Moja mocno ubarwiona życiowa historia #6

-No, a co zrobimy, kiedy będziemy już mieli kostium?

-Zobaczymy. Może zostaniemy polską grupą bohaterskiego wsparcia z Supet Polish Cake na czele?

-Możliwe, ja byłabym Snall Cake, Percy będzie znany jako Gingerbread.- Mówi nieprzekonana.

-A nasz zespół będzie Backed goods zamiast ciastek sprawiedliwości. -Dokańczam swoją myśl.

-No nie wiem.- Mówi dziewczyna niezdecydowana.

-Pogadamy jeszcze z Percym.- Oświadczam stanowczo i wspólnie wychodzimy z domostwa kierujemy się w stronę domu kolegi. Dochodzimy do rzędu połączonych parterowych domów, stajemy na przeciwko poziomej kolumny i nie wiedząc, który to dom dzwonię do niego przez messengera.

Odbiera, a w tle słyszę krzyki i hałasy, możliwe, że latających mebli więc zaciekawiony pytam:

-Napadają na was?

-Nie, tata znowu wrócił nachlany jak bela i robi awantury o byle gówno. Tym razem idzie o brak piwa w lodówce.- Mówi zapewne chowając się w ogrodzie gdyż słyszę go za rogiem.

-Zaczekajcie, zaraz przyjdę.

-Niepotrzebnie.- Odpowiadam i staje za kolegą, ten się odwraca i podskakuje, jak wystraszony kot.

-Hej, jak tam?

-Gitez. Dawid wymyślił , że założymy grupę bohaterów.-Informuje go Kendra.

-Aha, ja się piszę.-Mówi patrząc na nas oboje.

-Widzisz Kendra, nawet Percy się z tym zgadza.

-Dobrze, dobrze, teraz będziemy grupą o nazwie ,, Boked Goods''.

-Ale śmieszna nazwa.-Oświadcza Percy.

-Masz lepszą?-Pytam zaciekawiony.

-Mam, a jakby tak ,,Ciastka sprawiedliwości'', jak już jesteśmy w temacie wypieków.

-Nawet po, angielsku będzie nieźle ,,Justice Cake''.- Przyznaje Kendra patrząc sceptycznie.

-No to postanowione. jesteśmy Justce Cake. Ja to SuperCiacho, Kendra-SnallCake, a Percy-Gingerbread.

-Tak postanowione! A, gdzie będziemy mieli stroje i bazę?

-Wydaje mi się, że początkowo może być tam, gdzie pokazałem wam swoje moce.

-Chyba ok. Przypomnisz nazwę ulicy?- Pyta kolega, aby się upewnić.

-Chyba, Baker street, ale nie jestem pewien, bo rzadko tamtędy przechodzę, ale to na prawo za orlikiem.

-Aha, ok.- Mówi udając, że wie o co chodzi chociaż jego mina tego zaprzecza.

-Jeju, to ulica Baker Street.-Przypomina Kendra.

-Za drzewami.- Dokańczam informacje.

-A co dzisiaj będziemy robić?- Pyta szczupły chłopak z włosami na cebulkę.

-Dzisiaj, może zrobimy tam porządek?- Proponuje takie zajęcie.

-W sensie sprzątanie- Dopytuje kolega.

-Tak, tak sprzątanie.- Uświadamia go koleżanka pstrykając w ucho.

Przechodzimy kilka ulic, gdyż kolega mieszka w centrum podobnie jak Kendra tylko, że na innej ulicy. Dochodzimy do orlika mijamy go, by następnie przejść przez płot do naszej ,, Piekarni'', która dostaje to miano podczas, gdy tam zmierzamy. Przechodzimy przez płot, przedzieramy się przez chaszcze, które pozostały po jakimś budynku. Wspinamy się na najwyższy punkt, którym okazuje się kładka na wysokość naszych bioder.

-Nie ma co czekać, zabieramy się za porządki.- Mówi Kendra stając na najwyższym pagórku i rozporządzając zespołem schodzi i zaczyna wyrywać chwasty, jednak po chwili krzyczy.

-Co się stało?-Pytam zatroskany.

-Złapałam za rozbite szkło.- Mów0i trzymając zraniony palec w ustach.

-Przydałyby się rękawiczki, takie do pielenia ogrodu.- Uświadamia nas Percy.

-Masz rację. Potwierdza Kendra.

-Poczekaj, zaraz skiknę.-Mówię zgłaszając się, by po nie pójść .

-Dobrze, tylko pamiętaj cisza o twoich mocach.- Zostaje pouczony przez Kendrę jak dziecko i wybiegam za płot i po zaledwie 5-10 sekundach wracam z rękawiczkami i prowiantem.

-A skąd to jedzenie ukradłeś?- Oskarża mnie Kendra patrząc z pogardą.

-Nie! Broń Boże!- Wykrzykuje tłumacząc się. Masz mnie za przestępce, który udaje bohatera, by zamaskować swoje mroczne zamiary.

-W takim razie skąd go masz?

-No ze sklepu, ale go nie ukradłem. Wbiegłem do sklepu, wziąłem produkty, włożyłem pieniądze do kasy i wybiegłem. -Wyjaśniam szczerym tonem.

-Ok załóżmy, że ci wierzymy.-Mówi kolega nie dowierzając.

-Ale taka jest prawda, z krzyżem na sercu wam to oświadczam.

-Niech ci będzie, dobrze przesuń ten gałąź gdzieś tam.- Wskazuje ręką w kierunku przeciwnym do wejścia. Pracujemy tak do, późnych godzin. Słońce zbliża się ku zachodowi barwiąc niebo na czerwono-różowo-żółte kolory, gdzie nie gdzie widać też pomarańcz.

-Dobrze, chyba już koniec na dzisiaj.- Informuję wszystkich, że czas wrócić do domów. Po czym ruszamy w tamtych kierunkach, każdy do siebie. Wchodzę przez drzwi frontowe mojego domu, zdejmuję buty nie zauważając, by ktoś tu był po za mną. Wchodzę po schodach, idę w stronę swojego pokoju ale zatrzymuje się przed nim, aby przeczytać przyklejoną do nich kartkę mówiącą:,, Synku pojechaliśmy d0 wujka Władzia, opiekuj się domem pod naszą nieobecność i nie urządzaj imprezy. Podpis mama. Przy dolnej framudze doczepiono drugą kartkę z napisem: ,,Możesz zrobić imprezę, ale żeby zniszczenia były niezauważalne. Podpis tata. Nie muszę czytać powtórnie, biorę telefon wybieram numer i dzwonię pod pierwszy z góry. Jest nim, a jakże Kendra, mojej współpracowniczki w walce z przestępczością.

-Witaj Panie Super Ciacho.- Odbiera i wita głos z komórki.

-Cześć Snall Cake.

O co chodzi>

-Rodziców nie ma w domu, a pozwolili mi zrobić imprezę.- Informuję o możliwościach na daną chwilę.

-To super. Na pewno wpadnę, zadzwonię jeszcze do Perciego.

-Nie trzeba, on już wie, ale możesz napisać do swoich koleżanek i też niech wpadną.

-Dobrze, o której mamy przyjść?- Pyta dopytując o szczegóły.

-Może o dwudziestej?- Mówię niepewnie przesuwając meble i chowając delikatne przedmioty, jednocześnie trzymając telefon przy uchu. Kończę rozmowę słowami:

-Do zobaczenia o dwudziestej.

-Siemanejro. Co tam?-Pyta kolega.

-Wporzo. Słuchaj jest sprawa?- Informuję kolegę.

-Jaka?-Pyta zaciekawiony.

-Powiem jednym słowem. Biba!- Krzyczę do słuchawki.

-Ekstra, u ciebie?

-No jaha, że u mnie. Rodzice zostawiają mnie samego, więc mam wolną chatę. Wpadaj pomożesz mi pochować delikatne i cenne przedmioty.

-Spoko, już pędzę.-Kończy rozmowę, a ja wracam do szykowania pomieszczeń. Chowam

szklane i kryształowe przedmioty. Zaczynam szukać jakiegoś trunku, po kilku minutach rozbrzmiewa dzwonek. Podchodzę do drzwi, patrzę przez wizjer i widzę Perciego. Otwieram drzwi i wpuszczam go do środka.

-I jak tam szykowania do biby?- Pyta przechodząc ze zgrzewką piwa ,, Rys '' przez framugę.

-Jako tako.- Wskazuję na poprzesuwane meble i mówię.- Pole przygotowane, brakuje trunku ale przynajmniej przyniosłeś piwo.

-Nie bój żaby, pomyślałem o tym od razu jak zadzwoniłeś. Zaprosiłem kilku ziomków, na pewno coś przyniosą.- Mówi pewnym tonem, a ja się zastanawiam, jak to jest. Zanim zadzwoniłem jest już na miejscu i ma przygotowany prowiant. - A jeśli nie skoczymy do ,, Stonki ''.

-Powinno wypalić.-Mówię niepewnie. Po kwadransie budynek jest wypełniony ludźmi tymi ze szkoły i nie bardzo mi znanymi pewnie jako koledzy moich kolegów itp. Idąc w tłumie skaczących w salonie do utworu,, Fuking Rools'' dochodzę do schodów, a jeden już leży nachlany w trupa, którego nie znam. Przechodzę obok niego i wspinając się po schodach wchodzę w górny korytarz, u którego wejścia całuje się parka i patrząc na nich kojarzę syna sąsiada obmacującego jakąś dziewczynę. Zmierzam w kierunku swojego pokoju, słyszę dźwięk dobiegający z łazienki naprzeciwko sypialni rodziców. Pukam, nikt nie otwiera, pukam ponownie nadal nic, więc chwytam za klamkę ,ciągnę a na zamkniętym sedesie siedzi Percy z opuszczonymi do kolan spodniami, przed którymi klęczy Hermiona trzymając w ustach coś co na pewno nie jest rurką z kremem.

-Dude!- Mówi kolega wypraszając mnie z pomieszczenia. Zastanawiam się, że ludzie muszą już być bardzo pijani skoro dziewczyna ze szkolnej elity zabawia się z chłopakowi takiemu jak ja, w tym samym czasie dzwoni dzwonek. Schodzę po schodach a przez futrynę drzwi wchodzi mój kuzyn Malfoy, który trzyma w rękach czarną foliową torbę. Myślę, że to pewnie ten kostium od cioci Bernadety, lecz nie jestem w pełni pewien. Moje założenia zostają jednak potwierdzone przez jego słowa.

-Siemasz Dawcio!- Krzyczy machając do mnie z framugi!

-Cześć, Malfoj.- Skaczę do niego przez poręcz od schodów zamiast schodzić po stopniach, ponieważ są zatłoczone przez imprezowiczów!

-Co u cioci?- Pyta mnie wręczając pakunek. -Nie będzie zła z powodu tego bajzlu!?- Krzyczy, by przebić się przez hałas!

-Nie, dostałem zezwolenie na małą imprezę!

-Małą, a to jest ostra biba!- Rozpościera ręce, by ogarnąć to wszystko.

-Możliwe, że masz rację, ale co teraz zrobić, wyprosić ich ?!

-Wątpię, aby takie słowa zostały przyjęte przez tą armię imprezowiczów.- Oświadczam swoje domysły.

-Dobrze, ja będę się zbierać.- Życzę wam powodzenia i szczęścia, aby nie narobili większych strat.- Wskazuje wzrokiem kilka rozbitych naczyń i butelek napoi z promilami. A następnie przepycha się przez grupę ludzi, która stoi na zewnątrz ponieważ w środku robi się zbyt tłoczno.

Wracam na górę, przechodzę mijając pokoje i idę ponownie obok łazienki. Słyszę krzyki dziewczyny i pukania- zapewne klapy od sedesu. Przechodzę jednak bezinteresownie i wchodzę do siebie, zamykam drzwi, jednak ich nie kluczę, aby w razie potrzeby móc zlecieć z pomocą. Siadam na łurzku, otwieram pakunek, wyjmuję maskę i zaczynam ją oglądać. Ciemne kolory, srebrne wykończenia, wizualnie maska wygląda świetnie, ale czy trwałość, twardość są równie dobre- myślę jakby to sprawdzić. Przypominam sobie, jak tata ostatnio pożyczył mi wiertarkę, aby wkręcić kilka śrubek do powieszenia, wspólnych zdjęć mojego z Percym i Kędrą. Zaglądam do szuflady w nadziei, że mam ich jeszcze kilka i się nie mylę- akurat mam 2 sztuki. Przytrzymuje pierwszą na powierzchni palcem wskazującym, kciukiem i środkowym, dociskam wiertłem, by się nie ruszało i włączam. To kręci się i kręci lecą iskry, śrubka pęka łamiąc się na dwie części. Myślę: mocne! Słyszę wycie syren policyjnych, jeśli mają jakąś nazwe to jej nie znam. Jednakże wychodzę z pokoju, wcześniej jednak chował ją w kącie szafy na przeciwko drzwiczek. Wychodzę ze swojej sypialni a imprezowicze którzy jeszcze przed chwilą hałasowali w korytarzu i łazience znikaj, podobnie w salonie i kuchni. Idę w kierunku frowntowych drzwi, otwieram je, a przed nimi stoi dwóch funkcjonariuszy. Kobieta i mężczyzna. Facet to przeciętny mężczyzna z wyglądu przypominający ektomorfika, ubranego w standardową koszulę, spodnie, czapkę i buty. A u pasa eisi latarka i pistolet w kaburze. Na klatce piersiowej widnieje srebrna odznaka. Natomiast kobieta uuu to mesomorph, sportowa budowa ciała o ciemna brunatnych włosach i z tą samą odznaką, co facet.

-Witam sierżant Bartłomiej i posterunkowa Kornwalska.- Przedstawia ich facet.

-Tak, słucham o co chodzi?- Pytam udając zaskoczonego ich przybyciem, jednak wiem, że balanga wymknęła się z pod kontroli.

-Sąsiedzi skarżą się na hałasy.- Oznajmia kobieta łagodnie a zarazem stanowczo.

-Proszę wybaczyć, ale chyba pomylili państwo adresy. Jak widać, nikogo u mnie nie ma- Odwracam się wskazując pusty przedpokój.

-Dobrze, potraktujemy to jako pomyłkę ze strony sąsiadów, ale proszę wziąć ich pod uwagę.- Ostrzega mnie władza.

-Tak jest, zapamiętam!- Salutuję do niego, niczym kapral pułkownikowi. Ten gest wywołuje lekki uśmiech posterunkowej, oboje odchodzą od drzwi i kierują się w stronę radiowozu. Kobieta kołysząc pośladkami przechodzi przez furtkę, a ja w tym czasie stoję w drzwiach. Patrze na nią z chęcią zdobycia czegoś nieosiągalnego więc wyłącznie rozbieram ją wzrokiem, wyobrażam sobie, jak mnie zatrzymuje i zakłada kajdanki a potem zaczyna się prawdziwa zabawa. Z otrzęsienia budzi mnie dzwonek telefonu, wyjmuje go z kieszeni. Mama dzwoni, więc odbieram.

-Cześć synek, jak tam?

-W porządku.- Oznajmiam patrząc na parter i oblegający go syf.

-A u was, co słychać?- Pytam przerywając chwilę milczenia.

-W sumie też, dobrze.

-Mów za siebie kochanie.- Słyszę w tle narzekającego ojca.

-Co się stało?- Pytam, chcąc być pewny co zaszło.

-Powiem tak. Tata pomyśli 2 razy zanim wejdzie na mechanicznego byka.

-Czyli nie zła zabawa mimo tego jak się kończy.

-Tak wyszło. Kolega wujka zaprosił nas na imprezę.

-To wspaniale- może się w końcu zabawiliście.- Oznajmiam potwierdzając ich w tej decyzji, po czym się rozłączają. Ponownie rozbrzmiewa dzwonek od drzwi, otwieram je, ale teraz stoi przed nimi Percy mówiąc.

-Niezła biba nie?

-Bombowa. Odpowiadam kiwając głową.

-A jak tam porządek?- Zerka mi przez ramię.

-Powiem dwa słowa- istny bajzel.- Potrząsając głową wpuszczam go do środka. Wchodząc, przyznaje mi rację i proponuje swoją pomoc z czego korzystam. Znowu rozbrzmiewa dzwonek, tym razem to Kendra, która po ujrzeniu syfu też proponuje swoją pomoc. Więc wszyscy sprzątamy. Po 2 do 3 godzin jest w miarę schludnie.

-Serdeczne dzięki za pomoc. Dobrze, teraz wracajcie do domów odpocząć i się zregenerować, sam też się położę.- Ziewam ukazując zmęczenie.

-To co widzimy się o 13?- Pyta Percy zacierając ręce.

-Chyba tak.-Odpowiadam- Dobra do zobaczenia.

-No, cześć.-I schodzi na ścieżkę a następnie przechodzi przez furtkę na chodnik i zmierza do siebie. Sam wracam do pokoju, by jak betka paść na łóżko. Zasypiam będąc w ubraniu. Ze snu wybudza mnie alarm z telefonu, podnoszę go w celu wyłączenia, przesuwam palcem, aby odblokować. Wyskakuje 10 nie przeczytanych wiadomości. Wciskam aplikację o wyglądzie koperty czytam, wiadomość od Perciego mówiącą,, Chłopie, co za akcja... Wracając od ciebie po sprzątaniu szedłem ulicą Baker Street i nie zgadniesz kogo widziałem. Hermionę zaraz po wyjściu ze mną z twojej łazienki a zarazem imprezy poszła na Laird Hill, aby miziać się z inną laską i to przy budce telefonicznej, ale szok- nie?-Wiadomość kończy się zdjęciem dwóch obmacujących się kobiet, których widok wprawia mnie w podniecenie. Jednak to uczucie mija. Po ujrzeniu drugiej wiadomości w której napisano: Cześć Dawid, musimy się spotkać. Chcę z tobą pogadać.- A adresatem tej wiadomości jest Kendra. Odpisuje jej, mówiąc, że chętnie się spotkam. Na co ta podaje godzinę i ulicę. O 14:30 stoję na Bow Valley. Przysiadam na hydrancie. Oglądam przejeżdżające samochody. Kilka modeli przyciąga moją uwagę,- może nie tyle samochody co kierujące nimi kobiety umalowane z dużymi atrybutami.

-Cześć, Dawid- Podskakuje zaskoczony słysząc odnośnik do mojej osoby. Odwracam się i widzę Kendrę podobnego wzrostu, co do mojego. Kobietę z atrybutami odpowiadającymi moim oczekiwaniom.

-Cześć, Kendra.

-Nie przestraszyłam ciebie?

-Trochę, po co chciałaś się spotkać?

-Otóż pamiętasz jak ograbili twój dom?

-Tak i jeszcze zajumali moją konsolę, czego im nie daruję!

-Popytałam tu i ówdzie.

-I co, dowiedziałaś się czegoś?

-Tak, ale niewiele.

-A mianowicie?

-Koleżanka mojej mamy mieszka niedaleko ciebie i widziała samochód dostawczy wyjeżdżający z twojej ulicy.

-No tak, czymś musieli je wywieść.

-Kiedy stał na tej ulicy, robiła zdjęcia rodziny. W którym uchwyciła czarnego dostawczaka i nie jest pewna, ale pewnie marki ,,Woldz Vagen''.

-Fajnie, dzięki, ta wiadomość na pewno mi się przyda- a jakieś numery rejestracyjne?

-Tylko 2 cyfry i litery mianowicie 43 i NE.

-To już sporo, może zadzwoń po Perciego podzielimy się z nim tym odkryciem.

-Może doda jakieś brakujące elementy?- Wyjmuję telefon i wybieram numer, słyszę sygnał i odbiera.

-No witam, podobno chcesz usłyszeć więcej informacji na temat mojej wiadomości o Hermionie?- Pyta kolega chichocząc.

-Chętnie, ale kiedy indziej. Czy kojarzysz numery auta 43 ileś i NE coś?- Pytam i przełączam na głośno mówiący.

-Tak, znajomy z klasy mojego kuzyna chyba ma takie tablice. Po uderzeniu w nasz garaż musieli ją wyprostować, więc kojarzę napisy.- Słyszę niepewność w jego głosie.

-Ahm dzięki słuchaj. Może spotkamy się w naszej ,,Piekarni''? -Pytam podając nazwę naszej kryjówki.

-Spoczko, może być o 3po południu?

-Jak najbardziej, do zobaczenia na miejscu.

-No to do zobaczenia.- Kończę rozmowę i chowam telefon do kieszeni.

-I co, zna te numery?- Dziewczyna pyta podekscytowana.

-Tak, spotykamy się o 15 w bazie, by podzielić się informacjami.- Patrzę na zegarek, by dowiedzieć się ile mamy czasu, aby tam dotrzeć. Przed przybyciem na wyznaczone miejsce wchodzimy z Kenndrą do knajpy. Tej samej do której przyszliśmy po pierwszym spotkaniu. Wchodzimy drzwiami do ,,Taco Bell' i siadamy na krzesłach. Po, pewnym czasie podchodzi do nas kucharz robiący za kelnera, wujek Kendry.

-Witam ponownie.- Mówi stając obok naszego stolika.

-Witam pana.- Oznajmiam skinając głową.

-Cześć, wujku.- Odpowiada Kendra.

-Widzę, że zasmakowały wam nasze potrawy.

-Tak.- Oznajmia Kendra. Jednak patrząc w jej oczy widzę zdegustowanie.

-Delicje.- Mówię próbując kłamać niezauważalnie.

-To co podać?- Wyjmuje notes i długopis.

-Ja wezmę mój standardowy zestaw.- Mówi Kendra kopiąc mnie pod stołem. Co mówi, że też mam coś zamówić.

-A dla mnie tylko frytki.- Szturcham ją, by odwzajemnić jej gest za siniaki na piszczelach mężczyzna odchodzi z zapisanymi zamówieniami, kiedy już je mamy. Zjadam pospiesznie, po czym czekam na gotowość Kendy. Kiedy kończy podchodzi jej wujek.

-Chcecie coś jeszcze?- Pyta pracownik i właściciel w tej samej osobie.

-Nie, dzięki.

-A może deser?

-Podziękujemy.- Odpowiadamy wspólnie i widzimy jak inni osobnicy wychodzą z knajpy.

-Naprawdę podziękujemy.- Samochód odjeżdża, a my ruszamy w pogoń za nimi.

-Wsiadaj.- Rzecze koleżanka wchodząc do swojego pojazdu, które polecenie wykonuję.

-Ruszaj.- Mówię pospieszając ją.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania