Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Vortex - prolog
Słowem wstępu: "Vortex" to odświeżona, a właściwie zremasterowana wersja opowiadania fantasy, napisanego przeze mnie siedem lat temu pod tytułem "Praenuntia Fati". Za namową koleżanki, przełamałem się i odkurzyłem notatnik :)
Prolog
Odzyskał przytomność, dookoła słyszał tylko szum. W ustach czuł metaliczny smak, a powieki paliły go, niczym gorące, żelazne kurtyny. Czuł odór rzeźni i ból w klatce piersiowej, a właściwie pieczenie gdzieś pod skórą. Zebrał się w sobie i otworzył oczy.
Znajdował się na ołtarzu w ruinach jakiegoś budynku. Mgła, półmrok, drgające dokoła światła. Nie, to nie mgła, to jego oczy musiały się przyzwyczaić, do warunków panujących w tajemniczym miejscu. Porozrzucane wszędzie kamienie, zwierzęce skóry rozwieszone na kijach, i on, leżał w centrum namalowanej gwiazdy i symboli. Na końcach jej ramion świeczki, między nimi wymalowane znaki.
Krew, wszędzie posoka. To nie był metaliczny smak, jak mu się wydawało, to smak ciemnoczerwonego, jakby wciąż żywego osocza.Wpadł w panikę, poczuł gigantyczny wyrzut adrenaliny do mózgu, który sprowokował chęć ucieczki. Zeskoczył z ołtarza. Upadł na ziemię, zahaczywszy o coś. To ofiary, prawdopodobnie niezbędny element jakiegoś przerażającego rytuału.
-Co tu się kurwa stało?! Gdzie ja jestem?! - Pierwsze werbalne myśli, nie będące tylko wyrazem zezwierzęconych emocji.
Panicznie rozejrzał się dookoła, szukając czegoś nie związanego z tą okropną sytuacją. Około metra od jego osoby, pośród strzępek ubrań, leżał mały zeszyt pokryty malunkami. Bez wahania po niego sięgnął, wybiegł z ruin, i doznał szoku. Był na wysepce, na środku rzeki.
-Co mi szkodzi, około pięciu metrów wpław, przynajmniej pozbędę się tej cholernej krwi. Tak czy siak, muszę się stąd zabierać. - Pomyślał.
Nurt był silniejszy niż mu się wydawało. Na jego szczęście zniósł go blisko brzegu, gdzie udało mu się pochwycić gałąź samotnego, jakby czekającego na niego drzewa. Wdrapał się na stały ląd. Kilka metrów dalej, gęsta, mroczna puszcza przysłoniła mu widok. Nawet księżyc w pełni, nie przebijał się pomiędzy drzewami. Paprocie, krzewy, wszędzie ściana czerni. Nie wiedział co zrobić.
-Może zacznę, od doczyszczenia koszuli i spodni?
Miał na sobie nietypowe odzienie. Nie potrafił rozpoznać materiału, struktury nici, właściwie niczego, w co był ubrany. Zdjął teoretycznie białą, lecz obecnie zabarwioną na brązowo koszulę, zakrywającą jego ciało, i zaczął płukać w wodzie. Kiedy stwierdził, że nic więcej w kwestii jej estetyki zrobić nie może, kątem oka go dostrzegł. Powód bólu, umiejscowionego gdzieś na torsie. Blizna? Tatuaż? Układ znaków i symboli identyczny z tym, w którym się obudził na ołtarzu. Ubrał koszulę i rzucił się do ucieczki. Przed czym? Może, przed samym sobą? Albo przeklętym miejscem w którym się obudził? Na to pytanie, próżno szukać odpowiedzi. Gałęzie i liście wydawały się próbować go zatrzymać, chwytały rękawy niczym szpony demonów lub nieumarłych. Klnąc na wszystko, na czym świat stoi, brnął w czarną otchłań, prastarych mieszkańców tego miejsca.
Błysk. Krótszy niż miliardowa część sekundy. Przeczucie pomieszane ze strachem, targające jego trzewiami. Nieludzkie, sprawiające, że dźwięk bicia jego serca, wydawał się wrzeszczeć na alarm. Coś się zbliżało i znów – adrenalina. Stanął i wytężył wzrok. Wśród strzelistych drzew liściastych, zobaczył jedno nieco niższe. Potężniejsze od jego pobratymców, nie dał by rady go objąć rękami. Z boków wyrastały liczne gałęzie, a na wysokości kilku metrów, roślina rozszczepiała się w trzy okazałe odnogi. Wspiął się po omacku, usiadł na gałęzi. Uczucie nie minęło, narastało. Przypiął się pasem do gałęzi drzewa, tak dla pewności. Wytężył słuch. Gdzieś w oddali słychać było rzekę, delikatny wiatr szumiał liśćmi drzew. Czuł, że coś się zbliża, tam na dole, przestał oddychać, próbując się wsłuchać jeszcze mocniej w otoczenie. Istota poruszająca się na czterech kończynach, parskała u samego podnóża jego sanktuarium. Sekunda, trzy, osiem... W końcu stwór jakby upewniwszy się, że jego ofiara jest na górze, zaczął atakować drzewo. Był potężny. Mimo wielkiego obwodu pnia, bestia szarpała nim wściekle i bezlitośnie. Gdyby nie pas, pewnie leżał by już na ziemi, albo paszczy napastnika. Kilkadziesiąt sekund później, straszliwy ryk przeszył jego głowę, demolując jego świadomość, zemdlał.
Komentarze (39)
"Kilka metrów dalej, gęsta, mroczna puszcza przysłoniła mu widok." - przyniosła mu widok nie brzmi zgrabnie może.
"albo paszczy napastnika" - w paszczy
Według mnie jest to bardzo dobrze napisane: opisy są rozbudowane i pobudzają wyobraźnię. Przykład poniżej. Czytałem z zaciekawieniem i czekam na dalszy ciąg.
"Gałęzie i liście wydawały się próbować go zatrzymać, chwytały rękawy niczym szpony demonów lub nieumarłych. Klnąc na wszystko, na czym świat stoi, brnął w czarną otchłań, prastarych mieszkańców tego miejsca."
PS
Słowo grafomania jest często nadużywane na tym portalu bez większego zrozumienia jego znaczenia.
Być może, ekspertem w tej dziedzinie nie jestem.
Ja rozumiem grafomanię jako nieposkromioną chęć pisania tylko po to, żeby pisać cokolwiek i jakkolwiek. Ten tekst ma akcję, która zmierza w jakimś celu i jest napisany przyzwoicie, więc na to miano nie zasługuje. Niestety określenie grafomania jest na tym portalu używane dość często w stosunku do tekstów, które najzwyczajniej w świecie, komuś się nie spodobają.
Z tym napisany przyzwoicie to trochę przesadziłeś. Akcja jest, ale opisana w słabym stylu, nie daje żadnej informacji - co powinno być podstawą dobrego prologu. Nie wiem, kim jest bohater, co to za czasy, gdzie toczy się akcja. Mamy sekundy, których autor nadużywa, walkę mdłą i bez emocji, bohatera podejmującego idiotyczne decyzje i próbę wywołania emocji poprzez krew (posoka to nie krew, tak przy okazji), jakieś rytuały i inne sprawy, od których chce się ziewać. Gdzie tu napięcie? Nie ma.
Jadę najwyżej po złych tekstach.
To ile informacji jest w tekście decyduje autor: być może ma jakiś cel, że pozostawia tyle niewiadomych. Ja tak przynajmniej zawsze zakładam. Co do reszty, masz prawo do swojej oceny i odczuć. Dla grafomania kojarzy się raczej z takim laniem wody i to w złej jakości. Tu tego nie ma.
Dla mnie właśnie tutaj jest lanie wody. Tak, autor sam decyduje, a ja mam prawo ocenić tę decyzję. Prolog to trudna bestia - ma wciągnąć w świat, ale tutaj nie ma świata, mam poznać jakiś konflikt, ale tu nie ma konfliktu, mam poczuć więź porozumienia z bohaterem, ale tu nie ma bohatera, tylko anonimowy koleś, który pierze koszulę.
Ano zdarza mi się. I pochwała dla Ciebie, że chcesz je rozważyć.
Nie ma co się spierać: mamy po porostu odmienne opinie:)
A dlaczego posoka to nie krew? W słowniku zapodano, że to krew grubej zwierzyny, z wyjątkiem niedźwiedzia.
Zaś posoka w znaczeniu krwi ludzkiej jest dziś archaizmem.
https://sjp.pwn.pl/sjp/posoka;2505767.html
Krew zwierzyny - dobrze, ale tutaj z tekstu nie wynika, że to krew zwierzęca. W stylizowanym tekście posoka może ujść, ten zdecydowanie nie jest stylizowany.
Aha ?
Ja używam posoki jako synonimu do krwi ludzkiej. Jest to archaizm, więc niezbyt często ale używam z braku laku.
Ano mało synonimów, jest jeszcze jucha ?
To przeredaguj zdanie tak, aby nie trzeba było synonimu?
Raczej chodzi o powtórzenia: nie chcę pisać krew za każdym razem, kiedy jest mi to potrzebne. Sapkowski też używał posoka często. W klimacie średniowiecznego fantasy, tego typu archaizmy pasują.
Pierwsze co chwycił w sytuacji potencjalnie zagrażającej życiu był zeszyt z malunkami? To w mojej opinii najbardziej nieoczywista rzecz jaką można złapać w rękę po przebudzeniu w jaskini, gdzie ktoś ewidentnie chce złożyć z ciebie ofiarę. Kij, albo pochodnia.
Druga sprawa, wziął zeszyt i wpadł do wody? Rozumiem, że zeszyt był nie z papieru i, że w dziwacznym ubraniu miał kieszenie, bo inaczej ciężko pływać w wartkim nurcie, łapać gałęzie jedną ręką, żeby się wydostać a w drugiej zeszyt?
Dalsza część robi świetny klimat grozy.
i części zaimków (u siebie często o tym zapominam : ))
Miło Cię znowu widzieć : )
Super Saiyan ?
Przyszłam przeczytać kolegę :) Brakuje mi takich tekstów, które mają to coś.
"jego oczy musiały się przyzwyczaić, do warunków panujących w tajemniczym miejscu." - zbędny przecinek
"i on, leżał w centrum namalowanej gwiazdy i symboli." - zbędny przecinek
"wciąż żywego osocza.Wpadł w panikę," - zabrakło spacji po kropce.
*w dialogach masz dywizy (-), zamiast półpauz lub pauz. Odsyłam do artykułu: https://www.ekorekta24.pl/myslnik-pauza-polpauza-i-dywiz-lacznik-czym-sie-roznia-i-jak-je-stosowac/
"wybiegł z ruin, i doznał szoku" - zbędny przecinek
"Nawet księżyc w pełni, nie przebijał się pomiędzy drzewami." - zbędny przecinek
"-Może zacznę, od doczyszczenia koszuli i spodni?" - zbędny przecinek
"Zdjął teoretycznie białą, lecz obecnie zabarwioną na brązowo koszulę, zakrywającą jego ciało, i zaczął płukać w wodzie." - "zakrywającą jego ciało" jest zupełnie zbędne. Przecież wiadomo, że ma na sobie koszulę i o żadnej innej koszuli nie jest mowa
"Może, przed samym sobą?" - zbędny przecinek
"Na to pytanie, próżno szukać odpowiedzi." - jak wyżej
"brnął w czarną otchłań, prastarych mieszkańców tego miejsca." - jak wyżej
"Przeczucie pomieszane ze strachem, targające jego trzewiami. Nieludzkie, sprawiające, że dźwięk bicia jego serca, wydawał się wrzeszczeć na alarm." - zaimki zbędne. Wiadomo, że i "trzewia" i "serce" należą do bohatera, bo zwyczajnie nikogo więcej nie ma w tej scenie. No i zbędny przecinek po "serca".
"Wśród strzelistych drzew liściastych, zobaczył jedno nieco niższe." - jak wyżej wyżej
"a na wysokości kilku metrów, roślina rozszczepiała się w trzy okazałe odnogi." - jak wyżej
", przestał oddychać, próbując się wsłuchać jeszcze mocniej w otoczenie." - ja bym tu zaczął nowe zdanie
"Istota poruszająca się na czterech kończynach, parskała u samego podnóża jego sanktuarium." - jak wyżej wyżej
"Gdyby nie pas, pewnie leżał by już na ziemi, albo paszczy napastnika." - bez przecinka przed "albo" i powinno być "w paszczy", bo ze zdania wynika, że bohater mógłby "leżeć na paszczy napastnika xd"
"Kilkadziesiąt sekund później, straszliwy ryk przeszył jego głowę, demolując jego świadomość, zemdlał." - w sumie to zdanie to po trochu kumulacja wszystkich poprzednich błędów, więc zostawiam je do rozważenia dla ciebie, autorze.
Nie do końca wiem, co przeczytałem. Nie dlatego, że błędy odciągały mnie od zrozumienia (bo trochę odciągały, ale nie aż tak), ale bardziej z powodu tego, że ten prolog jest na tyle edgy/mroczny/tajemniczy, że wyszła z niego trochę krwista breja bez większej zawartości. Chaotyczne to i nijakie, ale żeby nie było: jest potencjał i pole do poprawy.
Zdecydowanie masz problemy z interpunkcją i jest to pierwsza rzecz, z którą musisz się uporać. Narracja, fabuła i inne tego typu rzeczy: jest mniej więcej dobrze, ale bez przynajmniej solidnej strony technicznej te elementy zostają po prostu przytłoczone.
Ogólnie myślę, że zerknę jeszcze na rozdział pierwszy, ale już nie będę raczej wypisywał tych samych błędów.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania