Poprzednie częściWłaśnie po to żyję- Prolog

Właśnie po to żyję- Rozdział 8

Cisza. Nic. Żadnego hałasu. Nawet śpiewu ptaków. Rozglądaliśmy się uważnie, ale niczego nie mogliśmy dojrzeć. Nagle Kakashi zatrzymał się i nakazał nam zrobić to samo.

- Co się stało?- spytał Peter.

- Widzicie te linki na ziemi?- trener wskazał nam nici.- To pułapka. Przejdźcie obok tego ostrożnie i nie nadepnijcie na to. Za mną.

Szliśmy gęsiego, uważnie patrzyliśmy pod nogi, ale oczywiście musiało się coś stać. COŚ. Mianowicie Peter ( jak to Peter) zrobił z siebie pajaca. Zaczął się wygłupiać, udawał, że chodzi po linie, aż w końcu stracił równowagę. Próbował się czegoś złapać, ale tylko Kevin był pod ręką. Przytrzymał się jego ręki, ale ten był w zbyt dużym szoku i nie zdążył zareagować. Obaj upadli, a my wstrzymaliśmy oddech.

- CO ty znowu wyrabiasz?!- krzyknął zdenerwowany Watson.

Tuż po tym obok nich wylądował nóż. Spojrzeli się na swoje nogi, po czym natychmiastowo się podnieśli i zaczęli uciekać. Kiedy ruszyliśmy za nimi, zaczęło spadać mnóstwo scyzoryków. Cudem ich unikaliśmy. Jedynie Louis został zajechany w łydkę i upadł na ziemię, sycząc z bólu. Błyskawicznie się odwróciłam i odbiłam nóż, który leciał w jego stronę. Kakashi pomógł mu wstać i po chwili byliśmy już bezpieczni.

- Było blisko- odetchnął ranny.

- Myślę, że już o nas wiedzą- powiedział trener.- Amelie, opatrz mu nogę.

Kilka minut później Peter i Kevin już się kłócili, a Amelie kończyła bandażować łydkę Louisa.

- Możesz chodzić?- spytała.

- Taa… Tylko trochę piecze. Za chwilę mi przejdzie.

- Powinieneś tu zostać.- sensei spojrzał na niego z powagą.

- Ale ja jestem zdrowy! Mogę chodzić!

Spróbował wstać, ale gdy stanął na nogi, wykrzywił twarz w lekkim grymasie bólu.

- Widzi mistrz? Prawie nie boli.

- Amelie z tobą zostanie.

- Ale dlaczego?!

- Tak postanowiłem. To rozkaz. Reszta idzie dalej. Najlepiej będzie, jak ty i Amelie wrócicie do hotelu.

- Tak jest- nasza pielęgniarka zarzuciła sobie na szyję rękę kolegi, po czym zaczęła z nim wracać w stronę wioski.

- Znowu nawaliłeś- mruknął Kevin w stronę Petera.

- Najzwyczajniej w świecie straciłem równowagę!- odpowiedział blondyn z lekkim poirytowaniem w głosie.

- Gdybyś nie robił z siebie jeszcze większego klauna, to nic by się nie stało!

- Czy ty sugerujesz, że ja już jestem klaunem?!

- A jak myślisz?

- Sam nim jesteś.

- Ja nie robię z siebie pośmiewiska i nie jestem łamagą!

- Cisza!- przerwał Kakashi.- Macie się natychmiast uspokoić. Peter, Kevin ma trochę racji. Na misjach nie wolno tak kozaczyć. Sam widzisz, jak to się może skończyć.

- Ale to było niechcący..

- Następnym razem po prostu idź normalnie. Ruszamy dalej!

Widziałam, że Peter się lekko naburmuszył, ale przeszło mu po kilku minutach. Jednak przez pewien czas nie odzywał się do Kevina, ale może to i lepiej. Przynajmniej będzie trochę spokoju. Skoro bandyci i tak już o nas prawdopodobnie wiedzą, to należy zachować wszelką ostrożność. To się szczególnie tyczy naszego krzykacza. Nie rozumiem, jak można być takim fajtłapą. I żeby robić z siebie takiego pajaca? Ja bym w życiu tak nie robiła. Co by inni o mnie pomyśleli?

- Zrobimy krótki postój- oznajmił Kakashi po trzech godzinach marszu.

- Wreszcie.- mruknął Peter i usiadł na kamieniu.- Głodny jestem.

Wyjęliśmy z plecaków prowiant i zaczęliśmy jeść. Chwila odpoczynku dobrze nam zrobi.

- Jest ich tylko trzech- odezwała się nagle Cindy.- Raczej nie będą trudnym zadaniem, nie?

- Nigdy nie ignoruj przeciwnika.- powiedział Kakashi.- Nawet, jeśli myślisz, że on jest słaby, musisz go docenić. Nie można niedoceniać rywali. To jedna z głównych zasad.

Dziewczyna zrobiła głupią minę, ale szybko jej przeszło. Nas jest łącznie sześcioro, więc na dwie osoby przypada jeden przeciwnik. To nie powinno być problemem, zakładając, że nie mają niczego w zanadrzu. Jeśli jednak coś posiadają, to trzeba spokojnie wszystko przemyśleć. Jak może się zabezpieczyć taka trójka bandytów?

Ruszyliśmy dalej. Wokół były same drzewa. I żadnych ptaków. Jedyne, co widzieliśmy, to spory zaskroniec. Natalie się lekko wzdrygnęła, ale gad szybko uciekł.

- Ile można tak łazić?- pytał na głos Peter, ale nikt mu nie odpowiedział.

Nagle zobaczyliśmy całkiem sporą jaskinię. Kakashi kazał nam być cicho i iść za nim. Podeszliśmy bliżej, ale niczego nie słyszeliśmy. Weszliśmy do środka. Korytarz był długi i z każdym krokiem było coraz ciemniej. W oddali zobaczyliśmy jasne światło. Podeszliśmy bliżej i zobaczyliśmy pochodnie. Kilka minut później trafiliśmy do groty o sporych rozmiarach. Była tam przepaść, którą można było przejść tylko jednym sposobem- mostem, który zbudowany był z drewnianych belek.

Pierwszy poszedł trener, potem Cindy, Natalie, ja, Kevin i Peter. Kiedy przeszły trzy pierwsze osoby, most nagle zerwał się i reszta nie zdążyła przejść.

- Co to ma być?!- zdziwił się blondyn.

- Taki mieliśmy plan.- rozległ się obcy głos, a po chwili naszym oczom ukazała się trójka mężczyzn.

,,Ci ze zdjęć”, pomyślałam.

- I wszystko się udało.- powiedział ten z wąsami.- Rozdzieliliśmy was. Tak będzie łatwiej was pokonać.

Jak na takich złodziejaszków, to są całkiem sprytni. Odnoszę jednak wrażenie, że nas nie doceniają. I to jest ich największy błąd. Najpierw zajęli się nami. Pewnie uznali, że dzieciaki bez senseia są bezużyteczne i nie potrafią walczyć. Już ja im dokopię…

Pierwszy rzucił się do walki Peter. Każdy z nas miał po jednym przeciwniku. Mi się trafił ten z tą durną fryzurą. Mam ochotę wyrwać mu te włosy. Do tego ten jego głupi uśmieszek… Zaraz będzie leżał rozpłaszczony pod ścianą! Atakowaliśmy, ale widać było, że oni nie są amatorami. Znali całkiem dobre ruchy. Mój przeciwnik był, że tak powiem, spory. Miał silne ręce i szeroką klatkę piersiową. Jednak szybko znalazłam jego słaby punkt. Był wolny. Musiał utrzymać na nogach cały ciężar swojego ciała, więc jego ruchy były powolne. Najpierw trafiłam go w plecy, potem w brzuch, nogi i znów plecy. Upadł na ziemię, a ja przywaliłam mu w kark, przez co stracił przytomność. Wygrałam.

Kevin walczył z tym, co ma bliznę przy lewym oku i czarną chustkę na głowie. Był on całkiem niezły w posługiwaniu się niewielkim nożem. Jego ruchy były szybsze od mojego przeciwnika, ale Kevin i tak był lepszy. Zwinnie unikał jego ciosów, a gdy ten zrobił chwilę przerwy na złapanie oddechu, zaatakował. Ostro ciął, drasnął do w przedramię i udo. Mężczyzna padł, a potem dostał od Watsona cios w tył głowy. Stracił przytomność.

Peter też sobie dobrze radził. Naskoczył na plecy przeciwnikowi, a ten próbował go z nich zrzucić. Udało mu się go nawet złapać, a gdy szykował się do zadania ciosu, blondyn wyprostował nogę i kopnął go w nos. Nie czekał ani chwili dłużej. Z pięści walnął go w podbródek, a potem z pół obrotu przyłożył mu nogą w brzuch, na co mężczyzna walnął plecami o ścianę i padł na ziemię.

- Chyba jednak nie jesteś takim wielką ofermą- powiedział Kevin do Petera.

- Oczywiście, że nie jestem!- wykrzyknął oburzony blondyn.- Skąd ci to w ogóle przyszło do tej pustej łepetyny?!

- Podam ci kilka przykładów. Oto one: potknąłeś się na prostej drodze o własne nogi, spadłeś z drabiny, poślizgnąłeś się na kamieniu, na plaży zaryłeś głową w piach… Mogę wyliczać dalej. Ale zaraz… Czy ty powiedziałeś ,,pustej łepetyny”?!

- Ta… Bo co?

- Osz ty..! Jeśli ktoś ma tu pustą mózgownicę, to tylko ty!

- Mówisz tak, bo chcesz się w ten sposób pocieszyć?

- Mówię tak, bo taka jest prawda!

- Akurat! Wyzywam cię! Tu i teraz!

- Dość! Obaj!- krzyknęła Cindy, która nadal była po drugiej stronie przepaści.- Jak do was dojdę, to każdego zdzielę po głowie!!

Peter natychmiast przestał nadawać, a Kevin tylko wzruszył ramionami. Kilka minut później Kakashi, Cindy i Natalie byli już z nami. Sensei zarzucił linę na jakąś twardą skałę i przeskoczył na niej na drugą stronę. Potem zrobiły to dziewczyny. Blondyn skomentował to jednym słowem: ,,małpy”. To się czerwowłosej nie spodobało, bo zaraz mu przywaliła w głowę, mówiąc:

- Ja ci dam małpę, małpo jedna, niedorozwinięta!!

- Ałł… Żartowałem! Sorry!!

Dziewczyna otrzepała ręce i westchnęła. W tym samym czasie Kakashi i Kevin związali bandytów. Wyszliśmy z jaskini. Kilka godzin później dotarliśmy do wioski. Zbirów odstawiliśmy do aresztu, a wcześnie zostali oni obrzuceni pomidorami przez kilku mieszkańców. Wróciliśmy do hotelu, gdzie czekała na nas Amelie i Louis.

- I ominęła mnie cała zabawa…- marudził chłopak.- To niesprawiedliwe!

- Jak twoja noga?- spytał trener.

- Już lepiej. Prawie nie boli.

- Jutro wyruszamy. Macie czas wolny, ale powinniście się wyspać. Wróćcie na wieczór.

Cindy namawiała mnie na to, bym poszła z nią na zakupy, ale w końcu wyciągnęła Natalie. Amelie wolała zostać i poczytać książkę. Chłopcy wyszli na coś do jedzenia, Kakashi gdzieś zniknął, a ja postanowiłam się przejść.

Idąc ulicami miasta rozmyślałam nad misją i nad spotkaniem z bratem. Poczułam się dziwnie. Byłam taka wściekła, że mogłabym przywalić dowolnej osobie, która by mnie choć trochę wkurzyła. Po tym, co usłyszałam od Jamesa, czuję w sobie jeszcze większą nienawiść. Nienawidzę go z całego serca. A tak łatwo dałam się pokonać… Ledwo udało mi się go drasnąć. Zmęczyłam się dużo bardziej od niego, a on wykonywał mniej ruchów. Co ja robiłam przez te lata, skoro nadal nie jestem z nim na równi?! Ćwiczyłam, trenowałam, godzinami wykonywałam przeróżne ćwiczenia, uczyłam się stylu i sposobu walki… Po co? By teraz tak przegrać? Przy następnym spotkaniu dam z siebie wszystko! Będę walczyć sto razy lepiej! Ale co mogę jeszcze zrobić, aby się wzmocnić? Może poproszę trenera o dodatkowe zajęcia? Albo zamiast wyjść z drużyną będę trenować. Nie dam się tak łatwo pokonać!

Uśmiechnęłam się pod nosem. Mam w życiu jeden główny cel- śmierć brata i jednoczesna zemsta na nim. To aż tak wiele? Nie obchodzi mnie, co sobie pomyślą inni. Jestem ostatnią ze swojego rodu i nie chcę tego jeszcze bardziej splamić! Zdrada brata wystarczająco zhańbiła honor mojej rodziny. Może choć trochę uda mi się go naprawić…

Wróciłam do domu. Ciocia czytała gazetę, ale rzuciła mi łaskawe spojrzenie, gdy pojawiłam się w salonie. Włączyłam telewizor. Leciał jakiś teleturniej. Nie byłam nim do końca zainteresowana, ale niektóre pytania były naprawdę ciekawe. Zauważyłam też, że ciocia się na mnie dziwnie patrzy. Z lekkim przerażeniem i … współczuciem?

- O co ci chodzi?- nie wytrzymałam i spojrzałam na nią.

- A nic, nic…- udawała, że czyta.

- Przecież widzę! Patrzysz się na mnie od kilku minut!

- A bo… Jestem ciekawa, jak twoja misja?

- A od kiedy tak nagle zainteresowałaś się tym, co robię?- byłam pewna, że nie o to jej chodziło.

- Nie mów tak! W końcu jesteś pod moją opieką!

- To powiedz, o co chodzi!

- Już zadałam ci pytanie.

- Jak już musisz wiedzieć, to dobrze. Nie była specjalnie trudna.

Pominęłam spotkanie z bratem. Nie chcę, by wiedziały o tym osoby spoza mojej grupy. Zaraz! Nie powiedziałam tego Peterowi! Reszta się pewnie domyśli, ale nie ten idiota! Spojrzałam na zegarek- 20:38. Nie ma sensu do niego iść. Jeśli i tak już wygadał, to jutro inni będą widzieli. Westchnęłam i powlokłam się do swojego pokoju. Dlaczego ciocia tak dziwnie na mnie patrzyła?....

Następnego dnia była deszczowa pogoda. Zbierało się na deszcz, ale nie padało. Poszłam na trening. Zauważyłam, że ludzie dziwnie się na mnie gapią… Jak wczoraj ciocia. Na początku to ignorowałam, ale z każdym krokiem to było coraz bardziej irytujące. Gdy tylko spoglądałam na ludzi, oni uciekali wzrokiem lub udawali, że rozmawiają. Peter już to zdążył wypaplać?! Nawet nie minęła pełna doba!

Skierowałam się szybko na naszą polanę, gdzie byli już wszyscy. O dziwo Kakashi też. Patrzyli na mnie smutno, ale zachowywali się w miarę normalnie. W MIARĘ. Bo rzucanie mi co jakiś czas współczujących wspomnień nie jest normalne. Zwłaszcza, że ja nie wiem, o co chodzi!!

- O co wam wszystkim chodzi?!- nie wytrzymałam. Po dwóch godzinach miałam tego dość.

- Nam?- spytał Louis.- Nam o nic nie chodzi.

- Przecież nie jestem ślepa! Ciągle się na mnie gapicie! Zapytam tylko raz: czy coś się stało?

Milczeli. Patrzyli wszędzie, tylko nie na mnie. Jedynie Kakashi nie wyglądał na zdenerwowanego. Cindy skubała swoje paznokcie ( a to zdarza się jej tylko wtedy, gdy naprawdę się czymś denerwuje), Peter lekko pogwizdywał, Natalie nawijała na palce końcówki swoich włosów, Amelie patrzyła w ziemię, Kevin patrzył na głaz, który znajdował się kilkanaście metrów od nas, Louis przeczesywał ręką włosy, a trener czytał książkę.

- Zadałam pytanie!- przerwałam ciszę trwającą od kilku minut.

Znowu milczeli. Byłam coraz bardziej wkurzona. Oni coś wiedzą, jestem tego pewna! Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i czekałam. Pięć minut. Dziesięć minut. Kwadrans.

- Wy mnie totalnie ignorujecie!!- wydarłam się.

- Nie, to nie tak…- wyszeptał Peter.

- A jak?!

Już się nie odezwał.

- A jak?!- powtórzyłam swoje pytanie.- Dlaczego mi nie odpowiadacie?! Kakashi! Jesteś dorosły! O co chodzi?!

- Idziemy do burmistrza- oznajmił trener, po czym schował swoją książkę.

- A moje pytanie?

- Tam poznasz odpowiedź.

To ,,wyjaśnienie” niewiele mi wyjaśniło. Nie szliśmy szybko. Znaczy oni się wlekli, a ja ich cały czas poganiałam. Po drodze mijałam te dziwne spojrzenia, a na dodatek słyszłam szepty ludzi.

,,Biedne dziecko…”

,, Taka tragedia.”

,, Co to się z nimi wszystkimi porobiło?”

,, Jak ona to zniesie? Czy to nie będzie dla niej za dużo?”

,,Ostatnio tyle przeszła..”

Rzuciłam się na Petera i szarpnęłam go za kołnierz bluzy.

- Musiałeś się wygadać, co?! Nie mogłeś trzymać języka za zębami?!

- Ale Emma… Ja nie…

- Emma, puść go- Kakashi położył mi rękę na ramieniu.- Zaraz się wszystkiego dowiesz.

- I to z powodu tej prawdy wszyscy się na mnie tak dziwnie gapią?!- wyrwałam mu się.

Obróciłam się i ujrzałam dwie znajome twarze: Jake’a i Caroline. Jeszcze jej mi tu brakowało! Ku mojemu zdumieni, nawet mnie nie zaczepiła. Chciała coś powiedzieć, ale zaraz zamknęła usta. Rzuciła mi tylko smutne spojrzenie i blado się uśmiechnęła. Ona się do mnie uśmiechnęła?! To znaczy, że jest naprawdę źle i wydarzyło się coś poważnego!

Do gabinetu burmistrza prawie wbiegłam.

- O co tu chodzi?!- spytałam na wstępie. Żadnego ,,Dzień dobry”, ,,Czy mógłby pan mi powiedzieć…”.

Weszła reszta mojej drużyny. Stanęliśmy w jednym szeregu.

- Emmo- zaczął.- To, co zaraz usłyszysz, może być dla ciebie bolesne.- wziął głęboki wdech.- Dowiedziałem się już, że walczyłaś ze swoim bratem.- rzuciłam mordercze spojrzenie Peterowi, na co ten się trochę skulił.- I to właśnie o niego mi chodzi. Otóż zamordował on ostatnio pewnego człowieka- Michaela Swifta.

- C-Co?- wyjąkałam.- Przecież… Ja ostatnio… Walczyłam… Kiedy?

- Dzień przed tym, jak go spotkałaś. Jak wiesz, jest on teraz poszukiwanym przestępcą najwyższe rangi. Trzeba go pojmać i później osądzić.

- To jest nasza misja?- wtrącił blondyn.- Złapanie go?

- Nie. Na to nie macie jeszcze takiego doświadczenia i umiejętności. Rozejrzycie się po miejscu zbrodni i spróbujecie znaleźć jakieś ślady. I jeśli on by tam był, to z nim nie walczcie! I jeszcze jedno: Emma na czas tej misji zostanie w mieście.

- Czemu?- wykrzyknęłam.

- Widziałem, jak zareagowałaś, gdy dowiedziałaś się o tym zabójstwie. Jeżeli byście spotkali Jamesa Parkera, to mogłoby się źle skończyć. Szczególnie dla ciebie. Po ostatniej walce z nim powinnaś też trochę wypocząć. To dla twojego dobra.

- Ale ja… Ja… Ja chcę iść! Nie ważne, czy go spotkamy, czy nie! Muszę się o nim więcej dowiedzieć.

- To nie jest zwyczajny człowiek! Ktoś, kto należy do Matsuki, ma na koncie wiele strasznych przestępstw, o których nawet trudno sobie wyobrazić! Twój brat to przestępca najwyższej rangi! Ciesz się, że się wtedy nie zabił! Zostajesz w wiosce i to moje ostatnie słowo!

Nie mogłam z siebie wydusić żadnego słowa. Reszta drużyny patrzyła na mnie ze współczuciem. Kakashi tylko położył mi rękę na ramieniu i chciał coś powiedzieć, ale zdjęłam jego dłoń.

- Zostawcie mnie!- wybiegłam z gabinetu i nie zważając na ludzi, biegłam w swoją stronę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Prue 16.05.2015
    Masz bardzo prosty i lekki styl. Opowiadanie jest ciekawe, masz ładne dialogi. Dam 5
  • MarciaA 29.05.2015
    Zgadzam się z Prue :) zasłużone 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania