Po drugiej stronie prawdy - Rozdział VII

- Dobrze się składa - mama uśmiechnęła się - że Robert jest w domu, może się tym zająć.

Zmusiłam się do uśmiechu.

- Nie chcę robić kłopotu - skłamałam.

- To żaden kłopot - mama pociągnęła mnie za rękę - daj mu tylko kluczki a on wszystkim się zajmie.

Westchnęłam w duchu, czy ona nie może zrozumieć, że nie chcę przyjmować pomocy od mężczyzny, który zajął miejsce mojego taty?

- Rafał mi pomoże - w ostatniej chwili wymyśliłam tę wymówkę – przyjechał dziś rano.

Już słyszałam jego kazanie, prędzej piekło zamarznie niż on ruszy na pomoc mojemu samochodowi. Nie raz przypominał mi o tankowaniu, kiedy dzwoniłam do niego w środku nocy. Po południu sama zajdę na stację i napełnię kanister, dzisiaj już utrwaliłam sobie drogę.

Mamie mina zrzedła.

- Jak wolisz – wzruszyła ramionami. – Idziemy?

Odetchnęłam z ulgą i skinęłam głową. W milczeniu zaczęłyśmy się wspinać pod górę, słońce świeciło mi prosto w oczy. Ptaki śpiewały w koronach drzew, a gdzieś w oddali słychać było szum wody, sielankowa sceneria.

- Opowiedz mi o Rafale – poprosiła w pewnym momencie mama.

Zakłopotana spuściłam wzrok, znałam go prawie od zawsze, nie wiedziałam co mogłam o nim powiedzieć.

- Jest dobry, łagodny – uśmiechnęłam się – nigdy na mnie nie krzyczy, zawsze wie, co powinnam zrobić – zamyśliłam się na chwilę. – Wydaje mi się, że znam go od wieków, nie skrzywdziłby mnie celowo.

- Uroczy – skwitowała mama i przygryzła wargę – ale czy nie jesteś za młoda na ślub?

Stanęłam raptownie, sama miałam wątpliwości. Kochałam Rafała, ale miałam dopiero dwadzieścia trzy lata. Bałam się, że kiedy za niego wyjdę popadniemy w jeszcze większą rutynę niż teraz, nie chciałam spędzać weekendów przed telewizorem.

- Na co mam czekać? – zmarszczyłam brwi. – Kochamy się, dobrze znamy...

- On do ciebie nie pasuje – wyrzuciła na jednym tchu – chcesz całe życie spędzić w domu, z gromadką dzieci uczepionych nóg?

Skąd wiedziała, że akurat tego tak bardzo się boję? Rafał dawno mówił mi o domu i przynajmniej trójce dzieci, ale nie mówił kto będzie się nimi opiekował każdego dnia.

- Nie będzie tak – zapewniłam słabo. – Z nim będę szczęśliwa, bezpieczna.

Powtarzałam to sobie regularnie od pewnego czasu.

- Teraz tak ci się wydaje - dalej podsycała moją niepewność – wydaje ci się być ideałem…

Nie zdołałam powstrzymać parsknięcia.

- Ideałem? Już dawno przestałam wierzyć w ideały. Chcę się czuć dla kogoś ważna, móc się do kogoś przytulić…

- Rozumiem –mama pokiwała głową –ale przemyśl to wszystko jeszcze raz, jesteś taka młoda.

- Przemyślę – obiecałam.

Nie chciałam o tym myśleć, bałam się, że mogę stchórzyć.

- Nie boisz się, że on cię porzuci? – mama nie zamierzała kończyć tematu.

- Rafał? – zdziwiłam się. – On jest na to zbyt przewidywalny, nie zraniłby mnie tak bardzo.

Mama nic na to nie odpowiedziała, zaczęła bawić się kawałkiem trawy.

- Dlaczego wyjechałaś? – odważyłam się zapytać. – Zakochałaś się w nim?

Przez gardło nie chciało przejść mi imię nowego męża matki. W odpowiedzi roześmiała się lekko.

- Nie, Roberta poznałam dużo później.

- To dlaczego nas zostawiłaś? – nie rozumiałam.

Spuściła wzrok.

- Chciałabym ci powiedzieć, ale…

- Skończ z tą bajeczką – nie wytrzymałam. – Spotykasz swoją córkę po siedemnastu latach i niczego jej nie tłumaczysz, bo to dla niej niebezpieczne – złapałam się za głowę. – Nie mogę tego słuchać! Chociaż raz powiedz prawdę – poprosiłam. – Znudziliśmy się tobie, kto chciałby być żoną drwale i mieć dwie mocno przeciętne córki?!

- To nieprawda - pokręciła głową.

- To jaka jest prawda? – oczy zaszły mi łzami. – Wytłumacz jak możesz cały czas wyglądać tak młodo, nie masz ani jednej zmarszczki – zauważyłam z niedowierzaniem. – Taki dobry chirurg?!

Prowokowałam ją, by cokolwiek mi wyjawiła, jedną tajemnicę.

- Jeśli choć trochę ci na mnie zależy, to nie pytaj – poprosiła.

Odsunęłam się od niej z odrazą.

- Chyba już mi nie zależy – nie mogłam na nią patrzeć. – Co ja tu robię?! Powinnam wracać do domu, to nie jest moje miejsce. Magda ma rację – beształam się – jaka ze mnie idiotka, dałam ci się nabrać.

- Misia – zawołała za mną – zaczekaj!

Odwróciłam się do niej gwałtownie.

- Też mam do ciebie prośbę, zostaw mnie w spokoju, zapomnij, że kiedykolwiek istniałam.

- Nie mogę – szepnęła przez łzy – ja cię kocham.

- A ja ciebie nie – zbliżyłam się do niej - nie znam cię, nie tęsknię za tobą, dla mnie cię nie ma.

Cofnęła się jak od ciosu. Od razu pożałowałam ostrych słów, ale teraz nie było już odwrotu.

Do pokoju wróciłam zalana łzami, Rafała na szczęście nigdzie nie było. Od razu rzuciłam się na łóżko, chciałam zniknąć, nienawidziłam tego miejsca. Magda miała rację, mama nas nie kochała, a tata zwyczajnie jej się znudził. Byłam naiwna myśląc, że jest inaczej, łudziłam się, że miała ważny powód. Powinnam wracać do domu i zająć się organizacją ślubu, Rafał powinien być dla mnie najważniejszy a nie kobieta, która mnie porzuciła. Z takim postanowieniem zaczęłam się pakować, jak tylko mężczyzna wróci poproszę go byśmy wracali. Z tego wszystkiego zapomniałam o samochodzie, który stał na poboczu z pustym bakiem. Rafał się wścieknie, nie będzie chciał iść po zmroku na jakieś odludzie. Już słyszałam te wymówki, które będzie mi robił: „Trzeba było wcześniej myśleć.”, albo

„Nie będę po ciemku lazł na jakieś odludzie.”, „Jak chcesz to sama idź.”.

W końcu by poszedł, ale co bym się nasłuchała to moje.

Z jękiem rezygnacji wstałam i powlokłam się na stację benzynową po kanister. Ciemności zapadły wcześniej niż się spodziewałam. Co druga latarnia na drodze była przepalona a niebo pokryły gęste chmury. Od zawsze nienawidziłam nocy, do dwunastego roku życia spałam przy zapalonym świetle. Wszyscy zwalali winę na brak poczucia bezpieczeństwa i w pewnym stopniu mieli rację. Kiedy byłam mała twierdziłam, że w ciemności kryją się potwory. Wiem, że to naiwne i dziwne, ale przecież każdy się czegoś boi. Za wszelką cenę próbowałam się uspokoić, wdech i wydech. Droga była pusta, kto normalny wybierałby się w góry po zmroku? Teraz żałowałam, że nie poczekałam na Rafała, sto razy bardziej wolałam słuchać jego kazań niż być tu teraz sama. Podskoczyłam, gdy trzasnęła za mną gałązka i zaraz roześmiałam się histerycznie. To tylko sarna przebiegła na drugą stronę ulicy. Znów zapanowała cisza jak makiem zasiał, przyspieszyłam kroku, chciałam jak najszybciej wrócić do hotelowego pokoju. Samochód na szczęście stał tam, gdzie go zostawiłam, z ulgą postawiłam kanister na ziemi. Drżącymi rękami nalałam benzyny do baku.

- Zgubiłaś się?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania