Szorty poranne #14 - Epistolarium o niedopowiedzeniach
Dzień dobry, proszę Pani, po raz ostatni.
Prostym słowem zacznę wstęp, słowem skruchą okraszonym: przepraszam, że nie zdążyłem. Życie różne sieci zastawia, w złotej erze mego wieku zaplątałem się w srebrzyste sieci przypadków i wydarzeń, zaginąłem na chwilę w cudzej egzystencji o mej twarzy, przez kilka dni, tak zwyczajnie – zostawiłem siebie gdzieś indziej. I nie zdążyłem.
Więc przepraszam, ale odpiszę – jeszcze raz ostatni odpiszę.
Przyznała się Pani do rumieńców, do niechęci uciekania, również do obietnicy – tej najważniejsze i na szczęście niespełnionej, do tajemnic braku przede mną, do gościnności kiedy spijałem filiżankę myśli z Pani duszy.
I w Pani przyznaniu jest moja wina – jestem winny emocji i niedopowiedzeń, w niedopowiedzeniach ukryłem wszystko, wszystek zaplątanych w nasze więzi słów, wszystek emocji i namiętności, w niedopowiedzeniach ukrywała się dla mnie nadzieja, że powitamy świt nowymi tęsknotami.
I spełniło się: odkryliśmy nowe tęsknoty, pomyliliśmy jednak świt ze zmierzchem. Więc liberum veto carpe diem – carpe noctem, proszę Pani. Jesteśmy nocą, jesteśmy atlasami gwiazd na nocnym firmamencie. Jesteśmy jutrem, bo jutro zawsze zaczyna się nocą.
Nie oddycham już, proszę Pani. Tlen musi we mnie płonąć, a bez Pani nie ma ognia namiętności. Nie pytam gdzie ta wieczność, wszak to pożegnanie. Tu nie ma pytań, zostaną jedynie niedopowiedzenia. Zostanie posmak perfekcji.
Proszę Pani, między „dzień” a „dobry” jest tyle czułości. Ileż czułości w niedopowiedzeniach jest, ileż słów między „dzień” a „dobry” utkwiło, zaplątało się i zakochało.
Lecz ja również nie potrafię znieść wtrąceń między nasze „dzień” a „dobry”. A wtrącają się wszyscy winni naszego spotkania: los, życie, czas, magnetyzm dusz, grawitacja emocjonalna, perfekcjonizm jedności.
Przyznaje się Pani do niewinności, do niewinności emocji, bycia niewinną namiętności i pasji, niewinną połączenia dusz, niewinną literackiego zaplątania dłoni. Ale ja też się chce Pani do czegoś przyznać: czasem chciałbym uciec, rozplątać się z żył, wyrwać duszą z okowów spaczonego umysłu i zniknąć w nieistnieniu na kilka minut, rozpłynąć się w czystych emocjach niczym łza w deszczu. Ale nie sam, proszę Pani, nie sam. Wie Pani z kim? Wie Pani. Wiem, że Pani wie.
Uniewinniam, proszę Pani.
Czy prawdziwie winny chce coś jeszcze dodać?
Do widzenia, proszę Pani.
PS. Ile obietnicy jest między „do” a „widzenia”? Poczekam na odpowiedź, proszę Pani.
Komentarze (8)
Dam 4, bo patrzę na całość :)
wyjaśniłem na forum
"Nie oddycham już, proszę Pani. Tlen musi we mnie płonąć, a bez Pani nie ma ognia namiętności." ~ Ten fragment bardzo mi się podoba. By móc oddychać, najpierw trzeba pozbyć się nadmiaru tlenu - a przynajmniej taka moja dziwna interpretacja.
Dobrze, że są szorty wieczorne, mam co nadrabiać :3
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania