Poprzednie częściWłaśnie po to żyję- Prolog

Właśnie po to żyję- Rozdział 3

Minął tydzień od poznania naszego trenera. Kakashi stwierdził, że mamy dość spore umiejętności jak na nasz wiek i postara się je jeszcze bardziej rozwinąć. Uważnie obserwował każdego z nas i poznawał nasze talenty. Powiedział, że Amelie i Natalie mają umiejętności do zostania medykiem. Szczególnie Stark. Muszą jeszcze sporo się nauczyć, ale są na dobrej drodze. O mnie sen-sei niewiele mówił. Jakby się o coś bał. Udziela nam wskazówek, pokazuje przydatne ruchy, opowiadał o zachowaniu spokoju podczas walki i o poświęceniach. Prawdziwy wojownik chce doprowadzić akcję do końca, czasem poświęcając siebie lub kogoś z drużyny. Jeżeli jedno życie uratuje kilkaset innych, to obowiązkiem żołnierza jest zakończyć misję. Każda zwłoka może przysporzyć wielu kłopotów. Czasem trudno jest jednak poświęcić przyjaciela. Nie umiem powiedzieć, co bym czuła w takiej sytuacji. Nie jestem taka jak Peter czy Cindy. Oni na pewno by się wahali. Mieliby wątpliwości, a później by płakali. A ja? Jestem inna. Bardziej obojętna, chłodna i poważna. Nie wiem nawet czemu oni mnie lubią. Co bym zrobiła w takiej sytuacji? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

Spojrzałam na nich. Śmiali się i trenowali z zapałem. Tylko Kevin trzymał się lekko z boku, ale przysłuchiwał się ich rozmowom. Tylko ja jestem inna? Watson rozumie mnie choć trochę. Inni z drużyny nie. I nie życzę im, by doświadczyli tego, czego ja doświadczyłam sześć lat temu. Kiedyś byłam inna. Normalna. Śmiałam się, chciałam się bawić, zwyczajnie ze wszystkimi rozmawiałam. A teraz? Kim jestem? Ledwie malusieńką cząstką dawnej siebie. Nie śmieję się, na zabawę w ogóle nie mam ochoty, a moje rozmowy nie są tak otwarte jak kiedyś. Nie prowadzę długich monologów, a kilka lat temu byłam straszną gadułą. Chodziłam z rodzicami i bratem na spacery, miło spędzałam z nimi czas.. Dlaczego to akurat moje życie musiało się tak zawalić? Co ja takiego zrobiłam? I czemu wszystkiemu winien był mój brat?! Byłam tylko małą dziewczynką, a jednego wieczoru straciłam wszystko! To nie jest sprawiedliwe!

Spojrzałam w niebo. Było błękitne. Oderwałam się na chwilę od treningu, co zdarza mi się bardzo rzadko.

- Otwórz się na innych jeszcze bardziej- usłyszałam obok siebie znajom głos.

- To wcale nie jest proste. Zwłaszcza, że nie wiem, czy tego bardzo chcę.

Kakashi spojrzał na mnie i powiedział:

- Każdy potrzebuje wsparcia innych osób. Przyjaciół. Nie jesteś wyjątkiem. Może jeszcze tego nie czujesz, ale bez nich będzie ci trudniej. Myślę, że ich lubisz. A przynajmniej w jakimś stopniu. Nie myśl ciągle o przeszłości. I tak jej nie zmienisz. Otwórz się na innych. Integruj się z nimi.

- Zmieniłam się przez te kilka lat. Nie jestem już małą bezbronną dziewczynką. I nie chcę taka być. Życie nauczyło mnie, żeby być twardą. Strata rodziny to największy ból, jakiego można doświadczyć. Boję się, że inni mnie zdradzą. Że zostawią, jak James.

- Jeżeli zaufasz swoim przyjaciołom, oni cię nigdy nie zostawią.

Poszedł w stronę Natalie, by pokazać jej, co robi źle.

,,Jeżeli zaufasz przyjaciołom, oni cię nigdy nie zostawią”. Ale czy ja jestem na to gotowa? Jestem gotowa komuś zaufać? Spuściłam głowę i powróciłam do treningu.

 

Poszliśmy do biura samego burmistrza- Franka Nilsona. Był on człowiekiem w podeszłym wieku o siwych włosach i trochę widocznym brzuszku. Jego gabinet miał kształt kwadratu i był dość spory. Przy dużym oknie stało szerokie i długie biurko. Pod ścianami znajdywały się regały, na których było mnóstwo książek i dokumentów.

- Witam, burmistrzu Nilson.- przywitał się Kakashi i kazał nam zrobić to samo.

- Witajcie, witajcie- odpowiedział.- Pewnie jesteście ciekawi misji, na jaką was dziś wyślę?

Z szafki biurka wyjął mały kawałek papieru i rzekł:

- Pójdziecie na farmę do tego człowieka i pomożecie mu w kilku zadaniach. Nazywa się Hirtel.

- WIEŚ?!- wykrzyknął Peter.- Jak to farma?! Mieliśmy iść na misję, nie na..

- Kolega chciał powiedzieć- zaczął Louis, tym samym zakrywając usta blondyna ręką- że to spore zaskoczenie i się tego nie spodziewaliśmy. Przepraszamy za jego zachowanie. Peter jest trochę nieogarnięty.

- Ja nieogarnięty?!- Corenowi udało się wydostać z uścisku przyjaciela.- Sam jesteś..

Louisowi pomogła Cindy i oboje zatkali buzię blondynowi, który miał jeszcze sporo do powiedzenia. No normalnie tylko się załamać.. Żeby tak się zachowywać przy burmistrzu.. Ku naszemu zdziwieniu, staruszek nie zaczął krzyczeć, ale.. śmiać się!

- Spokojnie, nic się nie stało- powiedział, gdy atak śmiechu minął.- Nic złego nie zrobił. Ma chłopak poczucie humoru. Peter, tak?- zwrócił się do Corena- Posłuchaj mnie. Każdy żołnierz musi uczyć się pracować w różnych warunkach. Młodzi adepci na początek mają prostsze misje. Dopiero z czasem, gdy ich umiejętności nieco wzrosną, ich zadania staja się trudniejsze. Jak wam dobrze pójdzie, to następna misja będzie wyższej rangi.

Nie sądziłam, że burmistrz taki jest. Widząc go myślałam, że raczej jest poważny, surowy, że skarci Petera.. A tymczasem on się śmiał. I spokojnie wszystko wytłumaczył. Do tej pory widywałam kierownika tylko podczas jakiś ważnych miejskich imprez lub przemówień. Wtedy wyglądał raczej na kogoś, kto nie lubi takich zachowań. Po tej krótkiej wizycie stwierdzam, że jest on zupełnie innym człowiekiem, niż się wydaje.

Mieliśmy niecałą godzinę na spakowanie się i dojście to głównej bramy. Ostatni doszedł Peter. Twierdził, że musiał jeszcze coś zjeść i nie spodziewał się, że Kakashi przyjdzie punktualnie. Szczerze mówiąc, ja też myślałam, że trener się spóźni. Jak widać, na misje przychodzi o określonej godzinie. A nasze spotkania i treningi nie są aż tak ważne, że zawsze przychodzi po czasie?

Farma była całkiem spora. Oprócz domu, w którym mieszkał farmer wraz z rodziną, była stodoła, kurnik, staw, a także długie pole. Rolnik okazał się być miłym mężczyzną po pięćdziesiątce. Jego żona była nieco młodsza od niego. Mieli trójkę dzieci: najstarszy syn miał około dwudziestu pięciu lat i nazywał się William, jego młodszy brat miał osiemnaście, a jego imię to Oscar, a najmłodsza członkini rodziny, Daisy, wyglądała na dziesięć. Do tego były trzy psy, dwa koty, krowy, konie, kury, koguty, owce i osioł. Prawdziwa wieś. Nawet trochę mi przypominała.. mój dawny dom. Tyle że moja wioska była bardziej unowocześniona.

- O, witam!- powiedział radośnie gospodarz.- Tak się cieszę, że już jesteście!

Uściskał nam po kolei ręce, ale chyba niedawno skończył jakąś pracę, bo były brudne. Oprowadził nas po swoim gospodarstwie i powiedział, że mamy spędzić u niego kilka dni. Pierwsza misja zapowiada się.. dziwnie. Praca na farmie. Cóż, czas brać się do pracy.

Podzieliliśmy się zadaniami. Kakashi i Louis mieli zebrać osiem koszy marchewek, ja i Natalie karmiłyśmy zwierzęta, Peter i Kevin podlewali pole, a Cindy i Natalie doiły krowy. Wcześniej pani Hirtel pokazała im, jak to się robi. W zasadzie to wszyscy radzili sobie dobrze. Największe doświadczenie miał nasz trener. Najbardziej zarzekał Peter. Mówił, że on chce walczyć, że przy takim zadaniu nie można się wykazać, że to nie dla niego. Przestał dopiero wtedy, gdy Kevin polał go zimną wodą z węża.

- Co robisz, idioto?!- wykrzyknął blondyn, gdy zorientował się, kto go tak urządził.

- A jak myślisz?- odparł ciemnooki ze spokojem.- Nie mam zamiaru słuchać twoich narzekań, więc się łaskawie zamknij i pracuj dalej.

- Przestań się wreszcie wymądrzać! A tobie to niby taka praca odpowiada?! Poza tym, nie masz prawa oblewać mnie wodą!

- Ostudziłem tylko twój zapał.

Ich sprzeczka trwałaby dużo dłużej, gdyby nie Kakashi, który powiedział, że robi się za głośno. Każdy ma robotę do wykonania, więc niech się nią zajmie.

- Nie sądziłam, że karmienie zwierząt jest takie męczące- powiedziała Natalie.

- Tylko na początku- odparł Oscar, który wszedł do stodoły.- Potem to już rutyna. Można przywyknąć.- uśmiechnął się.- Wy pierwszy raz na farmie?

- Kiedyś byliśmy ze szkołą- odpowiedziałam szybko- ale nie wykonywaliśmy żadnych prac.

- Tylko jeździliśmy konno- dodała Natalie.- To takie piękne stworzenia..

- Mogę was trochę poduczyć. Jak chcecie, oczywiście.

- Jazdy konnej?! Serio?

- Ja bardzo dobrze jeżdżę. Jak macie chęć, to po pracy zrobimy sobie przejażdżkę.

- Emma, pojedziesz ze mną?- zapytała mnie Natalie.

No tak. Sama się boi jechać, ale to jedno z jej marzeń. Uwielbia konie.

- A nie możesz sama?

- Wolę nie… No chodź! Będzie fajnie! Proszę..

- Ech.. niech ci będzie. Ten jeden raz.

- Dziękuję!- rzuciła mi się na szyję i mocno mnie przytuliła.

Jakoś nie potrafiłam odwzajemnić uścisku. To jeszcze jest dla mnie trudne. Niby taki prosty gest, ale jednak nie umiem go wykonać. A może nie chcę? Na moment zesztywniałam. Po kilku sekundach dziewczyna się ode mnie odkleiła i z uśmiechem wykonywała dalszą pracę. Nie zostało nam dużo, więc po pół godzinie skończyłyśmy. Oscar czekał już na nas z końmi gotowymi do drogi. Podał nam toczki i przydzielił nam odpowiedni konie. Mi się trafił siwy z czarnymi plamkami na zadzie. Nazywał się Rubin. Natalie dostała piękną gniadą klacz, Złotkę.

- Ale to my tak teraz same?..- zapytała Malcy z przejęciem.

- To nic trudnego- odparł chłopak.- Jak chcesz, to na początek mogę z tobą pojechać.- moja przyjaciółka lekko się zarumieniła, ale skinęła głową na ,,tak”.- To najpierw powiem wam jak się skręca, podstawowe zasady i takie tam.

Pół godziny później wsiadaliśmy już na konie. Nie miałam z tym problemu, a Oscar odrobinę pomógł Natalie. Chwilę potem sam usadowił się za nią, a swojego konia prowadził obok. I ruszyliśmy. Chłopak wybrał ścieżkę, która prowadziła do pobliskiego lasu. Na początku było mi trochę trudno zapanować nad zwierzęciem, ale po kilkunastu minutach i instrukcjach Oscara, szło mi całkiem dobrze. Osiemnastolatek pokazywał mojej przyjaciółce, jak powinna trzymać lejce, jakie sygnały dawać koniowi i jak go zatrzymać. Gdy Natalie uznała, że dalej pojedzie sama, chłopak wsiadł na swojego konia i jechaliśmy dalej. Las był naprawdę gęsty. Kierowaliśmy się szeroką ścieżką, a wokół nas rosło mnóstwo drzew i przeróżnych roślin. Malcy ciągle rozglądała się na boki, a ja raczej skupiłam się na zwierzęciu. Rubin jest według mnie bardzo pięknym koniem.

- Jeżeli chcecie, to będziecie się mogły tymi końmi zajmować przez czas, jaki spędzicie na farmie- odezwał się nagle Oscar widząc, jak podziwiamy rumaki.

- My.. – zaczęła Natalie.-.. nie chcemy sprawiać.. kłopotów..To wasze konie.

- Przecież i tak zostaniecie tu kilka dni, a opieka nad końmi to nic trudnego. Jak nie chcecie, to nie ma sprawy. Przecież się nie obrażę.

- Ale.. nie wiemy jak…

- Pokażę wam. O to się nie martwcie.

Moja przyjaciółka pisnęła z radości, a ja tylko cicho mruknęłam na zgodę. Dlaczego ja się na to zgodziłam? Mogłam powiedzieć ,,nie” i nie byłoby problemu. Ostatnio chyba trochę mięknę.. A obiecałam sobie, że będę zawsze twarda. Co się ze mną dzieje?

Jechaliśmy dalej. W końcu Oscar wybrał ścieżkę, która prowadziła na farmę. Taka przejażdżka jest nawet spoko, ale wolałabym jechać szybciej. Kiedy dotarliśmy na miejsce, zobaczyliśmy, że Peter i Kevin znów się o coś sprzeczają. Normalka. Jednak to właśnie umacnia ich więź. Tak naprawdę są najlepszymi przyjaciółmi. Ich przyjaźń jest dość specyficzna, ale prawdziwa. Ja też czuję coś do reszty mojej drużyny, ale nie do końca umiem stwierdzić, co to jest. Dlaczego mam tak skomplikowane życie?

Gdy chłopcy zobaczyli nas na koniach, natychmiast zamilkli. Peter podbiegł do nas z uśmiechem na ustach, a Kevin zrobił kilka kroków w naszą stronę. Po chwili dobiegł też Louis, a tuż po nim Cindy i Amelie. Od razu zaczęły wypytywać nas o trasę, o konie, o Oscara, o czym rozmawialiśmy i o wiele innych rzeczy. Nie dowiedziały się raczej za dużo, bo ja nie lubię zdawać relacji z rzeczy, które robię, a Natalie jest nieśmiała. W dodatku Peter się na nią patrzył, przez co prawie by zemdlała. Odpowiadała głównie przysłówkami, przytakiwała, jąkała się i nie wypowiadała długich zdań. Kiedy Coren podszedł do niej, by pogratulować jej jazdy, ta zaczerwieniła się i oparła o najbliższe drzewo. Peter zrobił zaniepokojoną i jednocześnie zdziwioną minę, po czym przyłożył jej rękę do czoła i spytał:

- Masz gorączkę?

To było dla niej za dużo. Zesztywniała na chwilę, szeroko otworzyła oczy i.. zemdlała. Blondyn kucnął przy niej, lekko nią potrząsnął, a gdy to nie podziałało, spojrzał na nas, nic nie rozumiejąc. Westchnęliśmy głośno. On nadal niczego nie rozumie! Natalie zachowuje się tak od dwóch lat! Wszyscy wiedzą, że jest w nim zakochana. Wyjątkiem jest jedna osoba- Peter. Dlaczego on nie może pojąć tak prostej rzeczy? Jego mózg jest na to chyba zbyt ograniczony. Zresztą on wszystko łapie dużo wolniej. Najprostsze rzeczy ( te dla wszystkich zrozumiałe) trzeba mu tłumaczyć po kilka razy, a i tak nie zawsze do końca wie, o co chodzi. Podobno ma tak od dziecka. Ale trzeba przyznać, że jest bardzo sympatyczny i szybko zdobywa przyjaźnie innych. Co prawda jego zachowanie jest irytujące, ale można przywyknąć.

Po kilku minutach Natalie obudziła się. Leżała w cieniu drzewa, a obok niej siedziała Amelie, a chwilę potem dołączył się też Peter.

- W porządku już?- zapytał, na co Malcy przytaknęła, lekko się czerwieniąc.

- Kolacja!- zawołała z domu pani Hirtel.

Jak na zawołanie wstaliśmy i poszliśmy do kuchni, wcześniej myjąc ręce. Muszę przyznać, że farmerka ma talent kulinarny. Zrobiła pyszną jajecznicę z dodatkiem kiełbasy oraz kromką chleba z twarożkiem. Chłopcy nawet wzięli dokładkę, co bardzo ją ucieszyło. Mi i innym dziewczynom też chciała nałożyć drugą porcję, ale grzecznie odmówiłyśmy. Ta tylko cicho westchnęła, mówiąc coś o jakiejś diecie u nastolatków. Pewnie uważała, że panny w naszym wieku powinny więcej jeść, a nie się odchudzać. Ja akurat nie mam z tym problemu. Jem tyle, ile potrzebuję. I nie uważam, że jestem gruba. Zresztą Natalie, Amelie i Cindy też nie potrzebują głodówki. A chłopcy z natury jedzą więcej od dziewczyn. Potrzebują większej ilości tych wszystkich składników pokarmowych, witamin, białek i cukrów. Przynajmniej to uszczęśliwia gospodynię. Potem dostaliśmy też herbatę i poszliśmy do swoich pokoi. Dom nie był wybitnie duży, więc w jednej sypialni były cztery osoby. Jedna należała do dziewczyn, druga do chłopców. Problem był taki, że była tylko jedna łazienka, zatem wszyscy musieli się sprężyć z myciem. Ja i Natalie spałyśmy na dwuosobowym materacu, a Cindy i Amelie na pojedynczych drewnianych łóżkach. Całkiem wygodnie. Nie wiem, dlaczego niektórzy nienawidzą spać na macie. To bardzo odprężające. A jak materac jest twardy, to sen przychodzi w błyskawicznym tempie. Nie myliłam się. Po kilku minutach spałam już jak zabita. Jedyne, co usłyszałam przed zaśnięciem, to był równomierny oddech Natalie. Jak widać, ona też nie miała problemów ze spaniem. Jutro czeka nas kolejny pracowity dzień na farmie, więc lepiej się wyspać. Na dodatek ja i Malcy będziemy się opiekowały końmi. Po raz kolejny zadałam sobie pytanie, czemu się na to zgodziłam? Natalie beze mnie by się na to nie odważyła, a na pewno nie tak szybko. Przynajmniej nie będę się nudzić. Zawsze jakieś dodatkowe zajęcie. Kiedyś czyściłam małego kucyka, gdy z rodzicami pojechaliśmy na farmę. I znowu o nich myślę. Może właśnie dlatego wyraziłam zgodę na zajmowanie się tymi zwierzętami? Dłużej się nad tym nie zastanawiałam. Zasnęłam.

 

- Moje uszy!- krzyknęła z rana Cindy, gdy Peter wszedł do naszego pokoju, waląc łyżką w patelnię.

Jak na zawołanie usiadłyśmy na swoich posłaniach, zakrywając swoje narządy słuchu.

- Przestań w to walić!- wrzasnęła Amelie.- Ogłuchnąć można!

- Podobno tak czasem wyglądają pobudki na wsi- odparł chłopak z uśmiechem.

- Ciebie też tak obudzono?- spytała Cindy, przecierając obolałe ucho.

- Nie, mnie obudził Lou.

- To czemu nas obudziłeś w ten sposób?!

- Bo chciałem zobaczyć czy to naprawdę działa.

- Daj mi na moment tę patelnię.

- Po co?

- Daj ją.

Oho. Już wiem, co się szykuje. Czerwono włosa wzięła naczynie do ręki i powoli zaczęła podchodzić do naszego ,,budzika”. Blondyn chyba załapał co się święci i szybko wziął nogi za pas.

- Nie przesadzaj!- krzyknął.

- Wracaj tu!- dziewczyna w ogóle nie przejęła się jego prośbami.

Minęli zszokowanego Oscara, na Williama prawie wpadli, a Peter niemal zabił się na schodach. Cindy nie lubi tak nagłych pobudek. Raz już się o tym wszyscy przekonaliśmy. Wtedy też Coren nas budził. Wylała na nas zimną wodę. Kiedy dziewczyna doszła do siebie i domyśliła się, kto ją zmoczył, ostro mu przywaliła. Blondyna potem przez prawie trzy dni bolały plecy od spotkania z drzewem. Clyton dała mu tak mocnego kopa, że spotkał się z twardą korą drzewa. W końcu dopadła do w salonie i walnęła go patelnią w ramię. Na szczęście tylko w ramię. Chyba postanowiła go nie walić w głowę, bo to mogłoby się skończyć jego pobytem w szpitalu.

- Ała!- krzyknął i odskoczył przed kolejnym uderzeniem.- Nie tak ostro!

- I tak cię oszczędziłam- wzruszyła ramionami i odłożyła patelnię na mały stolik.

- Postanowiłaś być łagodna- stwierdził Louis, gdy wszyscy znaleźliśmy się w salonie.- Czemu?

- On miałby wylegiwać się w szpitalu, a my pracowalibyśmy na farmie? To by było niesprawiedliwe.

No tak. Bo to ,,wylegiwanie” jest bardzo odprężające. Peter by oszalał. On prawie zawsze musi być w ruchu. Ciągle trening, misje, po prostu jakaś aktywność fizyczna. Czasem się zastanawiam, czy on przypadkiem nie ma niestwierdzonego ADHD. Chociaż w badaniach kontrolnych nic takiego mu nie wyszło. Jest z nas najbardziej ruchliwy, niecierpliwy, nadpobudliwy, wygadany i chętny do walki. Można się do tego przyzwyczaić, ale czasem i tak przesadza, co jest mega irytujące.

Śniadanie, które zrobiła pani Hirtel, było bardzo smaczne. Zupa mleczna, płatki kukurydziane i herbata. Pożywne i dostarcza dużo energii. To akurat nam się przyda, bo czeka nas kolejny pracowity dzień. Mi i Natalie dodatkowo dochodzi opieka nad końmi. Może chociaż Oscar nam trochę pomoże.

- Czas do pracy!- powiedział Kakashi.

Chcąc nie chcąc ( a nie chcąc) powlekliśmy się za trenerem. Tym razem ja i Natalie zbierałyśmy truskawki, Kakashi i Louis karmili zwierzaki, Amelie i Cindy podlewały grządki, a Kevin i Peter zaczęli pracę od sprzeczki. Jakże mogło być inaczej? Dzień bez choćby najmniejszej kłótni, to dla nich dzień stracony. Ile oni muszą mieć tematów, o które muszą się sprzeczać.. Właściwie to kłócą się o prawie wszystko, nawet o to, kto miał większe jabłko. Na razie mają za zadanie karmić kury, toteż nie zdziwię się, gdy wrócą, a we włosach będą mieli pełno ziarna. Byłabym mocno zszokowana, gdyby się tak nie stało.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Shika 18.04.2015
    Nadal super, tylko wielokropki składają się z 3, a nie 2 kropek i raczej nie pisze się sen-sei, tylko sensei :)
  • MaraJ 18.04.2015
    O, dzięki! Poprawię ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania