Poprzednie częściWłaśnie po to żyję- Prolog

Właśnie po to żyję- Rozdział 2

Ostatni z naszej paczki przyszedł Peter. Kogo nie było? Oczywiście, Kakashiego! A któż inny mógłby się już spóźniać pół godziny? Nawet Clove był na czas. I nie miał ze sobą żadnego jedzenia. Chyba jednak doszedł do wniosku, że to by nie miało najmniejszego sensu. Sądząc po odgłosach, jakie wydawały nasze żołądki, wszyscy dostosowali się do polecenia trenera i niczego nie zjedli. Na dodatek większość z nas nie do końca się wyspała. Często słychać było ziewnięcia. Peter prawie zasnął opierając się o ramię Cindy, ale ta zrzuciła go szybkim ruchem, na co on na chwilę się rozbudził, po czym oparł się lekko o Natalie. Ta od razu się zarumieniła i zesztywniała. Kątem oka spojrzała na przysypiającego chłopaka. Lekko się uśmiechnęła, ale to nie umknęło mojej uwadze.

Trzy godziny później mieliśmy dość. Peter smacznie chrapał na ramieniu Natalie, której prawdopodobnie zdrętwiały już plecy, Kevin siedział w bezruchu na dużym kamieniu, Amelie i Cindy z nudów grały w łapki i starały się nie zasnąć, Louis próbował wymyślić jakiś śmieszny żart, a ja usiadłam pod najbliższym drzewem. W końcu łaskawie pojawił się trener.

- Znowu się spóźniłeś- wytknęła mu oburzona Cindy. Jak widać już przyzwyczaiła się do mówienia do niego po imieniu.

- Och, naprawdę?- udał zdziwionego.- Musiałem pomóc pewnej staruszce.

,,Akurat”, pomyślałam. On się wyspał, a my od trzech godzin sterczeliśmy niepotrzebnie w jednym miejscu. Czerwono włosa podeszła do śpiącego Petera i nim potrząsnęła. Nic. Chłopak tylko coś mruknął pod nosem i poprawił swoją głowę na ramieniu Natalie.

- A chciałam po dobroci- mruknęła do siebie Clyton.- Wstawaj, leniu jeden!- krzyknęła mu do ucha.

Coren natychmiast otworzył oczy i wyprostował się. Złapał się za obolałe ucho i spojrzał na Cindy z oburzeniem i pretensją.

- I po co wrzeszczysz?- spytał.

- Żeby cię obudzić.

- To mogłaś to robić delikatniej.

- Próbowałam.

- No następnym razem spróbuj jeszcze raz, a nie porządnego człowieka budzisz! I lepiej by było, gdybyś obudziła mnie, gdy zjawi się..- wtedy zobaczył trenera.- Sen-sei! Znów się spóźniłeś!

- Ech.- westchnął Kakashi i włożył ręce do kieszeni.- Zaczynajmy.

Podeszliśmy do niego, a on wyjął z kieszeni małe dzwoneczki na sznurku.

- Jeżeli komuś z was uda się zabrać mi te dzwoneczki, dostanie podwójną porcję obiadu i nie będzie musiał wrócić do Akademii.

- Wrócić do Akademii?!- wykrzyknęliśmy jednocześnie.

- Tak. To jest taki test sprawdzający waszą sprawność i możliwości. Jeżeli go nie zdacie, oblejecie i wrócicie do szkoły. Macie na to cztery godziny. Jeśli wam się uda, zjecie obiad, który przyniosłem ze sobą. Czas, start!- wyjął z dużej kieszeni kurtki nie za dużą książeczkę i zaczął ją czytać.

Peter pierwszy podbiegł do trenera i spróbował zabrać mu małe przedmioty. Kakashi był szybszy. Jedną ręką złapał dłoń Corena i popchnął go na ziemię. Blondyn się nie poddał. Podjął kolejną próbę i kolejną. Za każdym razem to samo. Lądował na ziemi. My postanowiliśmy być mądrzejsi i rozeszliśmy się w różne strony. Kiedy Peter patrzył na nauczyciela z niedowierzaniem i zawziętością, Louis postanowił odebrać dzwoneczki. Skończyło się tym, że wylądował w pobliskiej rzece.

- Ej!- krzyknął.- To nie fair!

- Czemu?- zapytał trener, nawet nie odrywając wzroku od książki.

Lou nie odpowiedział. Stał przez chwilę w bezruchu i uważnie obserwował Kakashiego. W tym samym czasie Peter ponowił swój atak, który ponownie zakończył się jego klęską.

,,On jest naprawdę dobry- pomyślałam.- Jak na takiego tajemniczego spóźnialskiego bardzo dobrze walczy i przewiduje ruchy przeciwnika. To zadanie wcale nie jest takie łatwe jak się wydaje. Trzeba się zastanowić”.

Z ukrycia obserwowałam poczynania trenera. Właściwie to on nic nie robił, tylko czytał tę swoją książeczkę. Ma facet podzielność uwagi. Postanowiłam zaatakować. Lou gdzieś zniknął, a Peter leżał nieopodal, odpoczywając. Wybiegłam zza krzaków i skierowałam się w stronę Kakashiego. Ten szybko schował książkę i odparł mój atak. Najpierw uderzyłam nogą. Potem spróbowałam wcelować w brzuch. Chciałam też podciąć mu nogi i nawet czułam, że opuszkami palców dotknęłam dzwoneczków. Prawie je zdobyłam. Prawie. To jednak duża różnica. Złapał mnie mocno za ramię i powalił na ziemię. Trzymał tak, że nie mogłam wstać. Byłam całkowicie bezbronna. Nie sądziłam, że dam się tak łatwo pokonać. A on się nawet nie zmęczył! Dawno nie zostałam tak pokonana. Ostatnio tak załatwił mnie mój brat. A teraz sen-sei! Chyba za słabo przykładam się do treningów. Muszę odebrać mu te dzwoneczki! Nie mam zamiaru wracać do Akademii! Niedawno skończyłam szkołę i nie będę znów siedzieć w ławkach. Chcę ćwiczyć. Praktykować wszystko, czego się nauczyłam. Warunki są surowe, zwłaszcza, że to nasz pierwszy trening. Ale z drugiej strony trening to trening. Wyzwanie, któremu trzeba podołać. A ja nie zamierzam się poddać przez jakieś głupie dzwoneczki! Co to, to nie! Zdam. Zaliczę ten test. Muszę tylko wykombinować coś rozsądnego. Na razie nic nie przychodzi mi do głowy. Niby takie proste zadanie, a wcale takie nie jest.

Puścił mnie, a ja oddaliłam się w stronę dalszych krzaków.

- Nieźle nas załatwił, co?- usłyszałam za sobą głos.

- Peter, daj mi się skupić- odpowiedziałam. Nie miałam ochoty na rozczulanie się nad sobą.

- Dobry jest. Co zrobimy?

- Zadbamy o siebie.

Pobiegłam w swoja stronę i udało mi się zgubić natręta. Muszę to zdać! To dla mnie bardzo ważne. Nie okazuję tego, ale w środku jestem trochę zdenerwowana. Po chwili usłyszałam krzyk. Wyjrzałam zza krzaków i zobaczyłam Petera, który wisi głową w dół na gałęzi drzewa. Jego stopa zaplątała się w sznurek. Taka banalna pułapka! Dał się złapać jak małe dziecko. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam szukać sen-seia. Zobaczyłam go, jak siedzi na trawie, a niedaleko niego leży nieprzytomna Natalie. To kolejna pułapka? Zostały nam dwie godziny, a ja ledwo co dotknęłam dzwoneczków. Na razie chyba i tak jestem jedną z najlepszych osób, bo przynajmniej udało mi się bardzo blisko podejść. Nagle z naprzeciwległych drzew zeskoczył Kevin. Zaczął ostro atakować, ale mimo tego Kakashi unikał jego ciosów. Schylił się, a kiedy Watson chciał zabrać rękę, ten złapał go za nadgarstek i przytrzymał. Chłopak spróbował kopnąć nauczyciela, lecz nic tego nie wyszło. Białowłosy zablokował jego cios nogą. Kevin chciał chwycić dzwoneczki wolną ręką, ale trener mu na to nie pozwolił. Uderzył go w plecy, na co mój rówieśnik upadł i dotknął bolącego miejsca. Nie mógł się podnieść.

- To ci niedługo minie- powiedział do niego Kakashi.- Jednak przez jakiś czas będziesz unieruchomiony.

Powrócił do czytania książeczki. On jest naprawdę bardzo silny! I potrafi przewidywać ruchy przeciwnika. Jeszcze nie widziałam, by Kevin został tak pokonany. Zwykle to on wygrywał. A sen-sei tylko czyta i odpiera ataki. Właściwie to pokonał już nas wszystkich. Zostało nam około półtorej godziny, a żadne z nas nie zdobyło dzwoneczków. Ja i Watson byliśmy najbliżej, ale nam się nie udało. W życiu nie byłam na dziwniejszym treningu. Z drugiej strony musimy się mocno wysilić. Wykonanie tego zadania wcale nie jest łatwe.

Kevin spróbował się podnieść, ale znów upadł na podłogę. Natalie powoli odzyskiwała świadomość, ale chyba miała zawroty głowy, bo się za nią złapała. Peter znów natarł na trenera. Mimo że na początku udało mu się złapać go za ręce, później było już tylko gorzej. Kakashi zrzucił go ze swoich pleców, po czym odepchnął kilka metrów dalej. Kiedy walczył, dołączyła się też Cindy. Atakowali oboje, ale każdy chciał zdobyć dzwoneczki dla siebie. Szło im lepiej niż w pojedynkę, ale sen-się robił zwinne uniki i nie dał sobie odebrać celu naszego zadania. Popchnął Cindy na Petera, a gdy oboje się podnieśli, zauważyli, że jego już nie ma.

,,Sprytne”, pomyślałam. Teraz może zaatakować z ukrycia. Rzeczywiście, ma doświadczenie. Wie, kiedy na chwilę się wycofać. Kiedy czerwono włosa podbiegła do Natalie, Peter uważnie się rozglądał. Po chwili z krzaków wyszli Lou i Amelie. Chwilę się zastanawiałam, po czym do nich dołączyłam.

- To co robimy?- zapytała Amy.- Na razie nikomu nie udało się odebrać tych dzwoneczków, a została nam tylko godzina.

- Może będziemy atakować po kolei?- zaproponował Peter.- On w końcu kiedyś się zmęczy, a my będziemy na siłach.

- Całkiem nieźle kombinujesz, ale jest jedno ,,ale”- odezwał się milczący dotąd Kevin.- Przechytrzyć Kakashiego to nie byle co. On pewnie teraz spodziewa się, że zaczniemy kombinować nad innymi strategiami. Walczył z każdym z nas, a nawet się nie zmęczył. Udało mi się dotknąć tych dzwonków, ale to i tak za mało. Mamy niecałą godzinę na zdanie tego testu, a w ogóle nam to nie idzie. Postawmy się na jego miejscu. Co on może teraz o nas myśleć?

- Że nie jesteśmy silni, nie potrafimy tworzyć jednej drużyny..?- zaczęła niepewnie Amelie.

- Możliwe- przytaknął Kevin i uniósł głowę.- Pewnie myśli, że przyszykujemy jakiś nowy atak. Jednak nie wie jeszcze jaki. Problem polega na tym, że tego ataku jeszcze nie mamy. Musimy szybko coś wymyślić, jeśli nie chcemy wrócić do Akademii.

Watson jak zawsze szybko i trzeźwo myśli. Potrafi ocenić sytuację i wymyślić coś, dzięki czemu zawsze udawało nam się zaliczać. Jeżeli teraz na nic rozsądnego nie wpadniemy, będzie po nas. Kolejny rok w szkole.. Siedzenie w ławkach, rozwiązywanie pisemnych ćwiczeń.. inni by się z nas śmiali. A co jeśli wszystkie inne drużyny zdadzą, a tylko my nie? Takich myśli nie dopuszczałam do swojej głowy. Zdamy i koniec. A na pewno ja zdam. Chociaż w duchu muszę przyznać, że ich nawet lubię, to dzięki treningowi praktycznemu, będę silniejsza i zdobędę większe szanse na pojedynek z bratem. Kiedyś i tak się z nim zmierzę. Jeżeli teraz obleję, będę miała rok treningów w plecy. A na to nie mogę pozwolić.

Przypomniał mi się atak Petera i Cindy. Gdy zaatakowali wspólnie, Kakashi miał mniejsze szanse. A gdybyśmy zaatakowali jednocześnie całą siódemką, wtedy prawdopodobnie udało by się nam odebrać mu dzwoneczki. Ale jeśli odbierzemy je wspólnie, to kto wtedy zda?

- Ej, słuchajcie- przerwałam ciszę.- Zostało nam jakieś pół godziny. Jeżeli zaatakujemy Kakashiego jednocześnie, jego szanse na obronę bardzo zmaleją.

- To nie jest głupi pomysł- zgodził się ze mną Kevin.- O tym samym pomyślałem, ale jest jedno pytanie: komu on wtedy zaliczy test?

Czyli że Watson miał te same wątpliwości co ja.

- Jeśli nie spróbujemy, to nigdy się nie dowiemy- odpowiedział z zapałem Peter.

- Współpraca może nam rzeczywiście pomóc- przytaknęła Amelie.- Lepiej się pośpieszmy!

Szybko ruszyliśmy na poszukiwanie trenera. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy go w tym samym miejscu, gdzie pierwszy raz zaatakował go Coren. Czytał książkę. Zostało nam pięć minut. Nie czekając ani chwili dłużej, rozpoczęliśmy walkę. Pierwszy zaatakował Peter. Potem ja. Cindy, Kevin, a kiedy Natalie miała zadać swój cios, odezwał się sen-sei:

- Gratuluję, zdaliście!

Otworzyliśmy szeroko oczy. Tak po prostu zdaliśmy?

- Skończyliście minutę przed czasem- kontynuował.- Wreszcie wpadliście na to, że w tym ćwiczeniu sprawdzano głównie waszą współpracę. To, jak sobie radzicie jako drużyna na polu walki, jest bardzo ważne. Współdziałanie podczas walki jest jedną z najważniejszych rzeczy. Gdy atakowaliście mnie pojedynczo, wasze szanse były marne, jak sami zresztą widzieliście. Ale gdy zaatakowaliście mnie wspólnie, to moje szanse były mniejsze. Cieszę się, że załapaliście, o co chodziło.

- Ten test był dziwny, ale..- zaczęła Natalie, lecz nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa.

- Interesujący?- zaproponowała Cindy.- Niesamowity? Pożyteczny? Przyprawiający o zawał? Nietypowy?

- Tak. Właściwie to wszystko po trochu.

- A co z obiadem?!- wykrzyknął nagle Peter.

Fakt. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, jak bardzo jestem głodna. Nie jadłam śniadania, a walka dodatkowo mnie wykończyła. Usłyszałam burczenie kilku innych brzuchów. Nie tylko ja tak myślałam. Reszta też była potwornie głodna. Od razu nabrałam apetytu. Zjadłabym cokolwiek. Trener wyjął z plecaka spore pakunki i każdemu wręczył po jednym. W środku było kilka energetyzujących rzeczy: baton, czekolada, pożywna kanapka, woda oraz jabłko. Może to nie był obiad, o jakim marzyłam, ale przynajmniej się najem. Zaczęłam jeść. Wszyscy również pochłonęli swoje porcje w błyskawicznym tempie. Napiliśmy się wody i ruszyliśmy w drogę powrotną do wioski. Nie szliśmy szybko, ale też nie wlekliśmy się jak ślimaki.

Nasza drużyna piąta na pewno będzie miała świetne wyniki. Jeżeli rzeczywiście będziemy ze sobą współpracować, nikt nas nie powstrzyma. A wkrótce zdobędziemy wyższe rangi i będziemy coraz silniejsi. Tego właśnie potrzebuję- siły.

- Jutro też się spotkamy o tej samej porze na polanie?- zapytała Amelie.

- Tak.- odpowiedział trener i oderwał się na chwilę od książki.- Zaczniecie prawdziwy trening. Od razu uprzedzam, że nie ma czegoś takiego jak obijanie się. Trzeba ciężko trenować, by zostać prawdziwym wojownikiem. Jeśli ktoś chce, może się wycofać i wrócić do Akademii.- kiedy nikt z nas się nie odezwał, kontynuował.- Tak, jak myślałem. Nie wydajcie się być osobami, które łatwo się poddają. Macie różne charaktery i zobaczymy, jak sobie będziecie radzić na misjach.

Powrócił do lektury. Gdy doszliśmy do wioski, rozeszliśmy się w swoje strony. Peter poszedł do pobliskiej kawiarni, którą często odwiedzał, by coś zjeść, bo jak sam powiedział, obiad trenera go nie nasycił. Kevin zniknął gdzieś i nikt nie wiedział gdzie. Natalie i Amelie umówiły się na długi spacer, Cindy miała spotkać się z ciocią, która przyjechała z daleka, Lou poszedł spać, a ja nie miałam pomysłu, co z sobą zrobić. Zdecydowałam, że wrócę do domu i pogapię się w ścianę. Zanim zdążyłam dojść do mieszkania, zaczepiła mnie dziewczyna, której niecierpiałam- Caroline Jason. Od dziecka się kłóciłyśmy. Nazywała mnie potworem, a ja ją przezywałam ,,grubas”. Zawsze się o to wściekała. Zazdrościła mi, że jestem szczuplejsza od niej. Kiedy straciłam rodziców, a ona się o tym dowiedziała, nie dawała mi spokoju. Ciągle paplała mi nad uchem, że ja będę następna, że jestem ofiarą losu, że się do niczego nie nadaję. Nie lubię marnować czasu na tak głupich ludzi, więc najzwyczajniej w świecie ignoruję jej zaczepki. Teraz też postanowiłam odpuścić sobie kłótnię z nią, więc jej nie odpowiedziałam.

- Nawet na mnie nie spojrzysz- powiedziała z udawanym wyrzutem, stając koło mnie.- Zakładam, że nie zdałaś albo Kevin na coś wpadł i tylko dzięki temu nie wracasz do Akademii.

- To się mylisz, bo to właśnie JA wymyśliłam coś, dzięki czemu zdaliśmy.

- Akurat. Nawet jeśli tak było, to i tak będziecie słabi. Jedynie Kevin ma szansę zostać silniejszy.

Caroline podoba się Kevin. Robi wszystko, by zwrócić na siebie jego uwagę. Kiedyś wydurniała się na treningu, ale nauczyciel ją za to ochrzanił, a Watson ani razu na nią nie spojrzał. Potem była strasznie wkurzona. Obecnie ma różowe włosy, grzywkę, która prawie wpada jej na oczy, ubiera się zazwyczaj na szaro lub bordowo i jest mega irytująca. To takie jej najważniejsze cechy. Ma ich jeszcze wiele, ale nie mam zamiaru przypominać sobie ich wszystkich. Sam jej wygląd mi w zupełności wystarczy. Różowe włosy.. Nie wygląda to za pięknie, ale ona ma swój gust. I raczej go prędko nie zmieni.

- A co ty o tym wiesz?- zapytałam.- Słabeuszy walka nie dotyczy.

- Nie jestem słabeuszem!

- To dlaczego zawsze gdy walczymy, to ja cię pokonuję?

- Bo masz farta, a ja ci daję fory, by jeszcze bardziej nie oszpecić twojej brzydkiej twarzy.

- Nie mam zamiaru tracić z tobą czasu. Lepiej skup się na treningu, jeśli chcesz, by ktokolwiek kiedyś zwrócił na ciebie uwagę.

Odeszłam, nie zwracając uwagi na jej krzyki. Chyba jakaś starsza pani zwróciła jej uwagę, ale w ogóle się tym nie przejęłam. Poszłam do domu. Wzięłam jakiś jogurt i go zjadłam. Skierowałam się do swojego pokoju i położyłam się na łóżko. Do końca dnia mam wolne. Test zaliczony, jutro to się dopiero treningi zaczną. Ciekawe, czy Kakashi da nam wycisk? Jego dzisiejsze zadanie wcale nie było łatwe. Wprawdzie nie wymagało specjalnej walki, ale myślenia. Pomyślałam, że utnę sobie krótką drzemkę. Za jakieś dwie godziny trochę potrenuję.

 

Nie było mi dane długo spać. Usłyszałam krzyki Petera, a gdy otworzyłam oczy, chłopak stał przy moim łóżku i wydzierał się, że wszyscy na mnie czekają.

- Ale o co ci chodzi?- jeszcze nie do końca się rozbudziłam.

Złapał mnie za rękaw bluzy i wyciągnął z pokoju. Rzucił krótkie ,,Do widzenia” mojej cioci, po czym wyprowadził mnie na dwór.

- Co ty robisz?!- krzyknęłam.- Nie ciągnij mnie! Dokąd idziemy?

- Na spotkanie naszej grupy.

Nie puścił mojego rękawa, a przyśpieszył tempo. Wyszarpnęłam się z jego uścisku i zapytałam, o jakie spotkanie chodzi.

- Niedawno spotkałem Louisa, Cindy i Amelie- zaczął mi wyjaśniać.- Postanowiliśmy zrobić krótki trening i zacząć powoli opracowywać nową strategię walki i nowe ruchy.

To miało nawet sens. Ciekawa jestem, co takiego wymyślimy.. I czy w ogóle na coś wpadniemy.

Dotarliśmy na miejsce ostatni. Inni już na nas czekali i zaczynali rozgrzewkę. Dołączyliśmy do nich i kilka minut później zaczęliśmy się zastanawiać nad nowymi technikami walk.

Louis próbował wymyślić coś z rzucaniem nożami i atakiem nóg jednocześnie. Najpierw rzucał bronią w drzewo, a chwilkę później je kopał. Jeśli jeszcze trochę poćwiczy, może stać się w tym naprawdę dobry.

Amelie wzięła ze sobą podręcznik do medycyny i zaczęła studiować takie miejsca w ciele człowieka, że jeżeli się je trafi, to można spowodować chwilowy paraliż lub utratę przytomności. To w walce może być bardzo przydatne, tylko musi poćwiczyć na jakiejś kukle.

Peter trenował zadawanie ciosów pięścią. Uderzał w korę drzewa i celował na wysokość, na jakiej zazwyczaj jest twarz dorosłego mężczyzny. Trafiał też w miejsca, gdzie znajdowałby się brzuch i klatka piersiowa.

Natalie zastanawiała się, jak może połączyć walkę i gimnastykę. Miała silne nogi, więc postanowiła to wykorzystać. Potrafi tez bardzo dobrze utrzymywać równowagę, więc to daje kolejny plus. To wszystko w połączeniu ze zwinnością daje naprawdę spore możliwości waleczne. Trzeba tylko umieć je dobrze wykorzystać. Zaczęła od obrotów wokół własnej osi i wymierzania przy tym mocnych ciosów nogą. Potem swoją dolną kończynę zadzierała bardzo wysoko, nawet do poziomu twarzy dorosłego człowieka, i uderzała z całej siły. Do tego starała się uderzać w takim miejscu, by podciąć nogi przeciwnika. I tak w kółko. Jej ruchy były coraz szybsze.

Cindy mówiła mi ostatnio, że rywala dobrze jest uderzać w okolice uszu. To podobno powoduje chwilowy zanik wzroku, co dobrze można wykorzystać. Wyjęła swój miecz i ćwiczyła ruchy, które już znała, ale powtarzała je w szybszym tempie. To tego używała jeszcze nóg, co dawało jej dodatkową siłę i pewność, że powali przeciwnika. Pomaga też uderzenie przeciwnika w tył głowy.

Kevin zajmował się swoimi sprawami. Zaczął od pompek, podciągania się na gałęzi drzewa, a robił to wszystko, bo chce mieć mocne ręce. Właściwie to głównie ćwiczył ataki z powietrza. Wysoko skakał i uderzał powietrze nogą lub naskakiwał z ramienia drzewa i atakował kończynami. Jest trudnym przeciwnikiem. Walka z nim jest naprawdę wymagająca i trzeba się mocno wysilić. To właśnie lubię- wyzwania.

Popatrzyłam na wszystkich, to teraz czas wziąć się za siebie. Od czego zaczęłam? Od treningu na nogi i ręce. Wokół polany zrobiłam kilkadziesiąt okrążeń w biegu, a potem zrobiłam około dwudziestu fikołków na gałęzi drzewa. Ćwiczyłam i atak i obronę. Stawiałam odpowiednie kroki, ruchy ręką też dopracowywałam. Nie mam zamiaru być najgorsza. Moja grupa nie jest słaba, ale chcę być jedną z tych najlepszych. Jeżeli kiedyś będę walczyć z bratem, to muszę walczyć z silniejszymi od siebie. Wtedy zdobywa się mnóstwo doświadczenia. A jak się z kimś takim wygra, to naprawdę można być z siebie dumnym.

Po dwóch godzinach stwierdziliśmy, że na dziś wystarczy. Tylko Kevin powiedział, że zostanie jeszcze pół godziny. Ten to ma krzepę. Postanowiłam zostać z nim. Kiedy reszta poszła, ja chciałam zapytać o coś Watsona.

- Masz jakiś cel w życiu?

- Czemu pytasz?

- Bo każdy walczy dla jakiegoś celu. Peter chce zostać wielkim generałem, Natalie chce być pomocna i udowodnić sobie, że nie jest słaba, Amelie idzie w ślady ojca, Louis chce być doceniany i pragnie się wykazać, Cindy robi to, bo to lubi, a ja… chcę śmierci brata.

Milczał. Dłubał patykiem w ziemi, ale przez kilka minut nie odezwał się ani słowem. Kiedy chciałam wstać i pójść do domu, powiedział:

- Straciłem ojca. Zginął w wypadku na misji. Wtedy bałem się, płakałem po nocach. Był docenianym człowiekiem, wszyscy darzyli go ogromnym szacunkiem, podziwiali jego osiągnięcia i wyśmienite techniki walki. Uświadomiłem sobie, że zachowywałem się jak tchórz. Ojciec nie tego mnie uczył. Byłem mazgajem. Beczałem w poduszkę, a udawałem twardziela. Postanowiłem to zmienić. Walczę, bo chcę być taki jak on. Jak mój tata. I pragnę pokonywać strach. Nie mam zamiaru tchórzyć.

Nie spodziewałam się takiego argumentu. Myślałam, że.. sama nie wiem, co myślałam, ale jego cel w życiu jest naprawdę poważny. Mój jest inny, ale ja przeszłam coś zupełnie innego niż on. Stracić ojca na misji, a stracić całą rodzinę zamordowaną jednego dnia i to przez własnego brata, to dwie kompletnie różne rzeczy. I uczucia.

Wstałam i skierowałam się w stronę domu. Wcześniej rzuciłam krótkie ,,cześć”, a potem wróciłam do miasta. Niedaleko sklepu spożywczego widziałam Cindy, ale nie chciałam do niej podejść. Nie spoglądałam już w jej stronę, tylko szybko poszłam do mieszkania. Z szafki kuchennej wyjęłam paczkę solonych paluszków i udałam się do swojego pokoju. Ciocia nie wróciła jeszcze z pracy. Pracowała w księgowości szpitalnej, więc często zdarzało się, że do domu wracała późno. Dla mnie to i tak niewielka różnica. Nie rozmawiam z niż specjalnie często. Ona też nie wydaje się być zainteresowana rozmowami ze mną. Prawie w ogóle nie wchodzi do mojego pokoju, nie wykazuje zbytniej ciekawości o moje treningi. W sumie to i dobrze. Nie lubię wszystkim wszystkiego tłumaczyć. A jak ktoś mnie zaczyna o coś wypytywać, to się robi irytujące. Mam spokój i ciszę. Żadnych denerwujących pytań, narzekań, tylko ja i moje myśli.

Nadszedł wieczór. Wyjęłam z niedużego pudła zdjęcie, na którym była cała moja rodzina. Mama się uśmiechała i trzymała moją rączkę, tata obejmował swoją żonę ramieniem, ja stałam między rodzicami z szerokim uśmiechem na twarzy, a mój brat stał koło ojca i również się lekko uśmiechał. Wtedy był jeszcze normalny i mu nie odbiło. Buzię Jamesa przykryłam palcem. Nie chciałam na niego patrzeć. Przez długą chwilę przyglądałam się rodzicom. W głowie miałam każdy szczegół ich twarzy. Kolor oczu, kształt nosa, ust, włosy, piegi ,krosty..

Brata nie chciałam pamiętać. Jednak on zawsze wracał. Nie umiem go zapomnieć. Kiedyś i tak się spotkamy, więc chcąc nie chcąc zobaczę go. Ale wtedy ta jego przystojna buźka już nie będzie taka ładna. Właściwie to ja nawet nie wiem, jak on teraz dokładnie wygląda. Ostatni raz widziałam go sześć lat temu. Przez ten czas mógł całkowicie zmienić wygląd. Tak w ogóle to czasem zastanawiam się, co on robi i co planuje. Na pewno nie siedzi bezczynnie na sofie przed telewizorem. Może opracowywuje nowe sposoby walki? Albo jakąś broń? A może znalazł sobie kompanów i razem coś kombinują? Jest tak wiele możliwości, a ja nawet nie wiem, gdzie on jest. Nie posiadam żadnych informacji. Może się ukrywać gdziekolwiek. A jeśli już coś kombinuje? Kiedyś musi dać o sobie jakiś znak. Cokolwiek.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania