Poprzednie częściMałe miasto część 1

Małe miasto część 7

Po tygodniu domowej kuracji wracam do szkoły. Pogodziłam się już z Anią, która przyszła do naszego domu już następnego dnia, a zobaczywszy, w jakim jestem stanie, przeprosiła mnie gorliwie i powiedziała, że Maciek ma już dziewczynę, a ona nie będzie na razie zajmować się chłopakami. Byłam rozpalona i nie każde jej słowo do mnie dotarło, ale sens zrozumiałam. Ja również ją przeprosiłam i postanowiłyśmy zostać NPNZ.

Gdy budzę się w poniedziałek rano i wyglądam przez okno, mam ochotę z powrotem wskoczyć do łóżka i owinąć się pościelą, jak ochronnym kokonem, który ocaliłby mnie przed wyjściem z domu. Ze wszystkich chodników spływają strużki wody, a z liści licznie rosnących w okolicach naszego domu jesionów bezgłośnie spadają maleńkie kropelki. Wzdycham i podchodzę do szafy. Długo nie mogę się zdecydować, co powinnam włożyć. W końcu stawiam na to, co lubię i wkładam czarne rurki, białą koszulkę i czarną, rozpinaną bluzę. W kuchni zastaję tylko tatę, który szykuje sobie kanapki do pracy.

- Dla ciebie też zrobiłem – mówi cicho. – Nie… nie… są bez szczypiorku.

Owijam kanapki w przeznaczony do tego papier i wkładam je do śniadaniówki, którą następnie wrzucam do odpowiedniej kieszonki w plecaku. Coś jednak jest nie tak. Tata jest zbyt cichy, no i gdzie mama?

- Coś się stało?! – pytam pełna najgorszych przeczuć.

- Nie… - zaczyna tata, a ja już widzę, że kłamie.

- Daj spokój – mówię z irytacją – po prostu powiedz mi, o co chodzi. Przecież i tak się dowiem. Coś z Amelką?!

Nie musi nic mówić. Wyczytuję odpowiedź z jego twarzy. Chcę jak najszybciej pójść do jej pokoju, ale tata powstrzymuje mnie gestem i słowami:

- W nocy zabrało ją pogotowie. To naprawdę cud, że się nie obudziłaś.

Uśmiecham się mimowolnie, ale zaraz poważnieję.

- Co z nią? – pytam z troską i przerażeniem.

- Nie wiem dokładnie… Mama jeszcze do mnie nie dzwoniła, a ci z pogotowia niewiele mówili…

- No to co my tu jeszcze robimy? Jedziemy do szpitala!

- Jesteś pewna, że nie chcesz iść do szkoły?

Patrzę na niego ze złością i politowaniem. Jak coś takiego mogło mu w ogóle przyjść do głowy.

- Tato! – niemal krzyczę. – Moją siostrę niedawno zabrało pogotowie, a ty się pytasz czy nie chcę przypadkiem pójść do szkoły?!

- Zadzwoń chociaż do Ani. – Radzi mi. – Powiedz jej, żeby dzisiaj po ciebie nie przychodziła

Po dziesięciu minutach siedzimy już w samochodzie, a ja mam wrażenie, jakby w mój fotel wbito milion ostrych szpileczek, które nawet na moment nie pozwalają mi się rozluźnić. Zabranie Amelki do szpitala może oznaczać tylko jedno, to najgorsze: jej serduszko przestało pracować jak należy. Teoretycznie wiedziałam, że coś takiego może się zdarzyć, ale okazało się, że w praktyce ani trochę nie jestem na to przygotowana. Wiem, że często narzekałam na małą, a czasami nawet byłam zazdrosna o to, że rodzice poświęcają jej więcej uwagi niż mnie, lecz mam też świadomość, że nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś się jej stało. Po policzkach spływa mi kilka łez, ale ścieram je ukradkiem, by tata ich nie widział. Gdybym się teraz rozpłakała, on też by się załamał. Całą drogę przebywamy w milczeniu. Tata, wbrew swojemu zwyczajowi, nie włącza radia i słychać tylko dźwięk pracującego silnika. Kilka razy zdaje mi się, że słyszę, jak tata przełyka ślinę i wiem, że to może być prawda.

Gdy docieramy pod budynek szpitala, jest pięć po ósmej. Błyskawicznie wychodzę z samochodu, nie zważając na to, że staję w ogromnej kałuży i rozpryskuję wokół siebie błoto, w efekcie czego mam ohydnie brudne biało-szare adidasy i mokre nogawki.

Pani w rejestracji mówi nam, że Amelka leży pod trójką i pokazuje nam odpowiedni kierunek. Informuje nas też, że nie mogę wejść razem z tatą, bo nie mam skończonych siedemnastu lat.

- Proszę pani – odzywam się mocno poirytowana. – To moja siostra.

- Ja wszystko rozumiem – odpowiada z uprzejmym znudzeniem kobieta, - ale takie są procedury. – Usiądź na korytarzu i poczekaj chwilę, a któryś z twoich rodziców wszystko ci wyjaśni.

Z trudem powstrzymuję się, by nie spoliczkować tej kobiety, ale… Czemu ona jest winna? Posłusznie siadam na jednym z plastikowych krzesełek i staram się nie patrzeć na radosne kolory wokół mnie. Zamykam oczy, ale to nic nie daje. Pod powiekami wciąż widzę ten potworny pomarańcz z całą wyrazistością. W końcu poddaję się i wlepiam wzrok w swoje czarne rurki. Ich nogawki wciąż jeszcze są mokre i poplamione błotem. Ale nie mogę wiecznie gapić się na swoje spodnie, więc postanawiam przyglądać się ludziom. Dookoła widzę niepokój, smutek, łzy. Czy nie ma szczęścia w tym szpitalu? A nie… jest! Jakiś mężczyzna, kobieta i dziecko wychodzą z czwórki. Rozpromieniony chłopczyk przytula się do ojca, a matka całuje go czule w czoło. On jest zdrowy. Więc dlaczego Amelka nie? Starsza pani ociera twarz chusteczką. Na początku stara się robić to bardzo dyskretnie, ale w końcu daje za wygraną i głośno wydmuchuje nos. Od wszechobecnego smutku i tej niewielkiej oazy szczęścia, mnie też chce się płakać, ale nie chcę, by ktokolwiek widział moje łzy, więc idę do łazienki. Opieram dłonie o umywalkę, a głowę o lustro i płaczę. Nikt mnie nie widzi. Jestem zupełnie sama. Nareszcie sama. Mam wrażenie, jakby wraz ze łzami wyciekało ze mnie coś jeszcze. Może są to właśnie widziane niedawno uczucia? Nie, to nie to… Szukam dalej, ale nic nie przychodzi mi do głowy.

Płaczę i płaczę, a łzy wciąż się nie kończą. Skąd właściwie biorą się łzy? Kiedyś przeczytałam w Internecie, że ludzie płaczą, bo przechodzą ze stanu pobudzenia do stanu równowagi. Tak to chyba można ująć. Ale dlaczego akurat łzy są tego przejścia oznaką?

Nie słyszę cicho otwieranych drzwi. Ktoś delikatnie kładzie mi dłoń na ramieniu. Podnoszę głowę. To mama. Wyjmuje z torebki paczkę chusteczek higienicznych i podaje mi ją.

- Dziękuję.

Cieszę się, że nie pyta, dlaczego płakałam. Co miałabym jej odpowiedzieć? Myję starannie twarz zimną wodą, a potem wycieram ją chusteczkami. Mama otacza mnie ramieniem i wyprowadza mnie z łazienki. Wracamy pod salę i siadamy na plastikowych krzesłach.

- Co z nią? – pytam cicho.

Mama nie patrzy mi w oczy. Może chce ukryć łzy? Ale ja i tak je widzę. Wypełniają jej duże, niebieskie oczy, które po niej odziedziczyłam, jednak nie płyną po policzkach.

- Amelka potrzebuje nowego serca, a nie ma dawcy. Poza tym ona jest bardzo mała i… Porozmawiam z lekarzem, żeby cię do niej wpuszczono.

Mama wstaje i odchodzi, a ja nawet nie patrzę, w którą stronę. Nie chcę już płakać. Czuję tylko, że coś bezpowrotnie utraciłam. Przecież nie Amelkę, bo mała leży wciąż w łóżku w Sali naprzeciwko, więc o co chodzi? Może nie mam już dawnej beztroski? To nowe, wszechogarniające uczucie nie jest dobre. Próbuję je zwalczyć, ale ono ciągle narasta, a ja wciąż nie potrafię ustalić, co dokładnie zostało mi przed chwilą odebrane. Brakuje mi przecież tylu rzeczy. Tęsknię za bezpieczeństwem rodziny, za spokojem, za plotkowaniem z Anią, za czułym dotykiem ramienia Daniela, ale wszystko to mogę w przyszłości odzyskać. Nie wiem kiedy, lecz kiedyś na pewno. Więc czego mi jeszcze brakuje?

Mama wraca po dziesięciu minutach.

- Chodź – mówi cicho.

Szybko wyciera policzki chusteczką, ale mokre plamy do końca nie znikają. Posłusznie wstaję i podchodzę do drzwi Sali.

- Obiecaj mi coś – prosi mama. – Obiecaj, że nie będziesz płakała.

Kiwam głową i naciskam klamkę.

Sala jest duża, jasna i zastawiona łóżkami, ale tylko dwa z nich są zajęte. Pod ścianą po prawej stronie jedno z łóżek jest nakryte pościelą, do której wetknięte są różne rurki i kable, ale nie widzę żadnego pacjenta. Dopiero, gdy podchodzę bliżej, dostrzegam wychudłą i zmęczoną twarzyczkę chorego dziecka. Obok stoi puste krzesło. Coś ściska mnie w gardle na ten widok.

Łóżko Amelki ustawiono obok okna. Tata siedzi przy nim, trzyma małą za rączkę i coś cicho do niej mówi. Niemal szepcze. Robi tak zapewne po to, by się nie rozpłakać. Mama i ja podchodzimy bliżej. Amelka rozpromienia się na nasz widok.

- pzywiozlaś Zuzię? – pyta.

Zuzia to jej ulubiona lalka. Jak mogłam nie pomyśleć, by ją ze sobą zabrać?

- Za chwilkę po nią pojadę – mówi szybko tata.

Musi być naprawdę źle, skoro tata chce zrobić dodatkowo czterdzieści kilometrów, by przywieźć małej jedną lalkę.

Nie wiem, ile czasu spędzamy u Amelki. Mała przez cały czas się uśmiecha i wydaje się być naprawdę zadowolona, choć nie ma nawet siły, by usiąść. To dziecko jest wprost niesamowite. Czy wie, że może nie dożyć następnego poranka, że każde jej słowo, każdy oddech może być tym ostatnim? Chciałabym być tak dzielna, jak ona. Dlaczego byłam dla niej taka niemiła? Dlaczego nie chciałam się z nią bawić, gdy mnie o to prosiła? Przed oczami stają mi różne sceny z naszego krutkiego wspólnego życia. Zawsze byłam o małą zazdrosna, bo uważałam, że rodzice poświęcają jej za dużo uwagi. Teraz wiem, że te dwa i pół roku, jakie dane nam było spędzić razem, będą najszczęśliwszymi i najboleśniejszymi wspomnieniami w moim życiu.

Mama idzie porozmawiać z lekarzem. Tata jeszcze nie wrócił, więc zostaję z Amelką sama. Prócz nas i tego chłopca z mnóstwem kabli i rurek nie ma w Sali nikogo. Od czasu do czasu odwracam ku niemu głowę, ale nie jestem w stanie dostrzec jego twarzy. Dlaczego to dziecko jest samo? Dlaczego nikt przy nim nie czuwa?

Amelka śpi. Jest teraz tak osłabiona, że sen jest dla niej chyba najlepszym rozwiązaniem. Chociaż nie czuje bólu. Właściwie nie wiem, co ona czuje i mam świadomość, że najprawdopodobniej już nigdy nie będę mogła się tego dowiedzieć. Tak wiele rzeczy chciałabym w swym życiu zmienić, tak wiele błędów naprawić. Ale jest za późno. Nic nie mogę zrobić. Teraz pozostała mi tylko modlitwa o dawcę i o to, by Amelka przeżyła przeszczep. Gdyby tak się stało, zaczęłabym wierzyć w cuda.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Ekler 14.08.2014
    NPNZ :D? to coś typu NPDKŻ (najlepsze przyjaciółki do końca życia)?
  • Ekler 14.08.2014
    Przeszczepy (szczególnie jeśli chodzi o dzieci) to przykry temat, bo w końcu jedno musi umrzeć żeby drugie mogło żyć.
  • Monia999 14.08.2014
    NPNZ najlepsze przyjaciółki na zawsze :D
  • Ekler 14.08.2014
    Baby są jakieś inne !
  • Naha 15.08.2014
    heh :P
  • Malinka ;D 19.08.2014
    Fajne, choć smutne... bardzo smutne...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania