Podróż poza śmierć - 8 - Pierwsza śmierć

Od autora: rozdział może się wydać trochę absurdalny. Nierealny świat, przypominający wręcz grę komputerową, ale można to tak rozumieć. Tak ma być. Być może ten świat faktycznie nie jest prawdziwy... Dobra nie mówię za wiele. W kolejnym rozdziale znowu będzie Kowal i jego córka.

 

Chwilę trwało nim Edri przywykł do światła. Szedł mrużąc oczy rozcierając je dłonią. Za sobą zostawił ciemną szczelinę rozdzierającą górę. Przed sobą widział łagodnie opadające wzgórze. Słońce zachodziło nadając otoczeniu czerwonej poświaty. Przed nim była maleńka osada. Kilka domów, Stary mur, jakby niegdyś miał stać tu pałac, albo jakaś warownia na skrzyżowaniu dróg. Na środku z daleka było widać ogromną studnię. Dobrze – pomyślał Edri - przynajmniej będę mógł się napić świeżej wody. Gdy przywykł do światła był już prawie na samym dole wzgórza, na skraju maleńkiej osady. Po prawej stronie rozpościerał się widok na morze. Tuż, przed nim na niedużym wzgórzu stał obelisk celujący w niebo. Obelisk był dowodem na to, że niegdyś musiało być to rozwidlenie dróg, a więc ten mur pozostał po warowni. Morze rozpościerało się aż po horyzont pogłębiając tylko uczucie osamotnienia.. Edri podszedł do krawędzi skarpy, która opadała pionowo kilkadziesiąt kroków w dół. Tam na dole fale morskie walczyły ze skalistym brzegiem, przedzierane przez kamienne zęby. Trawa była świeża i pachnąca. Widok zapierał dech w piersiach. Edri miał już iść zaczerpnąć wody ze studni, gdy zauważył młodą kobietę, która szukała czegoś na skraju przepaści. Stąpała bardzo blisko krawędzi i wydawało się jakby myślała o tym, by skoczyć w dół. A była to bardzo ładna kobieta. Dobrze ubrana, wyglądała jak szlachcianka. Zadbane brązowe włosy. Długi płaszcz z kapturem, przykrywający jakiś znak na spodniej bluzie. Nawet przez to ubranie widać było, że jest zgrabna, smukła o dobrze zaokrąglonych kształtach, tam gdzie potrzeba. Edri odchrząknął i zmienił głos by brzmiał cieplej i zalotniej.

- Witam. Zgubiłaś coś moja Pani? – postarał się jak umiał najlepiej, choć z chwilą gdy to powiedział pomyślał „ale suchar”. Kobieta zlękła się i zachwiała niebezpiecznie przechylając poza krawędź skarpy. Edri natychmiast doskoczył i chwycił ją w pas. Poczuł pod ręką zaokrąglenie talii przechodzącej w biodro. Faktycznie była zgrabną i smukłą kobietą. Postawił ją bezpiecznie na nogi i spojrzał w oczy. Jedno zasłaniało pasemko brązowych włosów zsuwające się na twarz, a drugie było duże, brązowe i błyszczące. Kształt oka idealnie pasowała do rysów twarzy. Delikatna i gładka cera potwierdzała szlacheckie pochodzenie. Kobieta nie walczyła, nie zależało jej by uwolnić się z uchwytu. Była ładna, a nawet bardzo ładna. Nie pachniała perfumami a jedynie sobą. Delikatny zapach kobiecej skóry. Nieporównywalny do niczego innego. Edri aż chciał zbliżyć się by poczuć go bardziej intensywnie. Nie wypadało jednak. Nawet nie wiedział kim ta kobieta jest.

- jestem Emerald – usłyszał delikatny kobiecy głos. Przedstawił się również.

- co to za miejsce? - spytał starając się cały czas utrzymywać ten przyjemny ton głosu. W jego naturze była bowiem wpisana uprzejmość do kobiet, co niekiedy można było opacznie zrozumieć.

- Majula. Niegdyś kwitnące życiem skrzyżowanie, teraz miejsce zapominane przez wszystkich. – Coś zaniepokoiło Edrigo w tej prostej wypowiedzi. W ogóle kobieta sprawiała wrażenie jakby zagubionej, jakby nieobecnej. Czego ona szukała tam na krawędzi, tak bliska upadku?

- Potrzebujesz pomocy? Coś zgubiłaś? – spytał delikatnie, by nie zostać odebranym natrętnie.

- czy zgubiłam? Nie wiem – odpowiedziała – nie wiem czy coś miałam. Co mogłabym zgubić? Chodzę tu i szukam, ale zapomniałam czego. Będę wiedzieć jak znajdę. Chyba będę wiedzieć.

Edriemu wydało się to dziwne. Jak można nie wiedzieć czego się szuka? Do tego twarz jej wyglądała faktycznie na zagubioną.

 

Kobieta spojrzała na Edriego z miną wyrażającą wdzięczność za uratowanie jej życia.

- Masz – powiedziała, wyjmując z kieszeni żółto-pomarańczowy flakonik, podając mu go. Odruchowo wyciągnął rękę i przyjął dar. Flaszka dobrze leżała w dłoni.

- Co to? – spytał.

- Estus. Mieszanka czegoś… yy z czymś… Chyba działa wzmacniająco na ciało i zmysły. Gdy będziesz wyczerpany, czy ranny, po prostu napij się go. Powinien pomóc. Chyba tak, chyba powinien pomóc. Myślę że miałam ich kiedyś więcej, ale nie wiem gdzie teraz są. Tylko tyle moge ci ofiarować za Twoją pomoc. Dziękuję.

 

Znowu zaczęła się rozglądać, a Edri patrzył na nią nie kryjąc zdziwienia. „Majula” pomyślał, „skrzyżowanie”. Ale nigdzie nie widać dróg. Może kiedyś były? Spojrzał na ogromny obelisk wbijający się w niebo na wzgórzu nieopodal.

- czy potrzebujesz pomocy Pani? – zapytał bardziej z grzeczności niżby faktycznie chciał jej teraz pomóc. Bardzo interesował go ten obelisk, zwłaszcza, że zauważył mężczyznę siedzącego obok, a od którego miał nadzieję dowiedzieć się czegoś więcej.

- Nie, dziękuję – odpowiedziała – ale jeśliś zmęczony, spocznij przy ogniu. – Wskazała ręką ognisko ogrodzone na około kamieniami. Ognisko to do złudzenia przypominało te w ogródku przy chatce staruszek. Tak samo ułożony stosik kości, tak samo wbity w środek miecz. Edri zerknął na obelisk, potem na ognisko.

- a dziękuję, chwilę odpocznę – odpowiedział. Postanowił sprawdzić czy przy tym ognisku również zobaczy coś co widział uprzednio. Usiadł i zapadł w trans. Widział obrazy, ludzkie upiory, nieumarłych, olbrzymie bestie, wielkich rycerzy w kamiennych zbrojach, i znowu zobaczył innych ludzi noszących znamię na barku. Nie widział go, bo przeważnie bark był zakryty, ale czuł je całym sobą. Próbował się odezwać do kogoś, kto jak żywy siedział obok niego i rozniecał czymś ogień. Nie mógł jednak wydobyć głosu. Jakby trans na to nie pozwalał. Ale najwyraźniej widać są inni. Tylko dlaczego nie mógł ich zobaczyć, gdy nie siedział przy ognisku? Dlaczego nie mógł porozmawiać i dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi? Nie wiedział ile trwał trans, jednak gdy się z niego wybudził słońce dalej trwało na zachodzie, a Emerald siedziała obok niego z delikatnym uśmieszkiem. Wystraszył się gdy ją zobaczył, aż podskoczył. Wywołało to jej śmiech, ale nic nie powiedziała. A może śmiała się z czegoś innego, może coś jej się przypomniało? Wzruszył ramionami i poszedł w stronę ogromnej studni. Suchość w gardle kazała mu się tam udać. Niestety z każdym krokiem czuł coraz większy odór, jakby zaraz miał wejść na jakieś zdechłe zwierzę, lub wpaść do cuchnącego rynsztoku. Z każdym krokiem zbliżając się do studni ten okropny zapach był coraz bardziej intensywny. Edri stracił już nadzieję że w studni zobaczy wodę. Podszedł bliżej i nachylił się nad krawędź. O mało nie zemdlał od smrodu wydostającego się z tej ogromnej i głębokiej dziury w której nie było widać dna. Od czasu do czasu w studni zaklinowane były jakieś deski. Wyglądały trochę jakby ktoś umieścił je tam celowo. Tylko po co? Skok z takiej wysokości do najbliższych desek i tak zakończył by się śmiercią, lub bynajmniej połamaniem kończyn. I to tylko pod warunkiem, że deski by wytrzymały. Raczej nie wyglądały na zbyt mocne i świeże. Edri nie miał zamiaru próbować. Zresztą po co miałby tam schodzić? Żeby zginąć od smrodu który wydobywał się z wnętrza? Odruchowo naciągnął kawałek szmaty na nos i szybko odszedł. Gdy uniósł głowę z nad wylotu zobaczył przy jednym z domów drugą studnię. Małą, zwykłą studnie na wodę. – No tam, to już na pewno będzie woda – pomyślał i podbiegł do niej. Kopnął kamień leżący na krawędzi służący za balast i czekał aż pojawi się wiadro z wodą. Nie musiał długo czekać. Wiadro dość szybko dostało się na górę. Małe drewniane obite stalowymi obejmami. Mocno zniszczone i dziurawe. Nawet jeśli w studni byłaby woda, to na pewno tym wiadrem by jej nie wydobył. W razie co, napije się tego płynu od Emerald - pomyślał - Skoro jest taki dobry, to na pewno też gasi pragnienie. Pod warunkiem, że kobieta wiedziała co mówiła.

 

Z jednym musiał zgodzić się z Emerald. Faktycznie miejsce to było zapomniane przez wszystkich. Jak do tej pory nie zobaczył nikogo innego niż mamroczącą jakieś bzdury kobietę i siedzącego pod obeliskiem faceta. - No właśnie, facet. Może on będzie bardziej rozgarnięty. - Edri udał się pod obelisk. Wszedł na wzgórze. Widok z tego miejsca był jeszcze piękniejszy.

- Co? Niezły widoczek?! Prawda? Hehe. – powiedział dość beztrosko siedzący pod obeliskiem mężczyzna.

- kim jesteś? – spytał Edri.

- a ty?

- właściwie to nie wiem, nawet nie wiem co tu robię i gdzie mam iść. Wiem tylko że na imię mam Edri.

- jestem Targray, niebieski strażnik. Taaa! Wiem jak to brzmi! Ale wbrew pozorom jesteśmy tu by wspierać takich zagubionych biedaków jak ty. Na razie tyle musisz wiedzieć. No cóż, może kiedyś staniesz się jednym z nas – wstał i wyciągnął rękę, chyba w geście powitania. – weź to! - W jego dłoni leżał mały niebieski pierścień z wygrawerowanym liściem. – Jeśli będziesz potrzebował pomocy to może ci pomożemy jeśli będziesz nosił ten pierścień.

- Może?! - zdziwił się Edri.

- No tak. Nie jesteś sam na świecie, nie jest nas tak wielu by pomagać wszystkim. – zaśmiał się rubasznie strażnik – ale jak dopisze ci szczęście to ktoś z bractwa przybędzie ci na pomoc w chwilach, w których mógłbyś nie dać sobie rady.

- ale jak? Skąd będziecie wiedzieć? – pytał Edri dalej.

- nie wiem. Znaczy się tak do końca, to nie wiem. Magia, albo co?! Może te pierścienie są jak drogowskazy? Są wykonane z błękitnej skały dusz, cokolwiek to jest. I wzywają naszych strażników, gdy ci wyruszają by sprawdzić się w boju. - Targray zamyślił się na chwilę. – No dobra. To jest magia – ściszył głos. Nie wiem skąd pochodzi. Ale nasi strażnicy używają kamieni – wyjął jeden nieduży pęknięty kamień. Był błękitny i połyskiwał wątłym światłem bijącym z jego wnętrza. – o takich. - wskazał – Jeśli uderzyć nimi o ziemię, to pojawia się szczelina, dzięki której możemy przejść do świata jednego z tych, którzy noszą te pierścienie. Za pomoc, zdobywamy chwałę i honor. Nie potrzebujemy od nikogo wdzięczności ani nagród. Tylko chwała się dla nas liczy. – przyjął dumną pozę.- ale mówiłeś coś, że jesteś zagubiony? Nie wiesz gdzie iść? Pozwól, że ci pomogę.

 

- Tam – wskazał ręką miejsce skąd przyszedł Edri, ale trochę bardziej na lewo. – Jest droga do kniei. Knieja... Ale po co miałbyś tam iść, prawda? Ponoć grasuje tam rycerz nazywany Prześladowcą. Ooochh, zapewniam cię! Nie chciałbyś się z nim spotkać! Oj nie! Ale też jest w kniei jakaś pradawna moc, ukryta jakaś siła, czy energia. Gdybyś ją zdobył na pewno dowiedziałbyś się więcej o tym co tu robisz i kim jesteś.

 

- Tam! – wskazał zniszczoną budowlę na prawo od studni – jest brama do królestwa Heide, królestwo ostatniego płomienia. Królestwo co prawda trochę podniszczone i wdarło się do niego nieco wody, ale ostatni płomień… - znowu się zamyślił – w sumie to nikt nie znalazł tego płomienia. Ale, ale! Tam jest siedziba strażników. Mógłbyś do nas dołączyć gdybyś tam doszedł…

 

- W dziurze na środku Majuli zaległo zło. Lepiej się tam nie zapuszczać. Poza tym strasznie cuchnie! No daje po prostu tak, że aż flaki na wierzch wywala i człowiek wolałby nie oddychać i umrzeć niż wdychać te śmierdzące wyziewy. No po prostu czarna śmierdząca dziura. Ale coś tam się czai – strażnik ściszył głos i nachylił się do Edriego – myślę, że to przez ten smród miejsce to opustoszało i nikt już tu nie zagląda – wyprostował się gwałtownie – Ale my będziemy trwali na posterunku. Taka jest nasza rola.

 

Strażnik błękitu? Czy błękitny strażnik? Nie ważne jak się nazywali, ale wydał się on Edriemu równie zwariowany co Emerald. Niezależnie od tego co go tu spotkało, musiał podjąć jakąś decyzję. Pomału zaczął orientować się w sytuacji. Ten świat nie jest rzeczywisty. Jest próbą. Ale próbą czego? Co ma wygrać? A co ważniejsze, co może przegrać? A może po prostu śni? Wiedział jedno, nie może stać w miejscu, bo to go donikąd nie zaprowadzi. Musiał się ruszyć. Jeśli chciał dojść gdzieś, gdzie jeszcze nie był, musiał wybrać drogę, którą nigdy nie szedł. Wydawało się to proste, ale decyzja obarczona była konsekwencjami. Zła droga mogła doprowadzić go donikąd. Ostatni płomień, brzmiał zachęcająco, ale nikt go przecież nie znalazł. Dziura w Majuli… Brrrr… Nikt go chyba nie zmusi by tam wlazł. Droga do kniei wydawała się najrozsądniejsza. Zdobyć moc tam tkwiącą i odkryć cokolwiek, co powie mu po co tu przybył. Przypomniał sobie słowa staruszek o nienawiści i śmierci i zabijaniu. Nie widział powodów by im zawierzyć. Wrócił do Emerald by dowiedzieć się jak może zdobyć jakąś broń. Tak w razie co. Gdyby musiał się bronić. Niestety Emerald zaczęła opowiadać coś o jakimś królu i o tym, że musi zapowiedzieć jego wizytę u króla. Nic z tego nie było zrozumiałe. Edri dostrzegał zarówno mądrość w jej słowach ale i szaleństwo i zagubienie. Nie mógł ocenić, które z nich góruje nad pozostałymi. Po namyśle udał się w stronę kniei. Tam przecież mógł płynąć jakiś strumień, a i mógł znaleźć również jakąś zwierzynę. Naje się, napije, pomyśli co zrobić dalej. Na tym rozdrożu raczej nikt mu nie pomoże. Nie zastanawiając się zbyt długo ruszył przed siebie. Niedługo potem jego oczom ukazały się pierwsze drzewa i wymarzony strumień z zimną, rześką i słodką wodą. Edri poczuł ogromną ulgę mogąc w końcu ugasić pragnienie. Estusa postanowił zostawić na czarną godzinę. Nigdy nie wiadomo co może go spotkać.

 

Zrobił krótkie podsumowanie. Posiadał sztylet, estusa, czymkolwiek bu on był i dziwny błękitny pierścień, który również nie dawał mu obietnicy uzyskania pomocy. Jednak mimo to założył go. Nie był wojownikiem, choć brat trochę szkolił go w walce. Nie wiedział, gdzie jest i co tu robi. Królestwo te nie przypominało nic, zupełnie nic co znał, a co zdawało się teraz tylko snem. Choć świat w którym się znalazł, wydawał się absurdalny, niekompletny, całkowicie pozbawiony reguł w jakich żył dotychczas, to i tak przecież musiał dowiedzieć się czegoś o tym królestwie. Czemu nie spytał ani Emeral ani Targraya gdzie w ogóle znajduje się to królestwo w którym się znalazł? Jakoś nie przyszło mu to do głowy.. Do tego w pamięci miał pustkę. Nie mógł przypomnieć sobie jak tu trafił, ani co stało się w ostatnich latach jego życia. Pamiętał świat jaki był, gdy był dzieckiem. Pamiętał swoją młodość. Pamiętał rodziców i swojego brata Angusa, który za młodu opuścił dom rodzinny i zaciągnął się do najemnej kompanii Skorpionów. A dalej nie było już nic. Dziura. Nawet nie wiedział jakim człowiekiem stał się gdy dorósł. Czy miał żonę, czy miał dzieci, czym się zajmował? Pustka… Czuł się pusty, pozbawiony siebie samego i celu. Oddałby wszystko za cząstkę wiedzy na temat tego kim jest i co ma czynić. Jedno wiedział na pewno. Nie może stać w miejscu. Musi iść i szukać, tak zrobiłby jego brat.

 

Opłukał twarz zimną wodą ze strumienia i spojrzał na swoje odbicie w lustrze wody, było rozmyte przez spokojny nurt strumienia. – Kim jestem? – Zastanowił się. – Nienawiść… Dlaczego nienawiść? – nie dawało mu to spokoju. Nagle w wodzie zobaczył odbicie czegoś stojącego nad jego plecami. Cios spadał już na jego głowę. Nie był to szybki cios. Nawet pijak wykonałby bardziej precyzyjne uderzenie. Przeturlał się na lewo i zerwał na równe nogi. Sięgnął po sztylet i szybkim ruchem wydobył go z za pasa. Stanął w rozkroku bujając się na nogach, tak by móc skoczyć w dowolnym kierunku. Stwór, który go zaatakował z tyłu przypominał człowieka. Jeszcze nie podniósł się po chybionym ciosie. Jego ruchy były powolne jakby ciało nie chciało go słuchać. Pomału odwrócił się w kierunku przybysza. Spojrzał na niego niewidzącym wzrokiem. Edri cofnął się z przerażenia. Skóra tego czegoś była przeźroczysto zielona. Cienka jak papier. W niektórych miejscach już przetarta. Stwór trzymał w obu rękach sztylet. Jego ubranie było podarte i zwisało strzępami odkrywając ohydne i cuchnące miejsca gdzie jego ciało było w rozkładzie. Czym było to coś? Dlaczego go zaatakowało? Czy myślało? Czy instynkt kazał stworowi rzucić się na człowieka? A może poczuł coś w przybyszu? Edri myślał szybko, ale na żadne z pytań nie było odpowiedzi. Przecież nie spyta tego czegoś, dlaczego chce go zabić? Nie zaprosi tego czegoś na cherbatkę. W tym momencie Edri zdał sobie sprawę z tego co zobaczył. To był trup, który częściowo zaczął już się rozkładać. Ale jak to możliwe, że się porusza i atakuje? Czego chce? Nie było więcej czasu na myślenie stwór znowu zaatakował, tak samo bezmyślnie jak wcześniej. Bujnął się niezgrabnie z prawej do lewej niemal tracąc równowagę. Edri kopnął żywego trupa w kolano przewracając go na ziemię. Trup padł twarzą w wodę strumienia. I stało się… Edri poczuł coś czego do tej pory nie czuł. Przed nim bezbronny i pokonany leżał stwór, który chciał go zabić. Skoro był już trupem to wbicie mu w mózg sztyletu nie może być czymś złym?! Edri poczuł siłę i rozkosz płynącą z myśli jaka przeszła przez jego świadomość. Poczuł że istnienie tego czegoś zależy od jego decyzji. Poczuł władzę nad istotą, nad życiem. Do tego poczuł jeszcze coś. Nienawiść do tego, że to coś chciało go zabić, nie mając żadnych powodów. Nie zawahał się. Wykorzystał władzę daną mu przez zaistniałą sytuację. Wbił nuż w tył czaszki przebijając ją, sięgając ostrzem aż do mózgu. W sumie nie miał pewności czy to zabije, unicestwi tę istotę. Unicestwiło, a cząstka duszy, którą posiadała istota, maleńka iskierka tlącego się życia w ciele opętanym obłędem, wniknęła w Edriego. Wtedy zrozumiał kim była ta istota. Nie wiedział jak stała się tym czym była, ale poczuł obłęd i pragnienie zdobywania dusz. Pragnienie nie swoje. Nie pozwolił by stało się jego. Otrząsnął się jakby strzepywał wodę chcąc odrzucić od siebie ten obłęd. Schował nuż za pazuchę i odszedł szybkim krokiem, wstydząc się tego co uczynił.

 

Postanowił schować się w Kniei. Ukryć swój wstyd. W tej chwili nawet nie myślał o Prześladowcy. Oddalił się pośpiesznie a jego sylwetka po chwili zniknęła w cieniach Kniei...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania