Nim przyjdzie jutro 12
Po rozmowie z Asią, wszystkie jej wynurzenia przestały mieć nad nią przewagę, nawet nie zauważyła, kiedy jej melancholia się ulotniła. Doszła do wniosku, że może trzeba bardziej obcować z ludźmi, bo nie od dziś wiadomo, że największego optymistę powala jego samotność, trzeba ją zwalczać a nie siedzieć w czterech ścianach i żalić się, jaka to Elusia biedna. Obiecała Asi, że będzie bardziej zdeterminowana na czyn i zacznie kreatywniej spędzać wieczory, to znaczy przy udziale głównej zainteresowanej. Koleżanka wymogła to na Eli, a znając jej stanowczość i tak nie mogłaby wyperswadować tego przez telefon, tym bardziej, że sama nie czuła takiej potrzeby.
Uśmiechnęła się do własnych myśli, a nade wszystko do ostatniej, że przy takiej koleżance jak Aśka, to trudno popaść w zniechęcenie, dzięki swym niekonwencjonalnym pomysłom i parciu do przodu, wprowadza tyle zamieszania, że czasem i ona żyje jej decyzjami. Ociężale podniosła swoje ciało z sofy by zamknąć okno, poczuła też pragnienie, taka rozmowa przez telefon potrafi rozgrzać, więc miała wrażenie, że szklanka soku stała się najważniejszą potrzebą w tej chwili. Przechodząc do kuchni przystanęła przed pokojem Kacpra, przez uchylone drzwi zauważyła, że jeszcze nie śpi, jak zwykle korzystał z komputera, gdzie królowały wszystkie kolory tęczy, nieodzowny znak, że walczy z kolejnymi urojonymi stworami. Pokiwała z politowaniem głową, ciesząc się, że jej okres dojrzewania wypadł na inny okres, gdzie chłopcy bardziej byli chętni do rozmowy, a przede wszystkim byli pragmatyczni. Nie musiały się martwić o wieczór, przychodziły na plac zabaw, zajmowały miejsce na huśtawce, bądź ławce i reszta należała do nich.
Położyła się a ostatnią wizją przed zaśnięciem, jaka ją nawiedziła było zeszłoroczne spotkanie klasowe a wraz z nim rozczarowanie i uczucie pustki, z jakim wyszła. Być może zbyt wiele sobie obiecywała, ale nie spodziewała się, że będzie tak sztywno, miała wrażenie, że większość boi się zagłębić w szczegóły by nie wyszło na jaw, że byli dziecinni, naiwni, że potrafili pragnąć i o tym mówili bez ogródek. Zamiast tego, przetaczali się po lokalu, napełniali kieliszki, opowiadali o tym, co jutro, jak poznali swoich partnerów, gdzie byli, co widzieli. Brakowało jednak dziecięcego zaufania, otwartości, spontaniczności, rozbrat zrobił swoje i pewnie większość po spotkaniu skupiła się na powierzchowności, czyli tych korpulentnych, mamusiowatych, bo to zawsze poprawia samopoczucie. A tak liczyła na zwierzenia, ocieranie łez, wzruszenie, a na końcu pożegnanie z obietnicą, że koniecznie muszą to powtórzyć. Cóż, może za dużo naoglądała się filmów, w których każdy reżyser wcześniej przepytał kilkadziesiąt osób i wybierał do filmu te najlepsze opowieści, a ona łyknęła to jak tik taki. A tak naprawdę, to życie jest brutalne, nasze marzenia wyprzedzają rzeczywistość i nastawiamy się na Mount Everest, a często zostajemy u podnóża z ciężką walizką, której nie chcemy dalej targać.
Jako dorośli bardziej dbamy o formę, jakbyśmy grali rolę, matki, żony, dobrej sąsiadki, poukładanej kobiety. Może przez to starsi ludzie mówią, że są zmęczeni życiem, że chcieliby już odpocząć, bo tyle lat trzymać się w ryzach, to dopiero rola.
Po pracy Ela odwiedziła teściową, którą była rozpromieniona, bo pod koniec tygodnia miała obiecane, że zostanie wypisana ze szpitala. Zwierzyła się Eli, że przygnębia ją ta atmosfera, te nocne postękiwania, czasem bieganina na korytarzu, bo ktoś miał atak, nerwobóle, co sprawia, że jej psychice jakby zakręcono tlen, widzi marność istnienia, co nie zdarzało jej się w domu.
Jak się okazało pani Czesia została wypisana, było to dla pani Danusi przykre, bo polubiły się, miały wspólne tematy, przywracały sobie młodość dzięki temu, że zapuszczały się w stare dzieje. Elę jednak ucieszył ten fakt, bo już widziała oczyma wyobraźni jej pomieszczenia, te wszystkie przedmioty, no i ten legendarny dom, w którym był sklep, a co najważniejsze, przebywały te osoby z Ingą na czele. Od początku jawiła jej się, jako główna postać tej rodziny, zresztą pani Czesia jakby z namaszczeniem wypowiadała jej imię, coś jej mówiło, że Inga to jeszcze namiesza w tym rodzinnym domu.
Ela nie czyniła żadnych planów, co do dnia odwiedzin, ale jakby podświadomie pasował jej czwartek, właśnie ten dzień chciała zarezerwować dla siebie, na taką właśnie przyjemność. Mijały kolejne dni, przepełnione pracą, rutynowymi czynnościami, ale nadszedł i czwartek i to wyczekiwane spotkanie. Ela przejechała obok ogródka jordanowskiego i skręciła w ulicę Kruczą, gdy zauważyła numer trzynaście, to zwolniła, a następnie zatrzymała się na poboczu. Wysiadła z auta, od strony południowej były tory, więc po tej stronie oczekiwała domu Drawiczowskich. I zauważyła, zszarzałą dachówkę na szalowanym budynku z wykuszami, werandę z podtrzymującymi ją kolumnami i balkonik z odchylającą się balustradą. Z daleka było widać, że farba pod wpływem warunków atmosferycznych zaczęła się łuszczyć, a rynny trzymają się na słowo honoru. Do tego te okna, które były zbyt nisko nad ziemią, co było spowodowane osadzaniem się budynku, całość dopełniała bujna trawa, przez którą utorowane było przejście od furtki do drzwi frontowych.
Ela pomyślała, że kiedyś tu musiało być pięknie i szykownie. Co też takiego się stało, że nikt nie został w tym domu, przecież mieli sklep, tyle dzieci i żadne nie przejęło schedy?
Komentarze (7)
,,nastawiamy się na Mount Everest, a często zostajemy u podnóża z ciężką walizką, której nie chcemy dalej targać.'' - świetne zdanie. Nic nie trzeba dodawać, jest w nim wszystko :) Dlatego czasem nie ma co czynić wielkich planów, bo życie może skorygować wszystko.
Szpital przytłacza, to pewne. Sama świadomość, że się w nim przebywa rzadko kojarzy się z czymś dobrym, a jeszcze słysząc odgłosy cierpienia, udziela się zły nastrój. Niejednokrotnie człowiek doszukuje się u siebie chorób, o których nie miał wcześniej nawet pojęcia, słysząc objawy. Podobnie jest z informacjami na Internecie, lepiej ich nie czytać, bo dopasowuje się do siebie i choruje się na wszystkie choroby świata :)
Wreszcie nadszedł oczekiwany dzień wizyty. Już słyszę ile Ela będzie miała pytań do pani Czesi :) Już sama układa w głowie różne przemyślenia i pewnie będzie próbować się dowiedzieć, czy były trafne. Pomyślałam też o tym opuszczonym domu. Kiedyś tętnił życiem, a teraz życie przechodzi obok - smutne :( Pozdrawiam :)
Żebyś wiedziała, że spotykam czasem człowieka z którym kiedyś miałem dobry kontakt i męczę się. Gdzieś po drodze, przez masę problemów, po wielu latach zmagania się z kolejnymi problemami, zagubiliśmy entuzjazm, własne poczucie humoru, tematy itp.: Coś w tym jest, że czym jesteśmy starsi tym bardziej dbamy o prywatność, nie jesteśmy skorzy do opowiadania o swym życiu, selekcjonujemy te informacje na takie, które możemy i raczej nie powinniśmy o tym mówić.
Im dłużej jest możliwe nie odwiedzać lekarzy tym lepiej dla nas. Wielu ludzi uważa, że zdrowiej jest unikać ich gabinety, bo jak zaczniesz raz, tak już zostanie ci zapisana kolejna wizyta, aż do skutku o ile on nastąpi.
Ale mi zeszło tak na pesymistycznie, a to przecież była taka nastrajająca część, bo jakby nie patrzeć takie spotkanie z kimś kogo się lubi to czysta przyjemność.
Dziękuję za wypisanie tylu przemyśleń z tak krótkiego tekstu wydobyłaś te główne, ale i ukryte, bądź słabo naznaczone. To bardzo miłe uczucie, gdy taki wachlarz tematów zostaje przesłany w komentarzu.
Pozdrawiam
Jak zobaczyłam Twój wpis na belce, to od razu mi się to przypomniało i sprawdziłam i znów przeżyłam szok :) Nie ma się co poddawać, trzeba być dobrej myśli, być optymistą, z uśmiechem zawsze jest raźniej :) Pozdrawiam :)
Wstaw może taki komentarz-suplement z pytaniem kogo to gorszy, to wystarczy podać imię.
Dobra, chyba bredzę, czas kończyć . Pozdrawiam i jestem dooooobrej myśli.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania