Moja mocno ubarwiona życiowa historia #4

-Szkoda słów, ten którego widziałeś na urodzinach, kiedy ostatnio u nas byleś, całował się z Hermioną. Powiedziała przewracając oczami i oparta o kontuar.

-A to bydle, powiedz mi gdzie mieszka a mnie popamięta. Złapał za tasak i potrząsnął nim prezentując przedmiot który czekał by pójść w ruch.

-Wujku szkoda narzędzia, niech dopadnie go rzeżączka od dziewczyny z którą się spotyka. Odebrała ostrze człowiekowi rodziny i położyła je spokojnie na blacie.

-Dobrze, w takim razie, na co macie ochotę ? Zapytał podając karty dań, zaznaczając że wszystkie produkty są świeżo kupowane z pobliskiego marketu.

-Ja wezmę to co zazwyczaj. Wskazuje jedno z dań na karcie.

-A ty młody, co weźmiesz? Zapytał się kucharz oparty o stół. Nie nadążam nawet odpowiedzieć, ponieważ dziewczyna zdecydowała za mnie.

-Dla niego Cheeseburger z dużymi frytkami, a do picia poprosimy DrDeppera. Facet będący kucharzem i kelnerem przyniósł nam tacę z zamówionymi daniami, poprosiłem Kendrę aby streściła mi historię, jak jej wujek został dwu

etatowym pracownikiem, mówiła coś o potrzebie zarobku, pieniędzy na chorą ciocię i swojej pomocy przy gospodarowaniu tym dobytkiem. Kiedy skończyliśmy posiłek u brata mamy Kendry żegnamy się, wychodzimy przez frontowe drzwi i chodnikiem idziemy wzdłuż niedawno wyremontowanej ulicy, która została zniszczona przez odłamki asteroidy, która spadła około 0,5kolometra od miasta.

-Dawido słuchaj, mam pomysł może zobaczymy tą skałę, która spadła gdzieś w pobliżu? Zapytała dziewczyna wskazując palcem w dal.

-Ni wiem. Powiedziałem własnym slangiem wypowiedzi. Dziewczyna nie zważając na moją odpowiedź szła w danym kierunku, przedarłszy się przez gęste zarośla docieramy do obiektu, który spadł na ziemię. Tym obiektem okazała się skała wielkości samochodu, mniej więcej modelu ,, Mini morisa'', kiedy przeszliśmy obiekt dookoła sprawdzając czy jest bezpiecznie podchodzę bliżej, za mną głos Kędry wołał.

-Uważaj, bądź ostrożny. Z pełnym obaw tonem.

-Spokojnie, wiem co robię. Przynajmniej tak mi się zdaje. Odpowiedziałem niepewnie, podchodząc coraz bliżej a kiedy byłem na tyle blisko wyciągam rękę. Dotknąłem skałę i zrobiło mi się czarno oczyma, kiedy się ocknąłem leżałem na ziemi, a obok mnie klęczała Kendra, przerażona i rozglądając się jak się, domyśliłem zamiarem wezwania pomocy, co nie miało sensu, jesteśmy na środku wysokiego pola, a dookoła tylko przypalone od komety zboża.

- Wszystko w porządku ? Pytała troskliwie.

-Chyba tak. Podnoszę się powoli

- Lepiej wracajmy do domów.

-Masz rację, wracajmy. Powiedziałem wciąż oszołomiony.

Każdy powrócił do swojego domu, ja do tego przy ulicy,, Świeckiej'', ona do do swojego miejsca zakwaterowania, mieszkania w bloku gdzieś przy centrum, zanim jednak się tam skierowała odprowadziła mnie. Zapukała do drzwi i czekaliśmy chwilę aż ktoś otworzy. Kiedy drzwi się otworzyły stał w nich mój tata, postawny facet o włosach przyciętych po bokach ci w ciemno brązowym kolorze.

-Witaj synu, zaraz czy ty piłeś? Zapytał oburzony rodzic widząc mój stan, większy od codziennych potknięć podczas spacerów.

-Nie proszę pana. Nic nie pił, po prost słabiej się poczuł i zemdlał. Tłumaczyła mnie z nadzieją, że uwierzy w te słowa. Co przyniosło zamierzony efekt, nie pouczał mnie o tym jak zaczyna się alkoholizm, nie wyprawiał rodzicielskich kazań. Odprowadził nas do mojego pokoju i wyszedł. Widząc jak mężczyzna znika za drzwiami zamknąłem je tak aby nikt nie podsłuchiwał.

-Byłeś dzisiaj bardzo nierozważny. Mówi siadając na łóżku w którym leżę.

-To moje przekleństwo, po za tym trzeba żyć pełną piersią.

-Tak, ale z rozsądkiem i rozwagą. Patrzy na mnie apatycznie.

-Dzięki spróbuję zapamiętać. Przyznaje znając swoją zdolność wspominania, wyszła z pokoju zamykając drzwi ja, zmęczony doznaniami zagłębiam się we śnie. Całą noc spędziłem w łóżku jednak nie spałem od dotknięcia skały czuję dziwne pulsowanie i dreszcze na całym ciele, zaciekawiony jak długo już leżę spoglądam na zegarek dochodzi godzina 3 rano a ja wciąż mam włączony umysł o 6 dopiero zaczynają mi się kleić powieki. W końcu zasnąłem, ale w momencie rozpoczęcia brzęczenia budzika dostrzegam zbyt mało by być w pełni

przytomny. Wstaje z łóżka ruszam w stronę łazienki by opróżnić pęcherz z całej nocy po czym wychodzę i potykam się o swój plecak wciąż nierozpakowany od momentu kiedy trafiłem na sor. Chwytam za suwak przesuwam go lecz się zacina, więc poprawiam ułożenie palców i szarpie tym razem otwiera się lecz nie w części zamka a na całej długości.

-Oh shit. Mówię szeptem zaskoczony. Kiedy moja mama wyszła z sypialni i stając przed moim pokojem dostrzegła rozwalony tornister zapytała:

-Co się stało?

-Nie wiem, zacząłem go otwierać, lecz się zaciął więc szarpnąłem trochę mocniej i proszę. Przyznaje się do swojej winy i przeszukuję szafę w celu znalezienia zamiennika. Odnajduję go lecz na moją niekorzyść jest to, różowo-biały plecak ze święcącymi elementami, który pewnie kuzynka zapomniała z, ostatniej wizyty. Zrobiłem skwaszoną minę w kierunku matki z celem pokazania swojej irytacji i zapytałem:

-Nie mamy niczego innego?

-Zawszę mogę dać ci torbę z Pierdonki.

-Chyba wolę tę torbę.

-Nie wybrzydzaj bierz i znikaj. Po jej słowach ubieram swoje gnojobiegi firmy,,Anta'', chińska podróbę,,Adidasa'' oraz ,,Nike''. Wychodzę z domu, jak zwykle poruszam się, chwiejnym krokiem lecz docieram do furtki przechodzę przez nią i kierując się w stronę placówki edukacyjnej mijam kilka ulic. Widząc budynek przystaję by pomyśleć. znowu w tym cyrku, ciekawe czy hierarchia uległa zmianie. Wchodzę do środka na powitanie ogłuszył mnie panujący tu zamęt, skierowałem się schodami na 1 piętro, doszedłem do sali lekcyjnej od matematyku, jak się okazało staję tu jako jeden z pierwszych uczniów. Kładę torbę która irytuje mnie swoim wyglądem podchodzę do okna by usiąść na parapecie opieram się o szybę zerkam przez nie kto wchodzi. Pierwsza okazuje się Alicja która kładzie plecak obok mojego i gna w kierunku łazienki, zapewne w celu sprawdzenia czy nie rozmazał się jej tusz do rzęs, albo czy włosy nie zostały zniszczone przez wiatr, w ogóle mnie nie dostrzegając. Następni zaczęli zbierać się inni: Meggi Folchart, Percy Jackson, Belinda Bell, Kit Rock, Luna Loregood, Gin Lasly i inni, których nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Mój kolega i jednocześnie najlepszy przyjaciel Percy podbiega do mnie rozradowany wołając:

-Dawid! Wróciłeś. Mówi naprawę rozradowany na mój widok, wszyscy na mnie patrzą i podchodzą by się przywitać i zapytać: Jak się masz? Co słychać? Jak się czujesz?Myślę by wykrzyknąć, wypomnieć i zwrócić uwagę mówiąc: A jak mam się kurwa czuć? Przez większość czasu zapomnieliście o moim istnieniu, a teraz witacie się jakbym był oczekiwany. Jednak grzecznie odpowiadam: Spoko. Po nie kąt lepiej i w miarę.

-Powiedz Dawid co słychać, ale rozwiń swoje słowa. Mówi Jakson obejmując mnie ramieniem i odciąga na bok.

-Spoko, ale lepiej po szkole. Mówię skinając głową na resztę klasy.

W trakcie przerwy kolega streścił mi zmiany, które nadeszły podczas mojej nieobecności. Dowiedziałem się że znalazł nową dziewczynę, że Meggi i Gin okazały się być lesbijkami, że Bellinda jest ździrą co wywnioskowałem, że miało z nim związek, oraz inne smaczki zwracające moją uwagę. Kiedy zadzwonił dzwonek wszyscy zebrali się powoli pod klasą i ustawili dwójkami pech sprawił, że ja wchodzę z Alicją której wzrok skierowała na wyświetlacz telefonu z aparatem w jej twarz, by muc oglądać swoje odbicie wchodząc lekko mnie szturchnęła.

-Dawid? Cześć, nie zauważyłam ciebie. Pomyślałem nie dziw się mając telefon zamiast oczu pewnie przeoczyła byś koniec świata.

-Cześć cześć jak tam w świecie Alicji? Mówię podnosząc brwi.

-A nieźle, nieźle. Mam już ponad 750 followeró na Kozineksie. Marszczę czoło nie wiedząc o co chodzi. Przyszła, nauczycielka wpuszcza nas do klasy siadamy w ławkach a ona sprawdza obecność.

-Percy Jakson?

-Jestem.- Odpowiada siedząc na dwóch krzesłach przede mną. Myślę, że najwyraźniej przesiadł się podczas mojej nieobecności. Więc siedzę z Meggi.

-Belinda Bell?

-Na miejscu.

-Kit Rock?

-Jest. Mówi chłopak chrapliwie. Przelatuje tak większą część klasy kiedy przychodzi czas na mój numerek przeskakuje go.

-Przepraszam! A Dawid? Zwraca uwagę jeden z uczniów.

-Proszę nie robić sobie z niego żartów panie Kit. Poucza go nie wiedząc o mojej obecności.

-Ale on tu jest. Rzecze chłopak 3 ławki przede mną i wskazuje mnie dłonią.

-Witaj Dawidzie, nie zauważyłam ciebie. Wytłumaczyła się kobieta w chwili kiedy podchodzi do mojej ławki oznajmia, że dzisiejsze lekcje są przełożone z powodu mojego powrotu. Na co większa część klasy wybucha radością, a mniejsza oburzeniem.

-Powiedz co u ciebie, jak się czujesz? Pyta pracownik oświaty.

-A, w miarę dobrze, mam tylko problem z równowagą i chwilowymi zawrotami głowy, chodem.

-A jak z koncentracją, czy poradzisz sobie na lekcjach? Pyta wilk w owczej skórze, ja zaś odpowiadam:

-Przekonamy się. Ponownie siadam na krześle, jak przy typowej odpytce złapałem się za głowę ponieważ znowu mi zawirowało.

-Dawid w porządku? Pyta siedząca obok koleżanka.

-Tak, ale od pewnego czasu ponownie kręci mi się w głowie i co jakiś czas czuję pulsowanie na całym ciele, a wszystko zaczęło się po powrocie z koleżanką z TacoBell. Odpowiadam nie wspominając o komecie. Po szkole wraz z Percym idziemy na małą wycieczkę do naszej bazy, opuszczonego posiadłości niedaleko orlika. Minęło trochę czasu kiedy byłem tu ostatnio, więc widok zarośniętych ścian, trawy sięgającej do kolan i innych zaniedbanych posiadłościach wprawił mnie w osłupienie.

-Percy, powiedz mi co to jest?- Pytam oburzony.

-Nom, jak ciebie nie było nie miałem tu z kim przychodzić.

-Rozumiem.- Mówię potrząsając głową.

-Jeśli chcesz możemy tu ogarnąć.

-Spoko zrobimy to, ale kiedy indziej. Siadaj, muszę ci coś pokazać. Chłopak usiadł na pękającym murku, będący kiedyś podstawą płotu.

-To słucham. Mówi opierając się dłońmi za plecami.

-Jak wspomniałem wcześniej byłem z koleżanką w Taco-Bell. Opowiadam dalszy ciąg tej sytuacji.

-Tak. Z koleżanką? Zapytał ciekaw wyjaśnień.

-Kendrą. Pamiętasz byłą Kit Rocka?

-Jasne jest jednym z naszych kolegów, ale nie wiedziałem, że ma dziewczynę.

-Miał zerwała z nim kiedy przyłapała go z Hermioną.

-Tą od chellederek?

-Tak właśnie z nią. Opowiadam mu historię usłyszaną w knajpie.

-Ale mniejsza, wracaliśmy do miasta, ponieważ knajpa jest zza nią zboczyliśmy z niej w drodze powrotnej, by zobaczyć tą asteroidę, co spadła na ziemię podeszliśmy i dotknąłem ją. Chłopak zamierza mnie pouczyć, ale zamiast skomentować zamilkł a ja dokończam.

-Dotknąłem jej i zemdlałem, po ocknięciu udało się nam wrócić do domu poszedłem spać i zacząłem czuć pulsowanie na całym ciele. Wskazałem organizm od stóp do głowy kolega robił wielkie oczy milczy a kiedy się odzywa wypowiada

-Może to coś w stylu super-mena kosmiczna skała spada na ziemie ty dotykasz i boom super bohater. Mówi kolega pełen zafascynowania.- Może przez noc coś nabyłeś nową umiejętność czy co?

-Możliwe- Odpowiadam nie pewnie.

-Sprawdźmy.-Oznajmia kolega.

-A jak?- Pytam ciekawy jego odpowiedzi.

-Bo ja wiem. Może uderz w ścianę, rzuć czymś albo kopnij głaz. Wskazuje przedmioty będące w okolicy.

-Spoko, ale jeśli doznam obrażeń obarczę winą ciebie. Mówię stawiając moje warunki.

-Niczego się nie wyprę. Gestem przysięgi robi krzyż na sercu. Po czym podchodzę do zabudowania, cofam rękę zgiętą by wyprowadzić cios i wyprowadzam prawy prosty. W ścianie zauważamy pęknięcie i wgłębienie więc cofam pięść. Za sobą słyszę westchnięcie pełne zafascynowania, następnie podchodzę do gruzów leżących naprzeciwko ściany podnoszę kamień wielkości pestki awokado i rzucam nią w drzewa, słyszymy cichy dźwięk łamania gałązki idziemy w ślad ciśniętego przeze mnie przedmiotu patrzymy na ziemię w celu jego odnalezienia zatrzymuje się

kiedy słyszę, że kolega wzywa mnie do siebie, nie jest zbyt daleko bo widzę go kilkanaście metrów przede mną więc podchodzę truchtem. Staje obok niego, ten wskazuje drzewa i wgłębienia po bokach i w środku pni wywołane moim ciśniętym przedmiotem.

-No nieźle.- Mówi drapiąc się za uchem, i milczy nic nie mówi tylko podchodzi do głazu leżącego pomiędzy drzewami a polem i, otwartą przestrzenią

-Teraz kopnij to Staje obok kamienia ja informuje go by się odsunął więc grzecznie wykonuje moje polecenie a, sam biorę lekki rozbieg i kopię skałę, przednią częścią buta. Leci w przód podnosząc się na wysokość naszych kolan i zarówno jak poprzednie ląduje w lesie, po drodze uszkadzając kilka pni.

-Ja cie, nie mogę. Gdybyśmy grali w gałę, albo piłka zabrała by ją ze sobą lub przedziurawiła siatkę.

Mówi Rozbawiony.

-Racja. Przyznaje chichocząc. Po pewnym czasie ruszamy do domów idąc sam mijam blok Kendry dostrzegam ją w oknie a ona mnie. Przystaje na chwilę a ona wychodzi przed klatkę ubrana w dżinsy z wizerunkiem 1D, a na nogach ma ala sandały.

-Cześć Dawid co słychać? Pyta stojąc przede mną.

-Jako tako.

-A to czemu?-Mówi dociekliwie i pełna obaw.- Chyba nie przez wczoraj?

-Po niekąd tak. Przyznaje szczerze.

-Co się dzieje rośnie ci 2 głowa, albo 3 ręka?

Zbliżam się do niej nachylając w kierunku jej ucha i mówię:

-Coś się we mnie zmieniło.

-A co wyrósł ci ogon? Patrzy na mnie wyszukując zmian.

-Nie. Ale nie mogę ci tego mówić przy kimś. Spoglądam na ludzi stojących, siedzących i idących w pobliżu.

-Więc spotkajmy się przy Taco Bell.

-Spoko, to jesteśmy umówieni. Mówię przekonany.

Mija czas od ostatniej rozmowy z Kendrą kiedy się umówiliśmy teraz stojąc w swoim pokoju w domu przy ulicy Świeckiej na telefonie wybieram, jej numer który podała mi żegnając się przy klace schodowej swojego bloku. W słuchawce roznosi się sygał czekając słucham piosenki zapewne zespołu, którego wizerunek widziałem wcześniej na koszulce, jakiegoś bojsbendu coś w stylu: BTR albo 1D, w końcu odbiera.

-I jak tam, czekam od jakiegoś czasu przy knajpie. Mówię zdekonspirowany.

-Już,już jestem. Odpowiada i parkuje samochód na miejscu parkingowym wychodzi z pojazdu a ja, stanowczo przemawiam.

-Wiesz ile tu siedzę?

-Nie ile?

-Nie ważne chodź za mną. Prowadzę ją na tyły budynku i pytam?

-Pamiętasz wczorajszą kometę?

-Tak o, mało nie wykorkowałam ze strachu z obaw, że coś ci jest i ,że obarczą mnie winą.

-Mniejsza. Patrząc na jej auto mówię.

-Lepiej żebyśmy się przejechali gdzieś w odosobnione miejsce.

-Dobra. Odpowiada wsiadając do samochodu ona prowadzi więc siadam na miejscu przedniego pasażera po czym ruszamy. Droga jest zaskakująco niezakorkowana, jak to bywa o 4 po południu, kiedy wszyscy wracają z pracy. Dojeżdżamy do starego opustoszałego browaru gdzie zawsze jeździłem z ojczymem by patrzeć jak gra w pokera i pije piwo wchodzimy z, łatwością do środka, gdyż drzwi nie są, dobrze zamknięte. Wskazuje jej miejsce i proszę by tam stanęła.

-Dobrze, ale po co tu przyjechaliśmy? Pyta zaciekawiona opierając się o ścianę.

-Pamiętasz kometę? Tę przez którą zemdlałem. Pytam oddalony o z grubsza 5 metrów.

-Cóż dzisiaj obudziłem się odmieniony.

-W jakim sensie? Pyta koleżanka.

-Zaraz ci zademonstruję. Pod chodzę do jednej ze ścian zaciskam dłoń w pięść i grzmocę w nią. W miejscu mojego ciosu pojawiła się nić pęknięć, następnie staje pod dziurą wyglądającą na wyższe piętro podskakuję i wznoszę się ponad nią.

-Nice, jesteś jak jeden z bohaterów ,,Marvela''.

-Chyba masz rację. Tylko, że ja nie walczę ze złoczyńcami. Mówię drapiąc się po głowie.

-Można byłoby to zmienić.

-Niby jak?- Pytam zaciekawiony.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania