Moja mocno ubarwiona życiowa historia #1
Budzę się z okropnym uciskiem w głowie, zaczynam skamleć z bólu, gdy mama tylko mnie usłyszała przybiegła w te pędy pytając:
- Co się stało?
- Nie wiem, bardzo boli mnie głowa, aaaa.
-Jasne, wczoraj latałeś z kolegami, a dzisiaj boli ciebie głowa. Pewnie nie chcesz iść do szkoły, wypiszę tobie zwolnienie z pierwszej lekcji, ale później musisz iść.- Powiedziała opierając się o futrynę drzwi.
-Dobrze.
Odpowiedziałem i ponownie odwracam się w stronę ściany ciągle czując ucisk. Kiedy czuję się lepiej, biorę tornister i schodzę do kuchni nikogo tam nie zastaję. Na lodówce magnesem przyczepiono kartkę z informacją: kanapki masz w chlebaku, w lodówce, a wodę na blacie za mikrofalówką. Odwracam się w stronę urządzenia, znowu wiruje mi w głowie i odczuwam silny ucisk, nie zważam jednak na te symptomy. Wychodzę z domu, po czym znów czuję te same objawy, tym razem muszę przytrzymać się drewnianej poręczy, aby nie zlecieć z dwubiegowych kamiennych schodów umiejscowionych przed frontowymi drzwiami. Odzyskuję równowagę, po czym wychodzę z ogrodu tym razem bez żadnych przeszkód dochodzę do szkoły. Zazwyczaj odprowadzam brata do pobliskiej podstawówki, jednak dzisiaj zrobiła to nasza mama w czasie kiedy jak leżałem w łóżku. Wchodzę przez frontowe wejście do placówki, właśnie przebieram obuwie codzienne, na buty do przemieszczania się pomiędzy salami lekcyjnymi, dochodzę do grupy moich kolegów z klasy.
- Siema Ciastek, gotów na Przyrkę ?- To pytanie potęguje moje objawy, więc mimowolnie łapię się za głowę.
- Też nie cierpię tej typiary, ale co poradzić.- Kolega łapie się pod boki i wywraca oczami.- Nie chodzi o to, chociaż czasami ma wpływ na mój układ trawienny.- Trzymając się za brzuch symulowałem odruch wymiotny i kolejny raz chwytam się za głowę z powodu bólu. Dzwoni dzwonek rozpoczynający lekcję, cała klasa zbiera się przed drzwiami, a ja sam się chwieję tak że jestem podtrzymany przez kolegów zza pleców. W końcu przychodzi nauczycielka starsza kobieta po 40 w okularach rodem od Stępnia z ,,13 posterunku'', ciemno rudymi włosami i teczką z dokumentami. Wpuszcza nas do środka, zasiadamy w ławkach i rozpoczynamy lekcję, informuje nas o dzisiejszym temacie: ,,Rozmnażanie płciowe i bezpłciowe’’, wszyscy wybuchają stłumionym śmiechem, podczas opowiadania nam jakie organizmy rozmnażają się tak, albo inaczej, zza pleców słyszę rozmowę innych uczniów:
- Józek, współżyłbyś z nią ?- Odwracam się w ich kierunku zauważam jak wskazuje nauczycielkę i po raz enty czuję ból więc kolejny raz łapię się za łeb, partner z ławki podnosi rękę by poinformować o czymś nauczyciela.
- Tak Konradzie, o co chcesz zapytać? Mówi ciekawa nauczycielka.
- W sumie to o nic, ale chcę zwrócić uwagę, iż Dawid źle się czuje.-Patrzy na mnie z troską najlepszego kolegi.
- Ma pan rację. Dawidzie może pójdź do pielęgniarki.- Potrząsam głową w geście zrozumienia, kolega proponuje swoją pomoc i eskortuje mnnie do higienistki, a sam wróca na lekcję. Szkolna lekarka badała mnie i nie widzi żadnych objawów więc wysyła mnie z powrotem na lekcję, całą resztę zajęć wytrzymuję z trudnością, a kiedy rozbrzmiewa ostatni dzwonek wychodzę ze szkoły i kieruję się do prababci, z nadzieją dostania kilku złotych, w końcu mijam próg jej drzwi. Znowu omal się nie przewrócam, wchodzę do korytarza i zdejmuję buty siadam na kanapie i po raz kolejny czuję ból, widząc ponowny gest z mojej strony babcia łapie za telefon i dzwoni jak się później okazuje wybrała numer mojej rodzicielki i poprosiła by przyjechała. Po jakims czasie dociera biały Citroen z matką w środku, siedzę na kanapie i oglądałem telewizję kiedy roznosi się dzwonek od drzwi, babcia podchodzi do nich i otwiera wrota, kobieta ubrana w dżinsy, białą koszulkę i czarną ramoneskę wchodzi do środka, patrzy na mnie przenikliwym wzrokiem i mówi:
-Ubieraj buty, jedziemy do domu.- Wykonuję rozkaz i wspólnie wychodzimy z mieszkania babci mojej mamy, wsiadamy do samochodu i zaczynają się pytania:
-Co znowu, niespodziewana kartkówka czy byleś wysępić kasę ?- Pyta się kierowca.
-Nie, naprawdę źle się czuję. Po tej odpowiedzi w milczeniu dojeźdźamy do domu, wychodzę z auta i chwiejnym krokiem dochodzę do drzwi, przekraczamy je i zamkamy, by nikt nie słyszał jak się na mnie krzyczy.
-Co się dzieje mów?
-Mówię poważnie, nie wiem.- Milionowy raz łapię się za głowę. Pewnie w poczuciu strachu, niepewności i innych negatywnych odczuć strzela mnie w twarz. Po godzinie moich narzekań zmartwiona mówi:
-Wsiadaj do samochodu, jedziemy do szpitala.- Przygotowuję się i wychodzimy, podchodzę do samochodu i wsiadam, wyruszamy i prędko docieramy do bardziej rozbudowanej placówki medycznej w większym mieście, kierujemy się do recepcji, odczekujemy dłuższą chwilę i kiedy nadchodzi nasza kolej zostajemy zaproszeni do środka, mama siada na krześle przed kobietą na moje oko ma ponad 40 lat . Zaczyna rozmowę, streszcza moje zachowania. Kiedy kończy spisywać te informacje zostajemy skierowani do domu z poleceniem sprawdzenia środowiska, czy czegoś nie biorę, nie piję i tak dalej. Następnego dnia gdy przebieg poprzedniego się powtarza ponownie przyjeżdżamy do placówki, tylko tym razem mama domaga się badań z większym zaangażowaniem, lecz znowu zostajemy odesłani z kwitkiem. Wychodząc napotykamy pediatrię na stażu, która poprosiła o streszczenie mojego zachowania. Po wysłuchaniu przeprasz na chwilę i odchodzi, a kiedy wraca towarzyszy jej dwóch pielęgniarzy i kozetka na kółkach, gdzie musz się położyć, zawożą mnie do dużej dudniącej maszyny, gdzie na drzwiach przed wejściem wisi tabliczka z napisem: ,,Rezonans’’. Po jakimś czasie mają obraz powodu moich objawów i zachowań. Jest to guz móżdżku, prędko kierują mnie na operację wycięcia, gdzie zostaje usunięty, następnie dostaję wylewu, a potem kolejnego i kolejnego, przez co spędzam tam jakieś 4 miesiące. Nie raz mówią rodzinie aby się ze mną pożegnali, że nie dam rady więcej wytrzymać. Ale, że jestem złośliwy nie pozwalam im na to. Walczę i walczę. Kiedy mija kilka miesięcy wychodzę z tamtąd o własnych nogach. W domu funkcjonuję normalnie, jednak wciąż mam ćwiczenia z motywem rehabilitacyjnym. Budzę się któregoś dnia po wyjęciu ze szpitala, schodzę na śniadanie, jem kanapki z humusem i jajecznicę, mama informuje mnie o moich ostatnich ćwiczeniach kończących moją podróż z rehabilitacją. Oglądam film na netflixe, kiedy rozbrzmiewa dzwonek od drzwi nasłuchuję głosów:
-Dawid, przyszła Jadwiga!- Krzyczy do mnie mama.
-Już schodzę.- Informuję.
Schodzę spokojnie z piętra na półpiętro, kobieta która ćwiczy ze mną od ponad dwóch lat stoi obok mojej rodzicielki, ubrana w bluzę sportową, buty tego samego typu z dresowymi spodniami i jakimiś papierami.
-Witaj Dawidzie.- Wita się stojąca w korytarzu kobieta, która nie zdejmuje butów.
-Czemu wciąż stoi pani w butach?- Pytam zaciekawiony.
-Cóż z tego powodu, że przyszłam się pożegnać- Jestem poinformowany.
-A czemu, wyjeżdżasz?- Pytam ciekawy przyczyny.
-Poniekąd.- Odpowiada i podaje kartkę mojej mamie.
-Chcemy ciebie poinformować, że już nie potrzebujesz naszych ćwiczeń.
Mama przekazuje kartkę mnie, na której pisze: ,,Zdolny do samodzielnego funkcjonowania’’. Wydaję z siebie cichy okrzyk radości.
-Yes, w końcu.- Jednakże w głowie dźwięczą mi inne słowa których nie wypada nikomu mówić: ,, W końcu, (kobieta lekkich obyczajów), w końcu. Odprowadzam kobiety do furtki i wradam do domu, moja mama stoi na schodach, patrzy na mnie i pyta:
-Co zamierzasz teraz zrobić.
-W sumie to nie wiem.- Milkne i drapię się po brodzie, przeskakując z nogi na nogę. Wchodzę na piętro, do swojego pokoju z balkonem na orlik i szkołę ogrodniczą, opieram się o balustradę i rozmyślam patrząc jak chłopacy grają w piłkę. Moje myśli krążyły wokół pytania: Co teraz, jaki będzie mój następny krok, czy odnajdę się w powrocie do poprzedniego życia, poprzednich priorytetów? Następnego ranka dzień zaczuna się podobnie jak poprzedni, pościelenie łóżka, ubranie się i zjedzenie śniadania, z tą różnicą że po nim nie muszę ślęczeć w pokoju i monotonnie patrzeć w telewizor, albo komputer w końcu mogę wyjść na dwór, na osiedle samemu. Wyjmuję telefon, wchodzę w aplikację Messenger i patrzę kto jest aktywny. Jeden profil świecił się na zielono, jest to konto Kendry Sorenson dziewczyny kolegi mojego kolegi. Piszę jej wiadomość, gdzie się witam i przypomniałem swoją osobę, pytam też, czy ma ochotę się spotkać. Ku mojemu zdziwieniu nie ma nic przeciwko, więc decydujemy o miejscu spotkania i godzinie. Kiedy przychodzę na wyznaczone miejsce nie zauważam nikogo, spoglądam na zegarek zginając rękę w łokciu. Dochodzi godzina 4, minut 30, rezygnuję ze spotkania i zaczynamm iść gdzie indziej.
-Cześć Dawid.- Podskakuję lekko przestraszony, odwracam się w stronę łagodnie brzmiącego głosu, stoję na wprost osoby która wypowieda te słowa i muruje mnie. Dziewczyna z którą chodził mój kolega była brzydkim kaczątkiem co wprawiało mnie w pytanie co do? Teraz jednak jest zmieniona diametralnie w pięknego brunatnego łabędzia.
-Kendra?- Pytam otępiały z rozdziawionymi ustami.
-Tak Kendra, pamiętasz mnie? Masz mnie w znajomych w apce, więc na pewno pamiętasz.
-Jasne, chodzisz z moim kolegą.- Mówię przypominając sobie studniówkę, na którą poszedłem sam.
-W sumie, chodziłam czas przeszły. Zerwałam z nim po tym, jak nakryłam go z Hermioną, kiedy się całowali.
Widząc jej czerwoną ze wściekłości twarz zaczynam ją uspokajać trzymam swoją dłoń na jej plecach i kołując nią, poprawiam jej nastrój miłymi słówkami i takimi zdaniami, aby wina spadła na mojego nierozważnego kolegę. Przysuwam się coraz bliżej niej i obejmuję ją ramieniem, po czym niespodziewanie się we mnie wtula.
-To idiota, że ciebie zdradził.- Mówię próbując ją pocieszyć, co niezbyt mi wychodzi, gdyż za bardzo się tym nie zadręczała.
Komentarze (10)
.
Prawie się popłakalam.
Wzruszyły mnie obrazowe metafory, np ."ćwiczenia z motywem rehabilitacyjnym" - jakże chciałoby się też tak pisać! Ach! Chyba z tego wszystkiego napiję się czegoś z motywem alkoholowym.
I obiecuję, że powrócam do kolejnych części. Takiej perełki nie przepuszczę.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania