsiad. Zdenerwowany Michalski, też przytaknął i z kieszeni wyciągnął paczkę papierosów. Wyciągnął z niej jednego, włożył do ust, a paczkę rzucił na stół.

– Ukochany sąsiad – zaśmiał się.

– Może ja na pewno stąd pójdę? – niecierpliwiła się Przewodniczka i spoglądała z litością na Michalskiego.

– Cicho! – odpalił papierosa i zbliżył się do proboszcza – No i od kiedy był tym dobrym sąsiadem?

– No bo ja wiem? – zaczął się zastanawiać ksiądz

– Ja przyszedłem na parafie… – Ja się nie pytam: – Kiedy przyszedłeś na parafię! – trzasnął ręką w stół Michalski. Podszedł do proboszcza i usiadł na krześle obok – Bo ja to wiem. Ja się pytam: Kiedy się zaprzyjaźniliście? Proboszcz zdębiał i zamilkł. W kuchni przez moment unosił się grobowy spokój. Jakby odwiedziny odbywały się w samym środku nocy. Nawet sama Przewodniczka zaciekawiona, z ciszą spoglądała w twarz księdza, kiedy w końcu coś wypowie. Ten stan przerwał Michalski:

– No to kiedy? – pochylił głowę, by spojrzeć księdzu prosto w oczy.

– No wie Pan – coś wyszeptywał po cichu przesłuchiwany.

– Nie, nie wiem – otrzepał papierosa Michalski i oparł się o krzesło. – Najpierw to my byliśmy zwykłymi sąsiadami. Co ja mówię?! – złapał się za głowę proboszcz – No, on był parafianinem. Przychodził na mszę, pomodlić się, z rodziną.

– Do rzeczy – niecierpliwił się Michalski.

– No i potrzebowałem kogoś do pomocy, jakiegoś Kościelnego.

– I on się nadawał świetnie? – wstał z uśmiechem na twarzy podinspektor.

– No miałem paru innych kandydatów, ale on mieszka najbliżej – tłumaczył się proboszcz – A co, zbroił coś?

– Właśnie próbujemy się dowiedzieć – odparła Przewodniczka.

– Pani niech lepiej będzie cicho! – dodał Michalski, spoglądając na nią. – Ja nic nie wiedziałem, nic nie słyszałem! – wystraszył się – Sam jestem poszkodowany. Ukradziono mi zabytkową tablice.

– No właśnie! Co ksiądz robił w ten dzień, gdy była kradziona ta tablica?!

– To była noc – odparł spocony i siedzący jak na szpilkach klecha – A mnie w ogóle tu nie było.

– Jak to nie było? – zdziwił się Michalski, a za futryny wyłaniał się cień – Buchała! Co tam masz?!

– Nic szefie, czysto – odparł.

– To po co nam do cholery przeszkadzasz? – wściekł się widząc wchodzącego powoli i skulonego jak psa kolegę.

– Chciałem się przysłuchać – odparł. Siedzący na środku kuchni ksiądz, widział niezgranie wśród przeciwników i planował w jakichś sposób wykorzystać chwilę nieuwagi. Zaczął patrzeć pierw w stronę wyjścia, lecz tam stał Buchała, potem w stronę okna. Nagle z tych przemyśleń wybudził go głośny krzyk:

– Wejście przestańcie! – wstała z krzesła Przewodniczka. Michalski spojrzał na Buchale tym samym wzrokiem co pod Ratuszem, ale po chwili zerknął na nową koleżankę i odparł :

– Weź ją stąd i idźcie do kościoła – spojrzał w stronę proboszcza – Kościół jest otwarty?

– Co?! – wyrwany z przemyśleń ksiądz spojrzał w stronę Michalskiego. – Czy kościół jest otwarty?! – powtórzył pytanie.

– Chyba tak – odparł jęcząco ksiądz.

– To idźcie. Na wszelki wypadek wejście klucze i sprawdźcie miejsce kradzieży. Trzeba będzie je zabezpieczyć. Usłyszawszy te słowa proboszcz, już wyjaśnił sobie, czemu jest przesłuchiwany. Podniósł się z krzesła i spojrzał głęboko w oczy Michalskiemu, mówiąc:

– Nie masz prawa mnie obwiniać! – Niech Pan wróci na swoje miejsce! – wykrzyknął podinspektor – Bo jak nie, to skończymy rozmowę na posterunku!

– Na posterunku?! – odbijał piłeczkę proboszcz – Zaraz ja zadzwonię do biskupa i gdzie ty będziesz ze mną rozmawiać?!

– Usiądźcie lepiej. Czy mam dodać zarzut za utrudnianie śledztwa – próbował okazać Michalski, że się nie boi. Zaś w głowie księdza mieszały się nowe myśli. Co powinienem, a co nie powinienem zrobić i na czym parafia zyska, a na czym ucierpi. W tym przypadku szacha postawił Michalski. Proboszcz postanowił usiąść.

– Mądra decyzja. No to co, kontynuujmy. Ksiądz zdenerwowany odparł: – Zobaczy Pan. Jeszcze jutro wyśle list do pańskiego przełożonego.

– Dobrze, dobrze – pokiwał głową podinspektor – Na czym my to skończyliśmy? A! Że ponoć Pana nie było w dniu kradzieży. To gdzie to się udaliśmy? Z pogardą na twarzy proboszcz stwierdził: – Nie będę odpowiadał dalej na pańskie pytania.

– A więc jedziemy na posterunek – stwierdził Michalski. Podszedł do krzesła i zaczął wyciągać z tylnego schowka kajdanki.

– Chwileczkę – podniósł palec do góry ksiądz – Nie po to dzwoniłem na Policję i zawiadamiałem o kradzieży, żeby teraz siedzieć w więzieniu. – To czemu nie chce Pan rozmawiać z Policją? – cofnął się o krok Michalski.

– Powtarzam, nie ja ukradłem tę płytę – tłumaczył – Zresztą, sam bym ją nie udźwignął. Jak Pan o tym wie. No i wozu konnego, czy traktora też nie posiadam.

– Dość tych wymigiwań – odparł Michalski – Chce usłyszeć: – Gdzie Ksiądz był z soboty na niedzielę 20-21 lipca, kiedy kradziono tę tablicę. Proboszcz się zastanawia, by po chwili wybuchnąć z odpowiedzią: – Na pielgrzymce, tak na pielgrzymce. Kyziakowa może to potwierdzić. Michalski nie wiedział, czy w tym momencie śmiać się, czy płakać. Wiedział jedno, że musi skuć księdza dopóki nie przybiegnie zwariowana gospodyni księdza i da mu alibi.

– Niestety niech ksiądz wstanie.

– Ale dlaczego? – zdziwił się proboszcz.

– Jest Pan aresztowany! – oznajmił mu Michalski, skuwając go kajdankami i następnie powoli, wyprowadzając z plebani. Przed domem księdza zebrał się tłum na czele niego stała Kyziakowa, krzycząc:

– Co wy robicie jak wam nie wstyd! Wtedy ksiądz zaczął wołać w jej kierunku:

– No powiedz mu!

– Co mam powiedzieć?!

– No, że mam alibi!

– Jakie LIBI?!

Proboszcz ze zdenerwowania machnął ręką. Do zdziwionej Kyziakowej podszedł Michalski.

– Jeśli coś Pani wie na temat skradzenia tablicy lub chce Pani uratować księdza, proszę się zgłosić na posterunek.

– Na posterunek. Rozumie – pokiwała głową. Michalski wyjął z kieszeni telefon. Szybko przesunął palce po ekranie i wybrał numer Buchały.

– Gdzie jesteście?! Zwijamy się!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania