Poprzednie częściMichalski cz. I

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Michalski cz. XX

CZĘŚĆ XX

Do bramy kościoła dobiegł Buchała z Iwoną. Złapał za klamkę z nadzieją, że. Drzwi będą otwarte i pociągnął rączką w dół. Po chwili rozległ się zabójczy śmiech Przewodniczki, a aspirant z wściekłością zaczął szarpać drzwiami.

– Co myślałeś, że dotkniesz ręką i zamek sam się przekręci? – spojrzała na niego Iwona.

– Już nie bądź taka mądra – spuścił głowę Buchała. Pamiętaj, że nie na darmo wziąłem ze sobą brechę.

– Co takiego! – od razu z tryskającej śmiechem dziewczyny Przewodniczka zamieniła się w ostrą jak żyleta babkę i złapała za pręta. – Nawet się nie waż. To jest za cenna rzecz, aby ją niszczyć przez twoją głupotę.

– To może Ty masz magiczny palec lub klucze.

– Zaraz, a tylko jedno jest wejście do kościoła.

– No tak! – puknął się ręką w czoło Buchała – Że też o tym nie pomyślałem. I machnął ręką, by biec w kierunku bocznych drzwi, którymi zawsze wchodził Kościelny. Iwona zdziwiona, popatrzyła na kolegę, ale po chwili, stwierdzając w myślach: – Ciekawe, co nowego wymyślił? Pobiegła za nim. Gdy doszli do bocznego wejścia, Buchała znów pełen pozytywnych nadziei chwycił za klamkę. Tym razem drzwi się otwarły, lecz tylko po zaraz wróciły na swoje miejsce. Tak jakby coś je blokowało. Oboje z Iwoną zdziwili się i spojrzeli na siebie.

– Co to jest? – zapytała zdumiona Iwona.

– Nie wiem. Nie pytaj się mnie. Może użyjemy pręta?

– Nie, nie! – zaczęła machać ręką Przewodniczka – Wiesz, co lepiej mi go daj. U mnie będzie bezpieczny. Ze zdziwieniem Buchała spojrzał na Iwonę, jakby chciała mu odebrać jego berło władzy, lecz po namyśle odrzekł :

– Wiesz, oprę o tę ścianę. Ty miej na nią oko. Gdy tylko odłożył pręt, obejrzał się do tyłu. Wziął kilka dużych kroków wstecz i przyciągnął lewe ramię do siebie.

– Uważaj! – krzyknęła Iwona. Buchała tylko pokręcił głową i niczym pocisk z rakiety wystartował w stronę drzwi. Biegł niczym rozpędzony w puszczy żubr, pochylony posturą do przodu. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że musi złapać za klamkę i wysunął rękę do przodu. Gdy tylko chciał złapać za tą starą mosiężną rączkę, uchyliły się drzwi i wpadł do środka z wielkim krzykiem na ustach:

– Aaaa!

A drzwi z powrotem zamknęły się z hukiem, co wystraszyło Iwonę. Podbiegła więc natychmiast i zaczęła w nie okładać pięściami, wołając: – Otworzyć! Proszę otworzyć! Bo wezwiemy policje! Przyłożyła ucho i słyszała tylko szyderczy śmiech, jakby ktoś chciał ją i resztę ekipy odwieść od zamiaru przeszukania podziemi. Z kolei Buchała, zatrzymując się gdzieś przy połowie rzędu ław środkowych. Oprzytomniał, wyprostował się i rozejrzał na boki.

– Jak to możliwe, że jeszcze jestem cały – pomyślał. Obrócił głowę do tyłu, potem całe ciało i drapiąc się po czole wysnuwał wnioski.

– Wziąłem rozpęd tam, wysunąłem rękę, hop i potem jestem tu. Dziwne? Powoli zbliżał się do drewnianych drzwi i spoglądał to na lewą część nawy, to na prawą. Za drzwi jednak dobiegało echo krzyków Iwony i walenia pięścią. Przewodniczka, mając dość tego typu prymitywnym zachowaniom, postanowiła wziąć przykład z Buchały. Cofnęła się o kilka kroków i już zaczynała biec z przekonaniem, że drzwi same się otworzą, gdy nagle w nich pojawił się sam aspirant. Iwona rzuciła się na niego niczym pogromczyni złodziei. Zaś jeszcze zamyślony Buchała, mógł wreszcie spojrzeć na sprawę z innej perspektywy.

– O matko! Moje plecy! – zajęczał.

– Najmocniej przepraszam – odparła, schodząc z jego klatki piersiowej Iwona.

– Co Pani chciała zrobić?!

– No jak to co? Wejść tak jak Pan.

– To pierw trzeba było zapukać.

– A czy Pan pukał? Iwona zmartwiona stanem Buchały, kucała obok niego i spoglądała na jego głowę. On zaś powoli się podnosił, zagryzając zęby i wciąż powtarzał:

– Wie Pani jak to boli?

– Wiem – kiwała głową Przewodnicza i starym powiedzeniem myślała: – „Jak chłop jęczy, to żyje”.

***

Pod plebanią, w limuzynie biskup, jak ogłupiały bił się po czole. Udało mu się wymknąć Michalskiemu, ale zapomniał, że kluczyki od auta ma młody kleryk. Teraz siedzi i zastanawia się, czy biec dalej, czy też zamknąć się w tym czarnym luksusowym samochodzie i czekać. Zmęczony Michalski nie miał już sił na dalszy pościg. Wstał zrobił parę kroków i rzucił się na słaniającego się ku wyjściowi Proboszcza. Obaj upadli na podłogę w korytarzu.

– Mówiłem, że gdzie!

– Cholewcia – zajęczał ksiądz Grzegorz – A tak niewiele…

– Do czego? – zapytał się Michalski. Pociągnął rękę Proboszcza do tyłu (drugą ksiądz sam już podawał) i słyszał tylko prośbę:

– Tylko nie tak mocno. Okropnie bolą.

– Tak? Jakby Proboszcz współdziałał, to by było po wszystkim. Michalski zmęczony oparł się o ścianę korytarza. Wyprostował nogi i rozpiął rękami swoją koszulę, by obejrzeć ślady na torsie. Zdrapana lekko skóra była teraz dla niego jak medal „za waleczność w boju”, aby uczcić tę dekorację sięgną ręką do kieszeni, by wyjąć paczkę. Ścisnął ręką z niedowierzaniem, czyżby pusta paczka. Wyciągnął, spojrzał dokładnie. Zdenerwowany rzucił pogniecionym opakowaniem o ścianę. – Nie jest Pan u siebie – zwrócił mu uwagę Proboszcz.

– Wiem! Dla tego zaraz Pana sprzątnę z tej podłogi.

– Nie o to mi chodzi – odparł ksiądz. Podnosząc się powoli z podłogi na kolana. – To nie śmietnisko, a ten papierek wyrzuci inspektor do kosza. – Też mi mądrala – odparł podnoszący się również Michalski.

– Będę robił co chce – i złapał pod rękę Proboszcza, pomagając mu się podnieść na nogi. Z kuchni dobiegały odgłosy innych stóp. Tamten hałas, był o wiele, ciekawszy i w zbudzał w Michalskim więcej niepokoju, niż kłótnia z Grzegorzem o jego wychowanie. Nawet teraz, myślał o tym, czy znów nie udowodnić Proboszczowi, jakie jest jego podejście do tego miejsca. Przecież miał teraz na głowie nie jednego, a dwóch świadków i musiał ich upilnować. Złapał szybko za ramię prostującego się księdza i zaczął szybko ciągnąć w stronę kuchni.

– Aaa! – krzyczał przeraźliwie Proboszcz! Zaś w kuchni stojący na blacie Kleryk, próbował, kopiąc z buta wybić okno. Już jedno mu się udało. Ale co tam jedno małe okienko dla pomocnika biskupiego. Michalski, widząc tę próbę ucieczki, roześmiał się z cicha i pokiwał głową. Podszedł do okna, otworzył je na oścież, dodając:

– Czy nie zdaje sobie ksiądz sprawy, gdzie się znajduje? – Proboszcz wtedy opuścił głowę.

– Zdaje sobie sprawę, i to dobrze – odparł młodzieniec.

– No sam Pan widzi Proboszczu. Okno otwarte, a on szybę wybija – odparł Michalski, patrząc w kierunku Proboszcza, lecz ten kierował swój wzrok w kierunku drzwi wyjściowych.

– Jakie znowu otwarte?! – zdenerwował się Kleryk.

– Złaś lepiej i siadaj na krześle – odparł Michalski. – A Ty! Gdzie znów zamierzasz znów biec? Choć do nas. Kleryk powoli spuszczał nogę z blatu, przytrzymując się inspektora. Michalski zaś cały czas nie odwracał wzroku od ks. Grzegorza, który wolnym krokiem podchodził w stronę stolika.

– Już zszedłeś? – zapytał się Michalski, czując mniejszy ucisk na plecach. Odsunął się od blatu i obejrzał do tyłu, gdy nagle ujrzał jak chłopak rzuca się na parapet okna i chce wyskoczyć. Złapał go za nogi i zawołał:

– Czy wy nigdy nie dacie sobie spokoju?! W tej samej chwili przy stole obrócił się Proboszcz. Przykładając dłoń do ust zaczął chwilę się zastanawiać, ale wygrało jednak chęć ucieczki i zaczął biec w stronę drzwi. Michalski tylko zauważył wybiegające z kuchni czarne plecy. Znów pokręcił głową. Zdenerwował się niczym byk na środku areny i zaczął sapać. Wciągnął do środka Kleryka i rzucił na podłogę.

– Miałeś mi pomóż, a okazałeś się zdrajcą! Zapłacisz mi za to! – wykrzyknął wściekle Michalski. Przerażony Kleryk zasłonił dłońmi twarz. Bał się, że za chwilę może oberwać mocny cios w limie. Po chwili rozległo się trzaśnięcie drzwiami. Inspektor już nie miał sił do tej całej sprawy. Gdy Proboszcz wybiegł z plebanii stanął, jak wryty, widząc zamkniętego w samochodzie Biskupa. Szybko cofnął się w stronę drzwi i zaczął się rozglądać, myśląc, że Buchała z Iwoną są gdzieś w pobliżu. Tymczasem.

***

Gdy Buchała trzymający się za tył głowy, próbował dojść do najbliższej ławki w kościele, Iwona wróciła się na zewnątrz pozostawionego pręta. Szybko przybiegła z powrotem i zaczęł oczami wodzić po murach.

– Czego szukasz? – odparł spoglądający na nią Buchała.

– Kto Ci otworzył drzwi?

– Nie wiem. Sam próbował zobaczyć, czy ktoś, aby się nie skrył, ale cisza.

– Tu musi on być – pokiwała głową Iwona.

– Kto? – zdziwił się Buchała i opuścił rękę, która uciskała tył głowy.

– Ta tajemnicza osoba – patrzyła dalej po nawach Przewodniczka.

– Tyle to i ja wiem – wstał z ławki aspirant. – Choć idziemy robić swoje. On i tak albo będzie chciał nam przeszkodzić, albo już dawno uciekł.

– Skąd wiesz? – popatrzyła zdziwiona Iwona.

– Jak nas zaprosił, to musi znać kościół – Buchała zrobił minę, jakby chciał powiedzieć koleżance: – Przecież to takie proste.

– No tak. To chodźmy do tej krypty – rzekła Przewodniczka i pierwsza zaczęła kierować się w stronę środka kościoła. Aspirant szedł tuż za nią, a jego oczy wodziły to na lewo, to na prawo. Co chwila sięgał do tyłu pleców i miał chęć wyjąć swój czarny połyskujący Magnum, ale wiedział, że to tylko ostateczność. Nagle zatrzymał się, podniósł lekko głowę, zmrużył oczy i pierw cichym głosem, a potem głośniej zawołał: – Iwona, Iwona.

– Co?! – zdziwiona obejrzała się.

– Popatrz – wskazał dłonią Buchała na boczny ołtarz. Ten sam, na którym brakowało pastorau. Przewodniczka zbliżyła się do aspiranta, spojrzała i lekko zaniepokojona zapytała: – Co tam takiego widzisz? – No nie było, a teraz jest. Nie widzisz. – Rzeczywiście – zdumiała się Iwona. – Choć! Musimy się temu przyjrzeć. Razem ruszyli powoli w stronę ołtarza bocznego, gdy nagle usłyszeli szum i jakby ktoś biegł w końcowych nawach kościoła. Spojrzeli się na siebie. Ich zdziwienie mówiło wszystko.

– To co, rozdzielamy się teraz? – odparł Buchała.

– Zostawisz mnie – zdziwiła się Iwona, wtulona w czarną bluzę aspiranta.

– Przestań! Jesteś już dorosła – pokręcił głową Buchała i odsunął się na bok.

– Czyli pójdziesz za nim?! – zdenerwowała się Iwona.

– Nie martw się. Zaraz tu będę – i sięgnął do tyłu po pistolet. Przewodniczka zdenerwowana wzięła głęboki oddech, wypuściła z siebie całą złą energię i podniosła głowę. – No cóż, musimy sobie poradzić samemu. Powiedziała w myślach i podnosząc metalowy pręt powoli stawiała krok do przodu. Z zaciekawieniem, już z daleka przyglądała się figurze biskupa, któremu pierw zabrano ważną część rzeźby, a teraz. Teraz jakimś cudem oddano, ale ułamano świętemu palce. Iwona była zszokowana. Najpierw kradzież teraz dewastacja, jak ci ludzie szanują dobro kultury. Tak w ogóle swoje dobro. Złapała się za głowę. – Muszę to jakoś udokumentować – pomyślała i zaczęła rękoma łapać się po boku, w poszukiwaniu telefonu. Buchała zaś, idąc środkiem kościoła z pistoletem podniesionym. Rozglądając się jak peryskop wystający z wody, to na lewo, to na prawo. Czatował jak myśliwy na polowaniu, czy aby jakiś lisek lub zajączek nie wyskoczy za krzaczka. A tu cicho jak w grobowcu. Tylko echo co chwila niesie odgłosy, spod ołtarza, gdzie stoi Iwona, to rozprasza Buchale. Nagle coś zaszeleściło. Aspirant zerwał się i stanął w rozkroku. Jego oczy wodziły na wszystkie możliwe strony, a głowa kręciła się na boki niczym wąż po gałęzi. A zająca ni widu ani słuchu. Zdenerwowany Buchała tupnął nogą, wyprostował się opuścił broń i jeszcze raz się rozejrzał. Zdziwiła go zupełna cisza. Nawet odgłosu echa nie było słychać.

– Iwona!!! – wykrzyknął i zaczął pędem co sił biec do przodu kościoła.

Następne częściMichalski cz. XXI

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania