Język Aniołów - 12 - Krok od Śmierci

Wstać, ubrać się, zjeść - te czynności stały się moją codzienną rutyną. Cały weekend nie miałem żadnych wieści. Dziś wreszcie idę do szkoły, może się czegoś dowiem. Ledwie przekroczyłem bramę szkoły, gdy skoczyła na mnie płacząca Nibutani i przytuliła mnie, ściskając moją koszulkę.

- B-Botan? - zdziwiłem się.

- R...Riste.... - wyszeptała.

Puściła mnie i zaczęła ocierać łzy. Zaczęła się jąkać próbując opowiedzieć, co się stało.

- Botan, może opowiesz mi, gdy się uspokoisz?

Białowłosa jedynie przytaknęła, dalej nieskutecznie starała się otrzeć łzy głośno przy tym łkając. Chwyciłem ją za rękę i zaprowadziłem do szkolnego ogrodu. Mało kto tu przychodzi przed szesnastą. Usiedliśmy na ławce. Nibutani głęboko oddychała, czasami starała się coś powiedzieć, ale jedynym skutkiem była kolejna fala łez. Mam już dość tego czekania....! Co się mogło stać?!

- Riste... - odezwała się w końcu.

- Pozwól, że ja opowiem - usłyszałem głos, a przed moimi oczami ujrzałem księcia.

Nie miał skrzydeł i był ubrany jak zwykły licealista.

- Seiko ułatwiła mi zadanie - kontynuował. - Pojawiła się w tej szkole, a jako powód podała chęć przebywania z Botan. Oczywiście bez problemu ją odesłałem. Seiko zdążyła jednak ujawnić informację odnośnie śmierci rodziców Botan. Zostali zabici przez demony, a jako, że ona sama została wygnana nikt jej nie poinformował.

Lekko otworzyłem usta. To dlatego Nibutani płacze.

- Botan... - powiedziałem cicho.

- Hej... - odezwała się i podniosła głowę. - Lekcję zaraz się zaczną, musimy iść.

- C-chcesz iść na lekcję? - zdziwiłem się.

- A co powiem, że nie przyszłam, bo od anioła-uciekiniera dowiedziałam się, że moi rodzice zostali zabici przez demony? - zachichotała. - Jeśli uważacie, że to przejdzie...

Niesamowite. W przeciągu kilku chwil opanowała płacz i zaczęła się uśmiechać. Można było poznać, że to udawany uśmiech, ale zawsze coś. Ruszyliśmy na lekcję, anioł powiedział, że zostanie w mieście na kilka dni, na wypadek, gdyby Seiko wróciła. Po lekcjach miałem wrócić spokojnie do domu... Gdy miałem już wyjść ze szkoły zatrzymało mnie wołanie.

- Riste!

Skądś znałem ten głosik... Ale skąd? Obejrzałem się za siebie i ujrzałem przewodniczącą komitetu uczniowskiego. Niosła kilka pudeł, wyglądało, że nie dawała sobie rady. Podbiegłem i pomogłem jej. Zanieśliśmy je do składzika.

- Dziękuję za pomoc - powiedziała. - Czy mogę prosić o coś jeszcze?

- Pewnie - odpowiedziałem.

- Mieliśmy uprzątnąć do jutra starą klasę, niestety nikt z komitetu nie został i muszę to robić sama. Jeśli masz czas... mógłbyś mi pomóc?

Zgodziłem się i kontynuowaliśmy sprzątanie. Gdy skończyliśmy było już ciemno. Wracałem do domu dość nieciekawą drogą, nie jest nawet oświetlona. Szedłem zasłuchany w muzykę grającą na słuchawkach, gdy nagle oślepiły mnie światła, usłyszałem pisk opon i poczułem ogromny ból. Straciłem przytomność. Ocknąłem się, a przed oczami widziałem biały sufit. Wszystko niesamowicie mnie bolało.

- Riste! - usłyszałem uradowany głos, który należał do Nibutani.

Rozejrzałem się, był to szpitalny pokój. Na krześle obok mojego łóżka siedziała białowłosa, a obok stała lekarz.

- Ocknął się? - zdziwił się.

- Co się stało...? - zapytałem cicho.

- Zostałeś potrącony przez samochód. Gdy upadłeś uderzyłeś w głowę z dużą siło. To dziwne, że przeżyłeś, a co dopiero, że już się ocknąłeś.

- Riste, całe szczęście - wyszeptała Nibutani uśmiechając się.

- Powiadomiliśmy twoich rodziców, ale nie będą tu wcześniej niż jutro - dodał lekarz. - Była tu twoja siostra, ale wróciła do domu, wszyscy myśleliśmy, że odzyskasz przytomność dopiero po kilku dniach.

- Yuzuru? Pewnie się o mnie martwi...

- Yuzuru? Nie, ta dziewczyna przedstawiła się inaczej...

Oboje spojrzeliśmy na niego zdziwieni.

- Kanako Riste... Czy coś takiego.

Zacząłem drżeć, moje oczy mocno się otworzyły.

- J-jak wyglądała? - wyjąkałem.

- Coś się stało? - zmartwił się doktor.

Pokiwałem przecząco głową.

- Była starsza od was, miała jasno brązowe włosy i błękitne oczy.

Przeraziłem się, był to dokładny opis mojej zmarłej siostry.

- Zostawiła numer, poprosiła, abyś do niej zadzwonił, gdy będziesz na siłach.

Zostawił karteczkę na stoliku i wyszedł.

- B-Botan... - odezwałem się niepewnie.

- To niemożliwe.... Powinniśmy tam zadzwonić - mówiła spokojnie, ale widziałem, że też jest w szoku.

- To jakiś głupi żart...

- Nie, nikt oprócz mnie i twojej najbliższej rodziny nie wie, że tu jesteś.

Po paru chwilach milczenia uspokoiłem się.

- Botan, lekarz powiedział, że nie spodziewaliście się, że dziś wstanę, prawda? - zapytałem.

- Tak - przytaknęła.

- Więc... Co tu robisz?

Nibutani zarumieniła się i odwróciła wzrok.

- J-ja... - wyjąkała - bardzo się martwiłam.... Chciałam mieć pewność, że nic ci nie jest... W końcu to poważne uderzenie.

Zaśmiałem się. Nibutani została u mnie do czasu, aż pielęgniarka ją wyprosiła. Byłem bardzo zmęczony, więc bez problemu zasnąłem. Ile tu będę? Czy to naprawdę poważne?!

 

-Od Autora- Wyjazd przełożony na piątek :/ Taki uroczy (pod koniec) rozdziałek ^^

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Wiku 16.08.2016
    Kiedy kolejne

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania