Poprzednie częściMichalski cz. I

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Michalski cz. XVIII

Buchała już nie miał sił do Hryniewicza, który ciągle coś ukrywał, chciał uciec, ale i wiedział, że kara go nie ominie. To spoglądał na drzwi lub okno, by wybrać jakąś drogę ucieczki, innym razem jego oczy wodziły za leżącą bronią policyjną aspiranta, czy nożem kuchennym będącym w kredensie. Buchała zaś wiedział jedno – muszę wyciągnąć coś z niego. Gdyby był tu Michalski on, to zaraz znalazłby sposób i wpatrywał się w twarz winnego zimnym wzrokiem. Nagle wysunął rękę z literatką pełną wody i rzekł :

– No! Masz swoją wodę. Hryniewicz powoli zaczął wyciągać rękę i przyglądać się Buchale co zrobi, lecz on dodał:

– Ale pierw powiesz mi jedną rzecz. Bogdan w momencie się wystraszył. – Skąd wziąłeś ten próg w furtce.

– Jaki próg? – zdziwił się Hryniewicz.

– Ten kawałek betonu, rzucony w przejściu! – zdenerwował się Buchała.

– Panie ja o niczym nie wiem – udawał głupiego Kościelny. – Co ja takiego jestem winien, że chce, żeby furtka mi się nie rozpadła.

– Nie udawajcie głupiego. Skąd ten kamień macie?

– Który? Muszę zobaczyć – kombinował Hryniewicz, jak zbliżyć się do okna. Buchała zdenerwowany obrócił się plecami, by odłożyć literatkę, gdy nagle usłyszał trzask spadającego krzesła. Gdy chciał się obejrzeć, już było za późno Hryniewicz rzucił się na stół i krzyknął:

– Stój, bo strzelam! Lecz Buchała się nie wystraszył. Powoli zaczął przekręcać się w stronę Hryniewicza, zaś ten, trzęsąc się ze strachu, wyciągnął energicznie pistolet z kabury i dalej wołał:

– Ja naprawdę wystrzelę! Policjant tylko się uśmiechnął, ścisnął mocniej pasek w ręku i zaczął się zbliżać w kierunku Bogdana. Ręka jego przechodziła teraz atak nieposkromionych drygawek, lecz palec wskazujący był na tyle silny, że Hryniewicz postanowił nacisnąć spust. Potem drugi i trzeci, aż ze zdziwieniem spojrzał na rękojeść. Zaś Buchała roześmiał się na cały pokój i nie darował mu tego, gdy nagle na ramieniu Hryniewicz wylądował mocny raz. Potem kolejny i kolejny. Krzyk bólu słychać było przed domem, gdzie stały dzieci i Hryniewiczowa, która złapała się wraz z nimi za uszy. Po chwili broń Buchały spadła na podłogę, a on zaś odparł do leżącego na podłodze Bogdana:

– Trzeba było umieć odblokować. I co! W końcu rozumiesz, że lepiej wyznać prawdę. Czy wolisz cierpieć jak twoja żona i dzieci? Hryniewicz nic nie mówił tylko zaciskał pięści i ciężko oddychał. Walczył z bólem i z myślami, które jeszcze gorzej go raniły.

***

Biskup kątem oka spoglądał co się dzieje w korytarzu, ale najbardziej interesowało go, jak się pozbyć laptopa. Może nie tak pozbyć, jak wyznaczyć kogoś innego odpowiedzialnego za popełnienie jakiegoś głupstwa. Rozejrzał się na boki i widział tylko Iwonę i swojego pomocnika. Pomyślał chwilę i nagle wstał z komputerem w rękach.

– Co eminencja robi? – zdziwiła się Przewodniczka. Biskup zaś obrócił się w stronę młodego kleryka i wpychając mu w klatkę sprzęt nowej technologi rzekł:

– Masz! Ty teraz poszukaj. Ja muszę rozprostować kości – i następnie podszedł do stolika, by się oprzeć. Kleryk szybko usiadł na krześle i podniósł monitor do góry, a Iwona wsparła się na oparciu.

– No to teraz pokaż, co to są za filmy – ponaglała Iwona. Do kuchni wszedł Michalski i podszedł do Biskupa.

– Dobrze się ksiądz czuje?

– Tak – kiwnął głową Biskup i spojrzał na wtopionych w ekran, jak dzieci Kleryka i Iwonę.

– Na pewno?

– Niech Pan lepiej zajmie się laptopem. Chyba ma Pan większe pojęcie od nas wszystkich – odparł Biskup, gdy nagle z głośników zaczęły wydobywać się jakieś krzyki:

– Nie proszę księdza! Niech ksiądz da mi wreszcie spokój! Po chwili Iwona stała odwrócona od komputera, a kleryk spoglądał wielkimi oczyma na Biskupa.

– No mów! Co się stało! – wołał poddenerwowany duchowny.

– Chyba następnych filmików nie będziemy oglądać. A najlepiej zostawimy to dla nas. – odparł wstający z krzesła kleryk. A! I laptop też rekwirujemy.

– Że co! – wykrzyknęła i złapała za ramię młodzieńca Iwona. Biskup z Michalskim coraz bardziej zdziwieni zaistniałą sytuacją podeszli bliżej. Duchowny chciał nawet zerknąć na monitor z ciekawości, lecz na ekranie widać było znajomą mu stronę z logiem okienka w rogu.

– To, co takiego strasznego widziałeś, że nawet policja nie może o tym wiedzieć – zapytał, patrząc prosto w oczy klerykowi Biskup. Lecz ten zerkał na Michalskiego i kiwał palcem, by duchowny zbliżył ucho wtedy się dowie.

– No nie! Zwariuje – zdenerwował się jeszcze bardziej Biskup.

– Tamten chce, by mu nadstawiać ucha, ten też. Czy wy poszaleliście? – Ale to bardzo ważne – odparł młody kleryk. Michalski już nie mogąc tego słuchać rozpędził się i wyrwał z rąk młodego laptop, podbiegł do mebli kuchennych, a zanim dobiegła Iwona.

– Co Pan robi? – wykrzyknęli duchowni.

– To, co już dawno powinno być zrobione – odparła dziewczyna. Michalski nie przejmował się tym, co dzieje się za jego plecami i szybko przesuwał kursorem po ekranie na skrót przedstawiający program od monitoringu. Wszedł do niego i pojawiły mu się małe prostokąciki. Za to Biskup z pomocnikiem już stali za jego plecami i wołali:

– Znowu to samo! Przecież mówiłem, że to nie jest najistotniejsze – dodał zdenerwowany kapłan.

– Dla nas jest – nadal sprzeczała się z nim Iwona. Michalski zaś przeglądał górną ikonę i szukał sposobu, by cofnąć zegar.

– Jest! – wykrzyknął.

– Co jest? – zdziwił się kleryk, a Przewodniczka zerknęła w ekran, na którym widniały dwie pozycje: Datę i time. Michalski zaś zaczął wyliczać w pamięci dokładnie, kiedy mogła mieć miejsce kradzież. Biskup zniecierpliwiony tym wszystkim odparł:

– No tak, zdemolowana plebania, związany proboszcz, zaburzony rytm kościelny, a wszystko potrwa chwilę i macie złodzieja w garści – spojrzał się Biskup Michalskiemu w twarz. Inspektor przestał na chwilę liczyć i spojrzał z eminencji prosto w oczy.

– Chyba ten laptop będzie naszym głównym dowodem – odparł Michalski. W momencie wybuchli kleryk z Biskupem i chcieli zabrać na siłę inspektorowi komputer sprzed oczu. Wdała się szamotanina, jedynie Iwona była na tyle przytomna, by złapać w swoje dłonie klawiaturę i odbiec w przeciwną stronę kuchni, wołając:

– Uspokójcie się!

***

– Mamo niech on przestanie! – poprosiło jedno z maleństw Kościelnego, nie mogąc dłużej znieść odgłosu krzyku i jęku.

– Dobrze – pokiwała głową Hryniewiczowa i przytuliła je. Tymczasem Buchała podszedł do swojego bohatera i złapał go za włosy, unosząc głowę do góry.

– To w końcu dogadamy się, czy nie? – spojrzał mu prosto w twarz. Lecz Hryniewicz, oddychając ciężko zebrał w sobie siły, zmarszczył brwi, policzki, puścił zimne spojrzenie i już miał splunąć, gdy nagle rozległo się pukanie go drzwi. Buchała puścił włosy, a głowa Bogdana gruchnęła na podłogę. Udał się w kierunku wejścia i odsunął lekko, starą drewnianą, już prawie, co wiszącą na zawiasach drewnianą płytę pilśniową.

– Tak?!

– Już wystarczy – odparła zapłakana żona – Ja już wszystko powiem.

– Dobrze – pokiwał głową Buchała – Ale pierw mąż. Bo jak na razie, to nic nie powiedział.

– Jak może powiedzieć, jak cały czas go pan okłada.

– Czy ja go biję? – zdziwił się Buchała – Bogdan odpowiedz żonie. Biję Cię?! Hryniewicz zebrał siły, podniósł do góry swoją głowę. Z obdartego łuku brwiowego spływała krew. On zaś powoli, wspierając się na rękach próbował powoli wstać, mimo że wszystko go bolało rzekł:

– Daj jej spokój. Zośka idź stąd.

– Widzi Pani sama – z małym uśmieszkiem na twarzy przekonywał aspirant – On się świetnie czuje. I po chwili przymknął z powrotem drzwi i krzyknął: – To powierz coś dzisiaj, czy jedziemy na komisariat?! Hryniewicz podszedł do stołu i oparł się. Cały był obolały i trząsł się, twarz jego była czerwona jak burak i spływała po niej krew, ale mimo to z jego ust nie schodził śmiech i wyszeptał:

– Możesz ze mną zrobić co chcesz.

Buchała spuścił swoją głowę, jakby był bezradny i oczy zawiesił na podłodze. Jego myśli zatrzymały się w jednym miejscu. – Co dalej? Przecież nie zatłukę go na śmierć. Żaden dzwon, żadna iskra lub światełko nie oświetlało mu dalszej drogi, gdy nagle Hryniewicz zaczął wyglądać przez okno. Buchała otwarł drzwi, by zobaczyć co tak ciekawi Kościelnego i zobaczył nadal stojącą pod drzwiami jego żonę z przystawionym uchem.

– A Pani nadal tu stoi? – Przecież mówiłam. Mogę Panu powiedzieć wszystko, co Pan chce. Niech już go Pan nie bije. Proszę. Buchale zapaliła się lampka.

– Kto jeszcze mi coś opowie? – spojrzał się aspirant w kierunku dzieci, te zaś jedno po drugim od najmłodszego zaczęło podnosić rękę i przekrzykiwać się:

– Ja, ja, ja!

Hryniewicz nie wytrzymał i krzyknął:

– Już dobrze! Zamykaj te drzwi i Ci wszystko opowiem. Buchała się roześmiał.

– Już dobrze. Miałeś wszystko mówić przy pasku, teraz chcesz, bo się boisz dzieci. Drugi raz się nie nabiorę. Policjant wyszedł trzasnął drzwiami, zamknął je na klucz i podłożył zwykłą drewnianą ławkę stojącą przy domu. A następnie poprosił wszystkich na środek podwórka. Rozwścieczony Hryniewicz zaczął krzyczeć, lecz przez okno słabo było słychać co dokładnie mówił. Buchała zaś zaczął po kolei zadawać pytania.

– Kto widział, kiedy znikła płyta w kościele? Hryniewiczowa spojrzała się na aspiranta, ten zaś na nią, ale dzieci wyrywały się do odpowiedzi. – No proszę tylko spokojnie – uspokajał Buchała.

– Bo to tatuś poszedł do kościoła – rzekło jedno z dzieci.

– Nieprawda! – krzyczało drugie – On nie poszedł, on pojechał.

– Jak to? – zdziwił się Buchała. Hryniewiczowa w momencie zainterweniowała. – Wiecie pójdźcie się pobawić. Ja to opowiem policjantowi. I dzieci się rozbiegły.

– Co Pani zrobiła?! – zdziwił się Buchała.

– Miał mnie Pan przepytywać – odparła.

– One też są światkami – zdenerwował się.

– A co, też będzie je Pan bił pasem jak nic nie powiedzą?

– Najpierw chce Pani, żeby Pani pomóż, a teraz Pani przeszkadza. Chce i Pani być aresztowana.

– No proszę! To taka ma być sprawiedliwość?! – wyzywa na całe podwórko Hryniewiczowa, że przybiegła do płota sąsiadka.

– Zosia, co się dzieje?!

Z kolei okno w pokoju próbuje stłuc Kościelny i wali z całych sił, po czym zbija i woła:

– Pomocy ludzie, pomocy!!!

Z tego wszystkiego stojący na środku podwórka Buchała chce uspokoić te całe widowisko i sięga do kieszeni po legitymacje, lecz przypomina mu się, że broń i legitymacja została w domu Hryniewiczów i biegnie w stronę drzwi zaś sąsiadka nie odpuszcza.

– Zosia patrz ucieka. Trzeba szybko dzwonić po policje – i wyciąga własny telefon komórkowy. Hyniewiczowa zaś widzi Bogdana i pomaga mu zejść z okna.

– Dobrze się czujesz. Bardzo cię boli?

– Jakbyś Ty dostała tyle razy ode mnie, nie wybaczyłbym sobie – odpowiada ze łzami w oczach Kościelny.

– Zosiu, naprawdę przepraszam Cię za wszystko.

– Nie teraz Bogdan. Nie teraz.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania