Poprzednie częściWłaśnie po to żyję- Prolog

Właśnie po to żyję- Rozdział 9

Biegłam ulicami miasta, nie zważając na nic. Wiedziałam, że mój brat dołączył do Matsuki, ale żeby tyle razy zabijać…? I to dzień przed tym, jak ze mną walczył? Już dawno pogodziłam się z faktem, że on jest po tej złej stronie. Wiele razy słyszałam, że dobro zawsze zwycięża. Ale zabicie kogoś takiego na pewno nie będzie łatwe. I jeszcze cała grupa Matsuki… Ich też trzeba wykończyć. Są bardzo niebezpieczni i bezwzględni. Mój brat do nich należy. Mam przegapić ponowną szansę spotkania go?! W życiu!

Reszta drużyny wyrusza za dwie godziny. Nie będę siedziała bezczynnie w wiosce i rozmyślała o Jamesie! Jeżeli z nimi pójdę i spotkam brata, to może się czegoś od niego dowiem. Jeśli nie, przynajmniej może uda mi się zebrać trochę informacji o nim i o całej zbrodni, którą popełnił. Nie czekając ani chwili dłużej, zaczęłam pakować plecak. Nikt nie zmusi mnie do zostania w mieście!

Wyruszyłam niecałą godzinę po swojej drużynie. Nie wiem, czy będą biec, ale na wszelki wypadek wzięłam ze sobą mapę. Nikt mnie na szczęście nie zauważył, a dalej droga była prosta. Do Piska powinnam dojść jutro po południu. Ciekawe, co mnie tam spotka…

Przyspieszyłam kroku. Może i to, co robię jest głupie, ale czułam, że nie mogę inaczej. Wiem, że złamałam zasady. Pewnie mi się za to po powrocie dostanie, lecz to mnie w ogóle nie obchodziło. Najwyżej dadzą mi jakieś beznadziejnie głupie zadanie albo zamkną w izolatce na jakiś czas. Przeżyję. Dla mnie w tej chwili najważniejsze jest to, by dowiedzieć się czegoś o Jamesie i tej organizacji, do której należy. Może dzięki temu będzie Mo go łatwiej pokonać. Zawsze warto zaryzykować.

Po kilku godzinach zobaczyłam swoją drużynę. Szli przed siebie, ale wydawali się być jacyś przygnębieni. Zapadał zmierzch.

- Kakashi…- zaczął Peter.- Czemu Emma musiała zostać?

- Takie rozkazy.- odparł trener.- Nieprzestrzeganie ich jest karane. Poza tym może też przysporzyć wiele kłopotów.

- Ale ona… Może jednak powinna była iść?

- Nie mogę podważać rozkazów burmistrza. Z jednej strony on ma rację, ale z drugiej… Sam do końca nie wiem. Nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji. Na dodatek nikt z nas nie wie, co czuje Emma. Jednak jest jeszcze za słaba, by mierzyć się ze swoim bratem. Wolałbym go nie spotkać. Nie znamy do końca jego umiejętności. Poza tym nie wiadomo, z kim by był. Ludzie z Matsuki mają na swoim koncie wiele strasznych rzeczy. I są wybitnie zdolni. Nawet mi trudno byłoby walczyć tylko z jednym. Ale myślę, że jak na swój wiek i umiejętności, to Emma dobrze sobie poradziła.

- Nie zapominaj też o tym, że on jej nie chciał zabić- wtrącił Kevin.- Pewnie i tak nie walczył na serio.

Watson ma rację. I ja to wiem. To była zaledwie mała cząstka umiejętności Jamesa. Nie słuchałam dalej. Postanowili się tu zatrzymać, więc odeszłam kilkanaście metrów i rozłożyłam swój koc. Zjadłam kanapkę i ułożyłam się do snu.

Obudziłam się o świcie. Zebrałam swoje rzeczy, zjadłam kanapkę, a potem poszłam zobaczyć, gdzie reszta mojej drużyny. Właśnie się pakowali i jednocześnie próbowali obudzić Petera, który za każdym razem przekręcał się na drugi bok.

- No nie wytrzymam z nim!- Cindy podniosła głos.- Co za tłusty leń! Ile można tak spać?!

Wzięła wiadro, poszła do pobliskiego strumyka, a po kilku minutach wróciła i całą zawartość kubła wylała na blondyna. Podziałało natychmiast. Peter otworzył oczy, usiadł na swoim posłaniu i rozglądał się przerażony dookoła.

- Co?! Ktoś nas napadł?!- krzyknął i zatrząsł się z zimna.

- Nie, głupku- powiedział spokojnie Kevin.- Cindy cię po prostu obudziła.

- Ale żeby od razu wodą…?

- Jakie od razu?!- czerwono włosa spojrzała na niego.- Od prawie pół godziny staramy się ciebie obudzić, a ty tylko spałeś i odwracałeś się na drugi bok!!

- Ok., ok… Już dobra, zrozumiałem.

- Jakaś nowość.- mruknął Kevin i podał mu kanapkę.

- Coś mówiłeś?- spytał blondyn, między gryzami.

- Wydawało ci się.

Kilka minut później ruszyli dalej. Szłam za nimi daleko z tyłu, ale pilnowałam, by ich nie zgubić. Po kilku godzinach zatrzymali się. Wyjęli prowiant i zaczęli jeść. Zrobiłam to samo. Cały czas bacznie ich obserwowałam. Kilkanaście minut później ruszyli w dalszą drogę. Nie słyszałam, o czym rozmawiali. Nawet mnie to specjalnie nie interesowało. Po prostu szłam za nimi i musiałam dojść do Piska. Nagle zobaczyłam, że w krzakach po ich prawej stronie, coś się poruszyło. Zauważyłam jakąś osobę. Wyjęła nóż i rzuciła nim w stronę Petera. Nie czekając ani chwili dłużej, cisnęłam swój scyzoryk, który zmienił trasę lotu broni przeciwnika. Trafił w drzewo, niedaleko głowy blondyna.

- Co się dzieje?!- wrzasnął.

Napastnik naskoczył na niego, a ja szybko zablokowałam jego cios i wylądowałam przed swoją drużyną.

- Emma?!- krzyknęli wszyscy prócz Kakashiego.

- Co tu robisz?!- nie mógł uwierzyć Peter.

- Odpoczywam, nie widać?- powiedziałam z sarkazmem.

- Ale… Ty miałaś siedzieć w domu!

- Naprawdę myśleliście, że bym została?! Mam szansę dowiedzieć się czegoś w moim bracie i o całej tej przeklętej grupie, więc za nic nie zostałabym w mieście!

- Wcale mnie to nie zdziwiło.- powiedział Kakashi.- Emma, jesteś jednak świadoma konsekwencji?

- Tak.

- Ech… I tak bym cię nie przekonał do powrotu, więc idziesz dalej z nami.

- Nie żeby coś, ale napastnik ucieka- przerwał nam Kevin.

Bandyta biegł w stronę Piska. Pędem ruszyliśmy za nim i po kilku minutach szybkiego biegu, dogoniliśmy go. Kevin go przewalił na plecy, a my stanęliśmy wokół nich.

- Dlaczego nas zaatakowałeś?!- spytał blondyn.

- Od czasu tego zabójstwa, mamy wzmożoną ochronę- powiedział nieznajomy.- Nikogo nie dopuszczamy do wioski bez sprawdzenia go. Myślałem, że należycie do Matsuki. A szczególnie ty- wskazał Petera.- Z Jamesem Parkerem był jakiś blondyn, co też głupio się zachowywał, więc pomyślałem, że to ty…

- Ja nie zachowuję się głupio!

- Jak widać, to każdy to zauważa, nawet z daleka.- mruknął Kevin i odsunął się od napastnika.

- Coś powiedział?! Powtórz to!

- Z przyjemnością, ale później. Najpierw niech on się przedstawi.

Spojrzeliśmy na przybysza. Miał czarno-szary strój, a na twarzy miał maskę. Zdjął ją i naszym oczom ukazał się przystojny szatyn o zielonych oczach, włosach lekko potarganych, miłym uśmiechu i trochę zakłopotanym wyrazie twarzy. Cindy lekko otworzyła oczy, a Amelie patrzyła na niego i nie mogła oderwać wzroku.

- Nazywam się Arthur Smith. Mam siedemnaście lat i chodzę do szkoły wojowniczej. Interesuję się budownictwem. Wystarczy?

- Mhm.- przytaknął Kevin.

Opowiedzieliśmy mu trochę o sobie, a gdy usłyszał moje nazwisko, cofnął się o krok.

- Jesteś tą siostrą Jamesa?!

- Taa… Ale mnie nie musisz się bać. Przynajmniej do czasu, aż mnie nie zdenerwujesz.

- Wcale się nie boję!

Wyprostował się i zrobił zadziorną minę. Nie jest pierwszą osobą, która tak zareagowała na moje nazwisko. Czy wszyscy muszą je kojarzyć tylko z jednym?!

- Po prostu źle mi się kojarzy twoje nazwisko..- dodał po chwili.- To zabójstwo było takie nagłe i w ogóle. Twój brat jest jednym z najgroźniejszych przestępców świata!

- A jak zginął Michael Swift?- zapytał trener.

- Poderżnięto mu gardło. James Parker zrobił to na oczach jednego z jego pomocników!

- A zabił go?

- Nie..

Zauważyłam, że trener się nad czymś zastanawiał. Mi pojawiło się w głowie jedno pytanie: czemu oszczędził tego pomocnika? Przecież organizacja taka jak Matsuki, powinna być ostrożna. A oni zostawili przy życiu człowieka, który ich widział. Coś tu nie gra…

- A jak ten atak był przeprowadzony?- kolejne pytanie padło z ust Kevina.

- James zabił pana Swifta, a ten blondyn, chyba miał na imię Leo, odwracał naszą uwagę.

Typowa akcja, ale jakże skuteczna. Oni nie są głupi. Byle jaka sztuczka ich nie załatwi. Czyli jest ich dwóch- mój brat i ten drugi. Mamy przewagę liczebną, ale z naszej drużyny tylko Kakashi ma doświadczenie w takich bitwach. Reszta nie jest jeszcze na poziomie rywali, przez co górują przeciwnicy. To wszystko jest takie pogmatwane! W takiej walce, jaka nas być może czeka, ilość ludzi nie decyduje o wygranej. Chodzi o umiejętności, praktyki i bardzo dobrą ocenę sytuacji oraz współpracę, do nam jeszcze nie do końca wychodzi. Jestem ciekawa, jak oni razem walczą i czy się dogadują. Mojego brata czasem było naprawdę trudno zrozumieć. Miał specyficzny charakter, ale posiadał serce, które kochało. Kim jest teraz? Potworem, który wymordował moją rodzinę, a mi zadał cierpienie do końca życia! Normalny człowiek by tego nie zrobił. Może on ma coś z głową? Jest chory psychicznie i w ogóle… Zmienił się z dnia na dzień. Dobę przed tą całą katastrofą normalnie ze mną trenował. Nie widać było u niego żadnych objawów choroby psychicznej, ale nie można tego wykluczyć. Tylko w jaki sposób tak nagle pozbył się uczuć?! Nawet ja po tylu latach ciągle czuję coś więcej niż tylko nienawiść. A on…? Ostatnio walczył ze mną na poważnie i gdyby chciał, to na pewno by mnie zabił. Kiedyś nigdy nie dopuściłby do czegoś takiego. Zawsze stawał w mojej obronie. Raz skręciłam sobie kostkę na treningu z nim, bo źle wykonałam obrót, to potem mnie niósł do domu na barana. Innym razem jakiś chuligan chciał mi zabrać czekoladę, a James natychmiast do mnie podbiegł i przegonił ich. Zjawiał się zawsze wtedy, gdy był potrzebny. Był przy mnie. Gdy byłam ranna lub chora, opiekował się mną, spędzał ze mną wolny czas, mówił mi o różnych rzeczach… Teraz mnie zranił. Dopuścił do tego, bym krwawiła. Kilka lat temu zabił naszych rodziców, więc takie skrzywdzenie mnie nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Pewnie, zabił mamę i tatę, to po co martwić się o głupią, małą siostrę?! Najlepiej sprawiać mi jeszcze większy ból i po prostu mnie olać! Skoro nic już dla niego nie znaczę, to mu tak dokopię, że będzie żałował wszystkiego, co zrobił! Jeżeli mam być jego przeciwniczką, to tak będę trenować, że nie dam mu żadnych szans. Sam tak powiedział, więc zrobię to!

- Zaprowadzę was do hotelu, ale wpierw zobaczycie miejsce zbrodni.- oznajmił nam Arthur.- Jutro dokładniej zobaczycie miejsce zbrodni, ale dziś powinniście tam zajrzeć.

- No normalnie jak w książce, którą ostatnio czytałem!- Peter dostał nagłego olśnienia.

- Przecież ty nie czytasz książek- zdziwił się Kevin.

- Ale akurat ta mnie zaciekawiła. To jest o takim detektywie, co musi rozwiązać sprawę mordercy, ale wszystko mu się komplikuje. Ogląda miejsce zbrodni, przesłuchuje świadków, znów wraca na miejsce przestępstwa i kiedy wydaje mu się, że znalazł winnego, ten podejrzany ginie, a pojawia jakaś kobieta. Ale jeszcze nie doczytałem do końca, więc nie znam zakończenia.

- To dobrze- odezwała się Cindy.- Nie lubię, gdy ktoś mi zdradza zakończenia. A zapowiada się ciekawie, więc może sama przeczytam.

- A to co?- spytał Louis.- Powstał klub moli książkowych?

Nikt nic nie odpowiedział. Arthur zaprowadził nas do wioski, a my szliśmy w ciszy. Czy tak nie mogło być od początku? Cisza… Zawsze uwielbiałam chodzić po lesie. Pamiętam, że gdy byłam mała, to razem z rodzicami i bratem robiliśmy pikniki w czasie wolnym.

 

- Dzieci, wychodzimy!- zawołała mama z dołu.

Wybiegłam ze swojego pokoju i skierowałam się w kierunku przedpokoju. James zakładał buty, tata stał przy drzwiach z kocem w ręku, a mama trzymała kosz z jedzeniem. Wyszliśmy za miasto. Poszliśmy na naszą ulubioną polanę. Była piękna pogoda, świeciło Słońce.. Idealny dzień na piknik. Pociągnęłam brata za rękę i pobiegłam z nim w stronę furtki. Doskonale znałam drogę. Tyle razy już tam byłam.

- Ej, mała, nie ciągnij mnie!- powiedział James i zwolnił.

- Nie jestem mała!- zaprotestowałam i tupnęłam nogą.

- Oj, tak, jasne. Ale duża też nie jesteś!- zaśmiał się i poczochrał mi włosy.

- Jestem!

- Nie jesteś. Zawsze będziesz moją małą siostrzyczką!

- Ale ja już urosłam! Mam siedem lat!

- A ja mam piętnaście.

- Phi- pokazałam mu język.

- Ty mały robaczku!

- Nie jestem robaczkiem!

- Dla mnie jesteś!

- Mamo!- zawołałam.- James mówi, że jestem robaczkiem!

- Ależ córciu, on się tylko z tobą droczy.- powiedziała mama i się ciepło uśmiechnęła.- Jak cię to denerwuje, to powiedz stanowcze ,,mam tego dość!”.

Podeszłam do brata, który szeroko się do mnie uśmiechał. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, nabrałam powietrza i spojrzałam na niego.

- Mam tego dość!

- Czego?- spytał, jakby nie wiedział, o co mi chodzi.

- Dobrze wiesz, czego.

- Ok., zróbmy tak. Jeżeli mnie złapiesz przed polaną, to już cię nie będę nazywał robaczkiem. Ale jeśli nie dasz rady, to zostaniesz robaczkiem przez cały miesiąc, zgoda?

- Ale ty biegasz szybciej!

- Tchórzysz?

- Nie!

- To mnie łap!

Zaczął uciekać, a ja popędziłam za nim. Nie miałam szans go złapać, ale biegłam do samego końca. Gdy dobiegłam to wyznaczonego miejsca, on już tam był. Siedział na kamieniu i patrzył w niebo. Podeszłam do niego, wgramoliłam mu się na kolana i powiedziałam:

- To nie był sprawiedliwy wyścig. Dałbyś mi fory..

- Dawanie fory też nie jest sprawiedliwe.- odpowiedział i spojrzał na mnie.- Jeśli bym ci ciągle odpuszczał, to niczego byś się nie nauczyła. A ty chyba chcesz się uczyć.. robaczku?

- Tak… I nie jestem robaczkiem!

- E-e-e. Umawialiśmy się. Jesteś robaczkiem przez cały miesiąc. I tak zawsze nim będziesz.

Doszli rodzice. Mama rozłożyła koc i wyjęła jedzenie, a tata jej pomagał. Usiadłam między nią a Jamesem i zabraliśmy się za jedzenie. Były owoce, jakieś cukierki, żelki, tosty, woda i chrupki. Po zjedzeniu bawiłam się z bratem w chowanego, a rodzice odpoczywali. Później wszyscy graliśmy w piłkę, aż w końcu trzeba było wracać do domu. Zebraliśmy swoje rzeczy i skierowaliśmy się w stronę domu. Lekko przysypiałam, więc James wziął mnie na barana. Oparłam się o jego plecy, a ręce założyłam mu na szyję.

Uśmiechnęłam się pod nosem i cieszyłam się, że mam takiego fajnego brata. Nie byłam świadoma, że za kilka lat to wszystko się zmieni.

Kiedy dochodziliśmy do domu, ja już spałam. Ostrożnie zaniósł mnie do pokoju i przykrył kołdrą. Był opiekuńczy. Przy nim czułam się bezpiecznie. Wiedziałam, że gdy mnie niósł, trzymał mnie mocno, bym przypadkiem nie spadła. Wtedy mu bezgranicznie ufałam. Wiedziałam, że mnie nie zawiedzie. Już nie raz mnie niósł albo kładł do łóżka. Czasami po treningu byłam strasznie zmęczona lub się skaleczyłam, ale on zawsze był przy mnie. Zawsze zastanawiałam się, co robi na misjach. Potem mi to opowiadał, a ja słuchałam zafascynowana.

 

Arthur zaprowadził nas do hotelu, gdzie mieliśmy już wynajęte pokoje. Ja dzieliłam swój z Natalie, Cindy z Amelie, Louis, Kevin i Peter byli w jednym, a Kakashi był sam. Po rozpakowaniu się, poszliśmy na miejsce zbrodni. Był to gabinet Michaela Swifta. Na podłodze były widoczne ślady krwi oraz obrysowany zarys postaci, która na niej leżała.

- To naprawdę był okropny widok.- odezwał się Arthur.- Jestem wojownikiem i w ogóle.. Niby jestem przyzwyczajony do widoku śmierci innych, ale ta scena przyprawiała mnie o mdłości.

- Twój brat rzeczywiście jest bezwzględnym zabójcą- szepnął Louis.

- Zamknij się- syknęłam w jego stronę.

Jak na ślady po poderżnięciu gardła, to nie było za wiele krwi. Owszem, była jedna duża plama, a wokół niej kilka mniejszych, ale to i tak mało. Czyżby James ma już aż taką wprawę? Nawet nie chcę wiedzieć, ile osób zabił w ciągu tych kilku lat. Tacy mordercy to chyba jakiś chory psychicznie psychopaci. Kto i po co zabijałby dla przyjemności i to aż tyle razy?! Są dwie możliwe opcje: albo ktoś nie ma serca, albo ma coś z głową. Nie wiem tylko, do której grupy należy mój brat.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • MarciaA 29.05.2015
    Czemu ci tak mało osób ocenia i czyta?!?!? TO JEST GENIALNE!
  • MaraJ 07.06.2015
    To już przesada! XD Każdy ma swój styl i czyta to, co go interesuje ;) Nie dodaję tych opowiadań dla jakiejś specjalnie dużej liczby komentarzy, ale dla siebie. DObrze usłyszeć opinie innych, bo wtedy wiem, co mogę poprawić :) I chcę się sprawdzić i przy okazji poczyatć inne wspaniałości :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania