Poprzednie częściVortex - prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Vortex - Rozdział 9 - Pełnia

- Nie jestem stworzony do wspinaczki po drzewach - powiedział Hiron. - Dajcie mi tu orki albo hobgobliny, zatrzymam tarczą każdą ilość ciosów. Ale to...?

- Nie marudź. Drugi dzień wędrówki bez eliksiru, a ja już mam cię dosyć. Zawsze możesz położyć się na ściółce. Tylko módl się, żebyś nie zasnął na ścieżce jakichś mrówek czy innych insektów, bo możesz obudzić się bez ręki. Albo wcale - odrzekł Davos.

- Dobra już, dobra, tylko mówię. Ciesz się, że w wilkołaka się nie zmieniam.

- Dla ciebie każdy dzień jest dobry do narzekania na wspinaczkę. Chyba wolałbym wilkołaka, przed nim da się uciec na drzewo, przed twoim marudzeniem nie.

Od kiedy stracili możliwość widzenia w ciemności, wrócili do podróży w dzień. Noce spędzali na wysokości, nie chcąc wabić światłem ogniska potencjalnych zagrożeń. W puszczy dość licznie rósł pewien typ drzew, dający wyjątkowo smaczne orzechy. Był niezbyt wysoki w porównaniu do reszty gatunków, natomiast jego pień rozgałęział się w specyficzny sposób, tworząc płaskie siedliska zachęcające do bezpiecznego nocowania. Jako że rozgałęział się wielokrotnie, zazwyczaj każdy bez problemu znalazł półkę dla siebie. I mogli podgryzać w czasie rozmowy, co było nieocenioną okolicznością umilającą wędrówkę. Oczywiście porozumiewali się po cichu, zachowując czujność.

Podczas kiedy Davos z Hironem przekomarzali się w swoim stylu, Skar niczym zahipnotyzowany bawił się swym mieczem. To wysuwał, to wsuwał ostrze do pochwy, przyglądając się jego jasnobłękitnej poświacie. Wciąż miał przed sobą widok pochłanianych przez nie dusz dzikich, których ściął przed dwoma dniami. Czy wymazał ich z kart historii, przerabiając na czystą energię, niczym byle nekromanta lub lisz? Czym było to ekscytujące mrowienie całego ciała, w momencie pojmania przez broń ich esencji?

- Nad czym tak myślisz, Hiron?

- Zastanawiam się, co z Jorvenem - skłamał.

- Nie przejmuj się. Da sobie radę. Jak ty dałeś radę z trzema trollami, to i on musiał poradzić sobie z dzikimi. Mimo rany.

- Taa…

- Powiedz po raz kolejny, lubię tę historię - zachęcił Hiron.

- Niech będzie. Wbiegamy z Abraxusem do jaskini, niby przyszpililiśmy gnoja do rogu, a tu sru, zza skał wyskakują kolejne dwa. W mgnieniu oka z ataku zostaliśmy zepchnięci do głębokiej defensywy. Właściwie to Mistrz Abraxus zajął się obroną.

- Nie bez powodu uczy władania tarczą i bronią jednoręczną. Jak on nimi operuje… - zachwycał się Hiron, jego uczeń.

- Tak, to na jego cześć nazwano formację tarczownika „bastionem“ - kontynuował Skar. - Trolle od razu przeszły do ataku, Abraxus pchnął mnie do tyłu, i nadstawia swojej smoczej łuski, w oczekiwaniu na grad ciosów. Kiedy te nadeszły, zamiast go zmiażdżyć, błyskało magią neutralizującą uderzenia.

- Swoją drogą, jak komuś udało się oderwać smoczą łuskę? Skoro emanuje energią, jej pierwotny właściciel wciąż żyje - skomentował Hiron.

- Smoki są ponoć nieśmiertelne. To znaczy, nie mogą zginąć ze starości, ale nie wyklucza się, że można je usiec. Są pewne legendy na ten temat, ale może innym razem - wyjaśnił Davos.

- To dacie mi dokończyć czy nie? Trolle na nas z całą mocą, ale Abraxus jak gdyby nigdy nic, paruje cios za ciosem, aż stanęły zaciekawione i patrzą. Dobrze, że te kurwie lubią się pastwić nad ofiarą zanim ją usieką, bo gdyby nie dały nam wytchnienia, nie wiem, jak by się skończyło. Weszliśmy po wąskiej skalnej ścieżce na wysoką półkę, my gapimy się na nie, one na nas. I w pewnym momencie Abraxus położył mi rękę na ramieniu, i jak ojciec do syna: to twój dzień próby, chłopcze.

- Ha, cały Abraxus.

- No. I dalej mówi: wypij od razu dwie, nie wiadomo kiedy przejdą do ataku, możemy mieć mało czasu. Zbladłem, pot wystąpił mi na twarz, przerażony odwracam się do niego, a on tylko tą swoją minę, zamknął oczy i skinął głową.

- No nie.

- A jak! No to piję. Modlitwę później, może dwie, leżę w drgawkach, rzygając pod siebie jak kot. Za dużo, za szybko. Ale jak spaść, to z wysokiego jak to mówią. Abraxus stoi i milczy. Trolle myślały, że to ze strachu i w śmiech, bijąc swoimi maczugami w ziemię, ryczały, prowokując szyderczo do ataku. Abraxus dalej cisza. Trolle śmiech. Ja rzygam. Abraxus patrzy. I wtem pół sekundy później, jak się zjawiła, szarpnęła mnie jak kukiełkę, wcale nie zwalniając, poleciała w trolle, siłą pędu oderwała ich dusze od ciała. Nie zapomnę tych zdziwionych mord na widok lecącej w ich kierunku zjawy, nie zapomnę, choć widziałem je przez ułamek chwili! Truchła na ziemię, dusze szarpane przez zjawę, Abraxus bije powoli brawo, kręcąc głową, a ja kurwa nie ogarniam, co się stało. Jak tornado, siup i nie ma czego zbierać!

Towarzystwo zaśmiało się po cichu, pamiętając o ostrożności.

- Chyba u wszystkich pierwsze przemiany kończyły się niezłym przedstawieniem - skomentował Hiron i znów się roześmiali.

W pewnym momencie Davos wykonał gest nakazujący wyciszenie. Coś krążyło po krzakach pod okupowanym przez nich drzewem, Dźwięk węszenia był bardzo wyraźny, a po chwili rozległ się chrypliwy głos.

- Zjawa nie strzelać, my wilczarze, z misja od kani’Jorven.

Nie odpowiedzieli.

- Mówi coś o Jorvenie… - wyszeptał Skar.

Hiron ręką nakazał milczeć.

- Zjawa mnie słuchać, wy w niebezpieczeństwo, my przybyć uratować.

Hiron pokiwał głową, żeby nie reagować.

- My was słyszeć z daleka, czuć wasz zapach. Wiedzieć, że wy u góry. My nie mieć czasu, musieć uciekać! Przepowiednia kości mówić, że wy przed pełnia zginąć, jeśli nie otrzymać pomoc od nasza wiedźma. Pełnia być dzisiaj.

Spojrzeli po sobie ale nadal nic.

- Kani’Jorven przekazać: jak Davos chcieć jeszcze zobaczyć cycki pani Lanna to natychmiast schodzić z drzewo.

Skar parsknął śmiechem, Davos próbował zabić go wzrokiem.

- Kim jesteście?! - wypalił Hiron, wyjmując po cichu sztylety, pozostali poszli jego śladem.

- My wilczarze Lykat’gora, mieszkać z wiedźma Dragovia niedaleko stąd, wasz przyjaciel kani’Jorven z nami!

- Co z nim?! - zapytał Skar.

- My uratować mu życie z ciężka rana. Ja Szaruga, wy widzieć mnie we wioska kani’morag’bale!

- Kani co?

- Morag’bale, kani’Jorven mówić na nie dzikusy!

- Kurwa, co robimy? - spytał Skar.

- Jak by nie patrzeć, nawet gdyby wzięli go żywcem, nie wypytywałyby go o romanse kolegów. Myślę, że Jorven jest z nimi z własnej woli - ocenił Davos.

- Tak czy siak, trzeba go odbić. Ja bym zaryzykował i zszedł, w końcu uratowaliśmy ich człowieka. To znaczy… Współplemieńca - dodał Skar.

- Dobra. Schodzimy, odsuńcie się!

Wilczarze nieco odeszli od drzewa, podczas gdy Zjawy zgramoliły się na dół. Wciąż z bronią w rękach, stanęli ze sobą twarzą w twarz.

- Ja Szaruga, przyjaciel kani’Jorven. Podziękować, za uratowanie życia we wioska.

- Jeśli Jorven wciąż żyje, można powiedzieć, że żaden problem.

- Żyje, żyje, wy biec za nami, dziś zła noc do spacer po lesie, dziś wendigo polować. Nawet stado wilczarz siedzieć w grota. To niedaleko, pół nocy droga stąd.

- Wy przodem, tylko nie za szybko, nie widzimy w ciemności. Głupio byłoby połamać nogi w biegu.

Ruszyli szybkim truchtem w kierunku gniazda stada. Las był cichy, zaskakująco cichy. Ani gnomy, puszczyki, lisy, dziki, ani nawet owady, wszystkie conocne dźwięki, tak bardzo charakterystyczne dla puszczy ucichły w przeciągu kilku modlitw. Przystawali co chwilę odsapnąć w miejscach wyznaczonych przez włochatych, jednak tempo faktycznie było dość powolne, jak na ich możliwości. W pewnym momencie ktoś w towarzystwie zaczął dość posępnie podśpiewywać.

- Który to? Cisza! - strofował Szaruga.

- To nie my. Skar? - zapytał Hiron.

- To nie ja, to… - Zerknął w kierunku pasa.

- Jak to nie ty, słyszę!

Skar wysunął Pieśń Piekieł z pochwy. Z normalnej jasnobłękitnej poświaty, paliła się teraz żywym ogniem, wydając odgłosy ponurego chóru.

- To ostrze na demony! - zaczął Davos. - Wendigo!!!

- Biegiem!

Za późno. W momencie, którym połapali się, co się dzieje, w odległości kilkudziesięciu kroków doszło do potężnej magicznej eksplozji, wszyscy padli na ziemię odrzuceni jej energią. W mgnieniu oka potężny demon materializował swoją formę fizyczną, wyjąc tak, że nie dało się tego wytrzymać. Wszyscy jak jeden zasłonili uszy, chroniąc się, przed ogłuszeniem. Kiedy przestał, wciąż nie było cicho. Wszelkie życie pochowane dotąd w zakamarkach roślinności uciekało we wszystkie strony świata, byle dalej od felernego miejsca. Rozpoczął się łów, straszliwy i bezlitosny potwór uwolnił się po raz kolejny z czeluści piekieł, szukając zaspokojenia swych pierwotnych żądz. Rogate monstrum wysokości drzewa, jakie przed chwilą było ich schronieniem, przyglądało im się, powarkując zza ociekających jadem zębów. Czerwone ślepia typowały już pierwszą ofiarę.

- Trzymajcie się z daleka! - Hiron jasno dał do zrozumienia wilczarzom, że Zjawy same staną naprzeciw olbrzymowi.

Widząc, że nie zdołają uciec bez konfrontacji, zorganizowali się w formację trójzębu. Niestety nieobecność Jorvena wykluczyła „labirynt” - ukoronowanie kunsztu taktycznego Kapitana Markusa. Ale i trójząb musiał budzić respekt. Davos rozsypał standardowo okrąg z mieszanki ziół i magicznego kryształu, jako katalizatora. Po podpaleniu tworzyły krótkotrwałą magiczną barierę. Hiron na przedzie, skryty za swą tarczą. Zaraz za jego plecami Skar, tylko czyhający na okazję, by odrąbać jakąś kończynę. Z tyłu Davos, choć jego kusza nieprzydatna w tej konfrontacji, magiczne mikstury zdecydowanie mogły namieszać.

- Czekać w zwarciu!

Monstrum natarło, podłoga się trzęsie, powietrze wibruje od czarnej jak jego serce magii, a Zjawy mężnie w oczekiwaniu na swój moment. Ten jednak znów zawył tak potężnie, że wszyscy zakryli uszy. Hiron trzymający teraz pawęż nie miał jak, przyklęknął tylko, walcząc z bólem, rozrywającym jego czaszkę. Jednak wytrwał, nie mógł zawieść, mimo że z uszu sączyć się zaczęła krew. Wendigo natarł swym wielkim łapskiem, lecz Hiron dzielnie uniósł tarczę. Na szczęście magiczna bariera zmniejszyła impet długiej jak trzech chłopa łapy, bo nie byłoby czego zbierać. Wtem Davos rzucił fiolką, która po stłuczeniu rozlała lepki niczym włókno pajęczyny płyn. Bydlak się nie spodziewał, ale został dość skutecznie związany z korzeniami rosnącego tu od tysięcy lat drzewa. Natarcie na chwilę osłabło, a tę okazję wykorzystał Skar. Wybiegł zza bariery po płaszczyźnie leżącej obok skały i wyskoczył z uniesionym nad głowę mieczem, sieknął Pieśnią Piekieł w kończynę skurwysyna. Ostrze zawyło z mocą przeklętego legionu i wtórował mu huk eksplozji magii, która odrzuciła Skara na bok. Bydle znów zawyło, atakując z drugiej łapy, ale Skar opity jego magią, dzięki wampirycznym właściwościom miecza rzucił się do kontrataku. Unik dołem, przewrót w biegu i znalazł się tuż za olbrzymią nogą poczwary. Ta, pokryta gęstymi łuskami i pancerzem wydawała się niemożliwa do spenetrowana, a jednak. Wytrawne oko łowcy skupiło moc całego ciała na atak w odsłonięte ścięgno za kolanem. Potwór zawył okrutnie, obalając się na bok.

- To go nie zabije, ale spowolni, chodu!!! - Nie musiał powtarzać dwa razy.

Ruszyli, tym razem Davos nie szczędził środków, rozpalił magiczną pochodnię rozświetlającą okolicę. Nie bali się wykrycia, gdyż wszelkie życie w okolicy od kilku modlitw skupione było na ucieczce.

- Pijcie po pół czerwonej, normalnie na rany, ale i wytrzymałość biegową zwiększy!

W międzyczasie potwór zregenerował swe siły i ruszył w pościg. Był wielki, toteż musiał manewrować między drzewami, co znacznie spowalniało jego ruchy, nie mówiąc o naruszonym przez Skara kolanie. Nadal jednak jednym krokiem pokonywał niewiarygodny dystans.

Biegli tak nie wiedząc ile, ciągle słysząc huk i ryki bydlaka za swoimi plecami. Wtem przed nimi wyłoniła się jama Lykat’gora, plemienia wilczarzy. Z jaskini z uśmiechem na twarzy wyłoniła się Dragovia, w towarzystwie Jorvena i najsilniejszych łowców plemienia.

Uciekinierzy wpadli z hukiem i wielką niespodzianką, nie wypada się zjawić na biesiadę z pustymi rękami. Gospodyni pewnie wolałaby wino, ale to nie koncert życzeń.

- Zostawcie to mnie - odrzekła Dragovia. Wsparła się na swej sękatej lasce i uniosła nad ziemię.

Kiedy wendigo wypadł spomiędzy drzew, rzucił się na skupisko żywych istot, wyśmienity pokarm godzien demoniej paszczy. Wiedźma miała jednak inne plany tego wieczora i z hukiem spadła na glebę uderzając w nią z całą siłą laską. Okrąg potężnej magicznej bariery zasłonił bestii dostęp do istot, skutecznie niwecząc mordercze zapędy potwora.

- Nie da się go zabić, ale można przeczekać. Za kilka chwil blask Świetlarza pośle go tam, skąd wypęzł, i przynależy.

- Jorven!

- Chłopaki!

Szaruga zwycięsko zawył drąc swe gardło, jakby sam przepędził demona w objęcia piekieł. To był wielki wyczyn, od dwóch dni tropili Zjawy bez snu i chwili wytchnienia, w ostatnim momencie przywiedli ich pod skrzydła pięknej pani puszczy, ukochanej morag wilczarzy. Z pewnością odkupił ostatnią sromotną klęskę w starciu z dzikusami.

Horror nagle zmienił się w szaloną celebrację. Wokół stada wilków, lecz nie atakują, a wyją na powitanie łowców. Zjawy w objęciach niedowierzając swojemu szczęściu, znów są razem. Ależ to się pięknie złożyło!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (16)

  • Burton The Scribe ponad rok temu
    https://imageshack.com/i/poZC67Dcp wendigo
  • NataliaO ponad rok temu
    Dzieje się! Ciekawe co jeszcze ich spotka ;) dobrzy z nich wojownicy, fajną mają ze sobą chemie.
  • Burton The Scribe ponad rok temu
    Dzięki, wkręcił mnie ten wątek na maksa, piszę mi się z przyjemnością ? szkoda, że tydzień tak krótki, bo pisałbym więcej zdecydowanie
  • NataliaO ponad rok temu
    Wiem ;) cieszę się, że dajesz rade i się wkręciłeś
  • Charlotte41 rok temu
    Opisy bardzo mi się podobają, muszę przeczytać pozostałe części. Łap 5 :)
  • Dziękuję za wizytę. Zacznij proszę od trzeciego rozdziału, prolog i dwa pierwsze są skopane i do poprawy. Opowiadają też historię innych bohaterów, którą dokończę później.
  • MKP rok temu
    "- Kani’Jorven przekazać: jak Davos chcieć jeszcze zobaczyć cycki pani Lanna to natychmiast schodzić z drzewo." - ???
  • No a jak, jakoś musiał udowodnić, że wilczarze nie blefują ?
  • MKP rok temu
    Burton The Scribe I masz motyw na side story - Kiedy i Jak Davos widział te cycki:)
  • MKP toć było ?
  • MKP rok temu
    Burton The Scribe To może mi umknęło:) Nie jestem fanem cycków.
  • MKP heh no cóż to było 6 rozdziałów wstecz ?
  • MKP rok temu
    Burton The Scribe Ło, panie! Sześć rozdziałów wstecz to ja swojego tekstu nie pamiętam:) Zaraz zaraz... To co tam się w jeziorze miziali:) Ona list miłosny znalazła.
  • MKP tak, a później przed wyruszeniem w podróż czekała na niego w sypialni.
  • LaurazjanWolf rok temu
    Jeszcze więcej o wilczarzach! Zaczyna mi się podobać ?
  • Ha, ha, ha, problemu w tym, że już powoli dochodzisz do końca tego co napisałem na te moment ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania