Poprzednie częściWłaśnie po to żyję- Prolog

Właśnie po to żyję- Rozdział 11 cz.2

W końcu podniosłam się z trawy i ruszyłam w stronę domu. Nagle przypomniałam sobie o tych dwóch podejrzanych typkach. Szli w tę samą stronę co ja, więc może będę miała szczęście i ich spotkam. Kilka minut później usłyszałam huk, a potem ciemnoszary dym wznosił się w okolic gabinetu burmistrza. Wiedziałam, że coś będzie się działo!

Nie czekając ani chwili dłużej, pobiegłam w odpowiednią stronę i miałam nadzieję, że jeszcze jest tam w miarę dobrze. Po drodze spotkałam Petera i Cindy. Kiedy mnie zobaczyli, stanęli przede mną.

- Co wy robicie?!- krzyknęłam.- Co się tam dzieje?!

- Rozkaz senseia.- odezwała się czerwono włosa.- Nie możemy tam podchodzić.

- Ale co się dzieje?!

- Sami dokładnie nie wiemy. Chodźmy już.

O nie! Muszę sprawdzić, co się tam stało! Wznowiłam bieg i nie zwracałam uwagi na krzyki przyjaciół. Zaczęli biec za mną. Już prawie byłam na miejscu. Jeszcze tylko kilkaset metrów. Ciekawe czy Kakashi bardzo się wkurzy, gdy mnie tam zobaczy. Akurat to się teraz nie liczyło. Byłam pewna, że ten wybuch ma jakiś związek z tymi dwoma postaciami. Tylko jaki?

Gdy dobiegłam na miejsce, zobaczyłam rozwaloną ścianę budynku, w którym urzędował burmistrz. Tuż obok stała jedna z tych dwóch postaci, które mijałam wcześniej. Okazało się, że to wysoki, szczupły blondyn z roztrzepanymi włosami i czymś w rodzaju torebki przy spodniach. Miał szare oczy i zadziorny uśmieszek. Naprzeciwko niego stał Kakashi, Arnold Sparrow, cała drużyna szósta oraz moi przyjaciele.

- Kazałem wam stąd iść!- sensei odwrócił się w naszą stronę.- To nie jest walka na waszym poziomie!

- Ale Kakashi sensei!- krzyknął Peter. W jego głosie słychać było wyraźną pretensję.- Nie jesteśmy słabi! Daj nam spróbować!

- Żebyście potem wylądowali w szpitalu?! I to byłby najlepszy wypadek! Nie, to są członkowie Matsuki! Uciekajcie! To rozkaz!

- Emma, chodź.- Natalie pociągnęła mnie za rękę.- Rozkazów nie wolno łamać. Poradzą sobie.

Nie ruszyłam się z miejsca. Miałam złe przeczucia.

- Kim jest ta druga osoba?- spytałam.

- To mój partner.- blondyn głupio się uśmiechnął.- Zawsze chodzimy razem na misje.

- Ale kto to?!

Wtedy z częściowo rozwalonego budynku wyszła druga osoba. W jednym ręku trzymała zakrwawiony nóż, a w drugim kawałek papieru. Ostrze rzuciła daleko za siebie i zdjęła kaptur z głowy. Kiedy zobaczyłam znienawidzoną twarz, czułam, że się we mnie gotuje z wściekłości.

- Ej, on jest podobny do Emmy!- zauważył Peter.

- Bo to mój brat, kretynie!- wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

- TO TWÓJ BRAT?!- krzyknął ze zdziwienia.

- Przecież mówię!- byłam gotowa zaatakować Jamesa.

- Emma, nie rób głupstw!- ostrzegł mnie Kakashi.

Stałam tak i patrzyłam w zimne oczy brata. Nie wiem, ile czasu się nie ruszałam, ale dla mnie to stanowczo za długo. Twarz Jamesa nie wyrażała niczego. Może jedynie znudzenie.

- Ech, Leo- westchnął nagle.- Jeszcze się z nimi nie rozprawiłeś? Przecież są słabi.

- Wiesz, część zabawy chciałem zostawić tobie- jego partner głupio się uśmiechnął.

- Wcale nie jesteśmy słabi!- wrzasnął Peter i ruszył do ataku.

James z łatwością uniknął jego ciosu i odepchnął go dobre kilka metrów. Wtedy Leo rzucił w niego kilkoma małym i kulkami. Nim zdążyliśmy się zorientować, co to jest, było za późno. Mi, Kakashiemu, Arnoldowi, Jake’owi, Caroline i Kevinowi cudem udało się odskoczyć, ale reszta nie miała tyle szczęścia. Z kulki wydobył się ładunek elektryczny, który unieruchomił pozostałych. Każdy został porażony odpowiednią ilością prądu i zesztywnieli w miejscu.

- To mój najnowszy wynalazek- pochwalił się blondyn.- Elektryczny granat. Paraliżuje przeciwnika na kilka minut, dzięki czemu szybciej go można wykończyć.

Więc to ma w tej swojej torebce! Trzeba na niego uważać. Nie bez powodu jest w Matsuki. Całkiem sprytny pomysł. Może i wygląda na głupiego, ale wcale taki nie jest. Przynajmniej w walce. Nie dość, że tu jest on, to jeszcze mój brat! Spec od granatów plus groźny morderca. Niby my mamy przewagę, ale ci z Matsuki są najlepsi ze wszystkich. Każdy specjalizuje się w czymś innym, więc ich łączne zestawienie jest praktycznie nie do pokonania. Wielu wojowników się z nimi mierzyło, ale żaden nie przeżył. Oni wolą nie zostawiać świadków. W takiej organizacji trzeba zachować wszelkie środki bezpieczeństwa.

Wtedy Leo ruszył do ataku. Rzucił w naszym kierunku kolejne trzy kulki. Tym razem nie zdążyli Caroline i Jake. Dziewczyna przeklęła pod nosem, a chłopak wylądował w głupiej pozycji. Wyglądało to tak, jakby tańczył w balecie i nagle zatrzymano czas. Jedną nogę miał podniesioną do góry, a lewą rękę trzymał przy swoim biodrze. Gdybym miała czas, to pewnie w duchu bym się z tego śmiała i cieszyła się, że Caroline przez kilka minut da mi spokój. Jednak w takiej sytuacji każda pomoc jest przydatna.

Chwilę później James zaatakował Kakashiego. Nasz sensei zdołał się obronić i po chwili to on wyprowadził kolejny atak, z którym mój brat nie miał najmniejszych problemów.

- Kakashi sensei!- krzyknął Peter.- Zostaw też coś dla nas! Ja też chcę im dokopać!

Trener nie odpowiedział. Był zbyt zajęty walką i unikaniem niebezpiecznych ciosów mojego brata. Nasz wspaniały nauczyciel kontra perfekcyjny geniusz walki wręcz. Skoro Kakashi zajął się Jamesem, ja i reszta musimy rozprawić się z tym drugim. Arnold sensei stanął między mną a Kevinem i przyszykowaliśmy się do walki. Zauważyłam na twarzy Leo kpiący uśmieszek, a po chwili w naszą stronę leciały trzy kulki. Ile on jeszcze tego tam ma? Pewnie jest przygotowany i ten zapas szybko mu się nie skończy.

Nagle Kakashi został odepchnięty przez Jamesa i wylądował na ścianie. Na chwilę straciliśmy koncentrację, przez co nie zauważyliśmy dwóch granatów lecących w naszą stronę. Poczułam, że ktoś mnie popchnął, a gdy się odwróciłam, zobaczyłam sparaliżowanego Kevina. Mało brakowało, a byłabym na jego miejscu.

- No widzisz, Emma.- usłyszałam głos brata.- Nadal jesteś słaba i wszyscy wokół muszą cię ratować. I ty masz zamiar mnie pokonać?

- Nie możesz jej po prostu zabić?- spytał Leo.- Po co zostawiasz ją przy życiu?

- Mam swoje powody. I to nie twoja sprawa.

Blondyn natychmiastowo zamilkł, gdy ujrzał jego chłodne i mordercze spojrzenie. No proszę, nawet jego partner ma przed nim respekt. Z tego, co słyszałam, James jest jednym z najsilniejszych członków Matsuki. Wcale się temu nie dziwię, ale jak silni są pozostali z nich?

- A innych można zabić, czy też masz wobec nich jakieś plany?

- Nie.

- To zabawa się zaczyna!

Ten blondyn jest irytujący! Ciągle mnie wkurza! Prawie jak Peter. Co za niezwykłe podobieństwo!

I znów uniknęłam granatów. Całkiem możliwe, że Leo specjalizuje się w walce na odległość, ale to nie znaczy, że jest słaby w walce wręcz. Trzeba to sprawdzić. Mistrz Arnold też chyba na to wpadł, bo dał mi dyskretny znak, bym poczekała na właściwy moment do ataku. Rzucił w Leo dwoma nożami, a ten bez problemu zrobił unik. Ja się dyskretnie odsunęłam, by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Kakashi zajął na jakiś czas Jamesa, więc mamy jakąś szansę. Trzeba tylko wyczuć odpowiedni moment i zaatakować. Niby wszystko wydaje się być proste, ale wcale takie nie jest. W końcu walczymy z członkiem Matsuki. Taka walka nigdy nie jest łatwa.

Leo, pod wpływem ataku senseia Arnolda, odskoczył na kilka metrów i szyderczo się uśmiechnął.

- Całkiem nieźle- powiedział, a po chwili wziął do ręki kolejny granat.- Ale mi i tak nie dorównasz.

Rzucił kulką w mistrza, ale ten zrobił zgrabny unik. Blondyn ponowił swój atak, a w tym czasie ja się zaczęłam do niego od tyłu zbliżać. Oby się tylko nie zorientował. Podchodziłam coraz bliżej i bliżej, aż w końcu zostało mi tylko kilka metrów. Wyjęłam nóż i byłam gotowa do ataku. Mistrz Arnold oberwał od blondyna, a ja w tym czasie do niego podbiegłam i zaczęłam go atakować. Zbytnio się tym nie przejął. Głównie unikał moich ciosów. Pewnie sprawdzał moje umiejętności.

- Hmm…- udawał zamyślenie.- Myślę, że jak na swój wiek, to jesteś całkiem silna. Dla mnie jednak nie jesteś poważnym przeciwnikiem, tylko zerem! Wielkim zerem!

Czułam, że w środku cała gotuję się z wściekłości. Zacisnęłam zęby i wysyczałam:

- Nie wiesz, że nigdy nie można ignorować przeciwnika? Nawet jeśli jest słabszy od ciebie?

- A co ty mi możesz zrobić?- prychnął.

- Zaraz się przekonasz!

Wznowiłam swoje ataki, ale on unikał każdego ciosu. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak zwinny. Najchętniej to bym go zostawiła pozostałym i poszła walczyć z Jamesem. Zauważyłam, że Peter i reszta powoli dochodzą do siebie. Muszę jeszcze trochę wytrzymać. Muszę tak go zaatakować, by inni mogli wykorzystać okazję! I znów zamachnęłam się na niego z nożem, ale tym razem lekko rozcięłam mu ramię.

- Całkiem, całkiem.- powiedział.- Ale to i tak za mało.

Nim zdążyłam się zorientować, podszedł do mnie i tym razem to on zadawał ciosy, a ja się cudem broniłam. Nagle zmylił mnie i kopnął w brzuch. Wylądowałam obok stóp brata. Zauważyłam, że wszyscy wstrzymali oddech i przestali walczyć. Granaty paraliżujące przestały działać, więc Peter podbiegł do Kakashiego i krzyknął:

- Emma, wiej!

Szybko się podniosłam i chciałam przyjąć pozycję obronną, ale James był szybszy. Wytrącił mi nóż z ręki, kiedy spojrzałam na straconą broń, złapał mnie za szyję i przystawił do ściany.

- Puść ją!- usłyszałam krzyk Petera.

Byłam tą sytuacją nieco zszokowana, więc niewyraźnie słyszałam jego słowa. Wtedy brat złapał mnie za nadgarstek i nie miałam możliwości ruchu.

- Wiesz, czemu nadal jesteś tak słaba?- spytał nagle. Przybliżył się do mnie i szepnął mi do ucha.- Bo wciąż za mało w tobie nienawiści. Za bardzo przywiązałaś się do swojej drużyny. Wiesz, co to oznacza? Nigdy ze mną nie wygrasz. Pozostaniesz słaba do końca życia.

Otworzyłam szerzej oczy. Widziałam zaniepokojone twarze całej reszty, ale byli jakby sparaliżowani. Do tego Leo blokował im drogę do nas. Czy naprawdę jestem zwykłą, przeciętną i słabą wojowniczką? Co jeszcze mam zrobić, by go pokonać?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania