Poprzednie częściNim przyjdzie jutro.

Nim przyjdzie jutro 11

Za oknem zapadał zmrok, który po tak pochmurnym dniu nie był wyczekiwany, jak choćby jeszcze wczoraj, gdy rozgrzany przez słońce organizm domagał się chłodnego dotyku.

Ela odłożyła album na półkę i wyszła z sypialni, by zajrzeć do swoich pociech, sprawdzić, co porabiają i zapytać, czy mają chęć na przysmak, truskawki. To w zasadzie było pytaniem zaczepnym, wręcz retorycznym, one nigdy nie przepuszczały takiej okazji, ale chciała po prostu je zobaczyć, jak bardzo są jeszcze z nią, póki jeszcze mają czas na deser, na chwilę z rodzicem. Przygotowane w salaterkach truskawki posypała cukrem i dorzuciła do tego kilka łyżek śmietany jogurtowej. Te dla Edwarda umieściła w lodówce, ponieważ wyszedł z domu, by obejrzeć ze znajomymi jakiś mecz i jak to sam określił: - „ przeżyć wewnętrzne uniesienie, gdy jego Barca, zdemoluje Real”. Ela nie znała się na tym i nie widziała w tym większej ekscytacji, ale starała się to na swój sposób przyswoić, jeśli nie mogła zrozumieć, za to, że on bez słowa krytyki tolerował jej komentarze, jakie wydawała podczas programu –„ Taniec z gwiazdami”.

Dzieci zjadły w wielkim pośpiechu, nie umiały się delektować posiłkiem, nie umiała je też zachęcić do wyjawienia ciekawostek z ich ostatnich dni, by powiedziały, co je rozbawiło, zdziwiło, toteż chwila sielanki była bliżej rangi tych do przeżycia niż zapadających głęboko w pamięci. Kacper patrzył na nią dość sceptycznie, nawet zażartował: -„ Mamo, czy to jest filmowane i zaraz okaże się, że ktoś wyskoczy i powie MAMY CIĘ!!” Elę to zasmuciło, być może nie czuła się na siłach, by stawać w konkury o miano najlepszej mamy, ale miała dobry kontakt z dziećmi, no właśnie, może już nie dziećmi. Może te pytania już nie były adekwatne do ich wieku, może należy z nimi rozmawiać jak z koleżanką, kolegą, że może trzeba zweryfikować jej matczyny stosunek i zadawać pytania jak dorosłemu?

Miała wieczór dla siebie, szkoda tylko, że nie czuła się wolna od natłoku myśli, które nie mogła odłożyć jak album na półkę, a bardzo tego chciała. Weszła do łazienki, ściągnęła czarne dżinsy i koszulkę w biało- niebieskie pasy, następnie bieliznę, gdy przechodziła do kabiny w lustrze zaświecił medalionik. Gdy tak stała pod prysznicem a gorący strumień wody oblewał ciało, to przyszło jej na myśl, że dawno już nikt nie mydlił jej pleców. Uśmiechnęła się, że takie niedorzeczności ją naszły, ale mimo wszystko chciała tego, by Edward tu właśnie był i opuszkami palców poprzecinał te wężyki wody, by zakreślał koła na jej łopatkach, kręgosłupie, a ona prawdopodobnie by nie wytrzymała i z impetem odwróciła się do niego, by spojrzeć mu w twarz i zobaczyć to, co chciałaby zobaczyć.

Ubrała piżamę, zielony komplet: satynowe spodenki a także koszulkę na ramiączkach i ułożyła się wygodnie na sofie. Nie miała ochoty oglądać tych samych, powielanych, co kilka miesięcy starych filmów, słuchać jak Rosja się odszczekuje reszcie świata, czy jakie trendy są na topie. Patrzyła na rzucaną na ścianę poświatę, a przez uchylone okno wpadał od czasu do czasu lekki wietrzyk, poruszał firaną, która przepuszczała go do Eli, by i ona doświadczyła tych wrażeń.

Już od dawna nie była na babskich pogaduchach, nie chciało jej się też spacerować o ćwiczeniach nie wspominając, nie zwracała uwagi na mężczyzn, ani na to, czy oni zwracają uwagę na nią. Gdzieś pomiędzy przedszkolem Gabrysi, a pierwszą klasą Kacpra zostawiła swoje alter ego i została sama powłoka. A przecież dawniej nawet spotkania u dietetyka, traktowała jak kolejny krok na drodze do samorealizacji. Była tym kimś w związku, kto decyduje o jego spełnieniu, prowadzi ku nowym doświadczeniom, nadaje mu tempo i kieruje. Pamiętała przecież jak po jednym ze spotkań dzielnicowych, na którym brylowała dzieląc się

swoimi pomysłami i przemyśleniami, Edward był z niej dumny. Gdy wrócili do domu objął ją w pół i powiedział: - „ Nie wiem czemu mnie wybrałaś, ale nie postaram się zrobić, co będzie w mojej mocy, byś tej decyzji nie żałowała”. Ela zastanawiała się kiedy ostatnio na nią tak spojrzał, czy jeszcze widzi w niej tego wodzireja?

A może jest tak jak powiedziała Renia: - „Słuchaj kochana, po siedmiu latach twojej dominacji, nastąpił czas posuchy, a może i prosperity twego mężusia”. Może i tak, ale ona na to nie jest przygotowana, ba! Może i nigdy nie będzie, to nie takiej roli się uczyła od najmłodszych lat. Co prawda nie dręczyła ją myśl, że z niektórych rzeczy już jej nie wypada robić, ale szkoda jej bardziej było tego, że jak mogła to ich nie spróbowała. Choć te, które przeżyła jak choćby poród i te pierwsze tygodnie nie chciałaby powtórzyć.

Rozważania te przerwał sygnał z komórki oznajmiający, że ktoś jeszcze nie śpi i ma coś do zakomunikowania.

-Tak, słucham?

-To ja właśnie chcę usłyszeć, czemu ty o swojej koleżance zapomniałaś, hę?

-Asiu, wiesz jak to jest, trochę czasu brakuje, bo to i szpital i dom…

-Dobra, dobra, ty mi tu ciotka nie czaruj, bo wiemy, że wieczorem zawsze można tyrknąć. A wiesz, że ja dopiero, co wróciłam z przyjęcia swojego chrześniaka, dziś była jego komunia.

-Aaaa, to już rozumiem, zapewne było na tyle dobrze, że nie mogłaś usnąć by mi uprzednio o tym nie opowiedzieć.

-Bardzo śmieszne. Wiesz bardzo dobrze, że jeszcze w tym roku mam dwa wesela w tym jedno w Olkuszu, a to moja droga wiąże się z dodatkowymi kosztami. A ja nie jestem Rockefellerem, więc nie podzielam twojego entuzjazmu, choć nie będę ukrywać, że było na tyle towarzysko, że na dziś zapominam o tym finansowym aspekcie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • KarolaKorman 22.06.2017
    Spoglądając przez pryzmat tej części, jestem pewna, że małżeństwo Eli jest udane. Nauczyli się iść na kompromis, by każde z nich cieszyło się ulubionymi programami a i nie zapomina o Edwardzie, kiedy go nie ma. Zostawia deser, myśli o nim pod prysznicem - to miłe. Jest dobrą mamą, ale momentami czuje się niepotrzebna. Dzieci są coraz starsze i mają swoje zajęcia. Ja tak właśnie, kiedy odchowałam swoje (piszę o sobie jak o kwoce) zaczęłam pisać :) Trzeba znaleźć coś dla siebie, co wypełnia ten wolny czas. Zaniedbała trochę koleżanki, ale odpuszczam jej, wiedząc, że dużo czasu spędziła w szpitalu. Fajnie tę część umiejscowiłeś w domu Eli. Pozwoliłeś nam poznać ją z innej strony. Takiej zwykłej, codziennej. Jeszcze wracając do słów Reni, że są lata chude i tłuste, myślę, że te chude też potrafią zapaść w pamięć czymś dobrym. Zawsze w życiu zdarza się gorszy okres, ale i on coś zwiastuje. Nie ma tego złego, by na dobre nie wyszło - i tego się trzymajmy :) Serdecznie pozdrawiam :)
  • Robert. M 22.06.2017
    Ja też tak uważam, że to małżeństwo jest udane, nie staram się opisywać wzorcowych przykładów, zapełniać treść uśmiechami, pocałunkami, ochami, a właśnie tak przyziemnie z nutą melancholii. Bo życie przeplata nam takie okresy i hossy i bessy, by nie popaść w znudzenie, stagnację, a i umieć docenić szczęście, gdy przyjdzie po słabszym dniu.
    Nie wiem, jak kobiety reagują na dojrzewanie swych dzieci, ale podejrzewam, że to odchodzenie, usamodzielnienie jest takim przeżyciem i tak chciałem to oddać. Zdecydowałem, że dla matki nawet dwudziestoletni syn, czy córka to jednak dziecko, jej dziecko i zawsze tak zostanie, będzie miało otwarty rachunek na ewentualne błędy, nawet w późniejszym dorosłym życiu. A w tym konkretnym przykładzie wymyśliłem sobie, że Eli będzie żal, że te nastoletnie pociechy trzeba będzie za chwilę wypuścić z pod czujnego oka.
    Nigdy nie myślałem w ten sposób, co Ty, mianowicie, że coś złego może wyjść na dobre. Owszem, że taki gorszy czas jest potrzebny by nie wpaść w samouwielbienie i by wyciągnąć z tego wnioski. Jeśli ktoś tak czyni, to można podciągnąć pod naukę, czyli wychodzi to na dobre, a więc …masz rację. …To dobrze, że znalazłaś sobie taki sposób na siebie, że piszesz, że przelewasz swoje myśli na opowi.pl. i miejmy nadzieję, że tak się wciągniesz na wieki wieków. Choć śmiem twierdzić, że Ty już tego portalu nie opuścisz, przyzwyczaiłaś się i czujesz się tu dobrze, chcesz po prostu wiedzieć, co tu się dzieje, kto pisze, kto czyta, odszedł.
    Bardzo dziękuję za kolejne spostrzeżenia, za możliwość poznania Twego zdania jak patrzysz na decyzje i myśli Eli. Dzięki temu wiem, jak bardzo daleko jestem od prawdziwego obrazu kobiety, bądź w czym się nie myliłem. Pozdrawiam.
  • KarolaKorman 23.06.2017
    Odnosząc się do ostatniego zdania, nie bierz moich opinii za wymiernik, bo do doskonałości brakuje mi duuużo :) Jednak to fakt, że spostrzeżenia płci przeciwnej czasem nas zaskakują, bo sami jesteśmy przekonani o słuszności własnych wypowiedzi i często nie bierzemy do serca, że ktoś zupełnie inaczej to widzi.
    Co do Opowi jest mi tu dobrze :) Śmiem twierdzić, że niewielu zaczynających w tym samym czasie co ja, dalej tu publikuje. Jeśli nawet zaglądają, to mało piszą lub wcale. Wystarczy spojrzeć na komentarze pod starymi moimi tekstami kto komentował i wejść w ich profile. Gdzieś się zapodziali :( Czasem myślę, że wielu z nich przeniosła się gdzieś, gdzie może jest wyższy poziom piszących niż tutaj, a może piszą dla jakichś czasopism, może wydają książki (czego im życzę) lub przestali pisać. Tego nie wiem. Wiele osób żegnając się, wspominało, że ten portal dla nich się już wypalił, już nie mają, co tu robić, czują, że są ponad przeciętną i rezygnują, by zrobić coś więcej. Ja nie lubię zmian. Tu czuję się jak u siebie. Nie wdaję się w kłótnie, bo nie jest mi to do niczego potrzebne i nie po to tu jestem. Czasem wyrażę swoją opinię, ale na tym koniec. Jednak niejednokrotnie myślę o tym, by poznać opinię szerszej publiczności, kogoś, kto nie zna mnie z niku. Dlatego napisałam Szafirowe trzewiki na Antresolę na konkurs. Chciałam poznać zdanie czytelników, którzy nie wiedzą kogo tekst czytają, bo wstawiane było przez administrację anonimowo. Nikt jednak nie zostawił komentarza, pojawiły się tylko oceny. Mam owszem satysfakcję, że tekst wygrał, ale niewielką, bo brały udział tylko dwa opowiadania. Niewiele więc to nie wniosło w uzyskanie opinii :( Cieszę się jednak, bo zwycięzca w nagrodę dostanie książkę. Będzie to moja pierwsza nagroda rzeczowa za ,,trud'' włożony w pisanie.
    Podsumowując mój wywód tak, jestem tutaj, ale myślę czasem, że chciałabym coś więcej, ale stare przysłowie mówi: siedź w kącie, a znajdą cię, tylko czy na pewno? Pozdrawiam :)
  • Robert. M 23.06.2017
    A kto może być taką osobą, dzięki której mogę z pełną świadomością powiedzieć, że tak postępują, mówią i myślą kobiety? Oczywiście, to pytanie retoryczne, bo każda z Was jest zupełnie innym człowiekiem, tak samo jak i my mężczyźni różnimy się między sobą, podejściem do życia, zapatrywaniem na wiele spraw i ich aspektów. Ale skoro mam okazję przeczytać kobiecy punkt widzenia, to śledzę i sobie analizuję, co Ty widzisz, czujesz, dostrzegasz itp.:.
    Kiedyś na forum było postawione pytanie o sposób komentowania i wszelkie propozycje, co do ich formowania, taka sonda, a raczej koncert życzeń. I większość odpowiadała, że życzyłaby sobie zrozumienia tekstu i kilku słów wpisu potwierdzającego, że czytający nie przeleciał go, a zagłębił się, a przynajmniej starał się skupić. No i najważniejsze, że obraża ich lakoniczne zdanie – „ super, podobało mi się. Daję pięć.” W związku z tym jestem przeszczęśliwy, bo ja takie komentarze mam i to rekompensuje mi iks lakonicznych wpisów. I podsumowując temat Twojego komentowania, to będę teraz bardzo próżny, ale muszę to napisać, by być wiarygodnym, że to co wysonduję, raczej nie będzie miało przekładu na słowo pisane. (Raczej to pojęcie względne, więc mimo wszystko zostawiam sobie furtkę na zmianę decyzji). Na dzień dzisiejszy jestem jednak zapatrzony w swoje, chcę pisać jak ja lubię i co sobie wymyślę. Nie chciałbym nigdy robić czegoś pod publiczkę, pachnie mi to komercją, takim wypunktowaniem, schematem, praca dla pani profesor, co lubi cytaty, to ja jej zaaplikuję co akapit i będzie git.
    A teraz o Twoim przebywaniu, byciu, logowaniu ( wybierz najbardziej odpowiednie) na portalu. Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma, więc zawsze pozostanie ten niedosyt, że gdzieś byłoby lepiej, jest bardziej profesjonalnie. Czy odchodzący zdobyli gdzieś laury, są w lepszy miejscu, mają świetlaną przyszłość? Możesz mieć rację, że tak, bo patrząc na dzisiejsze pozycje książkowe i nowe twarze, to nie obrażając ich autorów, ale nie są to powieści rzucające o ziemię i podejrzewam, że i tu znajdują się nie gorzej napisane opowiadania. Nie będę tu spekulował jak doszło do ich publikacji, bo nie mam prawa, ani wiedzy, ale na pewno nie mają przewagi warsztatowej nad kilkoma osobami z Was.
    Czy trzeba wychodzić z opowi. pl. by zostać zauważonym? Według mnie to nie koliduje, można jak Ty przesyłać prace, być aktywnym, kilka osób nawet o tym pisało, że stara się, nawiązuje kontakty, a nawet przesłało swoje prace do autora, który jest ich mentorem, dzięki któremu czerpią wzorce. Nie rozumiem takiej postawy, gdy ktoś powraca tu po kilku miesiącach i rzuca tekst – „ tu poziom prac się obniżył, jest jeszcze gorszy niż ja byłam/em, tu już niczego i tak się nie nauczę”. Komu służy taki wpis, co on ma zasugerować, oprócz tego, że dana osoba wrzuciła wszystkich do jednego worka z napisem – gorszy sort pisania.
    Jeśli chodzi o Ciebie, to wydaje mi się, że właśnie będąc w tym czubie dobrze piszących, masz powód by tu być, pokazać tą różnicę, nie wpaść w zadowolenie, ale mieć ten dreszczyk emocji, czy aby to znowu będzie dobre. Czy się nie zaniedbałam, nie pojechałam schematami i to co wpisałam nie jest przeżute, znane i ktoś nie powie: -„ wybacz Karola, ale to nic nowego, nie przekonałaś mnie, jakbyś zatrzymała się w miejscu.” Wchodząc w inne miejsce masz komfort, bo wystarczy powielić coś z wczoraj i łapią się na to, bo nie znają mnie, a jak się pobędę, poznają, przejedzą się mym stylem, to zmiana portalu i tak jeszcze kilka razy? Może właśnie wejść na szczyt nie jest łatwe, ale trudniejsze jest utrzymać się, to jest sztuka, bo jak wiadomo jest zasada bij mistrza. Dlatego może kilka osób mniej pisze, bo jest ten strach, że będę na cenzurowanym, bo inni już wiedzą co za pan, pani i oczekują, że to będzie COŚ.
    A wyższy poziom to gdzie jest, bo ja tylko tu wchodzę i nie wiem nawet, że jest coś zaawansowanego, tak się chyba stopniuje, czy się mylę?
    „Dobrze mi tu” – te Twoje słowa są najlepszym argumentem by tu zostać. Pewnie, że każdy by chciał zaistnieć, nawet ja, choć przeciętnie piszę miałem przez chwilę marzenie, że ktoś tu wejdzie, jakiś scenarzysta i zrobi to, wpisze, że to wykorzysta choć wiele trzeba włożyć pracy by to miało ręce i nogi. Może i jestem śmieszny, ale nie wstydzę się tego bo te 27 tysięcy słów wrzucone jako „abc”, tą rozmowę chłopaka i dziewczyny i wpleciona w to opowieść o następnej miłości miałem za coś dobrego. Dostałem tylko po głowie, za brak przecinków, złą składnię, no i że za długie, więc prosta sprawa, - nie podobało się , skoro ważniejsze były przecinki.
    Ale Ty masz potencjał, więc może się zdarzy, że kiedyś ktoś zajrzy, doceni, czego Ci życzę, a może połączy kilka Twych prac i zrobi mały zestaw opowiadań, kto wie. Tak więc podsyłaj prace, bądź asertywna, czujna, a w między czasie dalej bij na licznik opowijski. A tak na marginesie, to którą pracę uważasz za swój numer jeden?
    Ja też nie przyszedłem tu by walczyć, kłócić się, ale by odpocząć, oderwać się, pomarzyć i zająć sobie czas. Chcę tu dalej przebywać jak do dziś, jako autsajder, jestem, nie ma mnie, przywykłem, że nikt na mnie nie zważa, ale cieszy fakt, że nie mam wrogów, jestem incognito.
    I na koniec napiszę, to, co zawsze mówię, jeśli jest Ci pisane być dostrzeżonym, to kiedyś tak się stanie. Na szczęście to nie wyczynowy sport, że tylko w pewnym okresie masz szansę na sukces, a zawsze jest odpowiednie moment. Najgorsze, że wiele osób jak nasz Słowacki czy mistrz grozy Lowecraft, zostali docenieni po śmierci, ten drugi był tak zahukany, że pisał do szuflady, nie wierzył w siebie, a szkoda, bo za życia by może już poczuł flesze na twarzy. Ale miejmy nadzieję, że dziś to inne czasy i net zdziała cuda i wcześniej się wybijesz, a liczę, że tą najlepszą to dopiero napiszesz, bo jak Amy napisała w komentarzu do „ Pociągu” – teraz lepiej piszesz – więc tylko czekać. Pozdrawiam i dziękuję za pięęęęękny wpis.
  • KarolaKorman 25.06.2017
    ,,Na szczęście to nie wyczynowy sport,'' - :) Dokładnie, ale zawsze może być jak u tych później wspomnianych :)
    Nie poprawiałam długo starych tekstów, bo chciałam widzieć różnicę. Teraz coraz częściej coś poprawię, jakiś przecinek lub słowo, bo mnie w oczy kole. Wiem, zdaję sobie sprawę, że moje teksty nie są bez wad, choć jak mnie upomniałeś, nie mówię o ty tak często :)
    Pytasz, czy mam jakiś ulubiony tekst? Odpowiem tak. Pisząc, staram się, by każdy był o czymś innym i poruszał inny temat czy problem. Pewnie, że coś tam powielę. Zdanie, opinię, bo to nieuniknione i przecież moje, to takie rzeczy są normą, jednak staram się tego unikać. Chcę, by każde było inne, czy wychodzi? Tego nie wiem. To mógłby stwierdzić ktoś, kto śledzi wszystko, ale odbiegłam od pytania :)
    Zastanawiając się, dochodzę do wniosku, że patrzę na nie jak na film i doszukuję się w nich nie tylko przekazanej historii, ale też scen, które wyobrażam sobie na ekranie. Chciałabym zobaczyć Samsarę. (Nie czytaj tego samego, bo to czwarta część całości) Drugą taką sceną a nawet czymś więcej jest opowiadanie Róży z Bitwy literackiej Sylwester, Chantal i wiele innych. Rozmarzyłam się :) A to marzenie ściętej głowy :)
    Moje opowiadania mogę podzielić na te, które pisałam wytężając wyobraźnię jak wspomniana Samsara lub Sylwester i te, nad którymi ślęczałam godzinami, szukając informacji w Internecie jak Chantal czy Szafirowe trzewiczki. Każde postrzegam inaczej, bo inaczej do ich pisania się przykładałam. W jedne wlałam mnóstwo emocji, w inne wyszukanej godzinami wiedzy. Nie lubię, kiedy coś w nawet najkrótszym i błahym opowiadaniu spod mojego pióra jest bzdurą, niepotwierdzonym faktem, dlatego wszystkie informacje, jakie chcę zawrzeć, skrupulatnie sprawdzam. Pisząc o odległościach muszą się zgadzać kilometry, o kwiatkach: informacja, kiedy kwitną i tym podobne. Dla mnie ma to ogromne znaczenie. Czytelnik czytając, ma mieć pewność, że, jak napisałam, że przechodząc obok czegoś, będzie na ulicy jakiejś, to to ma być właśnie ta ulica nie żadna inna. Może wydać ci się to śmieszne, ale właśnie takie drobiazgi, którym poświęcam czas i energię, sprawiają, że mam do opowiadania sentyment.
    Znowu się rozpisałam :) Każdy z nas coś pokłada w swojej twórczości, każdy coś sobie marzy, a wytykają przecinki :) Tak to właśnie wygląda :) Serdecznie pozdrawiam :)
  • Robert. M 25.06.2017
    Wiem, że to może być irytujące, piszesz już wiele miesięcy, przedstawiasz pewne warianty przemyśleń, zmieniasz sposób narracji, poruszasz aktualne problemy i te natury fizycznej, i duchowej, a tu te same osoby wklepią kilka słów. Owszem, to może uzmysłowić enklawę, próżnię, gdzie choćbyś coś stworzyła, konkretne podwaliny nowego trendu, to i tak zostanie w tych katakumbach. Każdy ma jakiś próg cierpliwości, nie da się z wypiekami na twarzy oczekiwać w nieskończoność, że może to będzie ten dzień, a ta praca jest przełomowa. Bo czujesz, że większość rozgląda się za słabymi tekstami, by pobudzić resztę i zrobić setkę wejść, i rozładować swoją frustrację. Jako osoba ambitna chcesz konkretów i ja rozumiem, że ocena i pochwały cieszą, ale to wciąż tylko ten poziom, jesteś przy suficie, widzisz, że czas ucieka, ktoś następny zwinął ogon, a ja, co? Inni gdzieś tworzą, przeszli etap, rozwijają się, a ja robię za dobrą wróżkę, która następnym elewom przekazuje swoją nabytą wiedzę? O nie! Muszę to zmienić, bo zacznę podchodzić do tego z przyzwyczajenia, zatracę wenę, oddam się w niełaskę losowi, który mnie omami kolejną nadzieją bez pokrycia. To oczywiście moje dywagacje, ale pewnie i taka namiastka myśli Cię nawiedza.
    Tak, to prawda, że pięć minut przed śmiercią, to mogą Ci za przeproszeniem pogwizdać, jakiś splendor będzie miał posmak rekompensaty i raczej tym żyjącym, co zaczynają daje pożywkę do wiary w to, co robią. Po wielu latach skrobania, nikt wówczas już nie pisze dla kogoś, z myślą o publice, o jakimś konsumencie, czy masowym przekazie, a dla własnej satysfakcji i prawdopodobnie podsumowuje swoje życie, co niekiedy daje apogeum możliwości, bo nie stara się być pisarzem, a sobą. Na pokrzepienie powiem Ci, że Ty już masz sukces i to taki wymierny, bo Twoja praca (+18) ma tyle wejść, że za x lat, będzie ją zapewne znało pół Polski. I proszę mi nie pisać, że to pikuś, bo i tak nie uwierzę.
    Nie wiem, nie znam się na tym, ale podejrzewam, że dany przecinek, lub jego brak, zły szyk zdania, to problem poboczny. Owszem, to jak piszesz kole, ale jak dla mnie liczy się przesłanie, głębia, poruszenie wyobraźni, zawieszenie czytelnika, jak zwał tak zwał, ale jeśli umiesz go zatrzymać na pewien czas, to jesteś wodzirejem. I nikt mi nie powie, że pięknie napisany tekst jest gwarancją sukcesu, bo jeśli tak by było, to wystarczyłby kilku znawcom polszczyzny, erudytom itp: usiąść i spisać swoje zdarzenia, a leżelibyśmy pokotem z wrażenia.
    Ale oczywiście, poprawić nie zaszkodzi, błąd zawsze będzie błędem, są przecież esteci, co dopisują sobie za punkt honoru by majstersztyk interpunkcji, był punktem wstępnego rozpatrzenia pracy.
    Ja dokładnie tak samo dochodzę do tego samego problemu, mianowicie, czy aby nie powielam jednego i tego samego słowotoku. Czy nie obracam się w jakimś klimacie, który już zwałkowałem, który niczego nie wnosi, a zaczyna rzucać się w oczy, jak standardowe teksty piosenek disco polo, o zielonych oczach, co pogięły chłopaczka itp.: Podejrzewam, że to dopada każdego, że zapomina o swoim sposobie wypowiedzi, zaczyna z przyzwyczajenia takim czasem slangiem, żargonem, czy też własnym poczuciem humoru uzupełniać monolog. Postronne osoby czytając kolejne prace mogą zaobserwować już ten stan rzeczy i czasem się zdarza, że piszą – „ to takie w twoim stylu.” Jesteś tu dłużej, to zapewne wiesz, że kilka osób pisały coś z drugiego konta i też zostały wyłapane, co świadczy, że po budowie zdań, nadużywaniu jakiegoś słowa, no sam nie wiem, ale da się kogoś doprowadzić do…ładu? Tak więc, jak napisałaś, nie można uciec od swego własnego ja, mentalności, sumienia i jeśli temat był już przez Ciebie opisywany, choćby partnerstwo, początki sympatyzowania sprawia, wręcz prosi się o narratora (przeważnie bywa, bo może go chyba nie być) a chcesz pisać go na podstawie autopsji, to i przelewasz te same przemyślenia. Można pisać dla zasady kontrastu, to chyba rozwija, ale czy cieszy, jeśli samemu sobie zaprzeczasz?
    Druga sprawa to tematyka, czym tu czytelnika rzucić na kolana, duchami, kosmitami, szpiegostwem, morderstwem, śmiałą erotyką, taka pokazuwa, że ja o wszystkim mogę, inwektywy, dragi, slangiem, udawać dziwkę i księżną, starowinkę i geja na kacu. Pisać staropolszczyzną i gwarą, być takim omnibusem pióra.
    Marzenia mówisz. A ja podejrzewam, że wielu z nas dokonuje takich iluminacji, ustawia swych bohaterów w świetle reflektorów, by w razie szansy na coś więcej niż tylko opowi, było to realne zdarzenie. I Twoje planowanie, wizualizacja w plenerze, budynku, kawiarni, w sadzie, jest naturalnym odruchem. Jesteś i skromną osobą, bo nie wypisałaś mi połowy prac, a te, które uważasz za dopracowane technicznie i logistycznie. Bo wiesz, że do wszystkiego można się doczepić, ale jak topografia i fakty się pokrywają, to tylko już korekta, taka fragmentaryczna stanowi drobny mankament. Ale jeśli to jest praca napisana z rozbudowaną fabułą, gdzie poszczególne zdarzenia i postacie się przenikają, dublują, to trudno nie widzieć w tym ogromu wiedzy i godzin pracy z netem, encyklopedią, by detale się zgrały. A co za tym idzie pozytywnego kombinatorstwa, zmyślności, takiego szelmostwa pisarskiego, więc te spacje, literówki, czy zbyt długi opis wnętrza, zachodu słońca itp.: jest marginalna sprawą.
    Ja po przeczytaniu kilku Twych prac, to widzę Cię w powieści, gdzie przyroda, fauna, architektura są na równi ważne, co postawione w tym postacie. Widać, że masz ciągotkę do zawładnięcia czytelnikowi jego wyobraźni, by zabrać go w te rejony kwiatostanu, podnóża rzeki, w ten loch, gmach, zamek, świecidełek, brylantów, pięknych strojów. By sam gasił światło i po ciemku wyczytywał z matrycy te plenery. Co nie znaczy, że dyskredytuję, Twoje zdolności do opisywania stanów napięć, emocjonalnych uniesień itp.: bo sama się bronisz choćby wspomnianym (+18)gdzie oprawcę opisałaś w ten sposób, że jakbym miał to wyreżyserować to bym Cię trzymał na planie. Bo musiałabyś mi pokazać odpowiednią gębę do tego czynu i co zrobić, by on osiągnął taką mimikę twarzy, by oddać to, co jest tak widoczne podczas czytania.
    Zszedłem z tematu, ale to u mnie normalne, muszę się kontrolować, bo jeszcze kilka ważkich spraw poruszyłaś.
    Nie ma Karola śmiechu, z ulicami, kwiatami, dniem, nocą, wszystko ma mieć ręce i nogi, czytelnik to nie jakiś ktoś, komu mam zaserwować ciemnotę. Czytając uczymy się pisać, zapamiętujemy budowę zdań, fleksję, synonimy, ale i fakty. Może to o kwiatach nie jest aż tak ważne dla mnie, ale ktoś mający bzika na punkcie ogrodów, czytając o rozkwicie pewnego krzewu w lipcu, wiedząc, że to następuje 2 miesiące później może sceptycznie patrzeć na kolejne zdania. Przesadzam? Być może, ale nie o takie krzewy ludzie tracili wiarygodność, albo dzięki takim wiadomością wzbudzali szacunek. Nie powiem, że ja to aż tak się staram, chyba nawet w połowie nie stawiam sobie takich wymagań, ale tak powinno być. Ja jedynie na swoją obronę mam to, że ja nie pobieram się za tak rozbudowane sceny, opisy, bo bym się pogubił. Ale chylę czoła, bo to trud i profesjonalne podejście.
    To tyle, o ile to doczytałaś. Wiesz, co Ci powiem, jak ktoś kocha pisać, to musi przetwarzać swoje marzenia na fakty, dokumentować je i pielęgnować drobiazgi, to wysiłek, ale i ogromna satysfakcja. Życzę Ci, aby ktoś to docenił, zagłębił się w to i zasypiając powiedział sobie – „ tego nie mogę darować, muszę to wykorzystać, coś w tym jest, choć jeszcze nie wiem, co, ale czuję, że nie mogłabym o tym zapomnieć”
    Dziękuję za takie pokazanie mi gdzie ja jestem ze swoim hobby, a jak powinno to wyglądać. Pozdrawiam.
  • KarolaKorman 27.06.2017
    Robert, przeczytałam od A do Z. Niektóre fragmenty nawet dwukrotnie, bo musiałam się pochwalić domownikom. Musiałam też otworzyć drugą zakładkę, by sprawdzić te wejścia (+18). Zgłupiałam. Czegoś takiego się nie spodziewałam :) To jest dla mnie totalny szok! Sama nie wiem, co mam teraz napisać.
    Wczoraj na forum była rozmowa o prawach autorskich, może widziałeś. Myślałam o tym cały dzisiejszy dzień. Już kiedyś wysłałam jakiś mejl z zapytaniem, czy ktoś może byłby zainteresowany moją twórczością, bez odzewu, ale wówczas nie przyłożyłam się do tego i spasowałam bardzo szybko. Już od dłuższego czasu mnie korci, by to powtórzyć, by spróbować, dać sobie szansę. Może tym razem się uda. I tak dzisiaj myśląc, doszłam do wniosku, że nic na tym nie tracę. Spróbuję ponownie. Przyznam jednak, że mam pewne opory, jakiegoś stracha. Scenarzysta ,,Jestem Bogiem'' szukał dziesięć lat reżysera, który zainteresował się jego tekstem, aż w końcu znalazł. Może i mnie się uda :)
    Tym optymistycznym akcentem kończę. Mam za dużo teraz myśli w głowie, by skupić się i napisać coś z sensem.
    Dziękuję Ci, że wierzysz we mnie i czytasz moje teksty. Twoje komentarze rekompensują mi brak dużej ilości czytelników, dziękuję :) Serdecznie pozdrawiam :)
  • Robert. M 28.06.2017
    No ja też byłem zdziwiony, gdy to zobaczyłem, bo takie liczby to osiągają nakłady książkowe. Nie przejrzałem wszystkich prac, ale podejrzewam, że nie ma choćby jednej, co zbliżyłaby się w dziesiątej części. Ale że Ty tego nie sprawdzasz, to dla mnie jeszcze większy szok. Sadziłem, że to nawet żart, bo trudno mi było uwierzyć, by autorka nie interesowała się swoimi pracami, że przez kilka miesięcy nie spojrzała na ich licznik. Tak to jest, cudze chwalicie swego nie znacie.
    Karola, nie ma, co marzyć, rozmyślać, trzeba działać, jak sama napisałaś, za pierwszym razem wysłałaś bez zbytniego zaangażowania, zapewne sama siebie byś tym nie przekonała. Dlatego trzeba to ponowić, oddać swoje wnętrze, włożyć w to swoje pragnienie, mówiąc brzydko – sprzedać się. To powinno samą Ciebie zaskoczyć, byś po napisaniu meila, przeczytawszy go, otworzyła buzię z niemym pytaniem – to ja to napisałam.
    Dokładnie tak, nic nie masz do stracenia, a zważywszy, że większość czytelników ma swoich autorów, którym oddaje pierwszeństwo przy wyborze książki, to może lepiej nastawić się na pośrednią rolę? Być tym kimś, kto jest w cieniu, kto powierzy swoje historie osobie, która ma dojście, zna prawidła rządzące tym rynkiem.
    Czytając biografię uznanych osobistości, można dojść do wniosku, że większość z nich mogła skończyć na peryferiach, w jakimś zakątku świata, jako pani/pan X. Ale czasem przez przysłowiowe natręctwo, tak na odczep się dawano im szansę i to w momencie, kiedy nie było koniunktury. Cmokali przy tym na brak nazwiska, wielkie problemy natury finansowej, ale się przyjęło i zostali w danej branży. Czy dziś nie jest podobnie, czy nie szuka się świeżego spojrzenia na życie, jego egzystencję, konsumpcjonizm?
    Może to właśnie ta pora, ten wpis na forum o scenariuszu, Twoje rozmyślanie, sprawdzenie tego opowiadania (+18) z taką ilością wejść? Nie ma, co deliberować, trzeba działać. Może to lato z końcówką siedem jest tym momentem, a za dwa, trzy lata……Dziękuję, za kolejne wejście i wyjawienie mi swoich refleksji, to mile z Twojej strony. Pozdrawiam
  • KarolaKorman 28.06.2017
    Nie zaglądam do starych tekstów, nie liczę wejść i to do dziś jest dla mnie szok! Przyznaję, że miły :) Dlatego zawsze cieszę się, kiedy ktoś je odświeża, zostawiając komentarz, bo widzą to inni i też zaglądają. Sprawdzałam wczoraj w jakim nakładzie musi się sprzedać książka, by została bestselerem. 13000 - i już. Moje opowiadanie mogę nazwać takim. Wiem, że chodzi tu o tematykę i te (+18), a nie piszę takich tekstów na co dzień, to był jednorazowy rzut na taśmę :)
    Muszę uciekać do pracy. Jeszcze raz dziękuję za podtrzymanie na duchu :) Pozdrawiam :)
  • Robert. M 28.06.2017
    A ja lubię tak sobie pobuszować, pokręcić się po tych wszystkich starociach by zauważyć, co komu chodzi po głowie, jaka tematyka go pasjonuje. Nikt nie jest w stanie każdego dnia zaserwować kolejne historie, dlatego trzeba czasem się zatrzymać i sięgnąć wstecz.
    Według mnie (13000) to nie jest próg przy którym odechciewa się pisać, zaczyna się tracić wiarę we własne możliwości. A co do tematu, no cóż, takie są prawidła rządzące tym światem. Gdy były jeszcze na topie wypożyczalnie kaset video, to pracująca tam dziewczyna opowiadała, że tylko nowości i erotyka schodziła bez ustawiania na półce nie umniejsza . Oczywiście to w żaden sposób nie umniejsza Twojego sukcesu, bo trzeba umieć tak dobrać emocje, sytuacje, zewnętrzne rekwizyty, gesty, stworzyć narracje itp.: Ale jest w tym coś na rzeczy, że gorszymy się wulgarnością, brutalnością, ale chcemy to zobaczyć, przeczytać. Tak jak z horrorem, nie chcemy się bać, przeżywać złych momentów, ale jak jest szansa na taki rodzaj emocji, to czemu nie.
    Cala przyjemność po mojej stronie, zwłaszcza, że niczego szczególnego nie robię, piszę co sądzę.
    Pozdrawiam.
  • Pasja 22.06.2017
    Świetne ujęcie małżeństwa i rodziny. Miłość i zauroczenie, a po latach już tylko przyzwyczajenie. Dzieci odchowane i mają swoje problemy o których nie bardzo chcą mówić. A mąż ma swoje pasje i kolegów. Ona w domu i co? Brakuje jej tych małych recept na szczęście. Drobiazgi, które gdzieś się zagubiły po drodze, ale one ciągle tam leżą. Ela powinna dowiedzieć się co to jest karny i pójść z mężem na mecz. Edward powinien umyć jej plecy i zaprosić na tańce. Stół przy którym mogli usiąść wszyscy i zjeść deser. Przyjaciółka zgubiona w tej całej codzienności. Cieszmy się właśnie takimi małymi rzeczami. Małżeństwo to taki mała firma i trzeba nagradzać, a czasem też ukarać naganą. Ale trzeba pamiętać o pracownikach tej firmy, o ich urlopie, ale nie za długo. Myślę, że małżeństwo bohaterów twojej opowieści jest udane, ale gdzieś po drodze zostały zgubione drobne rzeczy. Trzeba je odnaleźć. Pozdrawiam serdecznie
  • Robert. M 22.06.2017
    Można by powiedzieć, że nic nie trwa wiecznie, ale to by było sporym uproszczeniem. Oczywiście, że wkrada się to przyzwyczajenie, niczym już partner nas nie zaskoczy, a przynajmniej nie powinien, choć byłoby to mile widziane. W natłoku tych podobnych dni zaczynamy się ocierać o reguły, co się powinno, co musi, a to zabija spontaniczność....Piękne słowa, właśnie te drobiazgi, od gestów począwszy przez słowa na czynnościach skończywszy są tym czymś, co integrują, nadają takiej świeżości uciemiężonym myślom. I zgadzam się z tym, że jak wychodzić to razem, utrzymywać tą więź by nie było moje hobby, mój czas, by nie doszło do najgorszego, że wspólnego jest mniej i z każdym rokiem ubywa. Wiem, że to łatwo tak napisać, ale sądzę, że jak sobie człowiek będzie wmawiał i tak będzie się pracować nad wtłaczaniem takich idei, to i efekty będą. Najgorsza ponoć jest obojętność, kiedy już nie oczekuje się niczego, pogodziło się z danym stanem, to już tylko krok od równi pochyłej. Dziękuję za jak zwykle cenne uwagi i dopełnienie moich zawieszonych myśli. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania