Po drugiej stronie prawdy - Rozdział XIX

Odkąd wróciliśmy do hali, łowca nie odezwał się do mnie słowem. Siedział pochylony na krześle w kącie a twarz ukrył w dłoniach. Było mi tak potwornie zimno, że pierwsze, co zrobiłam to weszłam pod kołdrę. Powinnam ściągnąć przemoczoną koszulę nocną, ale to było moje jedyne ubranie. Pewnie nawet gdybym paradowała tutaj nago mężczyzna nie zwróciłby na mnie uwagi. Siedziałam w upiornym milczeniu czekając na jego jakiekolwiek działanie, zastanawiałam się, czy moje słowa chociaż w jakimś stopniu do niego dotarły. Kiedy zaczęło zmierzchać wstał i wyszedł, usłyszałam tylko jak przekręca klucz w drzwiach. Bałam się ruszyć myśląc, że to jakiś podstęp z jego strony. Nie wiem, ile siedziałam nasłuchując aż rozległ się rozdzierający uszy krzyk.Podbiegłam do drzwi i chwyciłam z nadzieją za klamkę, ani drgnęły.

- Pomocy! Ratunku!

Wołający był coraz bliżej.

- Moja mama!

Ktoś rozpaczliwie szarpał za drzwi.

- Są zamknięte – odezwałam się. – Nie mogę wyjść.

-Ja…

Wiedziałam, że zaraz stąd odejdzie a niczego bardziej nie chciałam jak zatrzymać go.

- Poczekaj – poprosiłam. – Co się stało twojej mamie?

- Byliśmy na spacerze – poskarżyło się dziecko - z krzaków wyskoczył wilk i pogryzł mamę.

Wzięłam głębszy wdech próbując się uspokoić, dlaczego łowca zaatakował przypadkową osobę?

- Bardzo krwawi…

Weź się w garść, Miśka! Rozejrzałam się po hali w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby posłużyć mi do wybicia okna. Oprócz łóżka i dwóch krzeseł niczego tutaj nie było.

- Posłuchaj – starałam się zapanować nad głosem – spróbuję wybić okno i wyjść. Wtedy będę mogła pomóc twojej mamie.

Bałam się, że zanim zdążę uciec wróci łowca, a jeśli zobaczy, co próbuję zrobić to wpadnie w szał. Ignorując walące serce podstawiłam krzesło pod okno a drugim wzięłam duży zamach. Hałas poniósł się echem po hali, a szkło rozprysło na wszystkie strony. Z trudem wspięłam się na parapet, mimo, że do ziemi było dość wysoko to nawet się nie zawahałam. Zupełnie bez gracji upadłam na tyłek a odłamki szkła poraniły moje stopy. Wiedziałam, że nie mam zbyt wiele czasu, dlatego wstałam i ruszyłam na poszukiwania chłopca. Miałam nadzieję, że nie jest to kolejny podstęp łowcy, który nie wiem czemu miał służyć.

- Proszę pani – dobiegł mnie drżący głos.

Parę metrów ode mnie stał przerażony chłopiec, w ręce trzymał kobiecą torebkę. Szeroko otwarte oczy pełne były łez.

- Gdzie jest twoja mama? – starałam się, by mój głos nie zdradzał przerażenia jakie czułam.

- Tam, przy drodze – pokazał palcem.

- Chodź – chwyciłam go za rękę – nie ma czasu.

Las wydawał mi się niebezpieczny i zdradziecki. Miałam wrażenie, że za każdym drzewem czai się wróg. Kobieta rzeczywiście leżała na drodze, całe nogi miała we krwi, a ręką próbowała powstrzymać krwawienie. Gdyby nie ból wykrzywiający jej twarz uznałabym, że jest piękna. Miała długie, ciemne włosy i duże brązowe oczy. Wszędzie było tyle krwi, a nieznajoma wyglądała jakby za chwilę miała zemdleć.

- Masz chusteczki? – zapytałam chłopca.

Nie przyszło mi do głowy nic innego, czym mogłabym zatamować krwawienie. Mój pomysł i tak chyba był najgłupszy z możliwych. Dziecko zaczęło grzebać w torebce trzęsącymi się rękami. Dzięki Bogu była tam nie zaczęta paczka chusteczek i butelka wody. Najpierw umyłam własne ręce a później ”przemyłam” rany kobiety. Sytuacja nie była tak zła jak mi się wydawała, wilk ugryzł ją w dwa miejsca, nad kolanem i w łydkę. Rana na udzie obficie krwawiła, musiałam zrobić z czegoś opaskę uciskową. W głowie nie wiele mi zostało z kursu pierwszej pomocy. Mój rozbiegany wzrok natrafił na pasek u spodni chłopca.

- Potrzebuję twój pasek – wyciągnęłam rękę. - No już! – ponagliłam go.

Jak na zawołanie ciszę przerwało przeciągłe wycie. Poprawiłam prowizoryczne opatrunki i pomogłam kobiecie wstać.

- Musimy iść.

Nieznajoma oparła się na mnie całym ciałem, była cięższa niż mi się na początku wydawało. Z trudem stawiałam krok po kroku na poranionych stopach. Wydawało mi się, że wycie rozlega się coraz bliżej.

- Wiesz jak dojść do drogi? –zapytałam sapiąc.

Chłopiec pokiwał głową i ruszył prawie biegiem.

- Nie tak szybko – poprosiłam.

Pot już spływał mi po plecach a stroma ścieżka podrażniała stopy. To zdecydowanie był najgorszy dzień w moim życiu.

- Masz telefon? – zagadnęłam znowu chłopca.

Przytaknął. Cudownie.

- Mogę pożyczyć?

Niepewnie spojrzał na mamę, a ta z trudem skinęła głową.

- Sprowadzę pomoc – przynajmniej taką miałam nadzieję.

Wybrałam numer Rafała, chyba jedyny, który znałam na pamięć. Odebrał po pierwszym sygnale.

- Potrzebuję pomocy, uciekłam mu. Pogryzł kobietę, jestem z jej synem. Nie wiem, gdzie jesteśmy. On chyba nas ściga, cały czas słyszę wycie. Boję się.

Nie wiem, czy zrozumiał cokolwiek z mojej bezsensownej paplaniny, miałam nadzieję, że tak.

- Idziemy do drogi – mówiłam dalej. – Chłopiec mnie prowadzi.

- Znajdę was – obiecał.

Wierzyłam mu. Nie miałam pojęcia, gdzie jesteśmy, ani do jakiej drogi idziemy, ale wierzyłam, że Rafał nas znajdzie.

- Kocham cię – powiedziałam nim się rozłączył.

Wycie znów przybrało na sile, jakby łowca nas otaczał, raz z jednej, raz z drugiej strony. Chłopiec co rusz się oglądał, ja nie miałam na to siły. Kobieta ledwo przesuwała nogę za nogą, a mnie bolała każda kosteczka w ciele. Jedyne czego pragnęłam to na chwilę usiąść i odpocząć, wiedziałam, że nie mogę sobie na to pozwolić. Mozolnie stawiałam krok za krokiem, próbując powstrzymać panikę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania