Po drugiej stronie prawdy - Rozdział XIV
Słuchałam tego wszystkiego oniemiała, mama mnie kochała. Nie chciała nas zostawiać, zrobiła to, bo nie widziała innego wyjścia.
- Dlaczego odeszła? – wykrztusiłam. – Mogła powiedzieć.
Rafał ze smutkiem pokręcił głową.
- Nie mogła, ściągnęła by tym na was niebezpieczeństwo. A poza tym… jej upodobania smakowe się zmieniły, czuła każdy zapach sto razy bardziej, nie potrafiła opanować głodu, a dzieci, no cóż to smakowity kąsek.
Spojrzałam na niego z oburzeniem.
- Sugerujesz, że mama mogłaby nas pożreć?! Jak możesz?!
Mężczyzna ścisnął mnie za rękę, którą natychmiast cofnęłam.
- Takie przypadki miały już miejsce, Misiu.
Wzięłam kilka głębszych wdechów, by się uspokoić.
- Mów dalej – poleciłam – jak było naprawdę.
- Zgodziłem się do ciebie zbliżyć – utkwił wzrok w szafie- przez kolejne półtora miesiąca uczyłem się ciebie, co lubisz, jaka jesteś.
- To było twoje zadanie? – podsumowałam. – Praca? Zdawałeś z tego sprawozdanie?
- Twoja mama chłonęła każdy szczegół .
Zamyślona skinęłam głową.
- Dlaczego ja a nie Magda? Lepiej byście się dogadali.
Siostra prawie ubóstwiała mojego narzeczonego, pasowaliby do siebie jak ulał. Rafał uśmiechnął się z zakłopotaniem.
- Jesteś jak otwarta księga, łatwo można z ciebie czytać.
Moje policzki pokryły się purpurą, co za tupet.
- Zawsze o wszystkim mi opowiadałaś…
- …a ty donosiłeś mojej matce – dokończyłam głucho. - Czy byłeś przy mnie prawdziwy?
- Słucham? – zapytał nie rozumiejąc.
Wywróciłam oczami, mężczyźni są jednak beznadziejni.
- Czy rzeczywiście twoją największą rozrywką jest piwo i sobotni mecz?
Roześmiał się perliście i przez chwilę nie mógł się opanować.
- Nie, zdecydowanie nie – spoważniał. – Gdy już obejrzałem mecz i pożegnałem się z tobą ruszałem na polowanie z Kubą i Gabrielem.
Cudownie. Wszystko w mojej głowie krzyczało oszust, oszust.
- Czyli kobieta powinna grzecznie czekać na ukochanego w domu i - aż dygotałam ze złości - z okazji rocznicy cieszyć się z róży za pięć złoty?
- Sześć złoty – spuścił wzrok – ta róża kosztowała sześć złoty.
Trzymajcie mnie.
- Przepraszam – udałam skruchę. – Rzeczywiście całe dwa piwa, gratuluję.
- Misia…
- Nie mów tak do mnie - przerwałam. – Naprawdę nie ma w tobie krzty romantyzmu?
Prychnął śmiechem i przygryzł wargę.
- Tak naprawdę potrafię być romantyczny jeśli chcę.
- Jeśli chcę? – uniosłam pytająco brew.
Na powrót spoważniał i spojrzał na mnie bystro.
- Ty zawsze pragnęłaś bezpieczeństwa i przewidywalności.
Co za stek bzdur, z niedowierzaniem przeczesałam włosy ręka.
- Skąd taki wniosek?
- Ktoś kto ma takie życie – zaczął tłumaczyć - pragnie spokoju i rutyny.
- Jakie życie? – zagotowało się we mnie. – Mam najlepsze życie na świecie, nie zamieniłabym się z królową angielską! – prawie to wykrzyczałam. – Mój tata stawał na głowie, by niczego mi i Magdzie nie brakowało, harował całe dnie, nosił na barana, zabierał na lody. A babcia odbierała mnie ze szkoły, odrabiała lekcje, smażyła na śniadanie racuchy i robiła kakao. Co niedzielę prowadzała do kościoła a później zabierała do okolicznego parku i opowiadała niestworzone historię o jego mieszkańcach –przerwałam, by nabrać powietrza. – A Magda? To moja starsza, najlepsza siostra. Mogę przyjść do niej z każdym problemem, pomagała mi w lekcjach, pocieszała, kupowała zabawki, gdy tylko dostała jakieś pieniądze, wszystko mi oddawała. A ty nic o mnie nie wiesz – wycedziłam wolno te słowa.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, aż dyszałam ze złości.
- Koniec przedstawienia –westchnęłam ściągając pierścionek. – Już nie musisz udawać.
Patrzył na pierścionek, który wcisnęłam mu do ręki.
- Misia ja…
- Zaraz wyjeżdżam – powiedziałam wstając – mam nadzieję, że szybko wyzdrowiejesz.
- Poczekaj – położył mi rękę na ramieniu. – Nie możesz teraz odejść, on będzie cię ścigał, to tropiciel.
Na co ja liczyłam? Bo na pewno nie na to.
- Kto?
- Artur – wsparł się na mnie całym ciałem – to łowczy.
- Łowczy? – prychnęłam. – I będzie polował właśnie na mnie?
Stęknął, niezbyt delikatnie pchnęłam go na łóżko. Poczułam przyjemną satysfakcję, nie ukrywałam zwycięskiego uśmiechu.
- Rzeczywiści – mrugnął – bardzo dojrzałe.
Zignorowałam go.
- Dlaczego będzie na mnie polował? – starłam się brzmieć butnie. - Może już mu się znudziłam.
Uśmiechnął się jak mysz do sera.
- Ty nikomu się nie nudzisz.
Brakowało jeszcze, by się oblizał.
- Żenada – zmrużyłam oczy.
Mężczyzna ułożył się wygodniej i poklepał miejsce obok siebie, nawet nie drgnęłam.
- Artur nie przepada ani za mną, ani za twoją matką – wytłumaczył. – Poza tym wilkołaki uwielbiają polowanie – warknął cicho.
Robił to nieraz w żartach, ale nigdy nie zwracałam na to uwagi.
- A szczególnie na ludzi – rozmarzył się – to czysta przyjemność.
- Masz doświadczenie w tych sprawach, co? – mruknęłam.
- A żebyś wiedziała – przeciągnął się ostrożnie i wstał na nogi. – Dlatego przykro mi, ale musisz tu na razie zostać.
Ten nadęty buc w ogóle nie przypominał Rafała.
- Tak myślisz? – uniosłam brew.
Z udawaną powagą skinął głową i przyciągnął mnie do siebie.
- Dokładnie.
- Muszę cię rozczarować – udałam smutek – bo nie zamierzam zostawać tu ani minuty dłużej.
- Chyba ja cię rozczaruję – przechylił głowę – bo zostaniesz tu dużo dłużej.
- Tak? – nie dałam poznać po sobie strachu. – Musiałbyś mnie zamknąć.
Serce podeszło mi do gardła, mimo to butnie uniosłam brodę.
- A żebyś wiedziała – odsłonił zęby w groźnym uśmiechem – mamy tu nawet przyjemny strych, chyba, że – udał, że się zastanawia – będziesz miła.
Mówiąc to zbliżył usta do moich, a ja z rozkoszą ugryzłam go z całej siły.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania