Poprzednie częściMichalski cz. I

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Michalski cz. IV

Gdy podinspektor próbował zdobyć coś ciekawego w Ratuszu Buchała dojeżdżał do Kościan. Niby duża miejscowość, z daleka już widniały strzałki – Zamek Kościany 1500 metrów, ale wokół, jakby pachniało normalną wsią. Bieda, nie ogarnięte podwórka, a ulice niczym durszlak, dziura koło dziury. Jednak nie za tym rozglądał się starszy aspirant, jego oczy wodziły za wieżą zakończoną krzyżem. Tymczasem, przy jednym ze sklepów doszło do szarpaniny. Dwóch starszych panów nawzajem obrzucało się obelgami i trzymając się za dłonie, nieomal, by nie wyszli pod radiowóz jadącego Buchały.

– Ty gno… jak śmiesz jeszcze tu przychodzić?!- wykrzyknął jeden z nich.

– Będę chodził, gdzie mi się podoba! – odparł drugi.

– Zapomniałeś, że masz zakaz – krzyczał dalej pierwszy i palcem wskazującym prawej ręki, pokazując mu kierunek, dodając – Wynocha do domu!

– Hola, hola! – zawołał wysiadający z auta Buchała – Dzień dobry, starszy aspirant Tomasz Buchała i proszę o dowodziki. W momencie obydwaj stanęli zdziwieni, jakby zobaczyli lądujące UFO. Ręce zaczęły im opadać ku ziemi, jak i szczęka, a oczy się rozszerzać.

– No co?! – podszedł do nich twarzą w twarz policjant – Dowodziki proszę.

– Ale za co Panie Władzo? – odezwał się jeden, próbując załagodzić sprawę. Drugi zaś w tym samym czasie rozglądał się na boki i na drogę, czy aby coś nie nadjeżdża. Gdy Buchała próbował się dogadać z jednym, drugi rzucił się w ucieczkę. Starszy aspirant miał już dość szarpaniny słownej z jednym, odparł mu:

– My się jeszcze spotkamy – pokiwał palcem i patrząc, gdzie biegnie drugi szybko udał się w kierunku drzwi od radiowozu. Przy załączonych sygnałach dźwiękowych pędził jak szalony ku Centrum miejscowości, lecz poszukiwanego nie było. Stanął na środku drogi zaczął się rozglądać, same domy, przystanek, kościół, gdzie on mógł wbiec. Zastanawiał się, lecz nie zdawał sobie sprawy, że to nie miasto, nie zna terenu, a on już był dawno w domu. Wyłączył koguty i jeszcze raz pomyślał, którędy on biegł. Po chwili zaświeciła się lampka w głowie i wykrzyknął:

– Kościół, wreszcie jestem u celu!

***

Zajeżdżając na podwórze plebani zaniepokoił starą gosposię Grażynę, która wybiegła na podwórze i chociaż miała swoje lata to, co sił podbiegła do radiowozu z krzykiem. – A po co znowu przyjechaliście! – wymachiwała dłońmi – Ksiądz się tłumaczył, że jest niewinny! Zdziwiony Buchała próbował otworzyć drzwi i wysiąść. Nie wiedział, o co chodzi. Czy ktoś już przepytywał księdza w sprawie skradzionej płyty? Czy znowu jakaś grubsza akcja miała miejsce, a on widocznie, jak w dobrym westernie przybył stać się nowym szeryfem? Musiał to wszystko sprawdzić, ale nadal miał jedną przeszkodę, bardzo trudną przeszkodę.

– Gdzie Pan chce iść?! – krzyczała głośno Grażyna, łapiąc dłońmi aspiranta za mundur – Mówiłam ksiądz już rozmawiał zwami!

– Puści mnie Pani! – zdenerwował się Buchała – bo będę musiał wypisać pani mandat.

– Za co! – Zdziwiła się Grażyna.

– Za utrudnianie śledztwa – odparł policjant. Całemu zamieszaniu przez okno przyglądał się proboszcz. Widząc, że Grażyna może ponieść konsekwencje otworzył okiennice i wykrzyknął:

– Spokojnie owieczki moje już do was wychodzę! I skierował się ku drzwi, by po chwili wyjść na podwórze. Grażyna zmartwiona, że jej działania spełzły na niczym podbiegła do księdza i zaczęła szeptać:

– Przecież oni księdza chcą zatrzymać – próbowała zatrzymać proboszcza w miejscu – Kto będzie parafią rządził, mszę odprawiał?

– Spokojnie Grażyno. Spokojnie – uspokajał ksiądz, widząc podchodzącego policjanta.

– Dzień dobry. Starszy Aspirant Tomasz Buchała ja w sprawie skradzionej płyt w kościele – odparł policjant, pokazując proboszczowi swoją legitymację.

– Dzięki Ci Panie Boże – westchnął ksiądz, składając ręce i unosząc głowę w kierunku Nieba. – Nareszcie.

– Co tu w ogóle się dzieje? – zapytał Buchała, aby znaleźć odpowiedz na swoje pytania.

– No jak to co?! – zdziwiła się Grażyna – Ktoś ukradł z kościoła płytę.

– Nie o to pytam! – spojrzał wielkimi oczyma aspirant na gospodynię.

– Za powitanie, to my przepraszamy – odparł proboszcz – Wie Pan, tyle kradzieży jest wokół, że nie wiemy, komu ufać.

– Policji nie można ufać? – zdziwił się Buchała.

– Nie, nie! – uśmiechnął się ksiądz – Nie, to miałem na myśli.

– A co? – spojrzał prosto w oczy księdzu aspirant.

– Nie to nieporozumienie – zaczął zaprzeczać proboszcz i powoli cofać się spoglądając na Grażynę. Zaś ta, widząc przerażenie i chwilę załamania w twarzy księdza szybko postanowiła działać.

– Ja już mówiłam, proboszcz nie jest niczemu winien! – wsunęła się między Buchale a duchownego – My nie pozwolimy zabrać księdza! Poddenerwowany lekko starszy aspirant, schował do kieszeni legitymacje i jeszcze raz spojrzał obu prosto w oczy.

– Tego jeszcze nie wiadomo – odparł i odwrócił, kierując się w stronę radiowozu.

– Ale czego nie wiadomo? – zdziwiła się Grażyna i spojrzała zdziwiona na proboszcza, lecz ten stał jak wryty i spoglądał co zrobi policjant. Buchała zaś otworzył drzwi od samochody, wsiadł za kierownice i już sięgał ręką po słuchawkę radiostacji, gdy nagle odezwał się ksiądz:

– No dobrze powiem wszystko, tylko przejdźmy na plebanię! Zdziwiony aspirant tym zwrotem akcji, gdyż tylko chciał powiadomić tutejsze władze o swoim przybyciu, otrzymał większy prezent niż się spodziewał. Ale to nic nie zmieniało i tak musiał powiadomić tutejszy komisariat o swoim przyjeździe. Tylko może pierw się z tym trochę wstrzymam – pomyślał i wysiadł ponownie.

***

– No to do rzeczy – odparł Buchała, siedząc na krześle w kancelarii przy biurku.

– Ale od czego mam zacząć?! – odparł zaskoczony proboszcz.

– Najlepiej od samego początku – spojrzał mu prosto w oczy starszy aspirant i położył ręce na stół. Za drzwi dochodziły jakieś niewielkie odgłosy, jakby szuranie. Obuwia lub ciuchów, lecz policjant bardziej był przejęty tym, co może nadać bieg jego sprawie.

– No to może pierw o Hryniewiczu, Bogdanie Hryniewiczu – zaczął opowiadać księżulek. W jednej sekundzie, jakby Buchale coś zaczęło kojarzyć. – No ten Hryniewicz to on mieszka tuż za murem. No i niedawno.

– Niedawno, to kiedy? – dociekał aspirant.

– No nie wiem z parę miesięcy – zastanawiał się proboszcz – przecież co dopiero sprawa się zaczęła w sądzie – dodał. Buchała zerwał się na nogi i złapał ręką za brodę. W jego myślach kotłowało się jak w gorącym garze – Gdzie jesteś inspektorze? Może jednak wyjść i cię wezwać. Policjant z tego wszystkiego nie wiedząc co wykonać chodził od ściany do ściany, przypominając piłeczkę ping-pongową.

– Czy powiedziałem coś nie tak? – zdziwił się proboszcz, wstając z krzesła.

– Nie, nie! Niech ksiądz siedzi – pomachał Buchała ręką w stronę przesłuchiwanego. Muszę zadzwonić – udał się w kierunku drzwi i złapał za klamkę, gdy po chwili do kancelarii wpadła oparta plecami Grażyna.

– Ja przepraszam – złapała się za ramię policjanta, by nie upaść. Chciałam zapytać, czy ktoś nie chce herbaty – spytała, podnosząc głowę i rozglądając się z uśmiechem po pokoju.

– Nie Grażyno – odparł proboszcz – na dziś jesteś wolna. Zaskoczona i smutna kucharka, spuściła głowę powoli, wychodząc z kancelarii, zaraz za nią na korytarz udał się Buchała i wyciągnął z kieszeni telefon.

– Kiedy w końcu przyjedziesz! – wyszeptał poddenerwowanym głosem.

– A co tam się dzieje? – odparł zdziwiony Michalski. – Masz już złodzieja – uśmiechał się pod nosem podinspektor, spoglądając to na drogę to na twarz pięknej, pięknej pani Historyk.

– Nie żartuj sobie, tylko w te pędy masz się zjawić! – wykrzyknął obrażony aspirant – To ja załatwiam wszystkie sprawy za ciebie! A ty co? – już krzyczał na cały głos Buchała, że aż Grażyna bała się podsłuchiwać z kuchni, a ksiądz wstał z krzesła.

– Uspokój się! Zaraz tam będę – odparła Michalski – A tak w ogóle, po co mnie ponaglasz?

– Ksiądz chce zeznawać – odparł Buchała – zaczął od jakiegoś Hryniewicza. Ty go chyba znasz? Nagle proboszcz złapał się za usta i zaczął zastanawiać się nad tym, co powiedział. – Cholewcia, może coś powiedziałem niepotrzebnie – zaczął drapać się po głowie. Grażyna z dala, widząc załamanie księdza, podeszła do policjanta, chcąc mu zakłócić rozmowę.

– To może ja pójdę – głośno odparła. – Co? – nie zrozumiał Buchała.

– Ja pójdę – powtórzyła, kiwając głową w stronę księdza, by uciekał do sąsiedniego pokoju. On zaś zdziwiony stał i patrzył co Grażyna wyprawia.

– No to do widzenia – odparł aspirant.

– Halo, halo! Co tam się dzieje – wykrzykiwał Michalski, ale nie słysząc odpowiedzi rozłączył się i wzruszył ramionami. Trzeba przyspieszyć – oznajmił towarzyszce.

– Halo! – chciał coś dodać Buchała, ale sygnał się urwał. Zdenerwowany spojrzał na Grażynę, która dziwnymi znakami i gestami starała się coś przekazać.

– To nie idzie pani do domu! – wykrzyknął aspirant.

– A tak, do domu – kiwnęła głową na do widzenia w stronę policjanta z uśmiechem i zaczęła się wycofywać w stronę drzwi. Buchała zmrużył oczy i wyczuł w tym wszystkim podstęp. Szybko obrócił głowę w stronę kancelarii i ujrzał zamykające się drzwi od sąsiedniego pokoju. Postanowił jak najszybciej udać się w pogoń za księdzem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania