Moja mocno ubarwiona życiowa historia #13

-Chyba 2 kilometry.- Przypuszcza koleżanka.

-W takim razie jedźmy tam.- Mówię do swoich kolegów.

-Czym?-Pyta Percy.

-Jak widać, będzie trzeba taksówką.- Mówi Kendra patrząc przez okno.

-I przez całą drogę, będziemy jechać w kostiumach?- Dopytuje kolega. Wiem o co mu chodzi, więc odpowiadam na jego pytanie.

-Nie. Kostiumy schowamy do torby. Znajdziemy miejsce, gdzie będziemy mogli się przebrać i kiedy rozeznamy się po okolicy zaczniemy działać.

-Kiedy pojawią się, jakieś komplikacje znajdziemy rozwiązanie.- Dodaje koleżanka. Pakujemy kostiumy, maski i broń do torby. Wychodzimy, naciskamy guzik i czekamy, aż ruszymy. Maszyna zaczyna się opuszczać. Po kilku minutach się zatrzymuje. Drzwi się otwierają i wychodzimy. Widzimy stojących i siedzących ludzi. Kilku stoi w kolejce, aby porozmawiać z recepcjonistką.

-Spory ruch.- Mówi Percy.

-Interes się kręci.- Przynaje Kendra. Wychodzimy z pomieszczenia. Przechodzimy hol i idziemy dalej, ocierając się o innych ludzi. Docieramy do wyjścia. Wychodzimy. Stajemy na chodniku, rozglądamy się za transportem. Widzimy jadącą w naszym kierunku taksówkę. Kendra podnosi rękę i gwiżdże. Sytuacja, jak w typowych filmach amerykańskich. Żółty samochód z gwiazdą na masce zatrzymuje się przy krawężniku. Podchodzimy do pojazdu i z Percym otwieramy drzwi. Percy otwiera tylne drzwi i wsiada. Ja otwieram przednie i wpuszczam Kendrę. Sam siadam, obok kolegi.

-Witam. Dokąd zawieźć?- Pyta kierowca.

-Na Kauzej krai.- Odpowiada Kendra.

-Napewno? Ostatnio miał, tam miejsce napad.- Mówi facet odwracając się w stronę Kendry.

-Tak.Napewno.- Mówię zdecydowanym tonem.

-Dobrze. Klient ma, zawsze rację.- Wżuca bieg, naciska pedał gazu i ruszamy. Zatrzymuje się po kilkunastu minutach.

-Jesteście na miejscu. Za jazdę należy się 7 dolarów. Wyjmuję pieniądzę z portfela przewieszam go na szyi, przekładając głowę, przez smycz. Wyjmuję banknot 10 dolarowy i daję mu go, czekam, aż odda mi resztę. Kiedy rozmienia pieniądze wyciągam rękę i kierowca oddaje mi resztę. Chwytam torbę i wysiadam. Zamykam drzwi. Samochód odjeżdża, a my ruszamy do najbliższej knajpy. Jest nią McDonald'S. Wchodzimy i odrazu ruszamy do łazienki. Sprawdzam, czy nikogo w niej niema, patrzę szybko, przez szpary u podnóża drzwi.

-Nikogo nie ma.

-Czyli możemy spokojnie rozmawiać. Popytajcie klijentów, czy niewidzieli jeżdżącej tu, białej ciężarówki.- Poleca koleżanka.

-A pamiętasz, jaka to marka?- Pyta siedzący obok kolega.

-Toyota.- Mówię pewny tej informacji.

-Dobrze, więc. W teren.- Mówi kolega i chwyta mnie za ramię, po czym puszcza i idzie w stronę stojących przy ścianie kobiet. Kendra podchodzi do stolika po jednej stronie budynku, ja do tego naprzeciwko. Staję oobokmebla i mówię:

-Witam. Mam pytanie, czy nie widzieli państwo białej Toyoty?

-Nie, a czemu pan pyta?- Zastanawiam się przez, krótką chwilę, jaką podać odpowiedź.

-Kolega podwędził mi kluczyki i wybrał się na przejażdżkę.- Wymyślam szybko, jakąś wymówkę.

-Niestety. Nic nie widzieliśmy.- Odpowiadają siedzący klijenci. Skinam porozumiewawczo głową. Podchodzę do innego stolika i zadaje to samo pytanie. Oni odpowiadają, że widzieli podobne samochody, ale z różnicą w budowie. Dziękuję im i odchodzę na bok. Patrzę, jak Percy i Kendra, jeszcze rozmawiają. Kilka minut puźniej Kendra podchodzi do mnie.

-I co masz coś?- Pytam mając nadzieję, że czegoś się dowiedział.

-Niewele. Tylko, że ją widzieli, ale nie zwracali uwagi, gdzie wjeżdżają.- Mówi Kendra wspierając się pod boki.

-Cóż. Może Percy czegoś się dowiedział.- Mówię wskazując jeszcze chodzącego pomiędzy stolikami kolegę. Po kilku minutach zauważa, że na niego patrzymy. Jeszcze, chwilę stoi przy stoliku i odchodzi. Z Kendrą opieramy się o ścianę, ciekawi co ma nam do powiedzenia. Podchodzi, staje przed nami.

-I co. Masz coś?- Pyta Kendra.

-Zdobyłeś, przydatne informacje?- Upewniam się o zdobytej, przez niego wiedzy.

-Możliwe. Powiedzieli, że niedawno widzieli niebiesko-skórą postać, o fioletowych włosach. Zauważyli, też zcybernetyzowanego człowieka, którego jedno oko było, jakby w ramie.

-To nasze szumowiny. Opis pasuje do wizerunków na listach gończych.- Koleżanka wyjmuje telefon, wchodzi w kilka linków z zakładek w przeglądarce i pokazuje nam ekran.

-A, gdzie ich widzieli?-Pytam wspierając się pod biodra.

Widzieli ich podczas wizyty w jakimś Mo.i.Rama.- Mówi kolega marszcząc czoło. Też robię skwaszoną minę widząc, jego twarz.

-Wiem, gdzie to jest. Byłam tam z rodzicami na wakacjach u wójka Włodka. Brata mamy.- Informuje nas Kendra.

-Poczekajcie. To jakieś 4400mil. Jak tam dotrzemy?- Pytam i czekam na odpowiedź.

-A twój kuzyn Martin?- Zastanawia się Percy.

-Zapytam się, ale za dużo, już mi udziela pomocy.- Wyjmuję telefon, wybieram numer i dzwonię. Słychać sygnał, połączenie zostaje odebrane.

-Cześć Dawid. Niech zgadnę, potrzebujesz transport?-Zgaduje Martin.

-Niestety. Nie znammy nikogo innego, kto lata samolotem.- Mówię wykazując skruchę.

-Dobrze, ale to będzie ostatni raz.

-Przysięgam.- Rysuję krzyż na sercu. Chociaż wiem, że rozmówca tego nie widzi.

-Ok. Gdzie chcecie lecieć?- Pyta głos z komórki.

-Do Mo.i.Rony?- Odpowiadam z nadzieją, że wie gdzie to jest.

-Kojażę. To w Szwecji.-Informuje kuzyn.- Mikel J.Junior wczoraj skończył swoje turne. Więc jestem wolny.

-A samolot?- Mówię ciekaw, czy ma potrzebny sprzęt.

-Spokojnie, nie mam swojego, ale mam kolegę, który ma swój odrzutowiec. Informuje mnie kuzyn.

-To świetnie. Napisz, kiedy będziesz gotowy i gdzie przylecisz.- Patrząc na swoich kolegów, podczas mojej rozmowy widzę, że chcą się o coś zapytać, lecz powstrzymuję ich podnosząc palec.

-Wyślę tobie Smsa, albo zadzwonię. Dobrze kończę. Przyszła do mnie moja dziewczyna.- Martin przerywa rozmowę. Rozłącza się i chowam telefon do kieszeni.

-To, co teraz?- Pyta Gingerbread.

-Nic. Czekamy i zajmujemy się swoimi problemami sprawami.-Mówi Kendra podchodząc do komputera. Wchodzi w stronę internetową i ogląda różne profile na Kozineksie. Nie interesuje mnie to, więc odchodzę od niej, biorę książkę z najbliższego mebla i siadam na fotelu, wyciągniętym z Cooko-mobila. Czytam tytuł ,,Rezerwat magi''. Rozsiadam się wygodniej i zaczynam czytać. Przez 2 tygodnie, siedzimy przy naszej bazie Piekarni w przyczepie, blisko budynku prerfabetu. Wychodzę z małej toalety i siadam w rogu pojazdu na, małej sofie. Percy jest na dworze, a Kendra siedzi przy stoliku i robi coś na telefonie. Wstaję z mebla, wychodzę z pojazdu i idę do opierającego się o ścianę kolegi.

-I co. Jakieś wieści?- Pyta kolega podnosząc głowę.

-Na razie nic nie mamy.- Odpowiadam, będąc zawiedziony.

-Chłopcy!- Odwracam się w stronę, biegnącej do nas koleżanki.

-Co się stało?- Pytam dziewczynę.

-Mam coś o Minn-Ervie i Jeremiachu. Chodźcie do środka.- Dziewczyna odwraca się i idzie do budynku. Idziemy za nią. Wchodzimy po schodach na piętro. Stajemy, przed, włączonym komputerem. Na ekranie wyświetla się strona informująca o dziwnych incydentach w wieżowcu Burożcka-lifa

-Piszą tu, że kilkoro ludzi, jest w tym wieżowcu. Przestępcy i zakładnicy. Grożą śmiercią zakładników jeśli nie spełnią ich żądań. A na dodatek z budynku wylatuje, dziwny, zielony dym w oknach błyskają czerwono niebieskie światła.- Koleżanka odwraca się w moją stronę, a na jej twarzy maluje się, coś na kształt przerażenia i ciekawości.

-Musimy się ttym zając.- Informuję naszą drużynę.

-Jak to daleko?- Pyta kolega.

-Około 54km.- Odpowiada mu koleżanka.

-Dobrze. Ruszajmy, więc w drogę.- Poleca kolega.

-To w drogę.- Mówię do drużyny, powtażając słowa kolegi. Bierzemy swoje kostiumy i broń z szafy. Schodzimy po schodach do zaparkowanego, przy przyczepie samochodu, Cooko-mobila. Wsiadamy do środka. Percy włączaa silnik, wżuca bieg, naciska gaz i ruszamy.

-Kendro nawiguj mnie.- Prosi koleżankę Gingerbread.

-Robi się.- Odpowiada SnallCake.- A. Zapomniałam wspomnieć. Miejsce do, którego mamy się udać, to wyspa.- Kiwam ponieważ zrozumiem co to oznacza.

-Pewnie dlatego władze, jeszcze niezainterweniowały.- Kendra potakuje głową, zgadzając się na jego dedukcję. Jedziemy, przez ponad 20 min. Zatrzymujemy się przed szlabanem, który zamyka dalszą drogę. Przed mostem, zamkniętym szlabanem stoją radiowozy. Jeden z przedstawicieli władz podchodzi do naszego samochodu. Puka w szybę, prosząc o jego uchylenie. Percy naciska prrzycisk, a szyba zaczyna opadać.

-Witam. Przepraszam, ale droga jest zamknięta.

-Co się dzieje?- Pyta Percy udając, że nie wie, o co chodzi.

-Kilku turystów zostało zamkniętych, jako zakładnicy. Więcej nie mogę powiedzieć

-Dobrze. Dzięki wujku.- Po tych słowach z Kendrą patrzymy na wypowiadającego kolegę. Zauważa nasz wzrok i mówi.

-Co nie tylko wy macie rodzinę, która może pomóc.- Podnosi szybę i odjeżdżamy, w głąb najbliższego lasu.

-Po co tu wjechaliśmy?- Pyta Kendra otwierając oczy.

-Nie mogą zauważyć, jak próbujemy się tam przedostać.

-Dokładnie.- Popieram, jego słowa. Po kilku minutach kolega zatrzymuje pojazd i wysiadamy. Percy otwiera bagażnik i rozdaje nam nasze kostiumy. Biorą broń i schodzimy na plażę.

-To, jak zamierzamy się, tam przedostać?- Pyta kolega.

-Dawidzie, czy możesz nas tam przetransportować- Dodaje koleżanka.

-Pewnie. Przecież nie, raz tak robiłem- Przypominam jej o podovnych sytuacjach. Chwytają się mnie, tak aby nie spaść, kiedy wystartuję. Uginam kolana i prędko je prostuję. Startujemy. Wznoszę się w przybliżeniu na 30 metrów. Lecę nisko, linią paraboliczną. Ląduję w porcie, gdzie przycumowane są łodzie.

-Skąd wiedziałeś, gdzie skakać- Pyta kolega.

-I że nikogo, tu nie będzie?- Dodaje SnallCake.

-Przed wystartowaniem patrzę, kiedy zmieniają się strażnicy. Ten, który przed chwilą miał wartę. Przeszedł za budynek nad nami.- Wskazuję palcem deski, nad nami.- Wróci, za kilka minut.

-To, co teraz- Pyta kolega.

-Zorientujmy się, gdzie trzymają zakładników.- Słyszymy czyjeś tupoty stóp nad naszymi głowami, toważyszy im rozmowa dwojga osób.

-Dziękuję ci kochanie. Ten plan, to najlepszy prezent na naszą rocznicę.- Zgaduję, że Minn-Erva wypowiada te słowa.

-Dla ciebie wszystko kwiatuszku.- Wnioskuję, że to zdanie wypowiada Jeremiah. Patrzę w górę i przeswietlam deski. Nad nami widzę przytulające się dwa szkielety, nasi denaci. Przykładam palec do ust i pokazuję dróżynie, aby byli cicho. Wracam wzrokiem w górę. Oboje odchodzą, wzdłuż mostu.

-Kiedy wróci tutaj, ten strażnik, który ma tu wartę?- Pyta kolega. Patrzę na zegarek i myślę, ile zajmie mu przejście za sklepik z pamiątkami i restaurację.

-Pewnie za jakieś 8 minut.- Odpowiadam i patrzę na zegarek.

-Dobrzę. Więc ukryjmy się nim zejdzie i weźmy go z zaskoczenia.- Poleca Kendra. Z Percym zgadzamy się na jej pomysł. Kendra chowa się pod schodami, prowadzącymi na pomost. Ja i Percy wchodzimy do wody, aby następnie go złapać i pozbawić przytomności, wyłaniając się z niej. Słyszymy zbliżające się tupanie stóp. Z kolegą zanużamy głowy w wodzie. Męszczyzna staje na, tej samej wysokości co Kendra. Odwraca się w kierunku schodów. Domyślam się, że kiedy ją zauważy wznie alarm. Prędko wyskakuję z wody, kiedy stoi do mnie plecami. Następnie pomagam się wciągnąć koledze. Percy wyjmuje swój roskładany kij, zamachuje się i udeża innego gościa w głowę. Ten zaczyna padać na deski, ale Kendra szybka podbiega i go łappie. Percy zaskoczony jej działaniem pyta się jej:

-Czemu, go złapałaś?

-A co, chcesz aby każdy dowiedział się o naszej obecności?

-No nie.- Odpowiada Gingerbread.

-Więc milcz.- Odpowiada koleżanka, ja natomiast milczę, bo nie chcę się udzielać, w tej wymianie zdań.- To co teraz?- Koleżanka zwraca się w moją stronę.

-Idźmy tam, gdzie są zakładnicy. Uwolnijmy ich i wyprowadźmy, w miarę bezpiecznie.- Odpowiadam, na pytanie Kendry.

-Więc chodźmy.- Mówi Kendra wspinając się pochylona po schodach. Stajemy, przy budynku z pamiątkami. Percy próbuje otworzyć okno, aby wejść, a ja wraz z Kendrą patrzymy na niego z zaciekawieniem i uważamy, by nikt nas nie nakrył. Chłopak powtaża ten ruch, a okno puszcz i je podnosi.

-Wejdźmy do środka. Nie możemy zostać na widoku.- Zgadzam się z nim i podchodzę do niego. Patrzę na Kendrę i widzę jak jej twarz się cieszy. Pewnie dlatego, że nikogo w środku nie zauważyła. Gdyby ktoś tutaj był zauwżyłaby poruszającą się klamkę i nici z działań z zaskoczenia. Wychodzimy i zamykamy drzwi, po cichu je domykamy. Podchodzimy do futryny łączącej pomieszczenie w którym jesteśmy z innym pokojem. Percy wychyla połowę głowy i patrzy, co się tu znajduje.

-Czysto.- Oznajmia i przywołuje nas ręką. Podchodzę do niego z koleżanką. Siadamy na podłodze i Kendra zadaje nam ważne pytanie:

-Co teraz?- Nówi dziewczyna podnosząc barki i opuszcza głowę.

-Zaczekajcie. Zliczęę ilu, jest przestępców i zakładników.- Odwracam się dokoła i mówię co widzę.

-Widzę 9 klęczących szkieletów i dużo stojących. Mają coś w rękach, pewnie broń.

-To, jak ich pokonamy?- Pyta SnallCake.

-Może puśćmy wszystko z dymem.- Proponuje Percy.

-Oszalałeś, a co z cywilami?- Sprzeciwia się koleżanka.

-Percy ma rację. To najlepsze wyjście. Możemy najpierw uwolnić zakładników. Puźniej wysadzimy wszystko w diabły.- Zgadzam się z kolegą.- I tak, skoro przez władze jesteśmy uważani, za szkodniki.- Kendra w końcu przystaje na nasz plan i myślimy nad planem.

-Dobrze. Dawidzie, gdzie są zakładnicy?- Pyta koleżanka. Patrzę dookoła i mówię.

-Widzę klęczące szkielety na godzinie drugiej. Wystawiam rękę, przed siebie, ale lekko odchylam ją w prawo.

-Ale, pewnie jest tam, też dużo wartowników?- Zgaduje kolega.

-Nie. Mamy szczęście, bo wszyscy poszli w przeciwnym kierunku. Siedzą tam, tak jakby przy dużym okrągłym stole. Tylko kilku patroluje teren.- Opisuję im to, co widzę.

-Najpierw załatwmy, tych patrolujących.- Poleca koleżanka.- Puźniej, spokojnie uwolnimy zakładników. A, czy zwiadowcy mają, jakieś bronie?- Sprawdzam, chociaż tak, jak wcześniej mogę zauważyć wyłącznie ciało, albo szkielety. Kiwam, zaprzeczając głową i podnoszę barki.

-A więc musimy, liczyć na szczęście.- Mówi Percy z niesmakiem. Zgadzam się z nim podnosząc lekko barki i jedną brew.

-Dobrze. Ruszajmy więc.- Mówi koleżanka powoli otwierając drzwi.

-Gdzie są ci patrolujący?- Pyta Percy. Wskazuję 3 kierunki i mówię do towarzyszy.

-Pierwszy jest na północy, na wysokości 9 lub 8 metrów n.p.m. Drógi na południu, a ostatni na wschodzie i zwracając uwagę na jego pozycję siedzi w toalecie, albo na krześle w budynku.

-A umiałbyś się zorientować, gdzie możemy znaleźć ładunki wybuchowe?- Mówi Percy poprawiając spodnie.

-Niestety. Ale, może kiedy uwolnimy cywili, coś znajdziemy.- Mówię im o swojej nadzieii. Rozdzielamy się i idziemy w trzech kierunkach. Percy idzie na północ, Kendra na wschód, a ja na południe. Idę pomiędzy budynkami, będąc czujmy. Rozglądam się dookoła szukając denata. Jeszcze niczego nie zauważyłem. Jedynie zaczynających w oddali walkę toważyszy. Słyszę kroki. Odwracaj cam się i widzę, coś na kształt wieży. Tylko, że jej wysokość jest niewiele większa od pobliskich dachów. Podchodzę, bliżej kostrukcji, patrzę w górę, aby wiedzieć z, której strony mogę go zaskoczyć. Facet stoi skierowany w moją stronę, ale mnie nie widzi, bo jestem, blisko budynku u jego podnuża. Odwraca się o pełen obrót i stoi do mnie plecami. W tym momencie skaczę i chwytam się krawędzi budynku. Wciąż jest odwrucony. Podciągam się, wchodzę na podest, podchodzę bliżej niego i chwytam go za szyję. Rzuca się, więc łamię mu kark. I tak wszyscy zgineli by w wybuchu, więc co za różnica. Kładę zwłoki na ziemii. Patrzę w stronę, gdzie uali się Percy i Kendra. Też już się uporali z przeciwnikami. Wszyscy zbieramy się w miejscu, gdzie są uwięzieni cywile.

-Jest tam, jakiś wróg?- Pyta Gingerbread.

-Tak. Powiedział, że tam są więźniowie i strażnik.- Przypomina mu koleżanka.

-Weźmy go z zaskoczenia. Zwabimy go do tylnych drzwi i...- Przerywam zdanie w tym miejscu.

-I wtedy, go zabijemy?- Pyta Percy.

-Wolę stwierdzenie pokonamy, zaatakujemy.- Mówię wyjasniając. Po jego minie widzę, że jest zawstydzony.

-Mniejsza.- Przerywa ten stan Kendra. Po tym słowie ruszamy. Idziemy na tył budynku, widzimy boczne drzwi i wchodzimy. Zamykamy je. Otwieramy, tę łączące z pokojem. Na drugim, końcu pomieszczenia siedzą związani zakladnicy. Widzą nas i niecierpliwie się poruszają.

-Uspokoić się!- Krzyczy przestępca. Więźniowie wykonują polecenie. Szybkim krokiem podchodzę do mężczyzny, chwytam go zza pleców za szyję i łamię mukark. Kilku zakładniczek piszczy z przerażenia.

-Bądźcie cicho, jeśli chcecie wyjść z tego cało.- Poleca Snall Cake. Wszyscy idziemy do drzwi. Powstrzymuję ich przed wyjściem.

-Poczekajcie. Rozejżę się.- Mówię i patrzę dookoła.- Droga wolna.- Otwieram drzwi i wychodzimy. Prowadzę ich do wyjścia. Z drużzyną zatrzymujemy się, przy ściance jednego z budynków.

-Jak wszystko wysadzimy w powietrze?- Pytam drużynę.

-Widziałem bojler w budynku, gdzie siedzieli zakładnicy.- Informuje Gingerbread.

-Więc wrućmy.- Cofamy się do budynku z którego oswobodziliśmy więźniów. Przechodzimy, przez próg i widzimy maszynę w rogu pomieszczenia.

-Czy ktoś umie zamienić, to w bombę?- Pyta koleżanka.

-Możliwę, że ja ummiem.- Informuje niepewnie Percy. Podchodzi do maszyny i zaczyna coś grzebać, przy użądzeniu. Po chwili oznajmia.- Gotowe. Teraz wystarczy mała iskra i BUM.- Kendra kiwa głową na znak, że rozumie. Sprawdzamy jeszcze kilka budynków i w tych, które mają to użądzenie zmieniamy, je w bomby. Przy szustym budynku z kolei słyszymy głosy przestępców.

-To powinna być ta chwila. Sprowokujmy ich do strzelania i uciekajmy, nim nacisną spusty.- Mówi kolega i drapie się po głowie. Zgadzamy się z nim kiwając głowami. Rozglądam się za miejscem, które każdy dostrzeże. Hest nim dach budynku obok. Koledzy chwytają mnie i wskakuję tam. Jeszcze nikt nie zauważył braku więźniów. Nie chcemy czekać, aż się zorientują. Więc wychylamy się i krzyczemy.

-Hej patałachy! Tutaj skurczysyny!- Odwracają się w naszym kierunku, z budynku wychodzi reszta drani. Nasze, główne cele stają, przy drzwiach. Wskazują nas palcem i rozkazują swoim ludziom, aby otworzyli ogień. Nim to robią chwytam swoich kolegów i skaczę. Za sobą słyszymy strzały, a następnie eksplozje. Zmieżamy w stronę bazy Piekarni na ulicy Bandanema. Lądujemy, przy przyczempie. Wchodzimmy do budynku, aby się przebrać i sprawdzić, co jest w wiadomościach. Przebrani stajemy, przed monitorem. Kendra wchodzi w internet i zaczyna czytać stronę informacyjną.

-Kolejne brutalne działania, ze strony JusticCake. Czy nasi bohaterowie, to tak naprawdę kryminaliści?- Przerywa i się do nas odwraca.- Mają nas za kryminalistów?

-Tak chyba, musi być? Nasze pomoc, jest podobna do, tych z,, Ligi sprawiedliwych''. Mają swoje metody pomocy. Drastyczne. Lecz mimo komentarzy innych, mimo to, jak władze ich nie lubią, zajmują się tym. Bo chcą im pomagać.- Zgadzam się z nim i staję obok niego. Kendra staje, przed nami i mówi:

-Słuchajcie. Skoro pokonaliśmy, już tę grupę. Możemy zrobić sobie przerwę, od bochaterstwa.- Koleżanka wchodzi pomiędzy mnie i Perciego i obejmuje nas za szyję.- Skoro pokonaliśmy grupę największych przestępców znaleźonych w intternecie przez, pewien czas powinien, być spokój.- Zgadzamy się z nią i kiwamy głowami.

-Jeśli, coś się wydarzy jesteśmy gotowi ruszyć z pomocą.- Zgadza się Percy.

-Więc postanowione. Robimy sobie wakacje.- Siadamy, przed komputerem i oglądamy oferty wypoczynkowe.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania