Moja mocno ubarwiona życiowa historia #3

-A jak?- Pytam ciekawy jego odpowiedzi.

-Bo ja wiem. Może uderz w ścianę, rzuć czymś albo kopnij głaz. Wskazuje przedmioty będące w okolicy.

-Spoko, ale jeśli doznam obrażeń obarczę winą ciebie. Mówię stawiając moje warunki.

-Niczego się nie wyprę. Gestem przysięgi robi krzyż na sercu. Po czym podchodzę do zabudowania, cofam rękę zgiętą by wyprowadzić cios i wyprowadzam prawy prosty. W ścianie zauważamy pęknięcie i wgłębienie więc cofam pięść. Za sobą słyszę westchnięcie pełne zafascynowania, następnie podchodzę do gruzów leżących naprzeciwko ściany podnoszę kamień wielkości pestki, awokado i rzucam nią w drzewa, słyszymy cichy dźwięk łamania gałązki idziemy w ślad ciśniętego przeze mnie przedmiotu patrzymy na ziemię w celu jego odnalezienia zatrzymuje się kiedy słyszę wołanie kolegi wzywa mnie do siebie nie jest zbyt daleko bo widzę go obok, jednego z drzew podchodzę truchtem. Staje obok niego, wskazuje drzewo i wgłębienie przeze mnie wywołane.

-No nieźle. Mówi drapiąc się za uchem teraz milczy nic nie mówi tylko podchodzi do głazu leżącego pomiędzy drzewami a ogrodem.

-Teraz go kopnij. Zatrzymuje się obok mówię mu by się odsunął i czyni to pospiesznie a sam biorę lekki rozbieg i kopie skałę przednią częścią stopy. Leci na przód podnosząc się na wysokość moich kolan i tak samo jak ten rzucony ląduje w lesie, po drodze uszkadzając kilka pni.

-Ja cie nie mogę. Gdybyś grał teraz na orliku albo piłka przedziurawiłaby siatkę, albo zebrała ze sobą. Mówi rozbawiony.

-Racja. Odpowiadam chichocząc. Po pewnym czasie ruszamy do domów mijając blok Kendry dostrzegam ją w oknie a ona mnie. Przystaje na chwilę a ona schodzi i wychodzi przed klatkę ubrana w dżinsy, koszulkę z wizerunkiem 1D a na nogach widzę buty ala sandały stoję przed nią sam gdyż Percjego podwozi mijający nas brat.

-Cześć Dawid co słychać? Pyta stojąc przede mną.

-Jako tako.

-A w sensie? Pyta dociekliwie.- Chyba nie przez wczoraj?

-Poniekąd tak. Mówię próbując by szczerość dźwięczała w moim głosie.

-Co się dzieje rośnie ci trzecia ręka, drugą głowa? Zbliżam się do niej nachylając do jej ucha i mówię:

-Coś się we mnie zmieniło.

-A co to co powiedziałam już się stało? Patrzy na mnie wyszukując zmian.

-Nie. Ale nie mogę ci tego mówić przy kimś. Wzrokiem wskazuję na ludzi stojących, idących i siedzących w pobliżu.

-Dobrze spotkajmy się więc w Taco Bell.

-Najlepiej, to jesteśmy umówieni. Mówię z przekonaniem.

Mija czas od kiedy umówiłem się z Kendrą teraz siedzę w swoim pokoju w domu na ulicy, Świeckiej wybieram jej numer na komórkę, który podała mi żegnając się przy kładce schodowej swojego bloku. W słuchawce roznosi się sygnał, czekając słucham piosenki pewnie zespołu, który widziałem wcześniej na koszulce, leżącej na jej piersiach zapewne jest to jeden z boysbandów BTR albo 1D, w końcu odbiera.

-Jak tam, czekam przy knajpie. Mówię zdekonspirowany.

-Już, już jestem. Odpowiada i parkuje samochód na parkingu wychodzi z auta, a ja przemawiam stanowczo.

-Wiesz ile tu siedzę?

-Nie ile?

-Dobra, nieważne chodź za mną. Prowadzę ja na tył budynku i pytam:

-Pamiętasz ostatnią sytuację?

-Tak, o mało nie wykorkowałam ze strachu, że coś ci się stało i że będę pierwszym podejrzanym.

-Mniejsza. Patrząc na jej auto mówię: Lepiej żebyśmy się przejechali gdzieś w odosobnione miejsce.

-Dobrze. Odpowiada wsiadając do samochodu zajmuje miejsce kierowcy ja, natomiast na przedniego pasażera i ruszamy. Droga jest zaskakująco niezakorkowana, jak to bywa o 4 po południu kiedy wszyscy wracają z pracy. Dojeżdżamy do, starego, opustoszałego browaru gdzie zawsze jeździłem z prawnym opiekunem patrząc jak gra w pokera i pije piwo weszliśmy z łatwością gdyż drzwi nie są dobrze zamknięte. Wskazuje jej miejsce i proszę aby stała tam spokojnie.

-Dobrze, poco tu przyjechaliśmy? Pyta zaciekawiona opierając się o ściankę.

-Pamiętasz kometę? Tę przy której zemdlałem. Pytam oddalony o z grubsza 5 metrów. - Cóż wczoraj obudziłem się zmieniony.

-To już wiem, ale jak zmieniony?

-Zaraz ci zademonstruję. Mówiąc podchodzę do ściany zaciskam pięść i grzmocę w cegły. W miejscu bloku pojawiają się odłamki, surowiec pęka, następnie staję pod dziurą prowadzącą na wyższe piętro podskakuję i wznoszę się ponad nią.

-Nice, jesteś jak jeden z bohaterów Marvela.

-Chyba masz rację. Tyle,że ja nie walczę ze złoczyńcami. Mówię drapiąc się po głowie.

-Można byłoby to zmienić.

-Niby jak? Pytam zaciekawiony.

-Powiem tak, ćwiczenia, strój i jeszcze raz ćwiczenia. Mówi z przekonaniem, którego mnie brakuje.

-Dobrze, możemy spróbować. Ale nie w tym tygodniu, może we wakacje o tym pogadamy? Zapewne ciężko jest to połączyć ze szkołą. Mówię przypominając, że został tydzień szkoły.

-To w następnym zaczniemy trening.

-Więc mamy zaplanowane, letnie ferie. Tylko co zrobimy, jeśli rodzice będą chcieli nas gdzieś zabrać. Łapię się pod boki z uniesionymi brwiami.

-O tym nie pomyślałam. Musimy coś wymyśle.

-Oki koki. Wskazuję palcem, że muszę się zbierać i wychodzę z byłej hali produkcyjnej. Kieruję się w stronę domu ba obrzeżach miasta, po drodze mijając te same budynki ci w drodze do szkoły: ciąg bloków mieszkalnych przy Marszałkowskiej, sklepy: Stonka, Ropuszka, Motto itp... następnie orlik, plac zabaw i około ćwiartkę kilometra dalej stoi mój dom ze znakomitym widokiem na boisko od piłki nożnej, jak i koszykówki.

-Wróciłem!- Krzyczę informując rodzinę mama przywitała mnie żmudnymi pytaniami:

-Gdzie byłeś, co robiłeś? Jak zazwyczaj wspierając się pod boki.

-Umówiłem się z Kendrą, tą która ostatnio przyprowadziła mnie, kiedy gorzej się poczułem. Odpowiadam spokojnie.

-I pomogła mi zrozumieć trygonometrię.

Po twarzy widzę, że za bardzo nie pamięta tej dziedziny, więc nie ciągnąłem tematu, szczerze wolę o tym nie wspominać bo sam nie przepadam za matmą. Zdejmuję buty kieruję się korytarzem w stronę schodów i wspinam się po nich na górę, wchodzę do swojego pokoju zdejmuję wszystkie ubrania i padam wycieńczony na łóżku. Leżąc myślę z jakiego powodu jestem tak padnięty tłumaczę sobie, że to z powodu ciśnienia, rozszerzenia się dziury ozonowej, czy innych czynników. Patrzę na zegarek by sprawdzić, która godzina, ten wskazuje 13:45.

-Dawid!- Woła mnie mama.

Słucham- Odpowiadam wchodząc do kuchni.

-Masz jakieś plany? Pyta mieszając łyżką w garnku wyjmuje, ją i smakuje swojego wywaru.

-Niezbyt- Odpowiadam pamiętając, że chcę poznać zakres swoich nad ludzkich możliwości.

-W takim razie informuję ciebie o wyjeździe na 3 dni do Torunia.

Myślę sobie Świetnie teraz będę musiał uważać na wszystkie moje ruchy, aby niczego nie przedziurawić, nie naskoczyć na kogoś i nie ścigać się pieszo z samochodami, albo innymi pojazdami, dla niewykazywania odmienności. Dzwonię do Kendry informując ją o moim wyjeździe natomiast do Percjego wysyłam esmsa z tą samą treścią. Kędra upomina mnie o tym, abym uważać na swoje czyny co swoją drogą doskonale wiem Percy natomiast oświadcza, z Budzę się z okropnym uciskiem w głowie, zaczynam skamleć z bólu, gdy mama tylko mnie usłyszała przybiegła w te pędy pytając:

- Co się stało?

- Nie wiem, bardzo boli mnie głowa, aaaa.

-Jasne, wczoraj latałeś z kolegami, a dzisiaj boli ciebie głowa. Pewnie nie chcesz iść do szkoły, wypiszę tobie zwolnienie z pierwszej lekcji, ale później musisz iść. Powiedziała opierając się o futrynę drzwi.

-Dobrze.

Odpowiadam i ponownie odwracam się w stronę ściany ciągle czując ucisk. Kiedy poczułem się lepiej, wziąłem tornister i zszedłem do kuchni nikogo tam nie zastałem. Na lodówce magnesem przyczepiono kartkę z informacją: kanapki masz w chlebaku, w lodówce, a wodę na blacie za mikrofalówką. Odwróciłem się w stronę urządzenia, znowu zawirowało mi w głowie i odczułem silny ucisk, nie zważałem jednak na te symptomy. Wyszedłem z domu, po czym znów poczułem te same objawy, tym razem musiałem przytrzymać się drewnianej poręczy, aby nie zlecieć z dwubiegowych kamiennych schodów umiejscowionych przed frontowymi drzwiami. Odzyskałem równowagę, po czym wyszedłem z ogrodu tym razem bez żadnych przeszkód doszedłem do szkoły. Zazwyczaj odprowadzam brata do pobliskiej podstawówki, jednak dzisiaj zrobiła to nasza mama w czasie kiedy jak leżałem w łóżku. Wszedłem przez frontowe wejście do placówki, właśnie przebierałem obuwie codzienne, na buty do przemieszczania się pomiędzy salami lekcyjnymi, doszedłem do grupy moich kolegów z klasy.

- Siema Ciastek, gotów na Przyrkę ? To pytanie spotęgowało moje objawy, więc mimowolnie złapałem się za głowę.

- Też nie cierpię tej typiary, ale co poradzić. Kolega złapał się pod boki wywracając oczami.

- Nie chodzi o to, chociaż czasami ma wpływ na mój układ trawienny. Trzymając się za brzuch symulowałem odruch wymiotny i kolejny raz chwyciłem się za głowę z powodu bólu. Zabrzmiał dzwonek rozpoczynający lekcję, cała klasa zebrała się przed drzwiami, a ja sam się zachwiałem tak by zostać podtrzymany przez kolegów zza pleców. W końcu przyszła nauczycielka starsza kobieta po 40 w okularach rodem od Stępnia z 13 posterunku, ciemno rudymi włosami i teczką z dokumentami. Wpuściła nas do środka, zasiedliśmy w ławkach i rozpoczęliśmy lekcję, poinformowała nas o dzisiejszym temacie: ,,Rozmnażanie płciowe i bezpłciowe’’, wszyscy wybuchnęli stłumionym śmiechem, w momencie opowiadania nam jakie organizmy rozmnażają się tak, albo inaczej, zza pleców usłyszałem rozmowę innych uczniów:

- Józek, współżyłbyś z nią ? Kiedy się odwróciłem w ich kierunku zauważyłem jak wskazuje nauczycielkę i po raz enty poczułem ból więc kolejny raz złapałem swój łeb, partner z ławki podniósł rękę by poinformować o czymś nauczyciela.

- Tak Konradzie, o co chcesz zapytać? Zapytała zaciekawiona nauczycielka.

- W sumie to o nic, ale chcę zwrócić uwagę, iż Dawid źle się czuje. Patrzy na mnie z troską najlepszego kolegi.

- Ma pan rację, Dawidzie może pójdź do pielęgniarki.- Potrząsnąłem głową w geście zrozumienia, kolega zaproponował swoją pomoc i odeskortował do higienistki, a sam wrócił na lekcję. Szkolna lekarka przebadała mnie mnie i nie widząc żadnych przyczyn wysłała z powotem na lekcję, całą resztę zajęć wytrzymywałem z trudnością, a kiedy zabrzmiał ostatni dzwonek wyszedłem ze szkoły i skierowałem się do prababci, z nadzieją dostania kilku złotych, w końcu mijając próg jej drzwi znowu omal się nie przewróciłem, wszedłem do korytarza i zdjąłem buty usiadłem na kanapie i po raz kolejny poczułem ból, widząc ponowny gest z mojej strony złapała za telefon i zadzwoniła jak się później okazało wybrała numer mojej rodzicielki i poprosiła by przyjechała. Po jakiejś przybył biały Citroen z matką w środku, siedziałem na kanapie i oglądałem telewizję kiedy rozniósł się dzwonek od drzwi, babcia podeszła do nich i otworzyła wrota, kobieta ubrana w dżinsy, białą koszulkę i czarną ramoneskę weszła do środka, spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem i powiedziała:

-Ubieraj buty, jedziemy do domu. Wykonałem rozkaz i wspólnie wyszliśmy z mieszkania babci mojej mamy, wsiedliśmy do samochodu i zaczęły się pytania:

-Co znowu, niespodziewana kartkówka czy byleś wysępić kasę ? Zapytał się kierowca.

-Nie, naprawdę źle się czuję. Po tej odpowiedzi w milczeniu dojechaliśmy do domu, wyszedłem z auta i chwiejnym krokiem doszedłem do drzwi, przekraczamy je i zamykamy, by nikt nie słyszał jak się na mnie wydziera.

-Co się dzieje mów ?

-Mówię poważnie, nie wiem. Milionowy raz złapałem się za głowę w poczuciu strachu, niepewności i innych negatywnych odczuć strzeliła mnie w twarz, po godzinie moich narzekań zmartwiona powiedziała:

-Wsiadaj do samochodu, jedziemy do szpitala. Przygotowałem się i wyszedłem, podszedłem do samochodu i wsiadłem, wyruszyliśmy i prędko dotarliśmy do bardziej rozbudowanej placówki medycznej w większym mieście, skierowaliśmy się do recepcji, odczekaliśmy dłuższą chwilę i kiedy nadeszła nasza kolej zostaliśmy zaproszeni do środka, mama usiadła na krześle przed kobietą na moje mającą oko 40 i zaczęła rozmowę, streściła moje zachowanie itp. Opisując te symptomy zostaliśmy skierowani do domu z poleceniem sprawdzenia środowiska, czy czegoś nie biorę, nie piję i tak dalej. Następnego dnia gdy przebieg poprzedniego się powtórzył ponownie przyjechaliśmy do placówki, tylko tym razem domagaliśmy się badań z większym zaangażowaniem, lecz znowu zostaliśmy odesłani z kwitkiem. Wychodząc napotkaliśmy pediatrię na stażu, która poprosiła o streszczenie mojego zachowania. Po wysłuchaniu przeprosiła na chwilę, a kiedy wróciła towarzyszyło jej dwóch pielęgniarzy i kozetka na kółkach, gdzie musiałem się położyć, zawieźli mnie do dużej dudniącej maszyny, gdzie drzwi przed wejściem wieściła tabliczka z napisem: ,,Rezonans’’. Po jakimś czasie mieli obraz powodu moich objawów i zachowań. Był yo guz móżdżku, prędko skierowali mnie na operację wycięcia, gdzie został usunięty, następnie dostałem wylewu, a potem kolejnego i kolejnego, przez co spędziłem tam jakieś 4 miesiące. Nie raz polecali rodzinie się ze mną żegnać, że nie dam rady więcej wytrzymać. Ale, że jestem złośliwy nie pozwalałem im na to, walczyłem i walczę. Kiedy minął następny czas od kiedy udało mi się wyjść z tamtą o własnych nogach w domu funkcjonuję w domu, jednak wciąż muszę mieć ćwiczenia z motywem rehabilitacyjnym. Budzę się któregoś dnia po wyjęciu ze szpitala, schodzę na śniadanie, zjadam kanapki z humusem i jajecznicę, mama informuje mnie o moich ostatnich ćwiczeniach kończących moją podróż z rehabilitacją. Oglądam film na netflixe, kiedy rozbrzmiewa dzwonek od drzwi nasłuchuję głosów:

-Dawid, przyszła Jadwiga! Krzyczy do mnie mama.

-Już schodzę. Informuję.

Schodzę spokojnie z piętra na półpiętro, kobieta która ćwiczy ze mną od ponad dwóch lat stoi obok mojej rodzicielki, ubrana w bluzę sportową, buty tego samego typu z dresowymi spodniami i jakimiś papierami.

-Witaj Dawidzie.- Przywitała się stojąca w korytarzu kobieta, nie zdejmując butów.

-Czemu wciąż stoi pani w butach? Pytam zaciekawiony.

-Cóż z tego powodu, że przyszłam się pożegnać. Zakomunikowała.

-A czemu, wyjeżdżasz?-Dopytuje ciekawy przyczyny.

-Poniekąd. Odpowiada podając kartkę mojej mamie.

-Chcemy ciebie poinformować, że już nie potrzebujesz naszych ćwiczeń.

Mama wyciąga rękę podając mi kartkę, na której napisano: ,,Zdolny do samodzielnego funkcjonowania’’.- Wydałem z siebie cichy okrzyk radości.

-Yes, w końcu.- Jednakże w głowie dźwięczą mi inne słowa których nie wypada nikomu mówić: ,, W końcu, (kobieta lekkich obyczajów), w końcu. Wracam do domu po odprowadzeniu kobiety do furtki, moja mama stoi na schodach patrząc na mnie i pyta:

-Co zamierzasz teraz zrobić.

-W sumie to nie wiem. Zamilkłem drapiąc się po brodzie i przeskakując z nogi na nogę. Wszedłem na piętro, do swojego pokoju z balkonem na orlik i szkołę ogrodniczą, oparłem się o balustradę i rozmyślałem patrząc jak chłopacy grają w piłkę. Moje myśli krążyły wokół pytania: Co teraz, jaki będzie mój następny krok, czy odnajdę się w powrocie do poprzedniego życia, poprzednich priorytetów? Następnego ranka dzień zaczął się podobnie jak poprzedni, pościelenie łóżka ubranie i śniadanie, z tą różnicą że po nim nie musiałem ślęczeć w pokoju i monotonnie patrzeć w telewizor, albo komputer w końcu mogę wyjść na dwór, na osiedle samemu. Wyjąłem telefon, wszedłem na Messengera i patrzałem kto jest aktywny, jeden profil świecił się na zielono, było t konto Kendry Sorenson dziewczyny kolegi mojego kolegi. Napisałem jej wiadomość, gdzie się przywitałem i przypomniałem swoją osobę, zapytałem też, czy ma ochotę się spotkać, ku mojemu zdziwieniu nie miała nic przeciwko, więc ustaliliśmy miejsce spotkania i godzinę. Kiedy przybyłem na wyznaczone miejsce nie zauważyłem nikogo, spojrzałem na zegarek zginając rękę w łokciu. Dochodzi godzina 4, minut 30, zrezygnowany zacząłem iść gdzie indziej.

-Cześć Dawid.-Przestraszyłem się i podskoczyłem, odwróciłem s stronę łagodnie brzmiącego głosu, stanąłem na wprost osoby która wypowiedziała to słowo i zamurowało mnie. Dziewczyna z którą chodził mój kolega była brzydkim kaczątkiem co wprawiało mnie w pytanie dlaczego ? Teraz jednak zmieniła się diametralnie w pięknego brunatnego łabędzia.

-Kendra ? Pytam otępiały z rozdziawionymi ustami.

-Tak Kendra, pamiętasz mnie ? Masz mnie w znajomych w apce, więc na pewno pamiętasz.

-Jasne, chodzisz z moim kolegą. Mówię przypominając sobie studniówkę, na którą poszedłem sam.

-W sumie, chodziłam czas przeszły. Zerwałam z nim po tym, jak nakryłam go z Hermioną, kiedy się całowali.

Widząc jej czerwoną ze wściekłości twarz zacząłem ją pocieszać trzymając swoją dłoń na jej plecach i kołując nią poprawiałem jej nastrój miłymi słówkami i takimi zdaniami, aby wina spadła na mojego nierozważnego kolegę. Przysuwam się coraz bliżej niej, by móc objąć ją ramieniem, po czym niespodziewanie się we mnie wtuliła.

-To idiota, że ciebie zdradził. Powiedziałem próbując ją pocieszyć, co niezbyt mi wychodziło, gdyż za bardzo się tym nie zadręczała.

-Przecież jesteś mądra, piękna i zgrabna. Niczego tobie nie brakuje, więc nie wiem, o co mu chodzi, jest albo totalnym kretynem, albo idiotą. Dziewczyna zaczynała się podnosić więc jej pomogłem, niestety zachwiałem się straciłem równowagę którą wciąż miałem niewyćwiczoną i oboje polecieliśmy na ziemię, otuloną zieloną trawą, która złagodziła upadek. Leżąc obok mnie zaczęła się śmiać

-Co ciebie, tak rozbawiło ? Pytam rozkojarzony.

-W sumie sumarum, nie jestem pewna. To że się wywróciłam na ciebie, że oboje zawiedliśmy się na tej samej osobie. Mówiąc przyłożyła dłoń nad nos i powiedziała:

-Mam ochotę coś zjeść idziesz ze mną ? Spytała dziewczyna wskazując restaurację po drugiej stronie ulicy. Wiedząc, że nie mam prawa głosu podążyłem za nią, i weszliśmy do knajpy o nazwie,,Taco Bell’’.

-Skoro już tu jesteśmy wypadałoby coś przegryźć.

-Wiem, że nie należy pytać o to, ale masz jakieś pieniądze, ja jestem spłukany. Wyciągnąłem środek kieszeni ze spodni z których wyleciały jakieś paprochy sugerujące mój stan majątkowy. Podeszliśmy do budynku, zaczęliśmy zaczęliśmy otwierać drzwi i niczym w ścianę uderzyliśmy w fetor smażonych na oleju frytek, pieczonych kurczaków, wołowiny i jak mniemam rozpoznając po słodkiej woni z cynamonem, skrywający się gdzieś jabłecznik.

-Kendra ! Woła stojący w kuchni facet ubrany w pasujący do wystroju fartuch w biało niebieskie pasy .

-Część wujku.- Odpowiedziała i przytuliła ludzką wersję kung fu pandy.

-Kto to, twój chłopak? Zapytał obrzucając mnie wzrokiem, tak iż chcę zapaść się pod ziemię

-Nie, to znajomy mojego byłego.

-Twojego byłego? Może mi opowiesz, bo nie jestem w temacie?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania