Małe miasto część 5
Z jednej z bram wychodzi wysoki, ciemnoskóry chłopak w dżinsach i czarnej koszulce i biegnie w moją stronę. Zatrzymuję się zaskoczona.
- A ty? – pytam.
- Mieszkam tu.
Wskazuje na jedną z największych i najbardziej okazałych willi. No tak, ktoś, kto nosi ciuchy z najwyższej półki, nie może mieszkać w bloku czy zwykłym domku jednorodzinnym.
- Gdzie ja właściwie jestem? – pytam trochę oszołomiona.
-Na Willowej. Tak nazywa się ta ulica. Nie wiem, gdzie dokładnie mieszkasz, ale stąd do szkoły jest około pięć kilometrów.
- Co?
O nie! Czy naprawdę muszę jeszcze łazić z buta przez ponad pięć kilosów? Coś z tych myśli muszę mieć wypisane na twarzy, bo Daniel uśmiecha się i mówi:
- Jeśli podasz mi swój adres, mogę cię podwieźć.
- Ty? – prycham z lekkim politowaniem. – Niby czym?
Daniel robi trochę urażoną minę.
- Pokażę ci, jeśli mi nie wierzysz – mówi nadąsany i nie patrząc na mnie, odwraca się w stronę domu.
Niepewnie idę jego śladem. Wąską dróżkę do willi z obu stron porastają niezliczone odmiany pięknie wypielęgnowanych róż. Muszę powstrzymać się całą siłą woli, by nie zerwać którejś z nich lub choćby nie powąchać. Nie idziemy prosto, do domu, tylko skręcamy w lewo i wchodzimy na wylany asfaltem duży plac już bez kwiatów. Na jego końcu stoi bardzo obszerny budynek z czerwonej cegły. Dopiero, gdy Daniel otwiera go kluczem i przepuszcza mnie w drzwiach, orientuję się, że to garaż.
- Och – wyrywa mi się.
Wyłożone gładkim marmurem pomieszczenie wielkością dorównuje dwóm częściom hali gimnastycznej i do złudzenia przypomina salon samochodowy. Auta stoją po prostu wszędzie, a po między nimi zostawiono tylko przestrzeń potrzebną, by móc je z garażu wyprowadzić.
- No, to, które sobie wybierasz? – pyta Daniel, patrząc mi w oczy.
Nie jestem w stanie odpowiedzieć. Po prostu gapię się na auta z otwartymi ustami.
- Widzę, że muszę zadecydować za ciebie. To czarne BMW może być?
Wybrał chyba najmniej okazałe ze wszystkich aut, ale ja tylko kiwam głową.
- Moglibyśmy pojechać lepszym – odzywa się Daniel, wpisując kod do schowka na klucze umieszczonego w ścianie, - ale wtedy musiałabyś tłumaczyć się swojej mamie. No chyba, że chcesz.
- Nie… Nie! – odpowiadam natychmiast. – Tylko…
- Nie tego się spodziewałaś, prawda?
Nasze twarze dzieli od siebie zaledwie kilkanaście centymetrów. Chcę się odsunąć, przerwać to dziwne napięcie, które się między nami wytworzyło, ale tylko bezwolnie kiwam głową.
- Najchętniej nie pokazywałbym ci tego garażu, ani niczego, co do mnie należy i po prostu bym cię odprowadził, ale za chwilę zacznie padać, a ty nie wyglądasz najlepiej.
Bierze mnie za rękę i prowadzi do czarnego BMW. Otwiera przede mną drzwiczki pasażera, a sam siada za kierownicą i włącza moją ulubioną stację radiową. Wiem, że jest to czysty przypadek, bo wielu ludzi jej słucha, ale cieszę się, że mamy podobny gust.
- Dobrze się czujesz? – pyta z troską, gdy wjeżdżamy na jakąś polną drogę.
- Tak… – odpowiadam zaskoczona.
- Chyba jutro nie pójdziesz do szkoły – stwierdza.
- Dlaczego?
- Bo na moje powinnaś teraz leżeć w łóżku. Zresztą… zobacz.
Przeglądam się w lusterku.
- O nie! – jęczę na swój widok.
Delikatnie mówiąc mam znacznie zaczerwienioną i spoconą twarz. Sięgam po plecak, który Daniel włożył na tylne siedzenie, wyjmuję z niego paczkę chusteczek antybakteryjnych i wycieram nimi mokre czoło i policzki.
- To nie zmienia faktu, że nadal jesteś… leciutko zarumieniona i najprawdopodobniej masz gorączkę – odzywa się Daniel, gdy wyrzucam zużyte chusteczki przez okno. – Właściwie to gdzie ty masz jakąś bluzę.
- Rano było ciepło – usprawiedliwiam się słabo.
Dopiero teraz zaczynam odczuwać lekkie dreszcze.
Daniel wzdycha i ściąga z oparcia swojego fotela szeroką, grubą bluzę
- Powinno być ci cieplej – mówi, podając mi ją.
- Dzięki.
W normalnych okolicznościach na pewno nie przyjęłabym od niego bluzy tak szybko i droczyłabym się z nim, ale teraz nie mam już na to siły i mogę zrobić wszystko, żeby tylko zrobiło mi się trochę cieplej.
Dość szybko dojeżdżamy do mojej ulicy.
- Wiem, że nie powinienem cię o to prosić, ale czy moglibyśmy ten kawałek przejść pieszo?
Doskonale rozumiem, dlaczego tak mu na tym zależy, więc mimo coraz silniejszych dreszczy, odpowiadam bez wahania:
- Jasne. To niedaleko, ale mama na pewno nie zobaczy auta, więc możesz je tu zostawić.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania