Poprzednie częściMałe miasto część 1

Małe miasto część 4

Gdy następnego dnia przychodzę do szkoły, Ania już na mnie czeka. Ma na sobie dżinsy i rozpiętą różową koszulę, a pod nią czarny top. Podoba mi się jej strój, choć sama pewnie nie ubrałabym balerin, tylko adidasy.

- Patrz! To ten nowy! Od razu widać, że nic dobrego z niego nie będzie.

Daniel stoi z grupką chłopaków. Większości z nich nie znam, ale kilku kojarzę z poprzedniego dnia. Porzucił uroczysty strój, jeśli tak w ogóle można nazwać jego wczorajsze ubranie, i dziś ma na sobie świetną, markową koszulkę, podkreślającą cudownie umięśniony tors i dżinsy.

- Dlaczego? – dziwię się. – Są aż tacy źli?

- I to jeszcze jak – wzdycha Ania. – W tamtym roku ten cały na czarno zaatakował polonistkę, bo go nie chciała przepuścić. Później oczywiście ona wycofała wszystkie zeznania.

Jeszcze raz przyglądam się bandzie. Rzeczywiście nie wyglądają najprzyjemniej, ale Daniel wczoraj wydawał się zupełnie inny. No cóż, po raz kolejny sprawdza się przysłowie, że pozory mylą.

Idziemy do szkolnego sklepiku i kupujemy sobie paczkę chipsów i po butelce Fanty, a potem siadamy na parapetach w pobliżu klasy, w której mamy mieć pierwszą lekcję.

- Poznałaś już Maćka z trzeciej A? – pyta z zainteresowaniem Ania.

Kręcę głową.

- Maćka z trzeciej A? – powtarzam. – Nie, a fajny jakiś?

- I to jeszcze jak. Może nie tak… oryginalny, jak Daniel, ale na pewno normalniejszy.

Uśmiecham się lekko. Może i Daniel teraz zachowuje się dziwnie, jednak ja wciąż mam w pamięci sceny z wczorajszego dnia.

- Początkowo faktycznie nie wydawał się zbyt przyjemny, ale potem… Potem nic nie wskazywało na to, że jest taki…

- Spodobał ci się ten Daniel, no nie? – domyśla się Ania.

Przez chwilę korci mnie, żeby skłamać, ale w końcu kiwam głową pewna, że ona i tak zna prawdę.

- Odpuść go sobie – radzi cicho. – OK., jest przystojny, ale to wszystko. Nie marnuj życia przez niego. Jest tylu fajnych chłopaków…

- Przecież nawet go nie znasz – przerywam jej ze złością.

- Ty też nie – odgryza się.

- Lepiej niż ty – zauważam. – Zresztą wcale nie zamierzam marnować sobie przez niego życia.

- Obyś miała rację.

Zmieniamy temat, żeby się nie pokłócić. Wciąż jestem zła i choć staram się tego nie okazywać, wydaje mi się, że Ania i tak to wyczuwa. Nie miała prawa tak oczerniać Daniela. Nie w pierwszym porządnym dniu szkoły. Przecież ona nawet go nie zna. Tak, może mieć rację, ale powinna zachować swoje spostrzeżenia dla siebie. Nie powinna mi o nich mówić zwłaszcza, że wie, jaki mam stosunek do Daniela. A może ona ma rację? Może dobrze, że wiem, co o nim myśli? Może jej przestrogi są słuszne? Dlaczego ja jestem taka głupia?! Ubzduram sobie coś i wydaje mi się później, że to prawda.

Większość dzisiejszych lekcji to lekcje organizacyjne, więc gram z Anią w kółko i krzyżyk albo w karty.

- Szkoda, że jutro tak nie będzie – wzdycha Ania, gdy wracamy do domu.

- Nom – potwierdzam.

Ania nagle patrzy gdzieś w lewo. Podążam za jej spojrzeniem, ale nie widzę niczego interesującego. Dopiero po chwili dostrzegam wysokiego blondyna w niebieskiej, skórzanej kurtce i markowych dżinsach palącego papierosa pod ścianą jakiejś niewielkiej knajpy.

- Wejdźmy tam – prosi Ania.

- To Maciek. – domyślam się bez trudu. – Dlaczego on chodzi w kurtce, kiedy na dworze jest ze dwadzieścia stopni?

Ania patrzy na mnie z wyrzutem.

- Może chce zaszpanować – sugeruje.

- Mówiłaś, że jest normalny – zauważam chłodno.

- No bo jest! – złości się Ania, - A na pewno normalniejszy od tego twojego Daniela.

- On wcale nie jest mój! A poza tym gdyby ten twój Maciek był normalny, nie kryłby się z fajką jak jakiś małolat!

- Dorosła się odezwała!

Nie mam ochoty dłużej kłócić się z Anią. Odwracam się na pięcie i odchodzę w drugą stronę.

- Już wiem, dlaczego nie masz koleżanek! – rzucam na odchodne i natychmiast tego żałuję.

Jej usta wyginają się w podkówkę, ale nie mogę teraz tak po prostu do niej podejść i ją pocieszyć, więc tylko odwracam głowę, by nie patrzeć na jej łzy i odeszłam.

Nie wiem ani poco, ani dokąd idę. Znalazłam się w nieznanej sobie części miasteczka. Wydawało mi się takie małe, a tu proszę. Zgubiłam się.

Idę jakąś wąską, polną drogą. Dookoła ani jednej żywej duszy. Wyciągam komórkę z kieszeni dżinsów, żeby sprawdzić, która jest godzina. Ojej, już tak późno? Mama na pewno się martwi. Próbuję do niej zadzwonić, ale mam za mało na kącie. Na SMS'a też nie starczy. I wtedy przypomina mi się, że mama nie może się jeszcze niepokoić, bo powiedziałam jej, że wrócę dzisiaj później, ponieważ idę z Anią na pizzę. Przeklinając w duchu własną głupotę, ruszam w powrotną drogę. Kiedyś to pole musi się skończyć i pojawią się jacyś ludzie.

Niestety dochodzę do skrzyżowania i nie mogę sobie przypomnieć, jaką drogę wcześniej wybrałam. Obie wydają mi się takie same i zupełnie nic mi nie mówią. Poza tym, gdy szłam tu po raz pierwszy, nie zwracałam uwagi na to, dokąd idę. W końcu ruszam prosto przed siebie. Najważniejsze jest teraz to, bym znalazła jakiś dom i zapytała, gdzie jestem.

Idę i idę, ale szczęście mi nie sprzyja. Gdy wyciągam komórkę, by ponownie sprawdzić, która jest godzina, okazuje się, że wyczerpała mi się bateria. Klnąc głośno, opieram się pokusie rzucenia telefonu gdzieś daleko za siebie i chowam go z powrotem do kieszeni. Nie mam pojęcia, ile mogłam przejść, ale na pewno dość sporo.

W końcu w oddali pokazują się duże, ładne domy, a ja oddycham z ulgą. Wprawdzie nadal nie wiem, gdzie jestem, ale w tych domach muszą mieszkać jacyś ludzie, którzy z pewnością mi o tym powiedzą.

- Gabi? Co ty tu robisz?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Cave 11.08.2014
    super, czekam na dalszy ciąg :-)
  • Naha 11.08.2014
    fajne. Chyba się domyślam kto powiedział teostatnie zdanie :P :)
  • Monia999 11.08.2014
    To chyba nie jest zbyt trudne :P

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania