Poprzednie częściWłaśnie po to żyję- Prolog

Właśnie po to żyję- Rozdział 7

Patrzyłam na niego, a on obserwował mnie. Lekko zadrżałam. Przypomniałam sobie ten dzień, gdy zobaczyłam ich martwych. Od razu się we mnie zagotowało. Zacisnęłam pięści, po czym ruszyłam do ataku.

- Jak zawsze niecierpliwa- westchnął James. Nawet nie stanął w pozycji obronnej.

- Jak zawsze pewny siebie!

Rzuciłam w niego dwoma nożami, ale z łatwością je odbił. Skoczyłam i chciałam zaatakować go z góry. Kiedy już miałam trafić jego twarz, schylił się, w wyniku czego wylądowałam na ziemi. Błyskawicznie się odwróciłam, a James akurat szykował się do zadania ciosu. Odskoczyłam w bok, a on w tym czasie rzucił sztyletem w moją stronę. Odchyliłam głowę i zasłoniłam ją rękoma, przez co nożyk trafił w moje ramię i je rozcięło. To nie była poważna rana, ale trochę szczypała. Syknęłam z bólu i spojrzałam na nią. Krew ciekła mi po ręku, a ja nie miałam przy sobie żadnego bandażu. Po prostu pięknie! Nie mogę nadwyrężać tej kończyny. Na szczęście jestem praworęczna, więc dalej mogę walczyć.

- Oj, boli?- zadrwił ze mnie.

- Zaraz ciebie zaboli- warknęłam.

Znów ruszyłam do ataku. Rzuciłam w niego czterema nożami pod rząd, a kiedy robił unik, zaatakowałam. Szybko wziął do ręki gruby patyk i się nim zasłonił. Odskoczyłam, ale po chwili znowu się na niego rzuciłam. Słychać było dźwięk uderzanych o siebie metali i odgłosy walki. Nie odpuszczałam, lecz wiedziałam, że na chwilę obecną nie mam z nim szans. Nawet nie udało mi się go drasnąć. Nie miał żadnej rany. Tylko go raz kopnęłam, ale nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Przynajmniej tak mi się zdawało, bo w ogóle nie zareagował.

- Całkiem, całkiem, siostrzyczko.- skomentował i chytrze się uśmiechnął.- Ale i tak musisz jeszcze ćwiczyć. Na tym poziomie nie dasz mi rady.

Wiem, że nie wygram, ale i tak się nie poddam! Może nastąpi cud? Może on się potknie o jakiś kamień? Co ja gadam?! Liczę na to, że taki ZABÓJCA potknie się o jakiś durny kamyczek?! Wygaduję jakieś głupoty.

Wzięłam nóż do ręki i spojrzałam na niego.

- Przynajmniej mam motywację by ćwiczyć!- krzyknęłam.

- Jesteś ranna, masz mnóstwo zadrapań i siniaków, wiesz, że nie masz ze mną szans, a i tak walczysz. Godne podziwu. Nie wiem tylko, czy jesteś tak głupia, czy odważna. Podejrzewam, że jedno i drugie, bo wszyscy w naszej rodzinie byli odważni i uparci. Widać, że w twoich żyłach płynie krew Parkerów.

- I jestem z tego dumna!

- Ta… Interesujące- ziewnął.

- Jak śmiesz…?!

Nie będzie mnie obrażał! Nie ma takiej opcji! Ponownie go zaatakowałam i na początku nawet mi wychodziło, ale w pewnej chwili mocno mnie kopnął i wylądowałam na drzewie, które stało kilka metrów za mną. Złapałam się za bolący brzuch. Zacisnęłam zęby, pięści i przeszyłam brata morderczym spojrzeniem, co niestety nie zrobiło na nim żadnego wrażenia.

- Mówiłem ci.- powiedział i schował nóż.- Nie jesteś na moim poziomie.

- I tak cię kiedyś zabiję- wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

- Jeżeli chcesz to zrobić- kucnął przede mną i złapał mój podbródek.- To musisz się jeszcze wiele nauczyć.

Chwilę byliśmy w takiej pozycji, po czym mnie puścił i zaczął odchodzić.

- A ty gdzie?!- krzyknęłam.

- I tak już nie dasz rady walczyć. Poza tym zobaczyłem, co umiesz. Jak na swój wiek, to masz wysoki poziom. Ale wiedz, że ja miałem wyższy. Kiedyś staniesz się trudną dla mnie przeciwniczką. Wiem to. Do zobaczenia, moja mała siostrzyczko.

Zauważyłam, że lekko się uśmiechnął. Ma zamiar ze mnie kpić?! Spróbowałam się podnieść, ale nie dałam rady. Ból brzucha był zbyt silny.

- A, jeszcze jedno- obejrzał się przez ramię.- Radziłbym ci trochę odpocząć. Jeśli chcesz dokonać na mnie zemsty, nie możesz ciągle siedzieć w szpitalu.

Miał rację. Znowu miał rację. Reszta drużyny na pewno się o mnie martwi, a ja nie mogę się ruszać! Jak mam ich niby dogonić?! James już poszedł, a ja zostałam sama na polanie. Musiałam czekać, aż ból trochę osłabnie. Innego wyjścia nie miałam. W takim stanie nie dam rady zrobić kilku kroków, a o przejściu kilku kilometrów to już w ogóle nie myślę. Oparłam się o pień drzewa i zapatrzyłam się w niebo. Rozmyślałam nad walką z Jamesem. Dlaczego życie jest dla mnie tak okrutne?! Co ja takiego zrobiłam?! Za co ja?! Czy jestem aż tak słaba?! Ćwiczyłam tyle lat, przez tak długi czas męczyłam się na treningach, a teraz mój brat pokonał mnie z łatwością! Co robię nie tak?! Czy te lata uczenia się poszły na marne?! Czy w takim tempie go kiedyś pokonam?! Innej opcji nie ma. Nawet, jeśli zabicie go miałoby być moją ostatnią rzeczą na tym świcie, zrobię to! Nigdy nie odpuszczę! Mimowolnie z moich oczu popłynęły pojedyncze łzy. Dawno nie płakałam. Od śmierci rodziców stałam się zimna i obojętna. Dopiero przyjaciele zaczęli mnie powoli zmieniać. Nie sądziłam, że teraz tak po prostu będę beczeć z powodu przegranej walki. Ale moim przeciwnikiem nie był zwyczajny wojownik, ale James Parker- mężczyzna, który jest moim bratem i wymordował całą wioskę. Cudownie. Niedawno przydzielono mnie do drużyny piątej, naszym nauczycielem jest Kakashi Horan, a ja już walczyłam z NIM i… przegrałam. Co ja sobie wyobrażałam?! Że pokonam takiego człowieka przy pierwszym spotkaniu? On zabił tylu ludzi… Jest zwykłym przestępcą, w dodatku takim najwyższej rangi. Każdy o nim słyszał. I każdy wie, że przetrwałam tylko ja. Można powiedzieć, że jestem sławna. Ale taka ,,sława” wcale mi nie odpowiada. Ludzie kojarzą mnie tylko ze względu na tamto wydarzenie. Jednak oddałabym wszystko, by móc cofnąć czas i zapobiec tej katastrofie. Jak to możliwe, że z dnia na dzień mój brat się tak zmienił. Kilka godzin przed tym strasznym zajściem, odprowadził mnie do szkoły, a potem pokazał, jak najlepiej rzucić nożem do wysokiego celu. Wtedy wyśmiałabym osobę, która powiedziałaby, że James stanie się mordercą. Teraz to tylko okrutna rzeczywistość.

Przymykałam oczy. Walka mnie wyczerpała. Nie wiem, jak długo już tak siedziałam, ale nadal nie miałam siły wstać. Ból brzucha już właściwie minął, gorzej z moją energią. Spróbowałam wstać i zrobiłam kilka kroków. Podparłam się o stojące obok drzewo.

,,Nie dam rady ich dogonić”

Przeszłam kilka metrów i usiadłam na kamieniu. Nagle usłyszała łam, jak ktoś mnie woła.

- Emma! Emma! Gdzie jesteś?!

Bez problemu rozpoznałam głosy swoich towarzyszy.

- Tutaj!- krzyknęłam na tyle głośno, na ile było mnie stać.

Kilkanaście sekund później wszystkich zobaczyłam. Na twarzach mieli wyraźną ulgę.

- Gdzieś ty była?!- krzyknęła Cindy.- I co ci się stało?!- pokazała na moje rozcięte ramię, zadrapania i siniaki.

- No najpierw byłam na cmentarzu, a potem tu.

- Ale czemu?!

- Ja.. Miałam coś do załatwienia.

- Ech, dziewczyno, ty zawsze musisz być taka tajemnicza?- Amelie zaczęła bandażować moją rękę.

Nie odpowiedziałam. I tak będę musiała powiedzieć o tym trenerowi. Kiedy bandaż był już założony, powoli wstałam. Zrobiłam kilka kroków i upadłabym, gdyby Kevin mnie nie podtrzymał.

- Jesteś zmęczona- stwierdził Kakashi.- Będę cię niósł.

- Nie trzeba. Dam radę.

- Bez dyskusji.

Wziął mnie na plecy, trzymał za nogi, a ja oplotłam ręce wokół, jego szyi. Oparłam się o jego plecy i milczałam.

- Coś ty taka przybita?- spytał Peter.- I dlaczego jesteś taka poraniona?

- Daj mi spokój.- mruknęłam i odwróciłam głowę w drugą stronę.

- Nie. Powiedz, co się stało- znalazł się przy drugim boku senseia i wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem.

- Emma, jeśli chcesz mieć z nim spokój, to wyduś to z siebie.- Cindy położyła mi rękę na ramieniu.

Pozostała nam jeszcze długa droga, a ja wolałam nie słuchać przez cały czas ich narzekań. Co mi pozostało? Liczyć na to, że się uciszą albo powiedzieć im prawdę. Myślę, że prędzej czy później ona i tak wyjdzie na jaw, a wtedy oni mieliby do mnie jeszcze większe pretensje. Westchnęłam.

- Walczyłam ze swoim bratem- powiedziałam.

Kakashi natychmiastowo się zatrzymał, reszta zrobiła to samo. Spojrzeli na mnie z przerażeniem i zdziwieniem.

- Jak to z nim walczyłaś?!- krzyknęła Amelie po kilku sekundach.

- No zwyczajnie. Tyle tylko, że przegrałam.

- Ty.. Ty specjalnie tam poszłaś?- zapytała Natalie.- Wiedziałaś o tym?

- Nie. Zaskoczył mnie. Nie daruję mu! Nie będzie mnie obrażał! To, że mu jeszcze nie dorównuję, nie znaczy, iż jestem słabeuszem!

- On jest naprawdę silny. Mało kto by z nim wygrał.

- Czemu nie chciał cię zabić?- wtrącił Kevin.

- On tego na razie nie chce. Mówi, że kiedyś będę dla niego równą przeciwniczką, ale musze go nienawidzić i ciężko trenować. Chce się ze mną zmierzyć. Na razie tylko sprawdzał moje umiejętności.

- Drań!- podsumował Peter.

- To mało powiedziane- mruknął Louis.

Na tym rozmowa się urwała. Czułam, że ta wiadomość ich mocno zaskoczyła i się o mnie martwili, szczególnie Kakashi. Umiem już o siebie zadbać i nie jestem małym dzieckiem! Nie potrzebuję jakiejś specjalnej troski czy współczucia. Pochodzę z rodziny Parkerów i nie dam się tak łatwo zniechęcić! Rozmyślałam tak przez jeszcze długi czas, aż w końcu zasnęłam. Sama nie wiem kiedy, ale oczy same mi się zamknęły.

- Nie no, w ogóle nie jest zmęczona- usłyszałam tylko słowa Petera, a potem nic już do mnie nie docierało.

Było mi nawet wygodnie. Jakoś nigdy nie byłam specjalnie skłonna do spania podczas podróży. Musiałam być strasznie zmęczona, skoro zdarzyło mi się to pierwszy raz! Jednak wcale mi to nie przeszkadzało. Potrzebowałam odpoczynku. Jedna walka, która wcale nie trwała długo, a jednak bardzo mnie wykończyła. Cóż… Mój przeciwnik jest najgorszym przeciwnikiem, na jakiego mogłam trafić.

,,Nie jesteś na moim poziomie. Jeśli chcesz mnie zabić, musisz mnie nienawidzić z całego serca. Jesteś moją młodszą, głupią siostrzyczką. Och, robaczku, i co zrobisz? Oj, słabo, słabo. I ty zamierzasz mnie pokonać? Jeżeli dałem radę zabić własną rodzinę, to pozostawienie umierającego kompana lub poświęcenie go, nie będzie dla mnie problemem. Zabicie wszystkich byłoby niemożliwe, więc do sporej ilości domów wrzuciłem bomby z tym gazem, a później wioskę podpaliłem. Udawałem takiego brata, jakiego chciałaś mieć”.

Te słowa nie mogły wylecieć z mojej głowy. Przez cały czas udawał? Odkąd pamiętam był przy mnie. Opiekował się mną, zajmował, bawił się ze mną, trenował, karmił, kąpał… A po kilkunastu latach mówi, że tylko udawał?! Spędzał ze mną tak dużo czasu, a potem co?! I on się przez te lata uważał za mojego brata?! A ja mu kiedyś tak ufałam… Nagle zobaczyłam płonącą wioskę i JEGO. Patrzył na mnie z wyższością i mówił: ,,Moja mała, głupia siostrzyczko… Nie pokonasz mnie, jeśli nie staniesz się silniejsza”.

Natychmiastowo otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Przez kilka sekund miałam przyspieszony oddech.

- Wszystko Ok.?- spytał Peter.

- Taa..- odparłam .

On, Kakashi i Amelie usiedli na moim łóżku. Zaraz.. Na łóżku?!

- Gdzie jesteśmy?- zapytałam i zaczęłam bacznie rozglądać się po pokoju.

- W hotelu.- odpowiedział trener i podał mi szklankę wody.- Napij się. Jak się czujesz?

- Dobrze. Długo spałam?

- Prawie piętnaście godzin- odparł szybko Peter.- Śpioch z ciebie!- szeroko się uśmiechnął.

- Ty weź się już zamknij i mnie nie dobijaj.- mruknęłam i wypiłam wodę.

- Zbieramy się- oznajmił Kakashi.- Trzeba ruszać w dalszą drogę. Oprychy same się nie złapią. Najpierw śniadanie.

Wstał i palcem wskazał nam stół z kanapkami. Podeszliśmy do niego i zaczęliśmy jeść. Kanapki, mleko z płatkami zbożowymi i woda. Niby nic specjalnego, ale się pożywiliśmy. Dwie godziny później byliśmy już w Wiosce Liścia. Tera wystarczy tylko złapać złodziei i będziemy mogli wrócić do naszego miasta.

- To gdzie zaczynamy poszukiwania?- spytał Louis.

- W barze- odpowiedział Kakashi.- Tam zawsze ktoś coś wie.

- Ale my jesteśmy za młodzi!

- Wiem. I dlatego popytacie w pobliskich sklepach i restauracjach, a za godzinę spotkamy się tutaj.

Nie czekał na naszą odpowiedź, tylko wszedł do baru. Spojrzeliśmy na siebie.

- Proponuję taką wersję- odezwała się Cindy.- Będą dwie drużyny: dziewczęca i chłopięca. Pójdziemy w różne strony i po sprawie.

Chłopaki postanowili zacząć od ulicznych przechodniów, a my poszłyśmy do apteki. Przy okazji Amelie kupiła trochę bandaży, plastrów, tabletek na bóle i wodę utlenioną. Kiedy za wszystko płaciła, pokazała zdjęcia zbójów i spytała:

- Kojarzy ich pani?

Ekspedientka chwilę patrzyła na zdjęcia, po czym powiedziała:

- Oczywiście. Ten z blizną to ich szef. Ma ksywę ,,Boss”. Dwaj pozostali wykonują jego rozkazy. Ostatnio okradli sklep spożywczy, a wcześniej kilkunastu mieszkańców. Ostatnio sytuacja naszej wioski znacznie się pogorszyła.

- A wie pani, gdzie mają kryjówkę?

- Nie. Znaczy… Po każdym napadzie biegną do gęstego lasu za wioską. To prawdopodobnie gdzieś tam. Nikt tam jeszcze nie dotarł. Ktoś kiedyś próbował, ale nie wrócił żywy. Od tamtego czasu już żaden mieszkaniec nie próbuje.

- Dziękujemy. Do widzenia.

- A bo to wy jesteście tymi dzieciakami z miasta? Bądźcie ostrożni! Z nimi nie ma żartów!

- Dziękujemy, będziemy uważać.

Wyszłyśmy z apteki i skierowałyśmy się pod bar, gdzie mieliśmy się spotkać z resztą za czterdzieści minut.

- Szybko poszło- mruknęłam.

- To gdzie idziemy?- spytała Cindy.

- No pod bar.- odpowiedziała Amelie i spojrzała na zdjęcia bandytów.

- Ale mamy jeszcze pół godziny na pójście do jakiegoś sklepu!

- To pójdziesz, jak wrócimy do naszego miasta.

- No jak możesz… Masz zamiar stać taki kawał czasu pod barem? BAREM?

- Taki rozkaz.

- Ale Kakashi nie wspomniał nic o zakazie robienia innych zakupów.

- Ale..

- Prawda?

- No w sumie…

- Idziemy!

Pociągnęła ją i Natalie za rękawy, a mnie popchnęła do przodu. Znowu się zaczyna. Dlaczego ona nie może z tym poczekać?! W naszym mieście jest mnóstwo przeróżnych sklepów, a teraz ma na zakupy tylko pół godziny. Zanim coś wybierze, trzeba będzie wracać. Jaki jest w tym sens?

- Aa!- pisnęła nagle i puściła dziewczyny.

- Co się stało?- zapytała szybko Natalie.

- Widzisz tę piękną błękitną bluzkę z koroną na klatce piersiowej?! Muszę ją mieć!

- Zaczyna się…- mruknęłam.

Kiedy już miała wchodzić do sklepu, zatrzymały ją głosy chłopaków.

- Ej! Dziewczyny! Czas wracać!

- Ale..Ale…- zaczęła Cindy.- Moja bluzka… Ona na mnie czeka… Mój rozmiar…

- Idziemy.- powiedziałam stanowczo i ją odciągnęłam od wystawy.

- Moja bluzka!

- Kupisz sobie inną.

- Ale ja chcę tą!

- To kupisz jak będziemy wracać!

Przestała się szarpać, ale ciągle oglądała się na wystawę. Co my z nią mamy… Maniaczka ubrań… Dotarliśmy przed bar, gdzie o dziwo był już Kakashi. Wyjątkowo się nie spóźnił.

- Macie coś?- spytał.

Amelie w skrócie opowiedziała mu o tym, co nam przekazała aptekarka.

- Więc dobrze- powiedział, gdy wysłuchał wszystkiego.- Jest jeszcze wcześnie. Idziemy do lasu!

- A planowałem wziąć ciepłą kąpiel..- Peter był zawiedziony.

- Myślałem, że to Cindy będzie narzekać.- wtrącił Lou, ale od razu pożałował swoich słów, bo dostał w ramię od czerwonowłosej.- Ała!

Masował obolałe miejsce, a Cindy prychnęła niby obrażona. Ta dwójka naprawdę dobrze się dogaduje… Ciągle się o coś kłócą i sobie dokuczają. Często słyszę opinie innych ludzi, że oni kiedyś będą parą albo nawzajem się wykończą. Jak coś, to wolę już tę pierwszą wersję.

Dotarliśmy do lasu. Teraz trzeba tylko odnaleźć złodziei. Szkoda, że nie ma z nami Jake’a i Amana. Oni szybko znaleźliby jakiś ślad.

- Uwaga na pułapki- ostrzegł trener.- Prawdopodobnie są zastawione. Bądźcie czujni.

I tropienie się zaczyna. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli łazić tu kilka dni. Jestem też ciekawa, jakie umiejętności mają ci zbóje. Skoro mieszkańcy się ich boją, to mają ku temu powód. Ale jaki? A może po prostu są zastraszani albo doświadczyli kiedyś czegoś podobnego i zwyczajnie nie mają odwagi postawić się? To zadanie nie wydaje się jakoś specjalnie trudne. Ale musze pamiętać o tym, by nie stracić czujności. Każda taka misja wzmacnia moje umiejętności. A każda umiejętność przyda się do przyszłej walki z Jamesem. Jeżeli znów dam się tak łatwo pokonać, to on prędzej padnie ze śmiechu, a nie z mojej ręki. Liczę na to, że ci bandycie będą mieli jakieś umiejętności i będę mogła się wykazać. Peter już coś zaczął paplać, że on im pokaże i że tak im przywali, że odechce im się kraść do końca życia. Zobaczymy, jak sobie poradzi, gdy ich spotkamy. On zawsze najpierw robi, potem myśli. Gada, gada, a potem okazuje się, że przewyższył swoje możliwości i nie zrobił nic. Ech… Moja grupa jest czasem naprawdę irytująca i kłopotliwa. Ale przynajmniej nie jestem w tej samej drużynie co Caroline. To by była masakra. Szczególnie dla niej.

Szliśmy ścieżką od dłuższego czasu. Wydawało się, że wszystko jest w porządku. Ale nie było.

- Jak na las, to strasznie tu mało zwierząt.- zauważył Kevin.- Nie słyszeliśmy nawet jednego ptaka. A o innych zwierzętach to już nie wspomnę. Zauważyliście?

- Tak- potwierdził Kakashi.- I właśnie to mnie najbardziej niepokoi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • NataliaO 23.04.2015
    Niepokojące, fakt. Ciekawe jak to będzie z tą nienawiścią w serduchu ; 5:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania