Poprzednie częściMichalski cz. I

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Michalski cz.X

CZĘŚĆ X

Tymczasem w kościele Pani Przewodniczka próbowała odsunąć ciężką kamienną płytę umieszczoną w centrum prezbiterium. Oglądała ją na wszystkie strony i zauważyła, że już musiała być nie raz otwierana, bo jej naroża były strasznie uksyte. Powstała i rozglądając się na boki, szukała czegoś długiego i mocnego, niczym pręt stalowy. Lecz to nie budowa ani sklep z artykułami przemysłowymi, do tego przydałby się ktoś drugi i jeszcze silny.

– Dzień dobry – odparła osoba zbliżająca się od strony ołtarza– A co pani tu robi?

– Ja – zszokowana całym zdarzeniem kobieta ledwo wydusiła:

– Ja jestem tu z policją.

– Ach tak – pokiwał głową nieznajomy – A gdzie niby ta policja? Z nerwów Przewodniczka zaczęła się rozglądać po całym kościele i spostrzegła tylko bijące światło z bocznych drzwi. Zawiesiła na nich na chwilę wzrok, a z nią. Stojący obok mężczyzna.

– Na co się tak Pani patrzy? – zdziwił się – Ich tam nie ma.

– No właśnie – pokiwała głową dziewczyna i palec wskazujący wysunęła do przodu

– Czy te drzwi nie powinny być zamknięte?

– Nie, ależ skąd? – zaprzeczał nieznajomy.

– To jak Pan się tu znalazł? – zapytała zdziwiona Przewodniczka.

– Tak jak i Pani – dalej odpowiadał wymijająco.

– Czyli jak? – niecierpliwiła się kobieta i podeszła bliżej mężczyzny.

– Grozi mi Pani? – roześmiał się pod nosem, gdy nagle echo rozniosło po nawach odgłos pisku starych zawiasów. Po chwili w oknie bocznych drzwi pojawiła się postać Buchały.

– Stać! Policja! W momencie nieznajomy zerwał się do biegu, a zanim ruszyła w pościg i dziewczyna oraz aspirant. Wszyscy biegli w stronę ołtarza, gdy nagle ścigany uciekł w boczną ławkę i zaczął się kierować do bocznego ołtarza. Buchała, widząc, jak ciężko jest przejść przez kościelne ławy, między klęcznikami postanowił biec dalej i dogonić resztę, biegnąc w poprzek kościoła. Gdy nieznajomy dobiegał już do bocznego ołtarza, a Przewodniczka z ledwością wydostawała się z ław, sapiąc i dysząc, Buchała, wybiegając za przednich rzędów zdecydował się na ostateczność.

– Stać, bo strzelam!

W jednej chwili ścigany zatrzymał się na środku czerwonego dywanu i uniósł ręce do góry, kręcąc głową. Po czym skręcił lekko głową w kierunku aspiranta.

– I po co ten cały cyrk? – zapytał – Nie mógł Pan od razu wyjąć tego gnata. Gdy Buchała wyjmował z kieszeni kajdanki i powoli skuwał ściganego, Przewodnicza z zaciekawieniem przyglądała się miejscu, do którego tak bardzo biegł mężczyzna.

– A Pani, czego szuka? – krzyczał wciąż niemogący uspokoić się winny. – Słuchaj no. Tą swoją energię pozostaw sobie na później – próbował uspokoić go Buchała – „Od tej pory masz prawo do milczenia, wszystko, co powiesz może być użyte przeciw Tobie”.

– Znam tę śpiewkę – uśmiechnął się ścigany, potakując głową.

– To dobrze. Idziemy! – odparł Buchała, popychając mężczyznę w kierunku najbliższego wyjścia. – A Ty zostajesz?

– Mam dużo pracy – odparła dziewczyna, rozglądając się po rzeźbach ołtarza bocznego.

***

Na plebani zaś Michalski prowadził swoje emocjonujące przesłuchanie.

– To jak ustaliliśmy. W ten dzień księdza nie było w kościele.

– No tak! Przecież mówiłem już wcześniej byłem na pielgrzymce.

– Ale Kyziakowa też tego nie potwierdziła – spojrzał Michalski w stronę proboszcza.

– Co ja poradzę? – westchnął.

– A więc, gdzie ksiądz był! – wydarł się na całą kuchnie podinspektor. – No nie wiem? – rozłożył ręce kaznodzieja – Czy to była plebania, czy jakiś pensjonat, może u kogoś na stancji. Nie pamiętam, gdzie myśmy się wtedy zatrzymali.

– Ksiądz dalej swoje? – złapał się za głowę Michalski – Może to była plebania?

– Może.

– A może kościół?

– Może.

– To by się wszystko zgadzało – odparł, kiwając głową Michalski.

– Tak? – zdziwił się proboszcz.

– Idealnie – poszedł podinspektor bliżej krzesła księdza i zaczął szeptać – otworzył ksiądz bramę kościoła wtargnęli złodzieje, a ksiądz tylko poszedł się przespać. Bo ksiądz był na pielgrzymce.

– Co?! – postawił oczy w słup proboszcz i spojrzał prosto w twarz policjantowi z niedowierzaniem. – Ja miałbym pomóc złodziejowi!

– Jak nie ksiądz to kto?! – próbował Michalski wyciągnąć kolejne nazwisko od księdza.

– Bo nie możecie pójść do …!- i w pewnym momencie proboszcz, jak patrzył w oczy Michalskiemu tak opuścił wzrok i zrozumiał, że obowiązuje go tajemnica spowiedzi.

– Do kogo?! – wykrzyczał pragnący to usłyszeć podinspektor.

– No do kogo! – lecz ksiądz tylko siedział ze spuszczoną głową i złożonymi rękoma. Po chwili trzasnęły drzwi wejściowe, a z ich kierunku dobiegał jeden wielki rumor.

– Właź nie oglądaj się! Wystraszony i poddenerwowany z lekka Michalski, że znów ktoś mu przerywa postanowił wyjrzeć do korytarza, aby zobaczyć co się stało. Ksiądz również pełen zaciekawienia skierował głowę w tamtym kierunku i nadstawił ucha. Ale po chwili wykrzyknął:

– To my już skończyliśmy?

– Chwileczkę! – rzekł Michalski, dochodząc do drzwi kuchni – Zaraz dokończymy! Zaś w korytarzy Buchała mocował się z nowym aresztowanym.

– Co się szarpiesz?! – krzyknął – Chwila moment. Stój tu i czekaj. Po chwili podszedł do Michalskiego i zaczął szeptać mu przy uchu. – Złapałem tego, co krzyczał w kościele. Dawać go do kuchni, czy najpierw wyprowadzimy księdza.

– Czekaj spojrzę na niego – odparł Michalski. Gdy podchodził z wolną, już z dala wydawała mu się twarz jakoś znajoma. Jakaś owalna, charakterystyczna blizna na prawym łuku brwiowym, krótko obcięty.

– Ktoś Ty?! – wykrzyknął Michalski, a za progu kuchni widać było wystającą twarz księdza. – Pytam się ktoś Ty?!

– Nie chce mówić, zaraz mu pomogę – odparł Buchała – łapiąc go za skute ręce. – Niech Pan czeka! – wykrzyknął z daleka ksiądz, widząc, jak chłopak już zaciska zęby z bólu – To młody Witaszczyka.

– Zbigniewa Witaszczyka? – zdziwił się Michalski.

– Tak! On jest u nas ministrantem – odparł ksiądz.

– Zabieraj mi go stąd na dwór! – odparł poddenerwowany Michalski i pobiegł szybko w stronę kuchni. – Wiesz, że sam masz ich przepytywać. – Tak jest! – odparł Buchała i miał wyprowadzić podejrzanego na dwór, gdy w drzwiach ujrzał posterunkowego Jana Wąsika. Zatarasowując wyjście aspirantowi, z przymrużeniem w oczach, jakby chciał mu pokazać niechęć wykrzyczał:

– Co tu się znów do cholery dzieje?! Lecz to nie wystraszyło Buchały, jedynie bardziej postawiło na nogi opornego Witaszczyka.

– Czego znowu przyszedłeś tu węszyć? – odparł mu prosto w oczy aspirant – Może w końcu zdecydowałeś się nam pomóż.

– Słuchaj no! – złapał oburącz za kurtkę Buchały Wąsik i chciał go podnieść, gdy nagle ten kopnął go z całej siły w piszczel. – Aaa!

– To Ty posłuchaj! – odparł nabuzowany adrenaliną aspirant

– Albo będziesz posłuszny, albo będziesz musiał się pożegnać… Jeszcze nie dokończył zdania Buchała, a nagle zerwał się do ucieczki młody Witaszczyk. Wbiegł z korytarza do ostatniego pokoju plebani i tylko słychać było jak trzaskają stare drewniane drzwi.

– I widzisz głupcze przez Ciebie uciekł mi skazany – odparł Buchała, odwracając się plecami do dzielnicowego i biegnąc w stronę zamkniętych drzwi. Zaś Wąsik znów spojrzał swoimi przymrużonymi oczami, chwile pomyślał i zaczął iść powoli dookoła budynku. Minął pierwsze okno, zajrzał do środka, lecz to nie był ten pokój. Skręcił w prawo i doszedł do kolejnego okna, lecz to był ten sam pokój. Postanowił przyspieszyć. Gdy dochodził do kolejnego okna, w plebani buchała próbował dobić się przez drzwi i szarpał za klamkę.

– Otwieraj chłopcze! – krzyczał. – Wiesz, że nie masz szans. Tymczasem w kuchni Michalski zaniepokojony całą sytuacją nawet nie zaczął dalszej rozmowy z księdzem. Wyjął z kieszeni papierosy i z nerwów postanowił znów dać sobie chwilę relaksu, ale widząc w futrynie przebiegającego chłopaka ruszył w kierunku korytarza i teraz, stojąc koło Buchały stwierdził, że da mu lekcje:

– Co, nawet łepka nie umiesz upilnować?

– To nie tak – tłumaczył się aspirant.

– A jak? – naciskał dalej Michalski.

– Niech Pan nie przeszkadza próbuje go złapać – odparł Buchała.

 

Gdy jedni się kłócili, a dzielnicowy obchodził podwórze, uciekinier pełen strachu i nadziei, że wszystko pójdzie po jego myśli, stał przy tylnym oknie. Skutymi rękoma próbował najpierw zdjąć kwiatki z parapetu, a potem dosięgnąć klamki okiennej, by się uwolnić. To za pierwszą próbą mu nie wyszło, za drugą włożył więcej siły, ale też nie mógł dosięgnąć. W końcu zaczął się rozglądać za stołkiem lub krzesłem. Tymczasem w bocznym oknie jego wysiłki oglądał Wąsik i postanowił, że poczeka, aż chłopak w końcu otworzy i wyjdzie przez okno. Zaś Michalski z Buchała nadal nie mogli dojść do porozumienia.

 

– No wytłumacz mi jak taki młodzieniaszek mógł Ci uciec?

– Przepraszam, ale miał się Pan w to nie wtrącać – odparł aspirant – Wychodzisz w końcu, czy nie!

– No dobrze, jaka nie chcesz powiedzieć to sam muszę się wtrącić – stwierdził Michalski i wziął cofnął się o kilka kroków do tyłu, a następnie z dużym pędem wbiegł w drzwi. Rozległ się wielki huk. Drzwi się lekko uchyliły, a Buchała, widząc wchodzącego na krzesło chłopaka krzyknął:

– Stój, bo strzelam! Witaszczyk wystraszony stanął nieruchomo, co zdziwiło posterunkowego, który przykleił twarz do szyby. Zaś Michalski, trzymając się za bark odparł:

– Może kolega, by teraz wziął rozbieg. Buchała nie miał wyjścia. Jednak postanowił cofnąć się dalej. Kiedy tak biegł, wydawało mu się, że nic go nie zatrzyma. Słyszał tylko trzask rozwalających się drzwi, potem jakiś odgłos:”– Starczy”, aż wylądował na wielkim łożu na środku pokoju. Kiedy się podnosił na półprzytomny słyszał śmiech przy oknie, za oknem i koło drzwi. Praktycznie dookoła. Był tak przejęty, całą tą sytuacją, że nawet nie zauważył, iż podinspektor podszedł do Witaszczyka i złapał go za ramie.

– No młodzian nabroiłeś – odparł z uśmiechem na twarzy Michalski – Idziemy!

***

Kiedy Michalski wychodził z pokoju Buchała jeszcze z bolącym ramieniem podbiegł do niego.

– Nie inspektorze, ja to zrobię – próbował wyciągnąć rękę, by złapać chłopaka. Michalski zatrzymał się w korytarzu i spojrzał na niego.

– Kto? Ty! – zdziwił się – Ty to się do niczego nie nadajesz! Znów słuchać było gromki śmiech na plebani i nawet Wąsik nie mógł się powstrzymać, chowając się za wejściem do mieszkania.

– Słuchaj no – pomyślał Michalski – Lepiej pójdziesz do tej Przewodniczki, spytasz czy ona czasem nie potrzebuje pomocy.

– Co! – wykrzyknął Buchała.

– No nie marudź, tylko idź – kiwnął głową Michalski. Zaś w drzwiach stanął mu na drodze posterunkowy.

– I co? – odparł dumnie – Ale żeśmy zabłysnęli. Załamany Buchała nic nie odpowiedział, spojrzał tylko głęboko w oczy Wąsika, jakby chciał mu powiedzieć: – „Poczekaj, jeszcze zobaczymy, kto się będzie śmiał” i następnie powoli wyszedł z plebani, udając się w kierunku kościoła.

– Ej ty, chodź no tu! – kiwnął ręką Michalski.

– Ja? – zdziwił się Wąsik.

– A kto, może ja – zdenerwował się inspektor – Masz go. Tu jest drugi pokój i przesłuchaj go. Wąsik złapał za drugie ramie chłopaka i wielkimi, wystraszonymi oczami spojrzał w kierunku Michalskiego, który otwierał drzwi od pokoju.

– No w miarę względnie – rozglądał się, a z nim pozostali – Coś taki wystraszony? Spojrzał na twarz dzielnicowego. – Jak nie potrafisz, to tylko przypilnuj – odparł Michalski i obrócił się plecami w stronę drzwi kuchennych, gdzie wszystkiemu ze stoickim spokojem przysłuchiwał się ksiądz.

– Aha – pokiwał głową Wąsik i pomyślał – To ja niby nie potrafię? I zaraz silnym rozmachem wepchnął chłopaka na środek izby, a sam, dając wielki krok złapał za klamkę i rozmachem szarpną, by z trzaskiem zamknęły się drzwi. – No Witaszczyk co żeś znowu narobił! – krzyknął, aż słychać go było na całej plebani.

– Ja, ja, ja – ze strachu młodzieniec, aż skulił się, a jego oczy były wielkości piłeczek ping-pongowych.

– Nie wykręcaj się! – podkręcał jeszcze bardziej śrubę Janusz

– Wszystko widziałem!

– Dobrze, dobrze! Przyznaję się – wykrzyknął w akcie desperacji chłopak. Spuszczając głowę na dół i zamykając oczy.

– No, świetnie – ucieszył się Wąsik – I oni mi będą mówić, że ja niby nie potrafię. Ja szybciej to od nich rozwiązuje sprawy. Roześmiał się na cały pokój dzielnicowy. – No co tak stoisz idziemy! – pochylił się nad młodzieńcem i złapał go za kołnierz kurtki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania