Podróż poza śmierć - 13 - Posłaniec

Od autora: Przeczytajcie mimo iż długi. Dotrwajcie do końca. To opowieść o tym jak kształtuje się młody człowiek. Myślę, że i tak za krótka, ale nie chciałem zbyt przeciągać nieistotnych treści i skupić się na najważniejszym. Dla mnie osobiście jest to bardzo emocjonujący rozdział, trudno mi się go czyta a gdy go pisałem... a zresztą może też poczujecie coś podobnego co ja. Choć mam wrażenie że pisząc dużo bardziej odkrywamy swoje emocje niż czytając.

 

Mug już, jako dziecko chciał zostać żołnierzem. Nie pochodził jednak z rodzin mieszczańskich. Był zwykłym wiejskim dzieckiem, które biegało po podwórku z drewnianym patykiem używając go, jako miecza. Mimo iż był dużo wyższy od rówieśników, to nie on dowodził grupą, gdy bawili się w wojnę, ponieważ nie był tym najsilniejszym i najlepiej zbudowanym. Mimo dużego wzrostu natura nie obdarzyła go potężną budową ciała i był raczej chudy jak ten patyk, z którym biegał. Choć może patyk był grubszy. Mug chciał sobie dodać kurażu, więc zawsze wybierał ogromne patyki, wręcz drągi. Udawał, że to ogromne maczugi, które tylko on potrafi podnieść. W rzeczywistości były one dla niego zbyt ciężkie i aby udawać, że są bronią musiał wprawić całe ciało w ruch obrotowy, aby wyprowadzić jakiś cios. Niestety niejednokrotnie padał ofiarą swoich nieskoordynowanych ruchów bojowych i sam siebie okaleczał. Niekiedy coś przykrego spotkało też jego kolegów. Mug rósł, a rósł szybciej niż inni. Już w wieku trzynastu lat był najwyższym mieszkańcem wioski. W dalszym ciągu jednak był chudy jak patyk i wciąż marzył, że kiedyś zostanie żołnierzem. Nie wiedział, że z kasty chłopskiej nie zasila się wojska i że jego marzenia nie mają szans na realizację. Nie przestawał jednak wymachiwać zbyt wielkimi drągami udając, że walczy. Mijały kolejne lata. Dzięki pracy w polu i ciągłym treningom, nie można też wykluczyć procesu dojrzewania i dorastania, Mug nabrał masy. Dalej był szczupły i bardzo wysoki, jednak jego stalowe nieduże mięśnie nadały mu siły i szybkości. Aczkolwiek sposób, w jaki używał maczugi wydawał się dość nieporadny a nawet śmieszny. Maczuga zdawała się być przedłużeniem jego ciała i poruszała się jakby w przeciwwadze do reszty. Mug nie miał nigdy okazji sprawdzić się w walce. Zawsze maltretował tylko drzewa w okolicznym lesie, ewentualnie stogi siana. Jego taktyka, więc wyglądała na niegroźną. Gdy osiągnął wiek dojrzały i mógł założyć rodzinę do wioski zawitał Posłaniec. Nie był to człowiek, który przekazywał wiadomości, jak mogłoby się wydawać. Z początku Mug nie wiedział, kim on jest i co robi w tych stronach. Ubrany był w czarną skórzaną zbroję. Nosił długi miecz u pasa i myśliwski łuk przewieszony przez ramię. Jego zbroja wyglądała niemal na nową, prawie nie używaną. Do tego nosił niewielki tobołek przewieszony przez plecy z najbardziej potrzebnymi mu rzeczami. Mug wypatrzył go, gdyż akurat wracał do domu po prowiant dla rodziny pracującej w polu. Od razu zobaczył że jest to żołnierz, albo wojownik. Przez całą drogę, gdy Posłaniec przemierzał wioskę, szedł za nim, zapominając o obiedzie. Wziął z podwórka swojego drąga i poszedł za człowiekiem w zbroi, zastanawiając się czy ten nie zabije go jeśli przerwie mu jego podróż. Człowiek w czarnej zbroi był o wiele niższy od niego, i równie szczupły. Nawet nie wyglądał groźnie. Twarz miał młodą i zaciętą. Mógł być jedynie kilka, może kilkanaście, lat starszy od Muga.

 

W wiosce nie było gospody, gdzie wędrowiec mógłby odpocząć po podróży. Nie było też sklepu. Mieszkańcy pracowali w polu lub przy zwierzętach i rzadko mieli okazje do biesiadowania czy jakiejkolwiek rozrywki. Ich dzień zaczynał się niemal i świcie i prawie każdy wyglądał tak samo. Prawie! Co pięć dni mieszkańcy spotykali się na wielkim placu, wydeptanym przez lata, tak, że nie miała tu prawa przebić się przez twardą udeptaną ziemię żadna roślinka, a nawet gdyby wyrosła w piąty dzień zostałaby i tak zadeptana. Plac znajdował się w środku wioski i stały tu drewniane stragany i budki przeważnie zadaszone i posiadające szereg drewnianych półek. Mieszkańcy, co pięć dni wymieniali się towarami, tak by nikomu nie zabrakło żywności na kolejne pięć dni ciężkiej pracy. Podczas handlu raczyli się różnego rodzaju trunkami, kłócili, plotkowali. Czasem wybuchła między nimi jakaś sprzeczka, czasem nawet bójka, gdy zbyt wiele alkoholu szumiało w głowie. Mimo tych drobnych niesnasek mieszkańcy wspierali się wzajemnie i rzadko dochodziło do poważnych sporów. Obok placu stał też wielki magazyn. Stodoła większa niż jakiekolwiek inna budowla we wiosce. Mieszkańcy odkładali tam część swoich plonów na daninę. Raz w miesiącu musieli oddać Królowi to, co mu się należało za to, że mogli żyć na jego ziemi i ją uprawiać.

 

Teraz jednak plac ział pustkami, gdyż ludzie zajęci byli swoimi codziennymi obowiązkami. Gdy wędrowiec przechodził pomiędzy straganami, młodzieniec zdobył się na odwagę i krzyknął za nim.

- jesteś żołnierzem? - Nie znał się na etykiecie, nie wiedział czy odzywać się do podróżnika “Panie”, czy jakkolwiek inaczej. Ale musiał coś powiedzieć, bo gdyby tego nie zrobił żałowałby do końca życia. Nie mógł pozwolić by strach odebrał mu szansę na spełnienie marzeń.

Człowiek w czarnej zbroi zatrzymał się i odwrócił. Ponieważ usłyszał młody głos i spodziewał się ujrzeć młodzieńca normalnej postury to swój wzrok skierował trochę niżej niż własna głowa. No cóż, nie zobaczył twarzy. Zadarł głowę do góry by zobaczyć rozmówcę. Przed nim o dwa kroki stał młodzieniec. Ubrany jedynie w spodnie. Choć i to za mocne słowo. Były to stare poplamione i podarte łachmany zawieszone w pasie i przytrzymane przez sznurek. Mug zauważył, że jego wzrost zrobił na mężczyźnie wrażenie i sprężył się by wyglądać na jeszcze większego. Był szerszy w barach od podróżnika, miał stalowe i żylaste mięśnie. Mimo iż nie był krępy, to jednak wprawne oko mogło dostrzec, że w tym ciele drzemie ogromna siła. Podróżnik rzucił okiem na drąg, na którym podpierał się Mug. Wielki, poobijany, przypominający maczugę, ale jednak drąg. Te oględziny trwały może chwilkę. Jeszcze głos młodzieńca nie zdążył dobrze przebrzmieć, a już czuł, że nie wytrzyma napięcia, jakie zrodziło się w jego głowie. Nie wiedział czy może powiedzieć coś jeszcze? Czy raczej powinien milczeć. Los tego dnia okazał się dla niego łaskawy. Posłaniec był człowiekiem łagodnego usposobienia i po tej krótkiej chwili obserwacji powiedział, chyba pierwsze, co mu przyszło na myśl:

- Coś ty jadł?! A może trafiłem do krainy wielkoludów? - i zaśmiał się serdecznie. Mugowi jednak nie było do śmiechu, czuł się tak jakby zaraz miał zemdleć. Odważył się powiedzieć kolejne zdanie.

- jesteś wojownikiem?

- No można tak powiedzieć - odpowiedział skromnie podróżnik - nie wiesz gdzie mógłbym się napić wody młodzieńcze? Od wielu godzin idę już na końcówce zapasów, chciałbym je uzupełnić. Przede mną dość daleka droga. W Księstwie Oreny wybuchły zamieszki, można trochę zarobić. Ale to jeszcze kilka tygodni marszu.

Mug ożywił się i już miał zamiar zaprosić obcego do swojego domu, gdy ten znowu się odezwał.

- Po co ci ten drąg? Chciałeś mnie napaść? Nie wyglądasz na rabusia.

Trochę było to zaskakujące pytanie. Mug zawsze chodził z drągiem. Nawet we wiosce wołali na niego Drągal. Właściwie to ojciec wysłał go z pola po posiłek. Zbliżało się popołudnie. Tata będzie zły, jeśli syn nie przyniesie mu posiłku. Jednak teraz jego myśli zajęły słowa Posłańca. “Zamieszki”, “zarobić”. Na pewno jest żołnierzem, a on nie chciał spędzić życia w polu. Ojciec na pewno będzie chciał go powstrzymać. Lepiej w ogóle nie wracać do domu tylko pójść swoją ścieżką. Każdy nawet najmniejszy błąd mógł spalić jego plany na panewce. A w tej właśnie chwili postanowił zrobić wszystko by zrealizować swoje marzenie bycia wojownikiem.

- To biedna wioska, ale wiem gdzie mają legowiska Szyrminy i wiem gdzie jest strumień. Mógłbym Ci pomóc. Poza tym sam jestem wojownikiem i chciałbym udać się z Tobą do tego… yh… Księstwa… O… - nie mógł przypomnieć sobie nazwy.

- Oreny - dokończył za niego Posłaniec drwiącym tonem - No urosłeś duży, ale na wojownika to ty nie wyglądasz. Pokaż co umiesz - Wędrowiec wyciągnął miecz z za pazuchy i stanął rozluźniony. Mug bez wahania zaatakował robiąc kilka obrotów wokół własnej osi. Chciał od razu pokazać się z jak najlepszej strony i udowodnić swoją siłę. W czasie obrotów, stracił jednak cel z oczu i przez chwilę nie wiedział gdzie zniknął. Drzewa i stogi siana nie znikały, gdy na nie szarżował. Zdezorientowany wpadł na jeden z drewnianych straganów. Rozległ się huk, stragan rozleciał się a Mug wytracił impet. Usłyszał za sobą drwiący śmiech. Zaatakował ponownie, tym razem mniej nonszalancko. Zrobił obrót wokół osi i tylko raz machnął drągiem, który zarył w ziemię tam, gdzie przed chwilą stał jego cel. Wojownik zrobił tylko jeden krok w tył i bez wysiłku uniknął ciosu. Mug kipiał ze złości widząc uśmiech na twarzy Posłańca. Postawił pionowo drąga i skoczył wspierając się na nim jak o tyczce, jego nogi prawie dosięgły celu, jednak i tym razem wojownik zdołał odskoczyć. Ale to nie był koniec ataku, który zaskoczył nawet samego Muga. Gdy jego nogi opadły na ziemię, poczuł jak mięśnie spinają się na jego grzbiecie i mocarnych ramionach. Wykorzystał to napięcie i z całej siły uderzył drągiem na wprost, ale i tym razem nie trafił, gdyż jego cel znowu zniknął mu z pola widzenia. Drąg uderzył w ziemię z taką siłą, aż pojawiły się na niej pęknięcia, drąg rozsypał się i kurz placu oraz drzazgi wzbiły się w powietrze. Zanim Mug wyprostował się by zobaczyć gdzie jest jego przeciwnik, wędrowiec stał za jego plecami a koniec miecza dotykał tyłu głowy młodzieńca. Poczuł się upokorzony i pokonany.

- To była lekcja pokory mój “mały” - powiedział z przekorą w głosie Posłaniec - na imię mam Deny i nie zaprzeczę, jestem wojownikiem. Dokładnie rzecz biorąc najemnikiem. - Schował miecz a Mug upadł na ziemię.

- Wstawaj - wyciągnął rękę by pomóc mu wstać. - zaimponowała mi twoja siła młodzieńcze. Trening może uczynić z ciebie wojownika. Ale czy jesteś wystarczająco cierpliwy?

- Jestem - odparł zdecydowanie i pośpiesznie Mug, zanim Deny jeszcze skończył mówić.

- A jesteś gotowy opuścić … ?

- Jestem! - znowu wypalił jak z procy Mug.

- … rodzinę i wioskę? - dokończył podróżnik, akcentując słowo “rodzina”.

- Tak - odparł szybko.

Deny zastanowił się chwilę. Spojrzał na stragan, na dziurę w wydeptanej ziemi, strzaskanego drąga, na młodzieńca. Cmoknął, chrząknął, podrapał się po głowie.

- Ale przecież nie wykradnę cię tak z rodzinnej wioski, musimy pogadać z twoim ojcem. - powiedział w końcu. Mug wystraszył się. Ojciec się nie zgodzi. Nie pozwoli, nie ma takiej opcji. Jego marzenia legną w gruzach.

- jestem sierotą - skłamał - inaczej pewnie teraz byłbym z resztą rodziny w polu. O tej porze wszyscy pracują, dlatego jest tutaj w wiosce tak pusto - Kłamstwo brzmiało sensownie. Właściwie było w tym trochę prawdy. Zamiłowanie do wojaczki jego rówieśnikom dawno już przeszło, rodzice tez nie rozumieli go i nie wspierali, wiec poniekąd w swoim myśleniu był osierocony. - jestem sam i z nikim o niczym nie muszę gadać, ani sie pytać - powtórzył po tym co przed chwilą przyszło mu do głowy. Deny obejrzał z niedowierzaniem swojego niedoszłego kompana, jednak po chwili odpowiedział:

- No dobrze. Prowadź więc do tych legowisk i wody pitnej. Znasz okolicę. Zobaczymy czy po drodze uda mi się z ciebie zrobić wojownika. Zawsze też będzie raźniej, droga szybciej minie. Kto wie może się faktycznie przydasz?! Ale pamiętaj. Sam dbasz o siebie i własne zapasy. Jeśli naprawdę jesteś sierotą, nie powinno sprawić ci to problemu. Jeśli nie, to wracasz.

Zabrzmiało to groźnie. Ale Mug umiał o siebie zadbać, wiele razy włóczył się po lasach obijając ich pnie. Nie bał się. Trochę się martwił, że nawet nie wziął z domu żadnych ubrań, ale wtedy cały jego plan runąłby w gruzach. Musiał improwizować. Omiótł spojrzeniem stragany. Znalazł to czego szukał. Jakiś kawałek starej skóry i mocny kij. Wsparł się na kiju jak o lasce. Kawał starej wygarbowanej skóry wetknął za sznur trzymający prowizoryczne spodnie - idziemy? - powiedział. - Chodźmy - usłyszał w odpowiedzi.

Mug ruszył szybkim krokiem w stronę lasu, a Posłaniec musiał się mocno wysilić by za nim nadążyć. Całą drogę, aż do granicy ostatnich pól na obrzeżach wioski, modlił się w duchu by nikt z mieszkańców ich nie zauważył, nikt nie zdemaskował jego planu. Będzie wojownikiem, będzie bohaterem, będzie wielkim rycerzem.

 

Mug naprawdę znał dobrze okolicę, wiedział gdzie płynie strumień. Znał legowiska Szyrminów. Może nie były to duże dzikie zwierzęta, ale jak złowić ich kilkanaście, obedrzeć ze skóry i ususzyć, to nadały by się na prowiant na kilka dni. Złapanie Szyrmina też nie było trudne na lądzie, w wodzie poruszały się znacznie lepiej. Ale wystarczyło walnąć drągiem w wodę przed legowiskiem, a te głupiutkie uciekały w stronę lasu. Wtedy można było łatwo je wyłapać. Rozbili w ten sposób kilka legowisk i złapali ze dwadzieścia dorosłych osobników. Deny dał Mugowi nóż i kazał oprawić je ze skóry. Młodzieniec dość często pomagał ojcu w tego typu pracach, więc sprawił się szybko, wypatroszył i rozłożył niewielkie ciała na gorących kamieniach na brzegu potoku w pełnym słońcu. Cztery sztuki usmażyli na niewielkim ogniu roznieconym przez Posłańca. Odpoczęli a małe ciała szybko wysuszyło słońce. Deny posolił je by szybciej puściły wodę i dłużej zachowały świeżość. Podzielił pozostałe zwierzątka na równe części i oddał połowę Mugowi. Drągal wcześniej wymył też skórę znalezioną na placu w wiosce i wysuszył w słońcu. Zrobił z niej tobołek i przymocował do końca starego dobrze wysuszonego kija również, ze straganu. Kiedyś wróci do wioski jako znany rycerz i będą z niego dumni - pomyślał. Wynagrodzi wtedy swojej rodzinie to, że tak zniknął bez pożegnania. Deny był bardzo zdyscyplinowany i jak postanowił że każdego dnia będą trenować, tak też uczynił. Wędrowali niemal do zachodu słońca, a potem walczyli, aż słońce całkiem zachodziło. Pierwszy tydzień był najtrudniejszy. Deny dzielił się z nim tylko wodą, o wszystko inne musiał zadbać sam. Obserwował wędrowca i starał się przygotowywać miejsce do spania tak samo jak on, budować szałas gdy padało, skradać się na większą zwierzynę, a nawet strzelać z łuku, co nie szło mu najlepiej. Zanim dotarli do Księstwa Oreny, nauczył się więcej niż przez całe dotychczasowe życie. Deny uczył go również budowy mieczy i zbroi. Pokazywał, jak uszyta jest jego skórzana zbroja. Tłumaczył jaki element za co odpowiada. Pokazywał jak się zakłada, jak dobrać wielkość elementów. Zrobili nawet wspólnie skórzany kirys, w którym Mug czuł się niemal jak wojownik. Kirys wykonany był z grubej skóry z młodej Kapiki, którą Deny upolował w lesie. Po sprawieniu i wysuszeniu, okazał się bardzo twardy i mocny. Trochę jeszcze śmierdział padliną i jeszcze nie ułożył się do kształtów ciała. Ale w jednej z wiosek Mug wymknął się i zwinął z linek rozwieszonych przed domem czyjąś koszulę, najprawdopodobniej nocną długą piżamę, która jednak sięgała mu ledwo za tyłek. Gdy nałożył ją pod kirys, to nawet nie obcierał i można było w tym podróżować. Mug chciał by jego kirys był tak samo czarny jak Denego. Jednak nie mieli ani barwników, ani narzędzi by móc go ubarwić. Drągalowi nie przeszkadzało, że jego zbroja wygląda bardziej jak wiejskie odzienie niż zdobiony pancerz. Od czegoś trzeba zacząć. Podczas wędrówki Deny również pomógł młodzieńcowi znaleźć odpowiednio mocnego drąga. Wiedział jakie drzewa są najmocniejsze i jak należy je oprawić by drąg stał się maczugą, którą faktycznie można walczyć i nie rozleci się od uderzenia w ziemię. Każdą chwilę gdy odpoczywali młodzieniec poświęcał na struganie zaostrzonym kamieniem wyżłobień w swojej broni, które miały spowodować że będzie mocniejsza, a również, że będzie mogła rozciąć skórę czy spowodować pęknięcie stalowego pancerza. Zanim doszli do Oreny jego maczuga była gotowa. Był bosy, miał na sobie szmaciane podarte spodnie, koszulę nocną robiącą za prowizoryczny żupan, skórzany kirys oraz ogromną maczugę, którą umiał się posługiwać. Co prawda w czasie treningów ani razu nie udało mu się trafić Denego, ale Deny był doświadczonym wojownikiem, do tego sam go uczył i wiedział jakie ciosy potrafi wykonywać. Może ktoś kto go nie zna byłby zaskoczony. Do tego przez kilka tygodni młodzieńcowi wyrósł pierwszy zarost, postarzając go trochę, ale jednocześnie zdradzając młodzieńczy wiek, bowiem był tak samo prowizoryczny jak jego zbroja, tak samo prowizoryczny jak jego broń. Można by powiedzieć, że był z niego taki prowizoryczny wojownik. Jednak ten, który by go zlekceważył, mógłby tego pożałować. Gdyż jego prowizoryczna broń, naprawdę potrafiła zrobić krzywdę i to nie prowizoryczną.

 

To że zbliżali się do Księstwa było widać już z daleka. Zamieszki nadal trwały. Dym unosił się z centrum miasta.

- Zobacz - powiedział Deny i wskazał palcem mniej więcej na centrum miasta. - tam gdzie widzisz dym pewnie jest największe zagęszczenie buntowników. Wieśniaki się pochowali ze strachu, więc pewnie w mieście nie ma wystarczająco dużo jedzenia. Lepiej nie jedz nic co znajdziesz i nic z niepewnego źródła. Nie pij też niczego czego nie dostaniesz ode mnie. Niestety źródła wody w mieście mogą być zatrute, buntownicy często tak robią by osłabić pozycje broniących się w swoich siedzibach bogaczy - Mug tylko kiwał głową i przytakiwał.

W okolicznych wsiach, które mijali, ludzie byli bardzo ostrożni i chowali się po domach. Pola stały dziko i nikt na nich nie pracował. Mug pierwszy raz widział coś takiego, do tej pory nawet nie słyszał, że ludzie mogą być tacy zastraszeni i zgnębieni. Że pola mogą dziczeć i marnieć. Nikt nie przyszedł ich przywitać. A przecież on wojownik, mimo iż nieco prowizoryczny, przybył właśnie by ich ocalić. Nikt nie cieszył się na ich widok. Jak to możliwe?

- Dlaczego nikt na nas nie czeka? i nie cieszy się że przybywamy im z pomocą? - zapytał cicho Mug. Deny zdawał się temu nie dziwić, nawet nie zwracał uwagi na pochowanych wieśniaków.

- A skąd mają wiedzieć, że przybywa do nich największy wojownik jakiego nosiła ziemia? - tu omiótł spojrzeniem całego Muga. - Chyba że wysłałeś do nich list o naszym przybyciu?! - Uśmiechnął się Deny i zauważył, że młodzik zrozumiał, że przecież nikt ich nie zna. Nikt też ich nie zaczepił aż do bram miasta.

 

Schodząc z niewielkiego wzgórza mieli dobry widok na całe miasto przycupnięte przy brzegu rzeki, jak spłaszczona śliwka przyklejona do łodygi. Całe miasto było ogrodzone niewysokim, trochę wyższym niż człowiek murem, na którym co kilka kroków znajdowało się stanowisko strzeleckie. Wewnątrz ulice jak pajęczyna biegły do środka, gdzie był ogromny plac przeznaczony do spotkań ludzi i od czasu do czasu do targów czy zawodów sportowych. Przed placem znajdował się największy budynek, przypominający dworek. Z wyższymi murami niż obwarowania miejskie. Cały wykonany z ciemno szarego kamienia, zaś wielostopniowy dach z czerwonej jasnej dachówki. Wyglądał ładnie i bogato na tle zwyczajnych drewnianych czy kamiennych parterowych lub dwupiętrowych domostw. W sumie typowe miasto gdzie mieszka więcej ludzi niż powinno. Niedaleko głównego placu znajdował się jeszcze jeden, nieco mniejszy plac, na którego środku stała świątynia. Mniejsza niż dworek zdobiona łukami, z wielką metalową bramą. Na jej rogach stały posągi przypominające bogów, lub świętych. Z centralnej części budowli wyrastała strzelista wieża, którą było widać z każdego miejsca miasta, a na jej szczycie zamontowany był wielki mosiężny dzwon. Mug po raz pierwszy widział miasto i widok ten zatkał go. Schodząc ze wzgórz coraz więcej zasłaniały budynki i oraz mur i z każdą chwilą widok stawał się coraz mniej imponujący. Przy bramie stał kilkuosobowy oddział żołnierzy, Deny podszedł do jednego z nich i chwilę rozmawiał, gdy Drągal przyglądał się pierwszym zabudowaniom. Wszystko bardzo mu się podobało i na chwilę zapomniał o zamieszkach. Jednak gdy po krótkiej rozmowie zostali wpuszczeni do środka miasta, te dość szybko dały znać o sobie.

 

Z początku ulice były opuszczone, ale gdy zbliżali się do centrum, dało się słyszeć krzyki i odgłosy walki. Na centralnym placu mieszkańcy ustawili z wozów prowizoryczne barykady i to z jednej z nich unosił się dym widziany z daleka. Mug nie potrafił rozróżnić żołnierzy Księcia od tych, którzy pomagali ludności miasta. A i niektórzy mieszkańcy wyglądali jak wojownicy dzierżąc miecze czy długie piki. Nie można było się zorientować kto z kim i o co walczy. W sumie większość ludzi skupiona za barykadą ze skrzyń, wozów i z tego co wpadło im w ręce po prostu krzyczała obrzucając dworek kamieniami, a tylko kilka mniejszych grupek toczyło walkę czy to o fragment barykady czy o możliwość wdarcia się do środka przez frontową bramę. Czasem też z muru odgradzającego szalejący tłumek leciały w jego kierunku różne pociski. Od kamieni do bełtów z kusz. Najbardziej zaciekła walka odbywała się jednak na wschodniej stronie barykady. Widać tam było jakby dwie zorganizowane jednostki walczyły naprzeciw siebie. Deny poprowadził ich boczną uliczką w stronę zachodniej części umcnień, gdzie było spokojniej. O dziwo dworek nie był okrążony i nawet Mugowi wydało się to dziwne, że z drugiej strony muru można dostać się do środka przez małą, ale wykonaną z grubego metalu bramę. Oczywiście nie można było sobie wejść od tak. Najpierw Deny rozmawiał chwilę z jakimś człowiekiem przez niewielki odsłaniający oczy lufcik. Młodzieniec nie zwracał jednak zbytnio uwagi na to co się dzieje i szedł tylko za swoim przewodnikiem, potykając się czasem o bardziej wystające kamienie z bruku. Wszystko go oszołamiało. Już nie mógł się doczekać kiedy bohatersko wyswobodzi mieszkańców miasta z pod ucisku złego Księcia. Jednak gdy zostali odprowadzeniu do wnętrza dworku, a strażnik wskazał im drogę do sali narad, Mug poczuł się strasznie zaniepokojony. Dotarło do niego, że przecież wróg wpuszcza ich na swój teren jak sojusznika. Stracił nagle zainteresowanie tym, że jego stopy stąpają po miękkich dywanach z futer zwierzęcych. Tym że na ścianach wiszą kandelabry, w których płonie ogień. Tym, że nigdy nie widział tak wysokich pomieszczeń wspieranych przez kamienne kolumny. A także tym że na ścianach wiszą malowidła czy gobeliny.

- Co się dzieje? - zapytał w końcu Denego, gdy szli szerokim korytarzem do wielkich drewnianych drzwi na przeciwko. - dlaczego oni nas wpuścili?

- Chciałeś być wojownikiem. Idziemy zaciągnąć się by stłumić zamieszki - odpowiedział zwyczajnie Deny.

- Ale ja myślałem - zająknął się młodzieniec - myślałem, że pomożemy biednym, mieszkańcom, rolnikom?! - nie mógł uwierzyć w to co słyszał z ust Denego.

- Aaa, myślałeś że będziesz bohaterem? - usłyszał z drwiną w głosie. - Może będziesz, kto wie. Bohaterem można zostać na wiele sposobów, ale wojownikiem tylko w jeden. Walcząc! Chcesz być wojownikiem? To chodź. Nie zostaniesz nim stojąc tutaj z rozdziawionymi ustami. - Mug zamknął usta i przełknął ślinę. Co to miało znaczyć? Nie mógł zrozumieć. Ma walczyć z chłopami i mieszczuchami? Gdzie tu bohaterstwo?

- A gdzie honor? - spróbował dalej postawić na swoim.

- Będziemy walczyć honorowo mój chłopcze. Gdy ty oglądałeś sobie okolicę, ja już zrobiłem mały rekonesans. Jednostki służące Księciu, zwana Militią, wraz z miejscowymi zbuntowali się. Brat księcia podburzył ich by dopchać się do władzy. Okradli zbrojownie i wyposażyli mieszczan w broń. Przynajmniej tych, dla których starczyło. Teraz na wschodniej części barykady, tej najbliższej do bramy wejściowej. Militia walczy z oddziałem najemników, który wynajął książę do obrony własnych posiadłości. Jak widzisz i jedni i drudzy walczą o swoją racje. Nie nam jest rozstrzygać która strona ma rację. My idziemy do tej, która ma pieniądze i zapłaci nam za nasze usługi. Dzięki temu będziemy mieli złoto na jadło i na nocleg i może na inne przyjemności - zaśmiał się pod nosem Deny.

- Ale… - chciał powiedzieć coś jeszcze Mug.

- Ale co? - przerwał mu towarzysz - chcesz być wojownikiem, ale nie chcesz walczyć? Chcesz być bohaterem, ale chcesz się schować lub umrzeć w pierwszej bójce stojąc po stronie niewyszkolonych mieszczuchów, nie mających szans z najemnikami? Ktoś ci powiedział, że życie wojownika to bajka?! - mówił tonem jakby był zły - że zostaniesz wojownikiem nie zabijając?! że zostaniesz bohaterem nie zabijając?! - przerwał na chwilę, by słowa dotarły do młodego umysłu słuchacza - Kim jest bohater? Skoro żeby nim zostać musisz walczyć i zabijać? Poza tym, która strona ma rację, a która nie? Chcesz spędzić tu kilka tygodni i przeprowadzić śledztwo? Czy wolisz w kilka dni pomóc w stłamszeniu zamieszek i pójść dalej szukać celu swojego bohaterstwa?

 

Muga uderzyły te słowa bardziej niż gdyby dostał własną maczugą. Jego młodzieńczy świat nagle runął. Nagle pojęcie dobra i zła stanęły tak blisko siebie, że trudno było dostrzec różnicę. Kolorowy dziecięcy świat pełen ideałów i blasków sławy został zastąpiony szarym i brudnym, gdzie blasku było tyle co w jego drewnianej maczudze. Zatrzymał się zastanawiając się co ma zrobić. Krok do przodu uczyni z niego wojownika, mężczyznę, ale zrujnuje jego poczucie bohaterstwa. Krok do tyłu… Właśnie… Przecież ma wybór. Krok do tyłu… Ale co da mu krok do tyłu? Może zostać zabity gdy tylko opuści mury tego dworku. Może wrócić do wioski i orać ziemię i oporządzać bydło. Może właśnie wtedy będzie bohaterem? Ale co godnego i chwalebnego jest w taplaniu się w gnoju i oraniu ziemi? Nie takim bohaterem chciał zostać. Wydawało mu się, że minęła przynajmniej kwadra, gdy w tym czasie Deny zdążył zrobić tylko jeden krok naprzód. Tylko jeden krok naprzód by zostać wojownikiem.

- Idziesz Drągalu? - usłyszał łagodny głos Denego i uwierzył mu. Znał go od kilku tygodni, wiedział, że przecież nie jest złym człowiekiem. Jest Najemnikiem, mówił przecież. To go przekonało. Postawił krok do przodu, choć przyszło mu to z dużym trudem, jakby dopiero uczył się chodzić. Kolejny krok przyszedł łatwiej, a kolejny jeszcze łatwiej. Z każdym krokiem Mug uczył się chodzić w świecie, którego dotychczas nie znał. Zrozumiał, że nie każdy wybór musi być oczywisty. Jednak w przyszłości mógł jedynie żałować decyzji, których nie podjął. Tych przed którymi się wycofał. Jego ojciec zawsze mawiał, że żałuje tylko tego czego nie zrobił, a mógł zrobić. A nie przypominał sobie nic co zrobił, a by żałował. Tak i teraz Mug jego syn, nie będzie żałował, że mógł być wojownikiem a wycofał się. Poszedł więc coraz pewniejszym krokiem za swoim przewodnikiem.

 

Tak Mug stał się tym kim był teraz. Udało mu się przeżyć zamieszki. Nie odegrał w nich może znaczącej roli, choć na prośbę Denego zrobił coś co wcześniej we własnej wiosce i rozwalając kilka straganów zrobił dziurę w barykadzie, co dało przewagę najemnikom i zamieszki skończyły się z chwilą schwytania Książęcego brata. Otrzymali stosowną zapłatę. Mug nawet mógł wybrać sobie broń i zbroję, gdyż jego prowizoryczność została dość boleśnie wyśmiana przez innych najemników. Niestety nie mógł liczyć że znajdzie coś na swój rozmiar, dlatego wziął ze zbrojowni tylko sztylet, skórzany pas z nożami do rzucania, buty oraz skórzane lekkie spodnie, które sięgały mu nieco za kolana. Nie zrezygnował z maczugi, gdyż twierdził, że może nią rozwalić wszystko i każdego kto nie wierzy w jego siłę.

 

Na szczęście nikt nie chciał próbować. Od tego czasu minęły dwa lata i Mug się bardzo wiele nauczył podróżując z Denym. Coraz częściej też zadawał pytanie jak stać się Posłańcem, ale Deny nie chciał na ten temat rozmawiać. Zawsze jednak pocierał wtedy swój stalowy pierścień zatknięty na serdecznym palcu. Mug nauczył się też czytać i pisać, choć pisanie szło mu dużo trudniej, mimo iż z czytania też nie był mistrzem. Żelazna dyscyplina jakiej nauczony był Deny powodowała, że nie było przerw w treningach i każdego dnia Mug z Denym sparowali ze sobą ucząc się obydwaj nowych technik i nabywając doświadczenia. Mug uczył się szybko i po kilku miesiącach coraz częściej pokonywał Denego. Jednak ten górując znacznie doświadczeniem nad swoim towarzyszem w dalszym ciągu częściej był górą niż młodzik. Drągal też kompletował skórzaną zbroję. Miał porządne skórzane naramienniki, nagolenniki, kirys nie cuchnący padliną, nałokietniki, zdobiony fartuch, porządne buty. Gdy ubrany był w zbroję wyglądał na jeszcze większego niż faktycznie był co wielokrotnie oszczędziło im problemów z przypadkowymi rozbójnikami. Deny nawet zauważył, któregoś dnia, że rozbójnicy jakoś niechętnie zbliżają się do nich i że podróżowanie z Mugiem jest dzięki temu znacznie łatwiejsze. Po pierwsze było raźniej, po drugi było ich dwóch, a po trzecie rozmiary Drągala faktycznie zniechęcały raczej tchórzliwych i wolących atakować łatwiejsze cele oprychów. Z czasem nadawali na tych samych falach i często przekomarzali się śmiejąc beztrosko. Jednak tylko zbroja Denego była czarna, czego młodzieniec zazdrościł mu. Nie rozumiał czemu Posłaniec nie chce zgodzić się by mógł swoją zbroję również poczernić i wymalować na niej podobne białe znaki. Wyglądali by jak dwaj wojownicy z tej samej kasty.

 

Pewnego dnia gdy siedzieli przy ogniu Deny nagle odezwał się swoim łagodnym, ale bardzo poważnym głosem.

- Masz 18 lat. Wiele się nauczyłeś. Być może jesteś gotowy? - spojrzał na chłopaka.

- Na co gotowy? - spytał, choć domyślał się.

- Na to by zostać Posłańcem. Jednak masz jedną nie załatwioną sprawę. Gdy ją załatwisz otrzymasz pierścień. - Deny wyjął z jednej z ukrytych kieszeń mały płócienny woreczek zawiązany sznurkiem. Rozsupłał go i delikatnie wyjął z niego pierścień. Taki sam jak ten, który nosił na palcu. - Ale musisz udać się do rodzinnego domu i uregulować sprawy z rodziną. Nie może to być dla ciebie ciężarem. Mug wzdrygnął się, gdyż przez cały ten czas myślał że Posłaniec nie wiedział o jego tajemnicy. Kłamstwo, które kiedyś tak beztrosko wypowiedział, przerodziło się w jego najskrytszą tajemnicę i faktycznie z biegiem lat ciążyło jak skaza na honorze. Spojrzał na Denego i zrozumiał.

- Zawsze wiedziałeś prawda? Od razu poznałeś, że skłamałem? Dlaczego mnie zabrałeś? - mówił zmieszany młodzieniec.

- Hmmm. Tak. - Potwierdził jego słowa Deny - Zabrałem cię, bo czułem, że i tak znalazłbyś inny sposób by mnie przekonać. Do tego bałem się, że może to być sposób siłowy i odpuścisz dopiero gdy cię zabiję - Deny mógł to powiedzieć żartem, tak jak często żartowali. Ale słowa te zabrzmiały tak poważnie, że Mug nie mógł się z nimi nie zgodzić. Pewnie właśnie tak by się skończyła ich znajomość wtedy na placu, gdyby Deny nie był tak rozważnym człowiekiem.

- Poznajesz okolicę? - spytał młodzieńca.

- Nie, a powinienem? - rozejrzał się. Faktycznie, ułożenie terenu zdawało się trochę znajome. Ale mógł to być każdy las w tej części świata. Wszystkie były bardzo podobne. Wstał i zobaczył strumień, w którym znajdowały się legowiska Szyrminów. Wtedy rozpoznał. - Tak. Zbliżamy się do mojej wioski. Zaplanowałeś to? - Posłaniec skinął tylko głową. - Idź - powiedział - będę tu na ciebie czekał. Wiem, że drugi raz mnie nie okłamiesz. W końcu nie jesteś już tym młokosem co kiedyś.

 

Mug poszedł w kierunku rodzinnej wioski z opuszczoną głową. Wstydził się swojej ujawnionej tajemnicy. Ponadto bał się. Bał się swojego ojca. Nie miał pojęcia co powiedzieć. Co w takiej sytuacji należy mówić? Jakie słowa są odpowiednie? Wybrał swoją drogę sam. Wybrał cel w życiu. Teraz przedstawi go ojcu i matce. Wejdzie do domu. Wszyscy się ucieszą na widok wojownika. Na widok tego, że udało mu się spełnić swoje marzenia. Jego siostra rzuci mu się w ramiona. Może wystarczy tylko “przepraszam, że nie powiedziałem, ale… nie miałem czasu”? Nie brzmiało to najlepiej, ale nic innego nie wymyślił. Był to zwyczajny dzień wszyscy byli w polu, więc nikt nie witał wchodzącego do wioski wojownika. Minął plac i udał się w kierunku rodzinnego domu. Zbliżając się zauważył, że coś się tu zmieniło. Pole jakby zmalało, a może on dorósł. Duża część pola stała odłogiem. Furta w płocie była otwarta, a płot mocno zniszczony. Dom też nie był w najlepszej kondycji. Wyglądał jak zamieszkały, ale jakby nikt o niego nie dbał od miesięcy i wykonywał tylko niechlujnie naprawy pozwalające mu stać. Na polu nikt nie pracował. A zwierzęta skubały trawę pozostawione same sobie.

 

Podszedł do drzwi wejściowych i naparł na klamkę. Drzwi otworzyły się z głośnym zgrzytem. Na środku pomieszczenia, przy starym stole, spał mężczyzna z twarzą schowaną w rękach. Mug usiadł obok i położył rękę na ramieniu.

- Tato - powiedział cicho rwącym się głosem.

Stary człowiek podniósł głowę i spojrzał mu w oczy. Nie wyglądał tak jak wtedy gdy Mug odszedł. Jego twarz była zniszczona, strapiona. Oczy zgasłe. Matowe włosy mocno przerzedzone prawie całkiem siwe. Wyglądał jakby postarzał się o dziesięć lat. Jednak przez, krótką chwilę, gdy Mugowi zdawało się, że ojciec rozpoznał go, zobaczył błysk w jego oczach, tak krótki jak mrugnięcie okiem. Chwilę później oczy znów stały się szare i matowe a starzec nie odezwał się.

- Tato… to ja… Mug. Co się stało?

Starzec uniósł się gwałtownie, a na jego twarzy pojawiła się niezrozumiała złość. Nienawiść. Jakby zaraz miała wybuchnąć. Starzec chwycił dłoń, która spoczywała na jego ramieniu z taką siłą, że Mug mało nie zawył z bólu, a przynajmniej odruchowo skurczył się i próbował wyszarpnąć rękę. Przez chwilę, która trwała wieczność, miał wrażenie, że jego własny ojciec nie rozpoznaje go. Jednak mylił się słowa jakie usłyszał oraz ton w jakim zostały wypowiedziane wyjaśniły mu wszystko. Starzec odepchnął dłoń syna i nagle uspokoił się. Usiadł i wycedził przez zęby - Wyyjdź… Ja nie mam syna. Umarł dwa lata temu. Wyjdź wojowniku. - Mug zaskoczony wybiegł z domu. Rozpłakał się, nie mógł powstrzymać emocji. Nie rozumiał co się stało. Nie wiedział. Co powie Danemu, przecież nic nie załatwił. Nie zamknął żadnej sprawy. Pobiegł na cmentarz by zostać sam. Wiedział, że o tej porze roku nikt tu nie przychodzi, chyba że akurat jest pogrzeb. Ale wtedy cała wioska zbiera się w tym miejscu i zauważyłby to z daleka. Płacząc wbiegł przez furtę i usiadł przy jednym z grobów. Płakał. Poczuł się odrzucony. Nie rozumiał. Nagle usłyszał jak jakiś kobiecy głos woła jego imię. Wstrzymał łzy i wytarł je w rękaw. Wstał i zobaczył swoją siostrę. Była zaledwie o dwa lata młodsza od niego, ale wyglądała starzej niż on. Chciał się schować zanim go zauważy, jednak nie zdążył.

- Muuug! Zaczekaj! Mug! - wołała, ale w jej głosie nie było tej samej złości co u jego ojca. Podbiegła do niego i usiadła obok. - Byłeś w domu?! Słyszałam. Byłam w drugiej izbie. Nie gniewaj się na ojca. Wiele przeżył. Zniknąłeś tak nagle dwa lata temu. Wszyscy myśleli, że nie żyjesz. Szukała cię cała wieś. Ojciec szukał cię najdłużej. Nie wierzył, że mogło ci się coś stać. Ale mama zachorowała, a wkrótce potem umarła. Potem tata powiedział, że Mug zginął i że nie żyjesz. Choć. - Mug wstał i dał się prowadzić za rękę jak dziecko. Znowu nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Dlaczego jego odejście miałoby przynieść takie konsekwencje. Po chwili zatrzymali się. A Mira wskazała ręką nagrobek, na którym młodzik przeczytał po cichu imiona. Swoje i swojej matki. Nogi ugięły się pod nim i nie zdołał powstrzymać płaczu. Płakał, a jego ciało szarpane było spazmami i wybuchami płaczu. Nie potrafił się uspokoić. Siostra przytuliła się do niego i również zaczęła szlochać.

- Rozumiem - wyszeptał przez łzy gdy zaczął się uspokajać - rozumiem - zaległa cisza trwająca nieskończoność - rozumiem. Powiedz tacie, że go kocham. Co u ciebie ?

- Dobrze braciszku, miesiąc temu wyszłam za mąż. Ból już minął. Ale tata przestał być taki jak dawniej. Żył tak jakby czekał na coś. Jakby czekał na śmierć.

 

W tym momencie Mug poderwał się na równe nogi - szybko - krzyknął i ruszył biegiem w stronę chaty. Wpadł do domu wyrzucając drzwi z futryny. - za późno - ojciec wisiał na środku izby, stół i krzesła leżały rozrzucone. Mug zdjął go jak najszybciej i ułożył na podłodze. Za późno. Jego ojciec nie żył. Z całych sil Mug zmusił się do zachowania spokoju, choć jego ciało przeszedł pojedynczy spazm, a oczy zaszkliły się. - to moja wina - powiedział i wyjął mieszek z całym dobytkiem złota jaki zgromadził przez dwa lata. - masz, zrób pogrzeb, opłać co trzeba. Resztę wykorzystaj dla siebie i swojego męża. Kochajcie się i żyjcie najlepiej jak umiecie. Teraz już tylko tyle mogę zrobić. Nie idź za mną. Chcę być sam.

 

Odwrócił się i wyszedł. Nigdy więcej nie słyszano w tych stronach o Mugu, bohaterze. Ten rozdział jego życia zakończył się.

 

Mug wrócił do Denego. Nie rozmawiali. Deny wręczył Mugowi Pierścień, ale Mug nie założył go na palec, tylko wraz z sakiewką schował do jednej z kieszeni. Poniósł wysoką cenę za chęć bycia bohaterem, nie był jeszcze gotowy by odebrać nagrodę. Kilka miesięcy później, zrobili z Denym czarną zbroję i wtedy Mug założył pierścień.

- sssss - syknął - coś mnie zaszczypało. - powiedział.

- To rozkaz Posłańców. Nawet jak go zdejmiesz to będzie on wyryty na twojej skórze. - wyjaśnił Deny.

- Ale pulsuje. Zawsze tak będzie? - zapytał.

- Nie wiem. Mój też pulsuje. Ale przywykłem, choć pulsowanie to pojawiło się kilkanaście lat temu. Wcześniej go nie było. Zauważyłem, że jak udajemy się na wschód to pulsowanie maleje. Teraz jesteśmy zaś daleko na zachodzie, to dlatego tak często pocierałem palec.

- Czy teraz jestem Posłańcem?

- W sumie tak! Ale jest jeszcze coś. Musimy udać się do Strażniczki po pierścienie. Każdy Posłaniec nosi jeden dodatkowy pierścień, gdyby spotkał kogoś godnego na swojej drodze. Tak jak ja spotkałem Ciebie. Musimy się udać do Mglistego lasu na wschodnich krańcach ziemi. Przynajmniej pierścienie będą nam mniej pulsować. Zajmie nam to niestety wiele miesięcy. Ale tak mówi prawo Posłańców. Dostaniemy pierścienie i rozejdziemy się. Ale może kiedyś nasze drogi jeszcze się zejdą. Kto wie?!

 

Dwójka posłańców w czarnych skórzanych zbrojach oddaliła się drogą podążającą na wschód. Obydwaj zahartowani, zarówno w bojach jak i w charakterach. Jeden młody i porywczy, drugi trochę starszy i łagodny. Jeden szczupły i nie wysoki, drugi również szczupły, ale prawie dwukrotnie wyższy. Przez okres jaki spędzili razem stali się sobie bliscy jak bracia. Rozumieli się bez słów. Mugowi nie podobała się wizja rozstania z przyjacielem. Ale teraz nie chciał o tym myśleć. Teraz czekała ich jeszcze bardzo długa droga na wschód. Będzie co ma być.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania