Poprzednie częściRudasizm

Rudasizm|11

Nowy piękny dzień. Chodźmy komuś podnieść ciśnienie z nerwów. Zaraz… Nie. Orzesz Uriel. Jest coś gorszego niż Archanioł, który pilnuje cię na każdym kroku. Take rzeczy nie dzieją się w prawdziwym życiu.

„Słonko, a kiedy twoje życie było normalne?” – zapytała mnie diablica, siedząca na moim biurku. Wzięłam poduszkę i rzuciłam nią w mojego diabelnego stróża. Niestety, jasiek przeleciał przez nią.

- Byłoby normalne, gdyby ta poduszka uderzyła cię w głowę. – powiedziałam pod nosem.

Jak to się dzieje, że mogę je dotknąć, a one mnie, a każda inna rzecz przeleci przez nie, nawet jeśli to ja będę rzucać. Boże dałeś mi je, a amunicji na nie to już niełaska.

„Nie radzę ci tak mówić” – teraz Diana zacznie dawać mi kazania. – „Mam dla ciebie, idealny strój na dziś” – i pokazała mi prostą białą sukienkę.

- Nawet nie myśl, że to założę. Jest okropna.

„Mam na sobie taką samą.” – mój aniołek spojrzał po sobie, a następnie storpedował mnie wzrokiem.

„ A gdzie ta biała bluzka?” – zapytał diabeł, uśmiechając się do siebie.

„ Wylałaś mi wczoraj na nią czerwone wino, diable!”

„ I co wyprałaś w Perwollu?”

Jedyne rzeczy w moim posiadaniu, które nie były czarne, szare czy ciemne to błękitny sweterek i białe rurki. Jak to się dzieje, że zarówno Lucek jak i Diana wybierają mi ciuchy, a w szafie przeważa styl diablicy. Spojrzałam na diablice oskarżycielsko, która szybko odwróciła głowę i teraz z wielkim zainteresowaniem, studiowała sufit mojego pokoju. Spod sterty różnych materiałów wyciągnęłam szkarłatną koszulę nocą, obszytą koronkami, która więcej pokazywała niż zasłaniała.

- Dodamy to do listy „Rzecz, które trzeba wyrzucić, zanim zobaczy je moja mama”.

Zjadłam śniadanie, co było dość trudne, bo głowa niebezpiecznie chyliła mi się ku misce z płatkami. Mój telefon zadzwonił, krzycząc na mnie, że mam nową wiadomość.

Za 10 minut będziemy pod twoim domem.

To Igor, dziwne jeszcze nigdy nie podwozili mnie do szkoły. Nie miałam daleko to tego więzienia, ale podwózką nie gardziłam. Chwile później pod mój dom zajechały trzy piękne maszyny.

„No nie!” – krzyknęła diablica z podekscytowaniem, patrząc na Harleye.

„O nie!” – zrobiła to samo anielica, tylko ona patrzyła ze strachem.

Szybko chwyciłam mój plecak i ruszyłam do drzwi. Mój kot z głośnym miauknięciem pobiegł za mną, co to miało być okrzyk wojenny? Szybko zatrzasnęłam mu drzwi pod nosem i usłyszałam zgrzyt pazurów kocich o podłogę, a następnie ciche „Miau” i dup o drzwi. He, he ,he.

- No pospiesz się młoda! – krzyknął za moimi plecami Igor.

- Jesteś ode mnie młodszy.

- I nie wiele wyższy. – dodali równo bliźniacy i zaczęli rechotać. Kamil miał pojedynczego Harleya, Igor siedział za Michałem, więc został mi Jasiek.

Gdy tylko ruszyliśmy poczułam tę siłę napędu, a obraz zlewał mi się jedno. Nagle Jasiek podniósł kierownice do góry, a motocykl stanął na tylnym kole. Pisnęłam i krzyknęłam.

-A „trzymaj się” to gdzie?! – zaśmiał się tylko w odpowiedzi, chwyciłam się go mocniej by nie spaść. Szumiało mi w uszach, gdy maszyna przyspieszyła, ale to było niesamowite. Zaczęłam się do siebie jak wariatka uśmiechać.

„To jak latanie, prawda?” – usłyszałam obok głos Łucji. Spojrzałam na nią, uśmiechnęła się łagodnie, ale ten uśmiech nie obejmował jej oczu. Swoją drogą nigdy nie widziałam skrzydeł Diany, a słyszałam, że anioły nie pokazujące swych skrzydeł, to nie anioły. Pewnie robi to ze względu na diablice, której tak jak innym diabłom odcięto je za karę, ponieważ wzięły udział w rebelii Lucyfera.

Dojechaliśmy na miejsce, zsiadłam z motocykla i zdjęłam kask, potrząsnęłam głową, by wyglądało to tak fajnie jak na filmach.

- Jestem chłopakiem, a nawet ja powiem, że przyda ci się teraz szczotka. – zaśmiał się Igor, spojrzałam w lusterko w tym samym czasie, co Kamil trzepnął chłopaka po głowie. Faktycznie włosy sterczały mi na wszystkie strony, a nawet znalazłam kawałek liścia.

„Łazienka. Nie chcemy, by Archanioł sobie coś pomyślał.” – rzekła anielica.

„A co by sobie pomyślał, aniołku?”

„No nie wiem, że tak czysto teoretycznie posłuchała jakiejś diablicy, na przykład ciebie. Następnie ktoś ją opętał, na przykład ty i zmusił, aby pojechała do szkoły Harleyem, no nie wiem, ktoś zły, o na przykład ty.”

- O której kończysz? – zapytał Kamil.

- O 14.

- Będziemy czekać na ciebie, na parkingu.

- Czemu jesteś ubrana w takie jasne kolory? – zauważył Michał, patrząc na mnie krzywo.

- Powiedzmy, że zdaję dziś coś z religii. – pomachałam im i szybkim krokiem oddaliłam.

Idąc do łazienki, spostrzegłam Uriela. Jak zwykle promieniował wewnętrznym blaskiem. Kilka metrów dalej stało kilka dziewcząt, patrzących się na niego i chichoczących. Nie dziwie się, gdybym nie znała prawdy sama straciłabym dla niego głowę. Ciekawe czy Archanioł ma wgląd to myśli i tych dziewczyn, musi mieć niezły ubaw. Dobra teraz i mnie musi słyszeć, a więc bez przekleństw.

Przed drzwiami do łazienki damskiej stał Gabriel. O kur… kurka wodna. Spostrzegł mnie i energicznym krokiem ruszył w moją stronę.

„Masz być grzeczna.”

„Nie jesteś grzeczna, jesteś zła. Teraz weźmiesz plecak i go zdzielisz po twarzy.”

Prawie widział Kacpra Rucińskiego w swoim stand-upie, który mówił „Nie jesteś kurą, jesteś szczurem…” Rozśmieszyło mnie to, więc teraz wyglądałam jak uśmiechająca się dziewczyna do swojego chłopaka, czyli Gabriela, tyle że on nim nie jest.

- Witaj Aleks!

- Ty…

- Szczerze uwielbiam jak tak robisz. Wyglądasz dziś oszałamiająco. – uśmiechnął się i wziął mnie za rękę, po czym ucałował ją, jak na przystoi na dżentelmena. Zaskoczyło mnie to tak, że musiał ponowić pytanie, którego kompletnie nie słyszałam. – Wyjdziemy gdzieś w piątek?

- Co?

- Piątek. Ty i ja. Sami. – czy ostatnie słowo miało zabrzmieć tak dwuznacznie?

- Ja i ty ćwoku? Brałeś coś? – dopytywałam się.

- Nie. Ja serio pytam.

- Nie lubimy się. – wskazałam palcem na siebie, a potem na niego.

„To pułapka.” – skomentowała Łucja.

„Nie, to miłość.” – rozmarzyła się Diana.

„Czy ciebie nikt przepadkiem nie upuścił, gdy byłaś mała?” – odpowiedział jej Lucek. Zaczęłam się śmiać, a Gabriel chyba pomyślał, że to dzięki niemu i uśmiechnął się słodko. Podeszliśmy do drzwi damskiej toalety.

- Więc wyskoczymy gdzieś? – zapytał. Czy mi się zdaję, czy w jego oczach serio widzę nadzieję.

- Jasne, że nie. – uśmiechnęłam się fałszywie i trzasnęłam mu drzwiami przed nosem. Mam nadzieję, że nie stał zbyt blisko, uszkodził by sobie ten ładny, ciemny nosek. Kretyn.

Spojrzałam w lusterko. Wielkie wory pod oczami, rozmazany tusz, a włosy jak u czarownicy. Po prostu sam seksapil.

„Na szczęście ja nie mam z tym problemu.” – diablica przejechała palcem po idealnej brwi. – „Zero zmarszczek, wieczna młodość.”

„ Ktoś tu cierpi na chorobę mózgu zawyżonej samooceny.” – mruknęła pod nosem anielica.

Zaśmiałam się i wyszłam z łazienki.

- O cho… Kurczaczek! – krzyknęłam.

Pod drzwiami stał Uriel i uśmiechał się jak by władczo. Chyba go nie lubię.

- Nie ładnie potraktowałaś swojego kolegę. – przemówił tym swoim tenorem. – Skąd się bierze takie zachowanie? –spojrzał oskarżycielko na Dianę, która przestraszona schowała się pod ścianę.

„Ej ty ważniaku! Chyba muszę coś robić, by młoda była po części zła, nie?” – wystartowała do niego Łucja, stając w obronie jednorożca.

- Ale to sama podopieczna decyduje, co ma zrobić?

Archanioł teraz mnie przeszywał wzrokiem. Tak, zdecydowanie za nim nie przepadam.

- Proszę Pana, wiem, że to kontrola, ale chyba nie powinien Pan wtrącać się w moje prywatne sprawy, związane z chłopakami.

- Kontrola mówisz? Jak już wiesz, jestem Twoim katechetą… Postaram się o to by twoja klasa napisała kartkówkę z hymm… Księgi Rodzaju.

- Ale?

- Liczę na dobrą ocenę. – i odszedł, tak po prostu. A anioł to nie powinien być sprawiedliwy?

„To Archanioł, im już dawno poprzewracało się w tych skrzydlatych główkach.” – odpowiedziała Łucja.

„Władza zmienia ludzi, a nawet aniołów, którzy po wieczność będą ją sprawować.”

- Co wy macie za rządzących?

„ A wy?” – zaśmiała się anielica.

Wpadłam do klasy spóźniona. Zajęcia na sali teatralnej. Rozejrzałam się, krzesła były ułożone w półkolu, naprzeciwko dużej sceny, a z samego serca półokręgu szczerzył się do mnie Gabriel.

„To przeznaczenie.” – odezwała się Diana, zapominając o wrednym Archaniele.

„A nie gnębienie?” – dodała Łucja.

Usiadłam obok Wiki, dziewczyny z niebieskimi włosami.

-Elo. – przywitała się, nie odrywając spojrzenia od skryptu.

- Hej. Co dziś będziemy musieli tworzyć?

- „Balladynę”. Jak myślisz pozwolą mi ją zagrać?

- A pozbędziesz się tego kretyna? – obie spojrzałyśmy na szatyna i jego wianuszek dziewczyn.

- Jasne, a na te lalki będzie promocja.

- Masz mój głos.

Na salę wpadła nasza roztrzepana nauczycielka. Była niziutka i pulchna, miała ciemne włosy z gdzieniegdzie pojawiającymi się pasemkami siwych włosów. Na głowie i szyi miała kolorową chustę i ogólnie wyglądała jak hipis.

„Stop przemocy, bądźmy hipisami!” – zagrzmiał drwiący głosu Lucka.

- Drogie dzieci, zmiana tematu dziś „Romeo i Julia”.

- No Wiki, do dzieła. – szepnęłam do przyjaciółki.

- Sama sonie idź. – odpowiedziała, a zaraz uśmiechnęła się chytrze i zawołała – Aleks jest chętna do roli Julii.

- Co, nie! – ale pani już dała mi scenariusz i siłą wyciągnęła na środek sceny. Ta kobieta ma siłę.

- Dobrze, kto zagra Romea? – pani odwróciła się do grupy.

Tylko nie on, tylko nie on.

-Ja.

Otworzyłam jedno oko, potem drugie. Naprzeciwko mnie stał chłopak o ciemnych ochach i włosach, i imieniu pewnego anioła, Gabriel.

- Boże, dlaczego? – pomyślałam.

„To akurat nie jego wina.” – śmiały się dziewczyny.

- Akt pierwszy, scena piąta. Pierwsze spotkanie głównych bohaterów. – powiedziała pani.

Oboje staliśmy na scenie, dookoła światła zgasły tak, że nie widziałam nic oprócz Romea, oświetlonego reflektorem. Chłopak zrobił się nagle poważny, uczniowie i moi stróże zamarli w ciszy, a wszyscy czekali na to co nadejdzie. Gabriel zaczął swoją kwestię.

 

"Jeśli dłoń moja, co tę świętość trzyma,

Bluźni dotknięciem: zuchwalstwo takowe

Odpokutować usta me gotowe

Pocałowaniem pobożnym pielgrzyma"

 

Głos momentalnie mu się zmienił, stała się głębszy, bardziej kuszący. Z tym swoim głosem i wyglądał jak upadły anioł.

Teraz ja.

 

"Mości pielgrzymie, bluźnisz swojej dłoni,

Która nie grzeszy zdrożnym dotykaniem;

Jest–li ujęcie rąk pocałowaniem,

Nikt go ze świętych pielgrzymom nie broni."

 

Czy mi się zdaję, czy ktoś puścił piękną, orientalną melodię, która nadawała naszym słowom moc i żar namiętności. Nie podoba mi się to.

Romeo

 

"Nie mają–ż święci ust tak jak pielgrzymi?"

 

Uśmiechnął się do mnie czarująco. Czy tu nie jest przypadkiem zbyt gorąco?

Julia

 

"Mają ku modłom lub kornej podzięce.

 

Kiedy mówiłam, zaczął się do mnie zbliżać, a ja za żadne skarby nie mogę sobie przypomnieć co się działo w tej scenie.

Romeo

 

"Niechże ich usta czynią to co ręce;

Moje się modlą, przyjm modły ich, przyjmij."

 

Położył swoje silne dłonie na moich rozgrzanych policzkach.

Julia

 

"Niewzruszonymi pozostają święci, Choć gwoli modłów niewzbronne ich chęci."

 

Nie mogłam się ruszyć i zapartym tchem patrzyłam w jego oczy. Jego tęczówki były jak głęboka studnia. Jak raz wpadniesz, już nie będzie żadnego ratunku, a ja właśnie tak zrobiłam.

Romeo

 

"Ziść więc cel moich, stojąc niewzruszenie.

I z ust swych moim daj wziąć rozgrzeszenie."

 

Już wiem o co chodziło w tej scenie, Romeo całuje Julię. Czyli Gabriel ma pocałować mnie! Chłopak pochylił się i pocałował mnie w jeden policzek, a potem drugi.

Czy ja tego właśnie chciałam?

Julia

 

"Moje więc teraz obciąża grzech zdjęty."

 

Romeo

 

" Z mych ust? O! grzechu, zbyt pełen ponęty!

Niechże go nazad rozgrzeszony zdejmie! Pozwól."

 

Zaraz po tych słowach Gabryś znów się pochylił, ale zamiast na policzku, jego usta poczułam na swoich wargach. Zamurowało mnie. Całował mnie z pożądaniem ale i ze smutkiem. Jego dłonie z moje twarzy, przesunęły się wzdłuż ramion i spoczęły na tali. Przysunął mnie jeszcze bliżej siebie.

Nie wiedziałam co robić, aż w końcu uległam mu i oddałam pocałunek. Poczułam jego zdziwienie, a następnie jeszcze bardziej naparł na moje usta. Zarzuciłam mu ręce na szyje i przysunęłam się jeszcze bliżej, jak by to było możliwe. To nie były niewinne pocałunki, o nie. Góra lodowa mogła, by się od nich stopić.

W końcu oderwaliśmy się od siebie. Nie wiem ile tak trwaliśmy w pocałunku, ale dla mnie było to jak kilka godzin. Oboje szybko oddychaliśmy, a serce łomotało mi w piersi. Spojrzałam na niego. Był rumiany i zdezorientowany, jak by nie wiedział, co się przed chwilą stało. Patrzył na mnie wielkimi oczami, w których widziałam jeszcze żar tego pocałunku.

"Jak z książki całujesz pielgrzymie." - powiedziałam, a raczej wydusiłam ledwo z siebie.

Gdzieś w głębi sali rozbrzmiały gromkie brawa. Zaświecono światło, wszyscy stali i nam klaskali. Moi stróże, którzy długo siedzieli cicho też się dołączyły.

- Pięknie dzieci. Brawo! – krzyczałam pani, w chwili gdy zadzwonił dzwonek.

Wzięłam szybko plecak i już miałam wybiec, ale nie. Zatrzymałam się przed Gabrielem.

- Dobrze mi się z tobą pracuję. – wydukałam, nawet nie wiem czemu. Chłopak otrząsnął się z szoku pourazowego i powiedział:

-To co wyjdziemy gdzieś razem?

To mnie na tyle obudziło, by powiedzieć ze śmiechem:

-Nie.

I wyszłam.

Następne częściRudasizm|12 Rudasizm|13 Rudasizm|14

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Mrocznaa 20.04.2017
    Wreszcie się doczekałam :D. Świetny rozdział, 5. Czekam na kolejne :).
  • Tanaris 20.04.2017
    Stanowczość musi być, 5 :)
  • Mia 20.04.2017
    Cudowna część w ogóle ten rudasizm to był strzał w dziesiątkę. Cieszę się że piszesz (w przeciwieństwie do mnie) ty moja optymistko :)
  • Alesta 25.04.2017
    nie kłam z tym optymistom a ty masz pisać albo lecę po pochodnię

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania