Moja mocno ubarwiona życiowa historia #10

-Nie czas na paplaninę. Percy spotkajmy się Bazie.- Wtrąca się Kendra, bez namysłu.

-Cześć Snaki. Masz szczęście, że wokoło mnie nikogo niema. No poza telewizorem i miską z płatkami.- Kiwnięciem głowy przyznaję mu rację, jednak tylko Kendra może to dostrzec.

-Racja jeszcze musiałbyś się tłumaczyć. Dlaczego masz się spieszyć.- Mówi dziewczyna speszona.

-No. Spoko, o której przyjechać?

-O...- Niedokańcza Kendra.

-Piątej?- Mówię niepewnie.

-Mhm.- Odchrząkuje Kendra zgadzając się na tę propozycję.

-Spoczko.- Potwierdza Percy i dodaaje.- Do zobaczenia u Bandanema. Wspomina na kogo cześć została nazwana ulica, po czym się rozłącza. Chowam sprzęt do kieszeni i siadam na fotelu przyniesionym z domu Kendry. Dzień płynie i kiedy dochodzi godzina wpół do piątej, z Kendrąszykujemy się do wyjścia.

-Gdzie idziecie?- Pyta się mama, kiedy schodzimy po schodach.

-Do mnie. Mama prosiła o pomoc w domu, a Dawid zaproponował, że może ją udzielić.

-Poważnie. Dobrzwe idźcie.- Kiedy wychodzimy odprowadza nas wzrokiem. Docieramy do opuszczonego budynku prerfabetu. Rozglądamy się lecz nikogo nie widzimy tylko jakiś pojazd zmieża w naszym kierunku. Tym pojazdem jest samochód infinity, a za kierownicą widzimy Perciego, który zatrzymuje się i wysiada.

-Niesamowita gablota.- Chwalę podchodząc do pojazdu i gładzę go ręką.

-Infinity Q45t. Silnik benzynowy o pojemności skokowej 4494cm3(4,5l) maksymalna moc 340 km i...- Niedokańcza swojej wypowiedzi, gdyż przerywa mu Kendra.

-No. Fajny wózek, ale przyszliśmy tu po coś innego, niż chwalenie się samochodem.- Podchodzimy do niej, wchodzimy za nią do budynku i siadamy na fotelach z naszej pierwszej bazy. Kendra opowiada mu, o naszym planie, o wybranych przez nią celach.

-Dobrze. Kogo bieżem za pierwszy cel?- Pyta Pyta Percy patrząc w przestrzeń, gdzie powino znajdować się okno, ale zamiast tego jest tu dziura z widokiem na las.

-Myślę, aby zacząć od Johna Doe. Ponoć podczas odwiedzin jego małżonki znalazła rysunki płodów, w macicach, zadziwiających precyzją i rzetelnością. Nie pytała skąd ma tak szczegółowe rysunku. Jednak, kiedy zamieżał narysować ją uciekła, zadzwoniła na policję, która go zamknęła.- Patrzymy na siebie z przerażeniem, milcząc przez chwilę, w końcu Percy się odzywa.

-Makabryczne. Zabijać kobiety w ciąży do badań czy z jakiego kolwiek powodu. Nie mówiąc, że samo zabijanie jest nieludzkie.- Patrząc na niego widzę, że przechodzą go ciarki.

-No, straszne. Ale powiedziałaś, że go zatrzymali.- oświadczam przypominając ostatnie informacje.

-Bo zamkneli, ale nie na długo. Uciekł miesiąc puźniej, czyli jakieś 3 tygodnie temu. Ponoć ludzie widzieli go w Mongolii.

-Czyli szykuje się wycieczka.- Wnioskuje Percy z usłyszanych informacji.

-Tak. Pakujcie się do auta.- Schodzimy na parter wychodzimy przed budynek. Wraz z Kendrą idziemy w stronę krzaków, za którymi ukrywa się nasz Cooko-mobil, ale Percy idzie w przeciwnym kierunku i staje obok swojej fury.

-A ty gdzie?- Pyta Kendra.

-Do samochodu.- Otwiera drzwiczki swojego samochodu.

-To widzę, ale nie pomyślałeś, aby nie jeździć samochodem na akcje?- Pyta Kendra wspierając się pod boki.

-Tak? A, czy ty pomyślałaś, że kiedy zauważą samochód, naszej dróżyny zaczną coś podejrzewać?- Ripostuje ją Percy stukając się palcem w czoło.

-Ma rację.- Przyznaje mu słuszność i dodaje:- Ja z przodu!

Podchodzę do drzwiczek, otwieram i siadam na fotelu. Percy siada za kierownicą, a Kendra za nami z założonymi rękoma. Wstukuję miejsce docelowe w aplikacje nawigacyją. Wyskakuje droga i ruszamy. Jedziemy przez 2 lub 3 godziny. Kendra znudzona pyta:

-Daleko jeszcze?- Patrzę na telefon i podaje przypuszczalny czas dojazdu.

-Może coś pomiędzy 1,5 a 2,5 godziny.

-Oh, ah!- Kendra wykazuje swoje niezadowolenie. Jadąc dalej zauważamy ciąg samochodów- kolejka do wjazdu do Mongolii. Stajemy na końcu, na szczęście przed nami są tylko 4 samochody. Siedzimy spokojnie, kiedy w końcu podjeżdżamy do okienka. Całość jest zasłonięta, więc osobę w środku widzimy tylko, przez nieduży otwór do płatności za przejazd.

-Witam. Poproszę paszport.- Z Percym patrzymy na siebie z niespokojem.

-Proszę.- Kendra wychyla się z tylnego siedzenia i podaje sądokumenty. Kobieta je odbiera i podnosi szlaban, następniie oddaje dokumenty.

-Miłego pobytu.- Żegna się z nami i odjeżdżamy. Jedziemy drogą mijamy znak oświadczający kierunki. Kierujemy się w lewo. Dojeżdżamy do miejscowości Ułan Bator, droga w prawo prowadzi do Khangain, w lewo do Rieti. Przejeżdżając tą drugą widzimy puste pola, gdzie wyrywkowo widać poruszające się ospale yaki i galopujące konie. Nie widąc niczego zmieżamy dalej do Ułan Batoru. Teraz jadąc widzimy miasto, bloki, wieżowce i kilka fabryk. Zatrzymujemy się w miejscu, które wydaje mi się jest centrum miasta. Parkujemy na parkingu, przy wieżowcu gdzie ściany są szklane. Zatrzymujemy się w żędzie samochodów, ustawionych przy budynku. Wusiadamy, zamykamy drzwi. Percy zaklucza samochód pilotem i zbieramy się w grupę.

-To co teraz?- Pyta Kendra.

-Chodzimy i pytamy ludzi?- Zastanawia się Percy.

-A znasz izh język?- dopytuje się Snall Cake.

-No, nie.- Przyznaje chłopak kiwając przecząco głową.

-Więc rozmowę zostawcie mi.- Poleca Kendra.

-Ja trochę umiem.- Mówię robiąc skwaszoną minę.

-Bonjour. Y a-t-il eu un vol ou autre chose ici récemment?

-A co to znaczy? Bo zrozumiałem tylko, pierwsze słowo Bonjour. Co pewnie znaczy dzień dobry, albo witam.- Kendra przewraca oczami i zaczyna tłumaczyć.

-Bonjour. Znaczy dzień dobry, a...

-Dobrze, ty mu tłumacz, a ja zacznę się pytać. Do zobaczenia tutaj za godzinę. Czylio 15.- Odchodzę w kieruunku grupy tubylców i zaczunam rozmowę.

-Bonjour. Y a-t-il eu un vol ou autre chose ici récemment?- Męszczyzna odpowiada:

-Je ne me souviens de rien d'important.- Co z tego co pamiętam znaczy, że nie przypomina sobie, by coś się wydażyło. Kilka innych osób odpowiwada podpobnie. Wracam w ustalone miejsce zbiurki, które jest przy naszym samochodzie. Czekam na drużunę, która w końcu powraca.

-I co macie coś?- Pytam ciekaw, czy oni mają szczęście.

-U mnie nic.- Przyznaje Kendra.

-Ja chyba czegoś się dowiedziałem. Ale niewiem czego.- Mówi Percy niepewnie.

-Patrzymy na niego z zaciekawieniem, a on próbuje powturzyć usłyszane słowa.

-Je ne me souviens de rien d'important.- Wraz z Kendrą wybuchamy śmiechem.

-Co, powiedziałem coś smiesznego?- Pyta zaskoczony naszą reakcją.

-Trochę. Powiedziałeś.. Haha.- Nie potrafi przestać się smiać, więc dokańczam.

-Powiedziałeś ,,moje bagatki widziałem w centrum''.- Dokańczam za nią, gdyż nie może przestać rechotać. Ten robi głupkowatą minę i odpowiada.

-Co. Ja nie jestem w połowie fajfusem.- Riposyuje Percy, a Kendra przestaje się smiać.

-Dobra wsiadajcie do auta. Jedźmy.- Wszyscy siadamy na swoich miejscach. Zapinamy pasy i ruszamy. Do cieramy na osiedle Beaune-la-Rolande, gdzie skupia się 25% ludności, a wiem o tym, bo Kendra niczym Wikipedia opowiad nam o tym. Zatrzymujemy się gwałtownie przy sklepie ,,Stonka''tak, że musimy amortyzować udeżenie rękoma.

-Percy. Czemu się zatrzymałeś?- Pyta Kendra wychylając głowę pomiędzy fotele.

-Jestem głodny, może kupimy coś do jedzenia?- Pyta Percy, a nasze brzuchy, jak na rozkaz burczą .

-W sumie możemy.- Przystaję na ten pomysł.

-Ok.- Zgadza się w końcu Kendra. Znajdujemy miejsce parkingowe i wysiadamy. Wchodząc do sklepu widzimy rzędy stoisk, koszy, lodówek i kas z kilkoma klientami. Idziemy w głąb budynku rozglądając się po stoiskach wybieramy kilka produktów i podchodzimy do kas. Wbija się przed nas facet o Ednomorficznej budowie ciała. Kendra wkurzona ty posunięciem stuka go w bark. Odwraca się i pyta:

-Słucham?

-Przepraszam, ale chyba pan się nam wepchnął w kolejkę?- Snallcake zwraca mu uwagę.

-Chyba nie?- Odpowiada mrużąc oczy. Widzę, że dziewczyna zamierza go ochrzanić, jednak łapię ją za rękę i mówię do ucha, by wyluzowała. Ona chętnie wykonuje moje polecenie i zmierzamy w stronę kasy. Kiedy ekspedientka skanuje nasze produkty wyciągamy zawartość z kieszeni. Percy otwiera dłoń i ma w niej na 30 złotych, ja wyciągam 50 złotych. Kobieta skanuje produkty i drukuje paragon. Jest na nim liczba niecałych 39 złotych. Przekazuję banknot, otrzymuję resztę i wychodzimy z zakupami w papierowych torbach. Wsiadamy do auta i zaczynamy jeść, bo jestesmy głodni. Jednak Gingerbread ostrzega nas, abysmy nie zabrudzili samochodu. Przyjmujemy tę wiadomosć i ostrożnie jemy. Po posiłku ruszamy do centrum miasta. Zatrzymujemy się przy chodniku i wychodzimy z pojazdu

-I co? Pytamy o to samo?- Zastanawia się Kendra, patrząc mi w oczy.

-Tak.- Odpowiada Percy, a ja kiwam potwierdzająco głową. Ponownie się rozdzielamy i rozmawiamy z ludźmi.

-Chłopaki!- Woła nas Kendra. Podbiegamy do niej a ona mówi:- Od pewnej pary dowiedziałam się, że Johna Doe, podobno widziano nieopodal Pałacu Chingis Chana.- Ponownie wsiadamy do auta Perciego i szukam w telefownie położenia budynku. Kiedy je znamy ruszamy w tamtym kierunku. Wjeżdżamy na parking wychodzimy z samochodu i idziemy do budynku udając zwiedzających. Wchodzimy wejsciem pomiędzy kolumnami, mijamy kilku tutejszych mieszkańców, rozglądamy się, czy gdzieś nie widać Johna Doe. Kendra zauważa go, wchodzącego po schodach na piętro. Idzie za nim, a my podążamy w jej slady, rozglądając się, czy nikt nas nie śledzi, nie dostrzegł lub nie celuje w nas w nas bronią. Na szczęście nic takiego nie ma miejsca.

-Dawid rozejrzyj się swoim prześwietlającym wzrokiem.- Zaleca Kendra co czynię. Patrząc przez sciany mówię.

-Widzę 6 osób, ale nie jestem pewien, czy John tam jest- Mówię ostrzegając o możliwości pomyłki.

-Spokojnie. Poczekamy, a kiedy będą wychodzić upewnimy się o swoich przypuszczeniach.- Snallcake podaje przykład co możemy teraz zrobić.

-Ok.

-Spoczko.- Zgadzam się z nią.

Czekamy tak kilkanaście minut na końcu korytarza i ostatecznie z pomieszczenia wychodzi kilku facetów w tym John. Idą w dół, najprawdopodobniej po schodach przechodzą pewien dystans po ich ruchach wnioskuję, że wsiadają do auta i odjeżdżają.

-I co Dawid?- Pyta Percy.

-Wsiadają do samochodu.- Odpowiadam szeptem.

-To pospieszmy się, bo nam zwieją.- Mówi dziewczyna z obawą i otwiera okno. Patrzy sprawdzając, czy na zewnątrz nikogo nie ma. Następnie staje na parapenie, idę w jej slady a Percy do nas dołącza. Chwytają mnie i zeskakuję z parapetu na ziemię. Pod moimi stopami pęka kilka płyt chodnikowych. Biegniemy w stronę samochodu Infinity, wsiadamy i ruszamy za matowym sedanem marki Volkswagen. Jedziemy za nim, aż do Krasnojarks. Zatrzymujemy się oddaleni od nich o ulice. Oni wychodzą i idą w kierunku budynku. Widzimy, jak z budynku wychodzi inny mężczyzna w średnim wieku, który chodzi o kuli i tuli się do przestępcy więc wniioskuje, że to członek rodziny, albo jego bliski przyjaciel. Wprowadza go do srodka i zamyka drzwi. Odwracam się do swojej brygady i mówię:

-Dobra, wiemy już wystarczająco dużo. Wracajmy.

-A nie uciekną nam?- Pyta SnallCake.

-Nie.- Mówi Percy wyjmując coś kieszeni. Pokazuje nam mały przedmiot, niewiększy od spinacza. Rozgląda się, czy nikt nie patrzy. Podbiega do samochodu, kuca przy kole, a następnie wraca do nas.

-Jest?- Pytam się ciekam, czy udło mu się podłożyć pluskwę.

-Tak.- Potwierdza patrząc na ekran telefonu.

-Dobrze. Skoro mamy co potrzeba wracajmy do domu.- Mówi Kendra.

-Dobrze. Ale zanim ruszymy w drogę ppowrotną zatrzymamy się w motelu na noc.- Wskazuję Wskazuję budynek w oddali.

-Narreszczcie. Nogi mi wysiadają.- Percy siada na murku niedaleko.

-To chodźmy.- Mówi Kendra i zmierzamy do budynku z balkonami. Wchodzimy i podchodzimy do recepcjonistki za biurkiem.

-Witamy w motelu Hamdala.

-Dzień dobry. Widzę, że zna pani Polski.- Cieszę się na ten obrót sprawy.

-Tak. Proszą państwo o 3 pokoje, czy 1 duży?- Pyta patrząc w komputer

-Byłoby świetnie, ale mogą być 2.- Mówi Kendra przysuwając się do mnie.

-Spokojnie. Akurat mamy 3, na drugim piętrze. Pokoje 16, 18 i 19.

-A co z 17?- Pyta Percy opierając się o kontuar.

-17tka jest sprzątana z powodu ostatnich bywalców.

-Dobrze - Podaje kluczyki, a my je przejmujemy i w stronę szchodów, wchodzimy po nich, stajemy na piętrze, wchodzimy w korytaż. Stajemy przed drzwiami.

-To do jutra!- Krzyczę do drużyny.

-Dobranoc.- Krzyczy Kędra.

-Do jutra.- Percy również krzyczy w naszym kierunku. Wchodzę do środka pomieszczenia. Zamykam drzwi i padam na sofę. Włączam telewizor, wchodzę do łazienki i się odświeżam. Ubrania kładę na pułkę obok zlewu, wchodzę pod prysznic, odkręcam kurek woda pada mi na tważ, spływając po twarzy.Po skączonej kąpieli wycieram się rdęcznikiemm chwytam ubrania wracam di swojej sypialni. Padam na łóżko. Naastępnego dnia budzi mnie łomot, ktoś dobija się do drzwi, więc podchodzę do nich o mówię przez zamknięte wrota.

-Kto tam?

-Policja.- Odpowiada osoba po drugiej stronie.

-No i?- Pytam się powtażając scenę z kabaretu.

-No i proszę otwożyć.- Ciągnie osoba po drugiej stronie.

-Niemcom nie otworzyłem, jechowym nie otworzyłem i tymbardziej smerfom nie otworzę.

-Otwieraj ciołku. wiesz kto mówi.

-Już, już.- Podchodzę i odkluczam, górny zamek. Otwieram wrota a na zewnąttrz stoi Percy. Kendrę zauważam dopiero kiedy wychyla się zza ściany.

-Witam drużynę.- Mówię rozglądając się po korytażu, który jest pusty.

-Hejka.- Odpowiad Kendra.

-Uszanowanko.- Dodaje Percy.

-Wpuszczaj ich do środka i kiedy idą w głab mieszkania. Zakluczam drzwi.

-Co teraz?- Pyta Gingerbread, a Snallcake staje obok niego.

-A więc. Wiemy, gdzie Jhon jest. Wiemy, że najprawdopodobniej jest tam od 15 do 20 drani.- Mówię opisując to, co zapamiętałem i przerywa mi Kendra.

-Są uzbrojeni. Zauważyłam, że na dachu są zwiadowcy, jakoś po dwuch na jedną stronę. Co daje 8 na ściankę.- Rękoma rysuje kwadrat w powietrzy, lecz jej przerywam.

-Dobrzę. Mamy plan, ale stroje. Co z kostiumami?- Pytam się i wysilam, szare komórki. Percy podnosi palec i zaczyna oznajmiać.

-Za rogiem widziałem bazar i stoisko z maskami, zapaśniczymi. Stroje typu ninja też mają na składzie.

-To chodźmy.- Polecam drużynie. Po kilku minutach wychodzimy z pomieszczenia i idziemy do stoisk, podchodzimy do tego z maskami. Stoi przy nim męszczyzna w pączo.

-Witamy.- Mówię do męszczyzny z długim wąsem na kturego niezwruciłem wcześniej uwagi.

-!Hola!- Odpowiada męszczyzna.

-Szu.Ka.My.Ma.Sek.!- Mówi Percy jak do niedorozwiniętego, albo do dziecka. Kendra strzela go w głowę mówiąc:

-On nas nie rozumie. A nie, dlatego, że jest niedorozwinięty.Powtażam słowa Perciego. A za nami chyżo odzywa się inny głos.

-Witam. W czym pomóc?-Pyta inny mężczyzna, podobny do pierwszego i wychodzi zza rogu wubrany w sombrero.

-Szukamy masek.- Informuje go Kendra.

-A jakich?- Meszczyzna prosi o doprecyzowanie.

-Dowolnych. Byle tylko ukrywały twarze.- Informuje dziewczyna wskazując mnie i Perciego.

-Już szukam.- Mówi wchodząc w przedmioty, które ma do sprzedania. Po chwili wraca z kilkoma maskami i kładzie na blaacie. Wybieramy te, które najbardziej się nam podobają. Ja biorę czarną z czerwonym obramowaniem wokoło oczu, ust i wzorem na kształt wąsów, tej samej barwy. Percy taką w stylu Two-Face z filmu batman.

-Poproszę tę.- Informuje Kendra pokazując plastikową twarz i płaci.

-Ja tę.- Wskazuję tę o czrno- fioletowej barwie.

-A ja tamtą.-Percy wychyla się nad blatem, aby wskazać plastikową twarz too faca.

-Już się robi. To znaczy już podaję..- Meszczyzna zdejmuje je i nam podaje. Przymierzamy, płacimy i idziemy do motelu.

-Żegnaamy!- Krzyczymy do oddalającego się męszczyzny.

-Nos despedios!- Odpowiadają oboje, podobnie głośno. Idziemy spowrotem do motelu, gdzie jesteśmy tymczasowo zakwaterowani. Przechodzimyprzez, automatyczne przesówane drzwi.

-Hola.- Mówi facet za ladą w śmiesznej, czerwonej jak u papy smerfa czpce i koktajlowym mundurku.

-Tak,tak. Hola, hola żryj babola.- Odpowiada niewiadomo czemu poirytowany Percy, mimo tego że jego twarz o niczego nie wykazuje. Wchodzimy po schodach i stajemy w korytarzu, gdzie są drzwi do naszych pokoi. Otwieramy drzwi, mojej komnaty o numerze 18 i wszyscy do niego wchodzimy. Ściągamy buty i siadamy na kanapie w salonie.

-Odpocznijmy trochę i wracajmy do naszej głównej bazy.- Polecam naszej drużynie.

-Mam nadzieję, że tylko po stroje?- Mówi SnallCake twierdząco, ale również zadaje pytanie.

-Tak, a jeśli będą gdzieś odjeżdżać, namieżemy ich.- Wyciągam urządzenie namieżające z kieszeni i potrząsam nim by zademonstrować sprzęt. Zabieramy cały nasz dobytek z motelu, schodzimy do recepcji, by się wymeldować.

-?Salen de la ciudad?- Mówi męszczyzna za ladą.

-Si. Gracjas por Gościnno.- Odpowiada Kendra, po czym facet dodaje.

-Por favor.- A następnie wychodzimy.

Jedziemy samochodem, przez dłuższy czas. Jednocześnie rozmawiając o tym co zrobiliśmy w Mongolii.

-Co to była za podróż. Nowy kraj, kultura, ludzie.- Mówi Snallcake opierając się o szybę na tylnych fotelach.

-Tak. Ale za wiele, z tego niepoznaliśmy.- Skarży się Percy.- No, może poza widokami. Góry, pola. Mimo, że u nas do kurwidołka widać to samo!- Mówi zawiedziny Gingerbread.

-Wyluzuj Percy. Przynajmniej podłożyliśmy Johnemu pluskwę.- Uspokajam toważysz.

-Ok.- Odpowiad i patrzę na niego robiącego wdech i wydech. Stosuje zasadę trzech sekund. Mijamy znak z napisem Szubin i wjeżdżamy do miasta. Odstawiamy Kendrę, przed jej blok mieszkalny.

-Too. Do usłyszenia chłopaki.- Mówi Kendra wychodząc z pojazdu. Odprowadzamy ją wzrokiem. Kiedy wchodzi do klatki jedziemy pod, mój dom. Wychodzę na trawnik, zamykam drzwi pojazdu.

-To do usłyszenia Percy. Kontakt telefoniczny.- Mówię odchodząc od pojazdu i przykładam dłoń do ucha jakby był komórką.

-No. Do usłyszenia.- Potwierdza i odjeżdża, kiedy jestem w połwie drogi do domu. Podchodzę do drzwi i dzwonię dzwonkiem. Otwiera mi kobieta w szlafroku i z zawiniętymi w kokon włosami.

-Cześć synek, już w domu, czemu nie napisałeś, że wracasz?- Pyta się otwierając szerzej dżwi.

-nie chciałem zawracać wam głwy, więc nie napisałem, że wracam.- Mówię wyjaśniając. Wchodząc do kuchni widzę, że w salonie nikogo nie ma i pytam:

-Gdzie wszyscy?- Siadam na krześle i podpieram się jedną ręką o stół.

-Alekej u kolegi a tata u wójka w warsztacie. Więc powiedz jak tam wycieczka?- Mówi kobieta podając herbatę.

-Dobrze. Wraz z Kendrą jedliśmy wspólne, miłe kolacje. Podczas, kiedy Percy samemu egzystensował przy ognisku. Któregoś dnia łowiliśmy ryby i wpadł do wody z pomostu.- Opowiadam jej jeszcze kilka zmyślonych historyjek, aby uwieżyła w cel naszej wycieczki. Opowiadam jeszcze kilka zmyslonych historyjek, aby uwieżzyła w naszą podróż.

Opowiadając je zanurzam się we wspomnieniach, aż do momentu, kiedy do domu wraca brat i tata. Wchodzą do środka i patrzą na mnie wołając:

-Cześć młody! Już w domju?- Krzyczy mój father.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania