Poprzednie częściWłaśnie po to żyję- Prolog

Właśnie po to żyję- Rozdział 11 cz.1

Minął miesiąc od naszego powrotu do wioski. Kakashi codziennie trenował ze mną godzinę dłużej. Dotrzymuje słowa. Czuję, że nieco poprawiła się moja kondycja fizyczna i mam trochę więcej umiejętności. Trener mi nie odpuszczał. Po tych treningach na początku bolały mnie mięśnie, ledwo dochodziłam do domu. Już widzę znaczną poprawę. Wprawdzie nadal się męczę, i to bardzo, ale nie tak, jak pierwszego dnia tej mordęgi. Cóż… Sama tego chciałam, więc nie mam prawa narzekać. Gdybym się poddała teraz, to jak miałabym walczyć z Jamesem?

Kolejne podskoki, wymachy, zamachy i kopnięcia szły mi coraz lepiej. Sama widziałam poprawę.

- Podnieś nogę trochę wyżej i opuść lewą rękę!- powiedział trener. Jak zwykle siedział pod drzewem i czytał jedną ze swoich książek. Tylko na początku pokazywał mi ćwiczenia, potem mówił, co mam poprawić. Ma niezłą podzielność uwagi.

- Tak dobrze?- spytałam.

Pokiwał głową. Mam wrażenie, że prawie w ogóle na mnie nie patrzy, ale jednak widzi to, co robię. Zerknęłam na niego. Wodził wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu, więc wydawało się, że nic innego go nie interesuje.

- Ćwicz dalej- odezwał się, co potwierdziło moją teorię, że wie, co się wokół niego dzieje.

Chciałabym tak umieć… Muszę nad tym popracować. To może być przydatna umiejętność w walce. Mogłaby też pomóc wielu osobom. Trzeba się jej tylko nauczyć, chociaż większość osób mówi, że to się ma od małego. Ja jestem naprawdę skupiona na tym, co robię, ale czasem to skupienie jest aż za duże. Całą uwagę poświęcam przeciwnikowi, a zupełnie zapominam o reszcie drużyny. Odkąd straciłam rodzinę nie przywiązywałam się do ludzi. Nie chciałam mieć przyjaciół. Myślę, że wynikało to z kilku powodów.

Po pierwsze bałam się innym zaufać. Jeżeli ktoś mi bliski by mnie zdradził, to by było mocnym ciosem psychicznym. Zdrada mojego brata to i tak za dużo.

Po drugie bałam się straty przyjaciół. Gdybym kogoś znów straciła, to byłoby straszne. Mogłaby się też zdarzyć taka sytuacja, że jakiś mój wróg wziąłby mojego przyjaciela na zakładnika. I co wtedy trzeba by zrobić? Poświęcić przyjaciela i wypełnić misję, czy ocalić go, ale zawalić zadanie? Trener mówił nam, że osoby łamiące zasady są śmieciami, ale ci, którzy zostawiają przyjaciół, są gorsi od śmieci i nic niewarci. Mądre słowa, ale jeśli zawalenie misji oznaczałoby, na przykład, początek wojny, to co wtedy? Mam narazić miliony ludzi na niebezpieczeństwo z powodu jednego człowieka? Są sytuacje, w których czasem trzeba kogoś poświęcić i za wszelką cenę wypełnić polecenie.

Po trzecie moje serce nie jest już takie jak kiedyś. Stałam się nieczuła, bardziej obojętna na innych, przez co trudniej mi kogokolwiek polubić. Mam teraz taki charakter, że ogólnie ludzie za mną nie przepadają. Cudem jest to, że moja drużyna uważa mnie za przyjaciółkę. Kilka lat temu zdobycie kolegów nie było dla mnie problemem. Jednak po tej katastrofie zamknęłam się w sobie i trudno mi uwierzyć innym. Bratu też ufałam, ale on mnie skrzywdził. I to mocno. Po prostu boję się zaufać innym.

Mam trudny charakter, sama to widzę. Nie jestem łatwą osobą, ale nie mam zamiaru się zmieniać. Muszę być twarda. Muszę walczyć. Muszę umieć podejmować właściwe decyzje. Muszę myśleć o tym, co jest dla mnie najważniejsze- o zemście. Muszę zabić Jamesa Parkera!

Po kolejnej męczącej godzinie oddychałam ciężko i łapczywie piłam zabraną wcześniej wodę. Usiadłam na trawie i starłam pot z czoła.

- Robisz wyraźne postępy- pochwalił mnie Kakashi. Schował swoją książkę i podszedł do mnie.- Jesteś naprawdę pojętną uczennicą, tylko zastanów się, czy droga, którą podążasz, jest właściwa.

- Dlaczego znowu się tego czepiasz, trenerze?- czułam w sobie powoli rozwijającą się złość.- To moja droga i nikt nie ma prawa się w nią wtrącać!

- Zrozum, że próbujemy ci pomóc. Czemu nie chcesz tej pomocy przyjąć?

- Bo jej nie potrzebuję. Do widzenia.

Wstałam, zabrałam swoje rzeczy i poszłam nad jezioro. Kiedy tam szłam, zobaczyłam po drodze dwie zakapturzone postaci, przez co nie do końca widziałam ich twarze. Nie zdziwiłam się aż tak, bo dzień był pochmurny i w każdej chwili mogło padać. Ominęliśmy się bez żadnego słowa, ale miałam przeczucie, które z jakiegoś powodu mnie ostrzegało. Ale przed czym? Zignorowałam je i usiadłam na trawie przy jeziorku. Kątem oka zobaczyła, że te dwie osoby zatrzymały się i o czymś rozmawiały. Miałam też takie dziwne wrażenie, że jedna przez kilka sekund na mnie patrzyła. Wzruszyłam ramionami. Zamknęłam oczy i odetchnęłam. Do wieczora mam wolny czas.

Zapatrzyłam się na mamę z córeczką. Obie się śmiały, bawiły się w berka. Przypomniało mi się moje dzieciństwo. Z rodzicami i Jamesem też się często ganiałam. A jaką miałam przy tym zabawę!

 

Było piękne, wiosenne popołudnie. Cała moja rodzina siedziała w ogrodzie i była zajęta swoimi sprawami. Mama czytała jakiś poradnik kuchenny, tata sprawdzał protokoły z policji, a James kopał piłkę. Ja huśtałam się na huśtawce i na wszystkich patrzyłam. Chciałam się z kimś pobawić, ale nikt się mną nie interesował. W końcu podeszłam do mamy.

- Mamo!- położyłam jej rękę na kolanie.- Pobaw się ze mną!

- Kochanie, jestem zajęta.- odpowiedziała spokojnie i pogłaskała mnie po głowie.- Poproś tatę.

Zrobiłam jak powiedziała, ale ojciec mówił, że musi dziś przejrzeć te protokoły. Został mi tylko James.

- Braciszku!- zawołałam, a on odwrócił się w moją stronę.- Pobawisz się ze mną?

- Emma, daj mi jeszcze trochę czasu na kopanie piłki. Później.

Usiadłam na trawie i patrzyłam na niego. Po piętnastu minutach spróbowałam ponownie.

- James, pobawmy się!- podbiegłam do niego.- W berka!

- Robaczku, koniecznie?

- Tak! I nie jestem robaczkiem!

- Ech… A nie możesz poprosić rodziców?

- Już prosiłam.

- Ok., to kto goni?

- Ty!

Klepnęłam go w ramię i zaczęłam uciekać. Biegłam ze wszystkich sił, aż w końcu weszłam na zjeżdżalnię. Brat próbował mnie dotknąć, ale zwinnie unikałam jego rąk.

- O, mała spryciulo!- zaśmiał się.- Już po ciebie idę!

Pokazałam mu język, odwróciłam i zjechałam. Kiedy chciałam sprawdzić, czy zjedzie za mną, poczułam, że ktoś mnie złapał. Spojrzałam w roześmiane tęczówki Jamesa.

- Zagapiłaś się!- połaskotał mnie, na co ja zaczęłam wierzgać nogami.- Gonisz!

Zanim zdążyłam wstać, on był już prawie na drugim końcu działki. Jak zawsze szybszy ode mnie. Pobiegłam za nim, ale złapanie go nie należało do łatwych zadań. Było mega trudne. Ganiałam go po całym podwórku, lecz to nie przynosiło żadnych efektów. W końcu wzięłam do ręki miękką piłkę i wycelowałam w niego. Zrobił unik i piłka trafiła w głowę taty. Wstrzymałam oddech, a James cicho parsknął pod nosem. Ojciec wstał, wziął piłkę do ręki i spojrzał na nas. Odruchowo cofnęłam się o pół kroku, ale po chwili stało się coś, czego się nie spodziewałam. Tata rzucił piłką w mamę, na co ta upuściła z zaskoczenia swój magazyn. Odrzuciła piłeczkę w jego stronę, po czym zaczęła się głośno śmiać. Ja i James zerknęliśmy na siebie, na rodziców i przyłączyliśmy się do bitwy. Każdy gonił każdego. Zabawa była genialna.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • MarciaA 10.07.2015
    Bardzo mi się to poodoba ;) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania