Poprzednie częściMichalski cz. I

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Michalski cz. XIX

CZĘŚĆ XIX

Michalski spokojnie spoglądał się w stronę Iwony. Wiedział, że i komputerowi, i dalszemu tokowi sprawy nic nie zagraża. Jedynie klerycy pełni wściekłości na twarzy i w oczach, niczym poszukiwacze chcieli rozerwać tego, który ma skarb. Ukryte złoto.

– Chwila! Chwila! – zawołała Iwona, trzymając palec wskazujący nad kciukiem „Enter”.

– No zrób, no naciśnij – prowokował ją Michalski, a Kleryk z Biskupem spoglądali na siebie i nie wiedzieli, o co chodzi. Może to te pliki, może nagrania na kamerach, a może jeszcze co innego. Nagle rozległ się huk, jakby ktoś spadał z czegoś.

– Zaraz to sprawdzę – odparła Iwona, chcąc na monitoringu podejrzeć co się dzieje kancelarie w kancelarii. Lecz, zanim wyszła z poprzedniej aplikacji, zaczęła wyszukiwać odpowiedniej kamery to Michalski już stał pod drzwiami pokoju i powoli uchylał drzwi. Biskup nie wiedział, do kogo ma podejść, czy biec do korytarza i zabezpieczać policjanta, czy tylko z ciekawości spojrzeć na ekran komputera. Sprytniejszy był za to młody kleryk, który wybrał obydwa warianty naraz. Szybko podbiegł do zamarłej w miejscu Iwony, spojrzał w monitor, gdzie widać było zwijającego się na podłodze mężczyznę i natychmiast rzucił się w stronę korytarza, wołając: – Już lecimy ci na pomoc! Co zdziwiło Michalskiego stojącego w połowie wejścia.

– Gdzie ksiądz tak biegnie?!

– Przecież on tam leży na podłodze – odparł Kleryk.

– No i co z tego? – zatrzymywał ręką ciekawego księdza.

– Jak to! Trzeba mu pomóc – wpychał się na siłę do pokoju Kleryk. Tymczasem Biskup podszedł do Iwony i wymownym spojrzeniem poprosił o przesunięcie laptopa w jego stronę. Przewodniczka, czując już ból w ramionach, odparła:

– Może najlepiej będzie jak ja go gdzieś położę – i po rozejrzeniu się, podeszła do krzesełka, które stało na środku. Michalski zaś zaczął powoli wchodzić do pokoju i słyszał jęki i ciężki sapanie obolałego Proboszcza.

– To gdzie chciałeś się wybrać? – pytał pochylony nad sutanną inspektor.

– Nie widzi Pan, że jest poobijany, to jeszcze mu trzeba dokuczać? – odparł przyglądający się temu za pleców Kleryk.

– Pomóżmy mu jakoś wstać.

– Chwila! – rzekł Michalski i spojrzał się w stronę młodego księdza – Ja tu mam swoje sprawy do załatwienia. Podszedł do Proboszcza, złapał go za rękę, przewrócił na plecy, spojrzał prosto w twarz i już miał coś powiedzieć, gdy rozdzwoniła się jego komórka. Wściekły wykrzyczał:

– Do cholery! Aż z tego wszystkiego Biskup nakreślił znak krzyża w powietrzu, a Kleryk spojrzał się wielkimi oczyma i dodał:

– Może trochę powagi. Ale głos telefonu nie milkł, wręcz przeciwnie dzwonił niczym miałby wzywać na poranną mszę.

– Czego?! – wykrzyknął wściekły Michalski.

– Michalski! Co tam się dzieje do jasnej cholery! – odbił piłeczkę zdenerwowany Komendant Główny. Po chwili podinspektor puścił dłoń z ręki Proboszcza i stanął wyprostowany jak słup latarni. Sam Biskup i Iwona spojrzeli na siebie i postanowili, że chyba lepiej będzie zamiast patrzeć w monitor, zobaczyć to na żywo. Szczególnie iż wszystko miało miejsce „rzut beretem”.

– Me, me, melduje Panie Komendancie – zaczął się jąkać Michalski i zaciskać z całej siły słuchawkę.

– Wy mi tu się nie zamieniajcie w barana, bo już dawno, nim jesteście, tylko mówcie zaraz co żeście spieprzyli! – wyzywał poddenerwowany Komendant. Zdziwiony Michalski nagle zrobił wielkie oczy i spojrzał na leżącego Proboszcza, a potem stojącego już za jego plecami Biskupa. – Nie wiem, o co chodzi? – próbował rozłożyć obie dłonie. – Przecież wszystko jest w najlepszym porządku. Śledztwo powoli odkrywa nowe wątki, a miałem prosić o przysłanie ekipy daktyloskopijnej.

– Co takiego? – zdziwił się Komendant – Jakiej ekipy? Człowieku opamiętaj się! Ludzie dzwonią ze wsi i wzywają policje, bo ich prześladujecie, a Ty o jakichś wątkach mi będziesz mydlił oczy. Zaraz do was tam jadę.

– Chwila, chwila jak to prześladujemy?! – krzyczał na cały pokój Michalski, lecz w słuchawce słychać było tylko echo. Detektyw przerażony ostatnimi słowami swojego dowódcy rozejrzał się dookoła i widział tylko, jakby odbitą swoją twarz w lustrze. Potrząsł głową, spoconą ręką rzucił telefon na łóżko i sięgnął do kieszeni po papierosy. – Nie! – krzyknął Biskup – Mówiłem Panu. Przy mnie się nie pali.

– Trudno – odparł Michalski – Już nie wytrzymam, muszę. I wyszedł z pokoju, kierując się w stronę wyjścia. Za nim udała się Iwona.

***

Buchała również przeżywał chwilę załamania. Mimo tłumaczenia i pokazywania odznaki Pani Witaszczyk skończyło się tak, jak się skończyło. Hryniewicz wraz ze swoją rodziną uciekli i schowali się w bezpiecznym miejscu, a biedny aspirant wiedział, że znów nawalił. Wiedział jedno, że nie tylko Proboszcz musiał maczać ręce w tej sprawie i nie tylko kościół przyjdzie zamknąć na dłuższy czas i zabezpieczyć. Na razie szedł ze spuszczoną głową chodnikiem w kierunku plebani i zastanawiał się: – Czy już Michalski wie o wszystkim, czy jeszcze ma chwilę wytchnienia. Nagle stanął w miejscu i swoim ponurym wzrokiem spojrzał w kierunku, starej murowanej chatki pokrytej czerwoniutkim, nowym gontem. Przednią stał Michalski z papierosem w ustach i Iwona, która coś niczym wściekła lwica krzyczała na niego i machała swoimi pazurkami.

– Nie możesz się teraz poddać. Mamy ważny dowód i światka. Możemy rozwiązać tę sprawę. Michalski zaciągnął się mocno tytoniem, po chwili wypuści wielki obłok siwego dymu i odparł: – Słuchaj! Po pierwsze, gdzie masz dowód. Po drugie zaraz Biskup sprzątnie mi światka, a potrzecie … – zdenerwowany rzucił, że wściekłością na ziemie niedopalonego papierosa i obrócił się w stronę drzwi – Mam teraz inne kłopoty. I wszedł do budynku. Iwona załamana opuściła głowę do dołu i tylko nogą zadeptała żarzącego się jeszcze papierosa. Buchała, widząc to wszystko z daleka, był już święcie przekonany „mleko się rozlało”. Nie wiedział, czy iść na plebanię, czy po prostu zamknąć się w samochodzie. W jego głowie właśnie zaczynała kiełkować depresja, lecz nagle za jego pleców, niczym petarda w sylwestra wystrzeliła Kazikowa i zaczęła krzyczeć:

– Kiedy w końcu przestaniecie nękać proboszcza?! Biskup jeszcze was nie wypędził! Jesteście gorsi, niż „Diabeł wcielony”, niż zaraza. I zaczęła pluć na Buchale.

– A co Pani tak się do nas przyczepiła?! – otarł twarz aspirant.

– Już wiem! Może Pani też brała w tym udział. Zaczął grozić jej palcem. – Ale w czym? – wystraszyła się Kazikowa.

– Niech Pani nie ukrywa! – podniósł nogę do góry Buchała i chciał bliżej podejść, gdy nagle gospodyni się obróciła i odparła:

– O nie! Mnie w to nie wmieszacie – i pobiegła co sił. Buchała zaczął ją gonić. Iwona, widząc spod plebani biegnące dwie osoby, w tym jedna była jakoś jej rozpoznawalna zawołała:

– Stać! Proszę się zatrzymać! – i też rzuciła się w pościg. Buchała jednak miał dość przygód, jak na jeden poranek. Po przebiegnięciu paru metrów stanął przy podjeździe do budynków kościelnych i pokręcił głową. W głowie szeptał: – Szkoda, że rzuciłem palenie. O j, jak bym sobie teraz, tak jednego. Nagle podbiegła Iwona i zdyszana oparła ręce o kolana.

– Czemu, jej odpuściłeś – wskazała ręką na chowającą się w dali za krzakami Kyzikową.

– Wiesz, mam już dość. Masz papierosa – spojrzał się prostując plecy Buchała.

– Co Ty piep… – odparła Iwona. – Drugiego pogięło?

– A co się stało? – zdziwił się aspirant.

– Michalski też chce zakończyć sprawę – wyprostowała się Przewodniczka – A przecież tyle mamy dowodów, tyle pracy wykonaliśmy. Buchała wściekły rzucił się w kierunku plebani. Szybkim i twardym krokiem podążał w kierunku drzwi. Iwona jeszcze tak wściekłego mężczyzny w swoim życiu nie widziała i dla tego zaczęła biec zaraz za nim i wołać. Bała się, że przez nią dojdzie do jakiegoś konfliktu.

– Dokąd tak pędzisz?

– Nie! Nie możemy tak tego zostawić – odparł Buchała.

– Ale co zrobimy? – łapała go za bark, lecz, i to nie powstrzymywało go, by się zatrzymał.

– Znaleźliście komputer Proboszcza?

– Tak.

Buchała stanął w miejscu zaraz przed wejściem i rozdarł się na całe podwórze:

– To, w czym problem?

– Spokojnie. Działamy za porozumieniem Biskupa.

– Co? – zdziwił się Buchała – Kobieto tu chyba wszyscy brali w tym udział. Iwona zrobiła wielkie oczy.

– Jak to? Skąd masz tę pewność?

– Choć! – odparł Buchała i podszedł do brechy opartej o budynek, którą przyniósł Michalski od Hryniewiczów. – Idziesz?!

– Ale gdzie chcesz iść? – stała zdziwiona Iwona i nie dowierzała.

– Idziesz, czy nie. To moje ostatnie słowo – odparł Buchała, spoglądając w oczy Przewodniczki.

***

Michalski wracał do pokoju po telefon, ale gdy miał już skręcić w korytarzu na lewo spojrzał do kuchni zauważył trzech muszkieterów w czarnych habitach spoglądających w jego kierunku. Nie zapowiadało się to zbyt dobrze. On się tym nie przejął i wszedł do kancelarii, rozglądając się po łóżku za swoją komórką. Tymczasem z kuchni dobiegało wołanie Młodego Kleryka:

– Tam nie ma czego szukać! Zapraszamy do nas! Michalski zdziwiony, zaczął przerzucać pościel z lewej na prawą stronę i z coraz większym zdenerwowaniem domyślać się, że czeka go kolejne wyzwanie. Stanął spojrzał w kierunku kuchni i pomyślał: – Chcecie się targować, to sami przyjdźcie. I powoli zaczął wyciągać z kieszeni swoje ulubione „Fox-y”. Biskup nie mógł już wytrzymać z Proboszczem i szturchnęli jeszcze raz kleryka.

– No zawołaj go! Niech przyjdzie. Młody ksiądz nic nie mogąc zrobić rozkładał ręce. Postanowił podejść bliżej korytarza i powtórzyć zaproszenie:

– Panie Michalski zapraszamy do kuchni. Bóg jest sprawiedliwy i zawsze pomaga.

– Tak! A na czym ta pomoc miałaby polegać – zaśmiał się inspektor – Na oddaniu tego, co skradzione. Roześmiał się jeszcze głośniej. Biskup zaczął szeptać z Proboszczem w kuchni i zrobili się czerwoni jak cegła. – Grzesiu? Czy on czasem się nie domyśla?

– Nie wiem, co mu tamta powiedziała na dworze. Pilnowaliście ją. Nic nie widziała.

– O matko! – złapał się za usta Biskup.

– Co takiego? – zdziwił się Proboszcz.

– Ona miała w rękach komputer.

– No to ładnie – złapał się za głowę ksiądz Grzegorz.

– Co ładnie! – krzyknął kleryk. – A jak Proboszcz kręcił filmiki z nieletnimi to co!

– Ciszej bądź! – uspokajał przełożonego Biskup – „Mleko się wylało” teraz musimy je jakoś wypić lub zetrzeć.

– Ale w jaki sposób? – odparli chórem kleryk z proboszczem. Zaś w pokoju obok z papierosem w dłoni wszystko podsłuchiwał Michalski. Był tak załamany, że nie ma w tej chwili ani dyktafonu, ani swojego telefonu, aż nawet postanowił otworzyć okno i wyskoczyć z niego. Nagle usłyszał dalszy ciąg rozmowy i spuścił nogę z parapetu, nadstawiając ucha.

– W jaki sposób, w jaki sposób – chodził po kuchni Biskup i powtarzał w kółko te same słowa. – Czy tylko ja tutaj jestem od myślenia. Michalski przykleił się jak tapeta do ściany i zaczął powolnymi krokami, zbliżać się do korytarza. Uchylił lekko czubkiem buta drzwi i powolnym ruchem wychylał głowę za obramowanie framugi. Zaś w kuchni nadal wrzało od narady.

– Przecież za darmo eminencja nie dostał takiej posługi – zaśmiał się Proboszcz. W momencie Biskup stanął i popatrzył na niego. Zbliżył się ku niemu i z dumą odparł:

– Już wiem! Ty będziesz przynętą.

– Tak! – uradował się Młody Kleryk.

– Ja?! Jak to? – zdziwił się Proboszcz – Przecież to już przerabialiśmy. – Że co?! – zdziwił się Biskup – Nadal to przerabiamy. Jak dobrze będzie on nie wie, jaką pełnimy tu rolę. Masz nadal udawać poszkodowanego. Rozumiesz.

– Rozumie – kiwnął głową Proboszcz. Michalski, widząc to wszystko, nie mógł powstrzymać się od słodkiego uśmiechu na twarzy i pokiwania głową. Takie, rzeczy to może nie codzienność dla normalnego człowieka, ale dla inspektora policji to jak każdy kolejny dzień. Michalski poczuł już duży dyskomfort z powodu braku telefonu i stwierdził, że sam rozwiąże tę sprawę, już wystarczająco się nawysłuchiwał, więc kopnął w drzwi i udał się w kierunku kuchni. Wystraszyło to ogromnie całą trójce. Rozbiegli się po wszystkich kątach, a Proboszcz nagle upadł na podłogę i zaczął udawać osłabionego.

– Patrzcie a tak niedawno pouczało się Biskupa – odparł Michalski, zbliżając się do leżącego na podłodze księdza. – Bez żartów. Kto ma mój telefon, bo oprócz Proboszcza będę musiał jeszcze.

Związać eminencje – odparł Michalski, wysuwając rękę i spoglądając, to na Biskupa, to na Kleryka. Ci zaś wpatrzeni w siebie, a potem w księdza Grzegorza, który leżał prawie u stóp inspektora, znów wpadli na jakiś pomysł.

– A czemu to mamy oddać? – zapytał się odważnie Biskup.

– Już! Bez wygłupiania się – machał ręką Michalski.

– Po pierwsze najpierw chciałeś komputera, teraz żądasz telefonu – wyliczał młody kleryk, zbliżając się do swojego podwładnego – Po drugie nas jest trójka, a Ty sam …

– No już skończyliście?! – nie wytrzymał Michalski i dał krok w kierunku eminencji.

– Teraz! – krzyknął Biskup, a Proboszcz złapał inspektora za nogi. W całej kuchni rozległ się jeden wielki huk. Następnie Kleryk rzucił się na ręce policjanta i zaczął je rozkładać na boki, a kolanem dociskać klatkę piersiową. Biskup tylko z uśmiechem na twarzy wyjął z kieszeni czarny android i zaczął machać Michalskiemu przed twarzą.

– Ciekawe, co takiego ważnego w nim jest, że już musiałeś go mieć. Inspektor, widząc zdjęcie swojej rodziny, na tapecie monitora, nie mógł wytrzymać. Skrępowany rzucał się to na lewo, to na prawo myśląc, że jeszcze się uwolni. Po chwili spostrzegł, iż Proboszcza ciągle bolą nadgarstki i co chwila poprawia ręce. W końcu tyle dni mieć związane dłonie. Zatem poczekał chwile i gdy ksiądz Grzegorz poprawiał uścisk, ruszył nogami i kopnął go w twarz. Młody kleryk to zauważył i docisnął kalano do klatki, lecz po chwili i on obrywał nogami Michalskiego. Biskup z Proboszczem chcieli je znowu jakoś złapać, lecz ksiądz Grzegorz miał już dość tych wszystkich okaleczeń. Odsunął się na bok.

– Nie pozwól mu się uwolnić! – wykrzykiwał Biskup. Zaś Michalski cały spocony, zdesperowany, w wielkim przypływie adrenaliny zaczął ściągać ręce do siebie i w jednym momencie obrócił się szybko na bok, razem z siedzącym na nim Klerykiem, który upadł na podłogę.

– No to teraz wam nie daruje! – odparł rozwścieczony, ściskając rękę młodego księdza. Biskup, nie czekając na dalszy ciąg akcji zaczął biec w kierunku wyjścia, a Proboszcz, nie dowierzając podnosił się z podłogi i myślał o jednym: – Chyba też wezmę nogi za pas. Michalski, skuwając ręce Klerykowi i wypowiadając słynny cytat:- „Masz prawo do adwokata, a wszystko, co powiesz…”, spojrzał na wybiegającego Biskupa i nie dokańczając regułki krzyknął:

– A Pan to gdzie się wybiera?! Lecz odpowiedzi nie usłyszał, zamiast tego rozległo się echo trzasku drzwi.

Następne częściMichalski cz. XX Michalski cz. XXI

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania