Poprzednie częściZielona herbata #1

Zielona herbata #10

Obudziłam się około piątej. Na dworze ściemniało się jak to jesienią bywa. Czułam się już nieco lepiej. Poleżałam chwilę, a potem wyszłam z pokoju. Skierowałam się w stronę gabinetu Watsonowej. Zapukałam do drzwi. Po chwili odpowiedział mi ochrypły głos kobiety

- Proszę!

Weszłam choć nie byłam tam mile widziana. Zapytałam o czym rozmawiała z pielęgniarką.

- Drogie dziecko, a czy ty nie wpadłaś na to, że nie mam obowiązku tłumaczyć ci się z tego kto co do mnie mówi – odparła z sarkazmem

Myślałam, że mnie tam krew zaleje. Dlaczego ona nigdy nie może odezwać się do mnie normalnie, powiedzieć to co ma powiedzieć i już mnie nie oglądać.

- Myślę , że jeżeli to dotyczy mnie to powinna mi Pani powiedzieć.

Cisza. Chyba nie wiedziała co odpowiedzieć. Biedna, zakłopotana. Po chwili wydusiła w końcu

- Masz grypę żołądkową i jesteś przeziębiona. Masz zostać tydzień w łóżku.

- Co?!! Nie mogę a co z Caroline, chcę ją odwiedzać.

Popatrzyłam na jej pomarszczoną twarz. Wzruszyła tylko ramionami.

Wyszłam. Nie do wiary. Nie chce tu być aż tydzień ani na chwilę nie będę mogła się wyrwać. Wróciłam do swojego pokoju. To co tam zobaczyłam mega mnie wkurzyło. Silver stała i grzebała mi w rzeczach.

- Ty kretynko co ty robisz? Czego tu szukasz? – krzyknęłam

- Ej Wilder nie stawiaj się!

- Bo co ?

Atmosfera zaogniała się.

- Bo będziesz miała problemy i te będą poważniejsze, a nie jak tamte.

Umiała mnie zranić, zdołować…

- Szukałam jakiegoś hajsu, ale jak zwykle nic nie masz. Jesteś biedna jeszcze bardziej niż kiedyś

W tym momencie pomyślałam o przeszłości. Nie mogłam powstrzymać łez.

- Nie płacz Wilder. No właśnie Wilder co to za nazwisko? – prychnęła i wyszła

Nie wiem po co jej pieniądze skoro i tak przychodzą jej co miesiąc od jej starych. Czasami nie dziwie się , że porzucili ją i wyjechali. To jaka jest podła i wścibska może powiedzieć każdy kto nawet jej nie zna. Wystarczy na nią spojrzeć. Te czarne jak smoła kudły, wymalowana gęba.

Kiedy trochę się już uspokoiłam usłyszałam dźwięk przychodzących wiadomości. Po niedługim czasie prawie każdy kto jest dla mnie ważny wiedział już, że muszę siedzieć tydzień w „ domu”.

Pisałam właśnie z Clare.

- Jane czy ty wiesz jak Oliver się przejął jak zemdlałaś?

- Naprawdę?

- No tak. To on zaniósł cię do pielęgniarki.

- Zaskoczyłaś mnie. Muszę mu podziękować.

- A czy to prawda?

- Ale co ?

- Że zakochałaś się w Jacku?

- Co ?! Nie ! Kto ci takich głupot nagadał?

- No on.

- Ja go nawet nie znam.

- Dobra, a pisałaś do Olivera?

- Tak ale nie odpisuje mi.

- No to wszystko wyjaśnia

- Ale co wyjaśnia Clare co się dzieje?

- No po prostu Jack rozpowiada, że się w nim zakochałaś, a na wf się tak zdenerwowałaś, bo nie chcesz zaakceptować faktu, że cię nie chce i dlatego też udajesz że go nie znasz.

- To nieprawda!

- Jane nie denerwuj się ja ci po prostu mówię to co wiem.

- Ale ja go naprawdę nie znam.

- Ale on zna Olivera i pierwsze co zrobił to poszedł do niego i mu to powiedział.

- Jak to i on w to uwierzył?

- Chyba tak, ale najgorsze jest to, że on chyba zrobił sobie jakieś nadzieje a ty go zraniłaś.

- Ale jak to? Ja naprawdę go nie znam i nie mam pojęcia o co mu chodzi. Poza tym nie chciałam nikomu zrobić przykrości.

- Przykrości? On się tak zdenerwował.

- Na mnie ?

To było pytanie retoryczne na które odpowiedziała twierdząco. Pisałam do Olivera. Chciałam mu to wszystko wyjaśnić. Ale to nie działało. Nie chciał ze mną gadać. Nie wiem dlaczego przecież powinien mi wierzyć. To absurd. Zresztą o co on się gniewa. Nie rozumiem tego. Może jestem egoistką. Może…

Nie mogłam tego tak zostawić. Chciałam wyjść. Pojechać do Olivera i do Caroline. Zatrzymano mnie w drzwiach. Dostałam niezły ochrzan.

Wróciłam do pokoju. Nie miałam na nic siły. Chciałabym, żeby to okazało się snem. Fatalnym snem.

Na szczęście tydzień minął szybko i szykowałam się do wyjścia. Była sobota więc mogłam wyjść. Pojechałam do Caroline. Potem miałam zamiar porozmawiać z Oliverem. Otworzyłam drzwi do Sali chorych. Uśmiechnęłam się. Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Caroline bardzo się ucieszyła gdy mnie zobaczyła ,Oliver, który siedział przy łóżku małej już mniej. Przytuliłam ją mocno. Była taka blada, krucha. On nawet na mnie nie spojrzał. Porozmawiałyśmy trochę. Wydawało mi się, że jej stan zdrowia po takim czasie się poprawił jednak nie wiedziałam jak bardzo się myliłam. Oliver wyszedł aby kupić coś dziewczynce w automacie. Przeprosiłam ją na chwilę i wyszłam za nim.

Szłam tuż za nim.

- Oliver! – wołałam go

Nie reagował. Po chwili odwrócił się w końcu i patrzył mi w twarz.

- No co Oliver? Co ty masz mi jeszcze do powiedzenia?

- To nie tak ja go nawet nie znam.

- Jasne, a ja wyszedłem na idiotę. Myślałam, że naprawdę się do ciebie przywalił bez powodu.

- Bo to prawda. On kłamie.

- Nie pogrążaj się.

Odszedł. Wracając do Caroline usłyszałam rozmowę dwóch lekarzy. Albo miałam omamy albo mówili o Caroline. Ta niepewność mnie dobijała. Od dawna nie wiedziałam co jej jest. Teraz nadeszła pora aby to zmienić. Podeszłam . Przedstawiłam się jako starsza siostra Caroline. O dziwo powiedzieli mi coś czego w życiu bym się nie spodziewała.

- Pani siostra... Jej nerka przestała prawidłowo pracować. Konieczny jest przeszczep. Bardzo mi przykro. Kiedy przyjadą wasi rodzice?

Zignorowałam to pytanie. Wybiegłam ze łzami w oczach przed budynek. Tymczasem Oliver wrócił do Sali Caroline. Dziewczynka zapytała go gdzie poszłam. Obiecał, że mnie poszuka. Po chwili usłyszałam z oddali jego głos. Wciąż był zły.

- Jak już tu przyjechałaś łaskawie to mogłabyś poświęcić jej trochę czasu, albo w ogóle tu nie przyjeżdżaj.

Nadal się nie odwróciłam. Stał tuz za mną. Czułam jego oddech. Odwróciłam się. Zobaczył moją mokrą od łez twarz. Przez pewien moment nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.

Rozmawiałam z lekarzami. Ona potrzebuje przeszczepu nerki…

Płakałam tak strasznie. Nawet nie widziałam jego twarzy. Przesłonił je potok łez wylewający się na zziębnięte policzki.

Nic nie powiedział. Po prostu mnie przytulił.

Tkwiliśmy tak chwilę. Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • alex 05.05.2017
    Jednak stało się. Carolina ma poważny problem. Dobrze, że to nie coś gorszego. Na szczęście są dwie nerki. Ale niestety w przypadku nerek ( tak jest w życiu) niewydolność z czegoś wynika i może dotknąć drugiej nerki. Ta część, jak dla mnie jest najbardziej emocjonalna ze wszystkich dotychczasowych. Jane ma kłopot ze swoim zdrowiem, kłopoty sercowe z nie swojej winy i najważniejsze jej mała przyjaciółka jest poważnie chora. Mam nadzieję, że Oliver nie jest kompletnym idiotą i będzie umiał dostrzec kim jest Jane. Bardzo dobry odcinek. Chyba najlepszy jak na razie. :)
  • blaackangel 05.05.2017
    Dziękuję bardzo :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania