Moja mocno ubarwiona życiowa historia #9

-Tak, ale teraz siedzą mi w głowie informacje dotyczące Jeźdźca.

-A mianowicie?-Pyta się, nie wiedząc czego się dowiedziałem.

-Podczas pierwszej potyczki z jego ludźmi wywnioskowałem, że to mężczyzna, najprzypuszczalniej o ektomorficznej budowie ciała. Wynajmuje bandytów do wcielania w życie swoje popieprzone idee musi mieć trudne dzieciństwo skoro chce zemścić się na mieszkańcach Chelmsford. Przez swoją bezradność za młodu zapuścił tężyznę ciała i schował twarz pod maską smutasa z teatru i czapką błazna.- Odpowiadam używając wzmocnionej pamięci.

-Zapamiętałeś to wszystko? Teraz wiem, że muszę uważać, aby nie pożyczać od ciebie kasy.- Mówi Kendra drapiąc się za uchem.- Aha, właśnie zauważyłeś to, że poprawiła a nawet ulepszyła ci się pamięć?

-Szczere mówiąc nie zwróciłem na to uwagi, ale masz rację jest ponadprzeciętna.- Ponownie drapie się za uchem będąc onieśmielony.

-To jaki plan na dzisiaj?- Jej pytanie odrywa mnie od rzeczy, które wichrują mi w głowie.

-Pomyślmy...-Przez kilka minut stoję w milczeniu, w końcu się odzywam.

-Spójrzmy na komputer w Piekarni.- Następnie idziemy w stronę Baker Street mijając przy tym Foxhounds Riding School & Tach Shop Stanford Roal, i wchodzimy na King Edward Dr.M. Jego dom to parterowy budynek z ogrodem. Przed drzwiami rozbiega się zielony równo przycięty trawnik na którym mieści się basen wkopany w ziemię przykrytą płachtą. Według mnie basen powinien być za domem, a nie przed, ale co kto lubi. Podchodzimy z Kendrą do płotu i dzwonimy na domofon. Furtka po pewnym czasie zostaje odbezpieczona, więc idziemy ścieżką, krótkimi schodami i wchodzimy na podest. Stoimy przed drzwiami i naciskam dzwonek, krótki dźwięk powiadamia domowników o gościach. Po kilku minutach drzwi otwiera muskularny mężczyzna z białym zarostem, ładnie komponującym się do jego okrągłej twarzy. Po chwili milczenia Kendra przerywa pytając:

-Dzień dobry. Jest Percy?

-Owszem jest. Persy! Ktoś do ciebie!- Odwraca się wołając na głos a następnie ponownie kieruje wzrok na nas i mówi:

-Poczekajcie chwilę. Ja muszę przeprosić, bo gram z sąsiadem w domowego pokera.- Mówi, po czym znika za ścianką. Z Kędrą siadamy na taboretach w przedpokoju. Czekamy kilka minut, aż w końcu schodzi nasz Gingerbread.

-Siemanejro, co słychać?- Pyta stając na pierwszym stopniu schodów.

-Spoko, ale może pogadamy w drodze do...- Przerywa, nie wiedząc dokąd możemy się udać.

-Do Taco Bell.- Przerywam jej chwilę zaćmienia.

-Ok, wziąć coś?- Pyta kolega czekając na instrukcje.

-Nie.-Odpowiada łagodnie i dodaje żartobliwie:

-Tylko swoje 4 litery.

-Jasne.- Odpowiada i krzyczy do rodziny.-Wychodzę! Nie wiem, o której wrócę!- Po czym wychodzimy nie czekając na odpowiedź. Schodzimy z podestu i kierujemy się wzdłuż King Edward dr. W czasie drogi do ,,Piekarni'' na Baker Street opowiadam im, czego się dowiedziałem przy pierwszym spotkaniu z przestępcą.

-To, jak go znajdziemy?-Pyta kolega.

-Dobre pytanie.-Przyznaje Kendra.

-Może znowu kogoś przyciśniemy, albo będziemy śledzić?- Podaje swój pomysł.

-Możemy spróbować.- Potwierdza Gingerbread.

-W takim razie czekamy na jakieś zgłoszenia.- Mówię wskazując nasz sprzęt. Siadam przed monitorem i oglądam kanały informacyjne. Takie jak: ABC News, ABC News Now, BBC America, CNN itp. Oglądamy tak do późnych godzin wieczornych.

-No, dzisiaj chyba nic nie zdziałamy?- Oświadcza Percy. Ja skinieniem głowy przyznaje mu rację. Wszyscy wracamy do, swoich domów. Wracam do budynku zbudowanym na wzór stodoły. Kendra do mieszkania w bloku, a Percy do budynku parterowego. Dni mijają, jak w, typowym życiu: Pobudka, śniadanie, domowe czynności, obiad, relaks, kolacja i sen, tak przez ponad miesiąc. Typowa rutyna: Pobudka, fizjologia, śniadanie, rozrywka. Czasami komputer albo konsola. Kiedy wyłączam grę i przełączam na telewizję informują o wybuchu buntów ludzi, jakie wprowadza Jeździec za pośrednictwem mediów. Wiedząc, że nie podadzą więcej informacji szukam ich w internecie. Natrafiam na video nagrane zapewne przez jednego ze świadków zdarzenia. Właściciel urządzenia nagrywa, jak Jeździec strzela kolejno klęczącym policjantom w głowę. Następuje cięcie, patrzę, jak w jego ślady idzie wielu innych ludzi. Dobiega mnie dzwonek telefonu, więc go chwytam i odbieram. Zdruzgotany głos mówi.

-Widziałeś?- Spoglądam na ekran, by dowiedzieć się z kim rozmawiam. To Kendra, więc odpowiadam na jej pytanie.

-Tak. Istna masakra.

-Co robimy?- Pyta Snall Cake

-Coś wykombinujemy. Dzwoń po Perciego i widzimy się w naszej ,,Piekarni''.

-Przyjęłam.- Odpowiada i się rozłącza. Chowam telefon do kieszeni i wychodzę oknem z pokoju. Przed tym jednak wkładam poduszki pod kołdrę, aby rodzice nie zauważyli mojej nieobecności. Przeskakuje parapet i ląduję na ziemi, amortyzując upadek. Startuję, jak biegacz sztafety trzymając głowę nisko, by domownicy nie zauważyli mnie biegnącego wzdłuż ogrodu. Następnie idę chodnikiem wprost do ,,Piekarni'' akurat, kiedy moi towarzysze już tu na mnie czekają. Pierwszy odzywa się Percy.

-Widziałeś?

-Tak, istna dekapitulacja.- Odpowiadam na jego pytanie.

-Musimy jakoś zareagować.- Informuje nas Kendra i podaje wyjęte z szafy w krzakach kostiumy. Zakładamy je, wkładamy maski. Oni te typu z serialu ,,Dom z papieru'', a ja tę na wzór filmu,, V jak Vandega''. Wchodzimy do ukrytego w krzakach Cook-mobila, Kendra włącza silnik i ruszamy.

-Gdzie mam jechać?- Pyta Kendra łapiąc za kierownice i siada na fotelu.

-Pod ten budynek, który widać w tle przed kamerą.

-Czyli zmierzamy pod ratusz.- Odpala silnik i jedzie nie czekając na naszą odpowiedź. Przemierzamy ulice, opony asfalt drą, nie zwracamy uwagi na czerwone światła. Jadąc tak przez 5-10 minut docieramy do ratusza. Zatrzymujemy się 3 ulice przed budynkiem. Widzimy, jak droga jest zastawiona przez stróżów prawa.

-Jak chcemy tam wejść?- Kendra pyta spoglądając na budynek.

-A nie możemy wjechać z buta?- Percy zadaje pytanie i wykopuje niewidzialne drzwi.

-Mądry jesteś?- Pyta go Kendra- Tak, zniszczymy cały efekt zaskoczenia.

-Ma rację. Trzeba pomyśleć nad planem.- Siedzimy myśląc ta kilka minut, aż Percyemu zapala się lampka, podnosi palec i mówi:

-Skoro nie możemy zrobić wjazdu na chatę. W tym przypadku na ratusz, to zdesantujmy ich.- Percy podaje nam swój pomysł.

-Co zróbmy?- Pyta Kendra nie znając definicji tego słowa.

-Desant. Kiedy zaczną się negocjacje wówczas Dawid przeniesie nas na teren wroga. Zaatakujemy ich od flanki. Mam nadzieje, że gliny dostrzegą to zamieszanie i sami ruszą do działania. Kiedy będą się mierzyć, pojedynkować, odciągając ich uwagę, my zza ich pleców ruszymy do akcji. Znajdziemy zakładników, uwolnimy, a na koniec wyprowadzimy wszystkich cało.- Zakłada ręce krzyżując je na klatce piersiowej i czeka na naszą odpowiedź.

-Dla mnie świetny.- Godzę się na ten pomysł obejmując go ramieniem, a Kendra patrzy na mnie z pode łba.

-Co masz lepszy?- Pytam się niepewnej dziewczyny.

-No, niee.- Przyznaje speszona.

-Właśnie, to zaczynajmy.- Poleca kolega wskazując na gliniarza podchodzącego z megafonem. Facet zaczyna gadkę, a my ruszamy do działania. Chwytam obojga w pasie, przeskakuję na tył budynku. Puszczam ich i pochyleni podchodzimy pod otwarte okno. Percy niepewnie próbuje przez nie wyjrzeć- jednak go powstrzymuje.

-Poczekaj zrobię rendgen.- Teraz ja przypominam mu o mojej zdolności. Odwracam głowę w kierunku ściany, skupiam wzrok, i po chwili koncentracji widzę chodzące, klęczące szkielety. Pierwsze mają jakieś przedmioty w rękach zapewne karabiny, kałaszniki itp.

-Dobra widzę 27 w budynku, ale kilku może być poza nim. Trzymają coś w rękach zapewne karabiny, kałaszniki itp.

-Teraz jest o jednego mniej po za budynkiem.- Oznajmia Percy układając znokautowanego, równolegle do złączonych, pomalowanych cegieł.

-Dawid sprawdź w ogóle, czy ktoś nas usłyszał?- Poleca Percy, a ja się obracam w około.

-Żadnej reakcji. -Możemy spokojnie działać. To lecę za mur okalający.- Przebiegam przez trawnik nie wzbudzając alarmu, co znaczy, że biegnę wystarczająco szybko. Albo, że oni mają bielmo na oczach. Jednakże skręcam w ulicę, prostopadłą do tej z funkcjonariuszami. Chowam się za srebrnym Sedanem, który jest ładnie wypolerowany i błyszczący jak na tę okolicę. Widać, że właściciel dba o ten wózek, albo przyjechał nim prosto z salonu. Przestaję gapić się na pojazd i wracam do wykonywania misji. Ponownie patrzę w stronę budynku i go prześwietlam. Tak, jak mówiłem jest 24. Jeden właśnie idzie w moim kierunku, wychylam się za złączone cegły, łapie go za ubranie i przerzucam przez mur. Rzucam nim w kierunku najbliższego samochodu. Niestety jest to ten piękny pojazd. Wybijając szyby wlatuje do środka. Alarm jednak milczy- cóż to pewnie jest jego wada, uszkodzony alarm. Przestaje zastanawiać się nad autem i ponownie wracam do akcji. Znowu wychylam się za murek próbując zlokalizować członków Justic Cake. Widzę, jak właśnie podchodzą do okien, zaczynają je uchylać. Percy wystawia głowę, aby się rozejrzeć i wchodzi. Następnie pomaga Kendrze, więc obydwoje stają przed szybą. Wchodzą zapewne po schodach, gdyż z mojego punktu widzenia idą po przekątnej w górę. Aby od nich nie odstawać sam podbiegam pod otwarte okno, trzymając plecy przy ścianie. Otwieram je, odwracam głowę i prześwietlam ścianę naprzeciwko mnie. Widzę tylko jednego gościa, nikogo więcej. Kiedy jest odwrócony. Powoli podnoszę szybę. Teraz, kiedy wraca i widzi je otwarte. Podchodzi i wychyla przez nie głowę, by sprawdzić kto je otworzył.- Nikogo nie widzi, więc się cofa zostawiając je otwarte. W tym czasie wchodzę do środka, chwytam go przykładając chustę z chloroformem. Nie wiem, skąd wiem czym to jest nasączona, nawet skąd ją mam. Zostawiam tą myśl w tyle i używam jej i przez chwilę się miota. Przestaje, osuwam go na ziemię pod biurko, tak by nikt go nie dostrzegł. Podchodząc do drzwi, aby wejść po schodach muszę podążyć głównym korytarzem, co może przyczynić się do mojej dekonspiracji. Z tego powodu patrzę w górę, aby dowiedzieć się kto tam jest. Nad sobą widzę wyłącznie małą grupę kilku przydupasów. Osobnika w smukłej masce rodem z filmu, gdzie aktorem jest Jim Carry. Facet jest zły, a maska nie jest dodana jako element komedii, aby bestialsko wprowadzać zamęt, bunt, chaos i inne tego typu. Wracam wzrokiem do Perciego i Kendry. Właśnie wchodzą do pomieszczenia na drugim końcu korytarza, wychodzi z niego facet a oni za nim cicho wchodzą do środka zamykając drzwi. Nie zatrzymuję się dłużej i patrzę, czy niema nikogo w pomieszczeniu przy, którym oknie zwisam. Niezauważalnie wchodzę, staję na podłodze z ciemnych desek. Słyszę zbliżające się tupanie stóp, szybko prześwietlam ją i widzę idących tu padalców. Wśród nich stoi Jeździec. -Tak myślę, bo nie widzę jego twarzy, ani maski. Tylko kości ektomorficzna budowa ciała łączy się z cienkimi i łamliwymi kośćmi. Łapię za klamkę i zaczyna je otwierać. W tym czasie wchodzę do szafy, by się ukryć. Rozpoczynają rozmowę, więc słucham.

-Zrobiliście co poleciłem?- Zapewne jeździec pyta o zadanie, które przydzielił ludziom.

-Tak, nie bomba nie jest gotowa.

-Dobrze, więc wywieźcie ją do centrum, gdzie zostanie zdetonowana.- Mówi pomimo zaprzeczenia.

-Przepraszam, ale...- Nie dokańcza zdania, gdyż kula z pistoletu policyjnego, odebranego od wcześniejszego funkcjonariusza przedziurawia mu głowę i przestrzelony pada na ziemię. Patrzę na całe zajście nie wychodząc z ukrycia, a do pomieszczenia wbiegają inni podwładni. Otwierając drzwi zatrzymują się w przejściu widząc leżące ciało.

-Co się stało?- Pyta jeden z mężczyzn

-Nico. Mój rozmówca powiedział mi, że bomba nie jest gotowa, więc demonstruję mu gotowość na każdą okoliczność. Skoro mamy to za sobą ponownie zapytam. Czy bomba jest gotowa?- Wypowiadając pytanie celuje w swoich ludzi.

-Tak, panie Jeźdźcu.- Odpowiada przerażony głos któregoś z podwładnych.

-Więc wyjedźcie z nią pod Empire Stat Bilding i zostawcie kogoś, aby ją zdetonował.- Po usłyszeniu tego rozkazu lekko się poruszyłem, co wywołało szelest, który spowodował, że zamarłem. Mam nadzieję, że tego nie usłyszeli, jednak tak się stało. Prześwietlam ścianki i widzę jak kierują wzrok w moim stronę na szafę w rogu pokoju. Podchodzi do mnie jeden z nich, chce złapać za uchwyt. Jednak odciągają go od tego wołania z parteru. Do pomieszczenia wbiega kolejny facet oznajmując.

-Mamy towarzystwo. Zespół ciastek został ujęty przy naszych ładunkach. - Zaniepokojony o swój oddział szukam ich wzrokiem-rendgenem przybliżając się do ścianki i zauważam ich na niższym piętrze, otoczonych zgrają popaprańców z karabinami, kałasznikami i pistoletami. Powracam wzrokiem do Jeźdźca i jego rozmówców, patrzę, jak idą. Wychodzą z pokoju. Kiedy są na korytarzu wychodzę z ukrycia. U moich stóp leży martwy mężczyzna z bronią przy pasie. Zabieram mu ją i odrzucam w ich kierunku. Prześwietlam ściany i podłogi, by sprawdzić, gdzie już są. Widzę, jak wchodzą w pole z zakładnikami związanymi w nadgarstkach i kostkach u stóp. Zatrzymuje się przy skręcie w prawo, za którym jest jeden homo sapiens kulejący mężczyzna o barach szerokości kija bejsbolowego i wzrostu z grubsza dwóch metrów.

-Dość wysoki, ale to bez znaczenia. Może być- ,,wysoki, jak brzoza, ale głupi jak koza'' mówi się też- ,,kolos na, glinianych nogach'', czy jakoś tak... Rozglądam się szukając przeciwników na piętrze. Nie widzę nikogo w zasięgu wzroku nie licząc tych po przekątnej w dole. Po cichu podbiegam do najbliżej stojących. Zderzam ich głowami - ci padają na ziemię. Spokojnie schodzę po schodach uważając, aby się nie potknąć. Stoję na parterze tuż przy oknie dla bezpieczeństwa. Prześwietlam ściany na przeciwko, a tu nagle ktoś wychodzi na zewnątrz. Schodzę do pomieszczenia przy kuchni, gdzie czeka na mnie mój zespół. Zamykam drzwiczki i zwracam się do nich.

-To jesteśmy. Były jakieś komplikacje z wejściem?- Pytam się zastanawiając, czy coś mnie ominęło, czy czegoś nie dostrzegłem.

-Nic większego niż ogłuszenie kilku drani.- Oświadcza Percy.

-Czyli możliwe, że zostało około 15. Jeśli kogoś nie zauważyłem nie wincie mnie za niepoinformowanie.- Ostrzegam swoich towarzyszy.

-Spoko- Uspokaja, Percy.

-Wiemy na co się pisaliśmy.- Dodaje Kendra.

-To, co teraz?-Perci prosi o dalsze instrukcje. Siadam na najbliższym krześle, który jest drewniane, wyżłobione siedzisko. Chwytam się za brodę i myślę. Jestem zaskoczony, kiedy widzę powoli otwierające się drzwi. Stajemy za nimi, by nie zostać zdemaskowani. Percy wyjmuje swój metalowy kij i zdziela go w głowę. Kendra prędko łapie oszołomionego faceta, aby nie narobił hałasu. Ja je domykam prześwietlając i patrząc, czy nikt więcej nie zamierza tu wchodzić.

-Czysto.- Mówię, że to jeden oprawca i nikt więcej nie zamierza tu wejść.

-Granat?-Pyta się Percy

-Co? Skąd weźmiesz granat, a po za tym są tam cywile i moglibyśmy ich zranić, czego nie chcemy.- Uświadamia go Kendra

-Ma rację.- Potakuję głową na jej słowa.

-Nie granat, jako granat.

-W sensie?-Pyta Kendra unosząc jedną brew.

-Co sie...- Leżący facet się budzi i próbuje wstać. Percy jednak odpowiada mu kopniakiem w twarz i facet ponownie jest nieprzytomny.

-W internecie widziałem eksperyment z mentosami i słodkimi gazowanymi napojami. W składzie takich napoi znajduje się kwas ortofosforowy, który znacznie zwiększa rozpuszczalność minerałów. Jego powierzchnia staje się bardziej chropowata i jest w stanie wchłonąć większą porcję CO2.-Wraz z Kędrą patrzymy na niego otępiałym wzrokiem.

-Co?- Pyta widząc nasze spojrzenia.

-Nic. Po prostu, zazwyczaj jesteś kiepski z chemii.- Przypominam mu jego wkład w lekcje.

-Możliwe, ale głupoty zapamiętuję.- Wnioskuje Kędra z jego słów.

-Racja.

-Dobra, to do dzieła.- Mówi podając napoje. My je przejmujemy, odkręcamy i kładziemy na stole czekając na przywiązanie mentosów do zakrętek. Zastanawiam się, dlaczego nikt więcej nie wchodzi do pomieszczenia. Kiedy domowe granaty są gotowe uchylam drzwi zamaszystymi ruchami, wrzucamy granaty przez futrynę, które zwracają ich uwagę. Wybiegają stamtąd i kierują się do pomieszczenia, z którego wyleciały.

-Schowajcie się za mną!- Krzyczę do członków Justic Cake. Kryją się za moje plecy, więc pcham sprzęt AGD taranując drogę, wbiegamy do salonu, gdzie siedzi Jeździec ze swoimi ludźmi. Będąc w środku zaczynamy z nimi walczyć. Percy uderza w drania swoją elektro- laską. Ten pada na ziemię podrygując. Kendra macha patelnią zabraną z kuchni, jakby odganiała muchy, ale z większą siłą. Rzucam sprzęt w faceta w masce smutasa, naszego Jeźdźca. Ten jednak uderza w jego ochroniarzy, przyszpilając ich do podłogi. Za sobą słyszę walkę swoich kompanów po odgłosach padających i łamiących się kości wnioskuję, że dobrze sobie radzą, więc zajmuje się facetem przed sobą.

Rzucam lodówką w kilku, stojących po mojej prawej stronie wyrywając z niego drzwiczki. Ten leci w linii prostej powala ich na ziemię. Drzwiczkami uderzam, tych stojących bliżej mnie wywalając ich na boki. Stoję naprzeciwko faceta w masce, który mierzy do mnie z broni. Małego pistoletu, który można schować w bucie. Mimo, że do pasa może przymocować nawet Rewolwer S&U 637. Jednak wyjmuje pistolet Kaukaski bardziej kobieca broń palna niż męski oręż. Celuje we mnie i kula opuszczają magazynek. Leci w moją stronę jednak zatrzymuję ją łapiąc ponownie leżące obok drzwiczki. Osłaniam się nimi. Kule trafiają w stal, więc podchodzę do niego, uderzam go prowizorycznym sprzętem i leci na ziemię jakieś 3 metry dalej. Podchodzę bliżej, kucam przy nim i zaczynam mówić w chwili, kiedy dołącza do mnie zespół.

-Wiesz o tym, że ty i twoi ludzie zagroziliście moim bliskim.

-Tak i co. Co, mi zrobisz?- Pyta się facet, u którego całe życie to hallowen.

-A to, że są pod naszą ochroną, że ich strzeżemy. Ciekawe, że twoi ludzie tobie o mnie nie powiedzieli. A, jako karę pouczenie i ostrzeżenie za swoje czyny dostaniesz to...- Odchylam jedną z nóg i staję na nią z przytupem, łamiąc w piszczeli.

-Aaaaa! Wal się!- Krzyczy, a następnie zaczyna się śmiać.

-Co tak ciebie rozbawiło?- Pytam leżące ścierwo.

-To, że jestem jeden.- Rzecze Jeździec.

-Tak, jesteś sam.

-Nie, jestem, jednym z wielu. Ok pokonałeś mnie, ale nie tych nade mną.- Mówi uśmiechając się nienaturalnie.

-Choć Ciachu. Zostawmy resztę federalnym.- Poleca mi Kendra- Snall Cake.

-Racja, szkoda czasy na takiego ścierwo.- Odwracam się od niego i wychodzimy frontowym wejściem. Schodzimy schodami prowadzącymi na chodnik. A za pleców dobiega nas jego krzyk.

-Viva la fance!- Po czym następuje wybuch. Trójkę lecimy na twarz, a policja i ludzie obserwujący zajście, chowają się za osłonami lub padają na ziemię. Po kilku sekundach wstają i pewien mężczyzna krzyczy:

-Wiwat ,,Justic Cake''- Po kilku sekundach wszyscy zaczynają skandować naszą drużynę. Jednak policja podchodzi, mierząc w nas bronią.

-Nie ruszać się!

-Właśnie wam pomogliśmy!- Odkrzykuje mu Percy. Facet powtarza swoje zdanie.

-Wyręczyliśmy was.- Kendra podchodzi w ich stronę i się potyka. Jeden z gliniarzy naciska spust, następuje wystrzał, kula opuszcza magazynek i leci w jej stronę. Prędko do niej podbiegam zwalniając czas, przynajmniej dla mnie płynie wolniej. Podbiegam do pocisku, chwytam go palcem wskazującym i kciukiem. Czas wraca do normalnego biegu. Na twarzy policjanta maluje się niepokój i strach. Zaczynam mówić-

- Widzę, że... Nie dokańczam zdania, gdyż inny woła.

-Zamknij się i na kolana!- Teraz będąc zirytowany ich działaniami, wracam między swoich ludzi, chwytam ich pod boki a oni mnie za szyję. W troje przykucamy i wybijamy się wznosząc na kilkanaście metrów w kierunku północnym. Zmierzamy do bazy, przebieramy się i Percy zaczyna oznajmiać nas o, swoim oburzeniu.

-Słyszeliście ich? Nie widzą, że im pomogliśmy. Mają to gdzieś.

-Widać nie są w stanie zrozumieć, że komiksy, kreskówki, czy gry które kupują dzieciom mogą pokazywać trochę prawdy.

- Odpowiadam na jego oburzenie.- Minie jakiś czas zanim uświadomią sobie, że im pomagamy.- Przyznaje Kendra a ja potakuje jej głową.

-Dobra, mniejsza o to. Udała się nam ta akcja, teraz musimy ponownie poczekać, by wszystko ucichło i robić cokolwiek, aby nie połączono nas z nami.- Podaje instrukcje.

-Rozumiem.- Oznajmia Kendra.

-Ja nie.-Przyznaje Percy, a Kendra strzela mu w twarz z plaskacza, aby się ogarnął.

-Dobra, już czaję.- Mówi chłopak łapiąc się za tył czaszki.

-W takim razie, jak wszystko jest, jasne wracajmy do domów.- Żegnamy się wychodząc na ulicę Baker Street. Zmierzamy w odmiennych kierunkach. Wchodzę do domu z numerem 3, zakrywając obrażenia otrzymane podczas boju, aby rodzina niczego niezauważyła zdejmuję buty w korytarzu, wchodzę po schodach i staję na piętrze, nasłuchując, czy nikt mnie nie przyłapie.Wchodzę do pokoju zamykam drewniane drzi. Padam na łóżko wycięczony i zasypiam.

Śni mi się, że jestem uczniem Hogwartu, gdzie mooim współlokatorem jest nie kto inny, jak Harry Potter. Chodzimy na wspólne lekcje eliksirów, nauki obrpny przed czarną magią, historie czardziei i inne związane z tą szkołą. Sceneria się zmienia i jestem obozowiczem ,,Obozu herosów'', gdzie trafiam do domku Neptuna-Posejdona. Moimi współlokatorami są Percy Jakson i Spejson, postawnym chłopakiem z jednym okiem na czole. Naszą pierwszą misją musimy wykonać wspólnie. Zaczynamy podróż, a sen się kończy śmiercią Enkeladosa.

-Aaaa- Budzę się przerażony wyzją śmierci przez wrzucenie do Tartar. Budzę się przerażony wizją śmierci przez wrzucenie do Tartaru, gdzie króluje Hades. Przecieram oczy idąc do łazienki i obmywam tważ zimną. Wycieram ją ręcznikiem i powracam do pokoju. Przebieram się w ubrania dzienne i schodzę na śniadanie. Wchodzę do kuchni, podchodzę do blatu i szykuję sobie sniadanie kanapki z żytniego chleba z pastami wege i kawę zbożową. Kiedy kończę przygotowywać swój zestaw i zaczynam jeść chleb kruszy się podczas gryzienia, jednak udaje mi się go zjeść. Dopijam herbatę i wychodzę bocznymi drzwiczkami. Slalomem obchodzę drzewka rosnące na trawniku i wychodzę na popękany chodnik idę wzdułż niego, skręcam to w lewo, to w prawo. Wchodzę na blokowisko i idę chodnikiem przechodzę wyrwe w płocie i udaję się do klatki schodowej. Zatrzymuję się przed klatką i dzwonię domofonem.

-Słucham. Kto tam?

-,,Jakki jest twój ulubiony straszny film?''- Cytuję słowa mordercy z filmu,,Krztk".

-Kto mówi?!-Powtarza przestraszona dziewczyna.

-Spokojnie, tu Dawid.-Uspokajam ją łagodnym tonem.

-A, to ty. Przestraszyłeś mnie.

-Rozumiem, sorry.- Po chwili domofon zaczyna, krótko piszczeć, co oznacza możliwość wejścia. Ciągnę za klamkę i zaczynam wchodzić po schodach, docieram na czarte piętro podchodzę do drzwi z numerem 11 i pukam. Po krótkiej chwili otwiera mi dziewczyna w różowych dresach i podkoszulku w tym samym koloże.

-Co słychać?- Pyta się Snallcake.

-Wpożądku. A u ciebie?-Odpowiada, zaciekawiona moim dniem.

-Podobnie. Tak się zastanawiam, jakie możemy mieć plany na dzisiaj.

-Szczerze mówiąc, z ciekawości oglądałem stronę z największymi draniami naszego województwa.- Oświadcza wprowadzając mnie do pokoju, obok drzwi wejściowych.

-Jeździec, ostatni drań z, którym walczyliśmy.

-Tak?- Mówię ciekaw ciągu dalszego.

-,,Jeździec mówił, że jest jednym z wielu. W internet wpisałem ,, Jeździec i drużyna'' wyskoczyły i jego, wcześniejsze przewinienia.Ale kiedy wpisałem Jeździec i drużyna wyskoczyły drużyny facetów w szortach na koniach, jednak w 3 linku, w 2 karcie czy jakoś tak znajduję stronę: ,,Najwięksi przestępcy z Antena City''. Wchodzę w nią i wskakują mi portrety kilku osób. Kobiety i męszczyźni o podłym wyrazie twarzy, o wrogich opisach oraz innych cennych informacjach.

-I co nam to daje?

-Można powiedzieć, że listę.

-Jaką listę?- Pytam wciąż nie rozumiejąc o co chodzi.

-Oh.Listę przestępców.- Wyjaśnia trzymając się pod boki.

-Dobrze. Więc, kto przyciąga twoją uwagę?- Patrzymy na siebię chwilę w milczeniu.

-Daj mi chwilę. Zrobiłam sobie listę.-Wyjmuje z kieszeni, złożoną kartkę i caczyna wymieniać pseudonimy i przewinienia.

-Jeremiah Goottwald- były członek straży cesażowej, ale z powodu niepowstrzymania zamachu pod Senagogom we Wanhelmie stwierdził, że jego działania są bezcelowe więc obrucił się przeciw władzy. John Doe seryjny morderca, którego celem jest brutalne karanie tych, którzy popełnili 7 grzechów głównych i zwrócenie uwagi na apatyczne zło. Minn-Erva antagonistka, wojowniczka Kree i jest, też Millena stworzona poprzez połączenie genów niedźwiedźa, węża i dziewczyny.- Streszcza Kendra.

-Tak, wymieniaj dalej.- Proszę ją, aby nie przerywała.

-Puki co, to tyle. Poradzimy sobie z nimi, to zacznę szukać nowych matkojebców.

-Ok... Kendro, nigdy przedtem nie słyszałem, jak przeklinasz.- Stwierdzam przypominając sobie dotychczasowe przygody.

-Musimy jeszcze poinformować Percyiego.- Przypomina Kendra podając mi telefon. Przejmuję od niej sprzęt wybieram numer, następnie rozbrzmiewa sygnał. Czekam chwilę w końcu odbiera.

-Siemaneczko ziomeczki. Co słychać?- Pyta zniekształcony głos z komurki.

-Hejka, spoko, a u ciebie? Słyszałem, że...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania