Poprzednie częściZielona herbata #1

Zielona herbata #13

Po kilku dniach wolnych od szkoły, musiałam do niej wrócić. Z jednej strony cieszyłam się, że zobaczę Olivera , Pam, Clare, Daniell, Nicka i Ericka , ale z drugiej czułam się dziwnie z tym wszystkim. Było chwilkę po szóstej. Każdy normalny człowiek śpi o tej porze, no ale ja przecież nie jestem normalna i moje życie również jest poplątane i chaotyczne.

Ten dzień wyglądał jak każdy inny. Ten sam schemat. W drodze do szkoły myślałam o mamie, ale jak to zwykle bywa zawsze ktoś musi mi przerwać. Siedziałam od okna. Miejsce obok mnie było wolne. Usiadł tam ktoś. Cały czas miałam ochotę powiedzieć , żeby się tak nie pchał. Nie lubiłam tego robić i zawsze krytykowałam osoby, które są takie wścibskie i aż wychylają się, żeby tylko coś zobaczyć. Mimo tego zrobiłam to. Przechyliłam głowę w jego stronę. Patrzył w innym kierunku. Więc wychyliłam się aby zobaczyć jego twarz.

- O Jane, tak właśnie kalkulowałem kiedy się zorientujesz, że to ja - powiedziała Jack

- Jezu to ty?! Weź się odczep człowieku ja cię nawet nie znam, a przez ciebie, aby mi się życie komplikuje

- Masz na myśli Oliwera?

- Tak. To znaczy co cię to obchodzi?! I kim ty jesteś do cholery, że gadałeś mu jakieś bzdury. Słuchaj ty ze mną nie pogrywaj.

- Bo co? Jane nie denerwuj się, mi możesz powiedzieć wszystko.

Tu podniosłam głos

- Nie no ja zaraz nie wytrzymam. O co ci chodzi?

- Mnie? O nic

- To czego ty chcesz?

- Ja? Niczego

- yyyyych!! Jak nic nie chcesz to się odwal jeśli łaska.

- Jasne, jasne – odpowiedział z głupkowatym uśmieszkiem

Nie wiedziałam o co mu chodzi. Nawet go nie znałam. Wiedziałam tylko, że narobił mi niezłego sajgonu u Oliwera.

W końcu wysiadłam z autobusu. Szłam spokojnie i nawet zapomniałam , że on szedł za mną. No tak chodziliśmy do jednej szkoły. Niestety.

- Jane – krzyknął

Nie reagowałam

- Jane

Tym razem nie wytrzymałam

- No co do cholery?!

- Nic zupełnie nic – wyszeptał mi do ucha.

- Przestań! To powiesz mi o co chodzi?

- Jeszcze nie teraz Jane, jeszcze nie teraz.

Znów przybliżył się do mojej twarzy. Odepchnęłam go. On tylko się zaśmiał i poszedł.

Po drodze rzucił jeszcze do zobaczenia na wuefie .

Sparaliżowałam go wzrokiem. Odczekałam chwilę i zaczęłam iść w kierunku szkoły.

- Hejka – usłyszałam radosny głos

- O hej Daniell

- Jak tam u ciebie?

- A w porządku, dzięki, a u ciebie?

- W zasadzie też, a to o co chodzi z tym Jackiem bo widziałam, że się kłóciliście czy coś

- Sama chciałabym to wiedzieć.

- Jeju boje się.

Szybko zmieniła temat.

- Czego? – zapytałam

- No matmy, zapomniałaś ?

- Jejuuu o czym??

- Ma pytać dzisiaj każdego przy tablicy z ostatnich lekcji.

- Coo??? Zapomniałam, nie, nie tylko nie to nie!

Doszłyśmy do szkoły. Miałyśmy szafki obok siebie. Do Daniell przyszedł jej bardzo dobry kolega Victor.

- Cześć dziewczyny. Jane nie obrazisz się jak na chwilę porwę ci Daniell?

- Muszę ci coś pokazać – zwrócił się do dziewczyny

- Nie ma sprawy – powiedziałam

- Ok, ale nie martw się na pewno będzie dobrze. Wierzę w ciebie. – powiedziała szatynka

Westchnęłam tylko.

- Ok to lećcie bo wam przerwy nie wystarczy.

- To do zobaczenia na matmie.

- A to co wy macie na tej matmie? – zapytał Victor, a Daniell opowiadała mu, ale po chwili jej głos było słychać ciszej i ciszej, aż w końcu rozmawiając opuścili szatnię.

Już prawie byłam przebrana. Zabierałam z szafki książki, które chciałam oddać do szkolnej biblioteki. Było ich kilka. Już za dziesięć ósma. Pierwsza matematyka. Pięknie mój koszmar rozpocznie się za równe dziesięć minut. W sumie dobrze, że mam nazwisko na literę W , więc będę miała chwile, żeby się przygotować cokolwiek. A no tak zapomniałam, ja nie rozumiem co jest napisane w tej książce. Matematyka to dla mnie czarna magia, kiedyś nawet sobie radziłam, ale potem było już tylko gorzej. Moje życie totalnie się zmieniło, odbiło się to też na moim charakterze, który do najłatwiejszych nie należał.

Książki wypadły mi z rąk. Runęły na podłogę.

- Cholera!

Zdenerwowałam się

Ktoś odchrząkną.

- Ej, ej nie przeklinaj.

- Oliwer, cześć - powiedziałam

- Cześć coś się stało? Bo jesteś jakaś nieswoja, zestresowana i zdenerwowana.

- No jakby to powiedzieć mam być odpytywana z matematyki , a nic nie umiem bo kompletnie o tym zapomniałam.

Dopiero teraz przyjrzałam mu się dokładniej. Promienne, głębokie jak wzburzone morze niebieskie oczy, perfekcyjnie ułożona grzywka. Cały Oliver. Dawno kogoś takiego nie spotkałam.

- To może ja ci to spróbuję wytłumaczyć tak szybko – oderwał mnie od myśli o nim

- Oliver teraz? Trudno, czeka mnie kolejna pała.

- Ej nie będzie tak źle, dasz radę.

Potarł wtedy lekką moje ramię.

- Dzięki za wiarę , ale wątpię.

Poprawił wtedy sportową torbę na jego ramieniu , której wcześniej nie zauważyłam.

- Masz mecz?

- A to , tak jedziemy za godzinę.

- Nie wiedziałam, to powodzenia.

- Nie dziękuję.

- Wiesz co chyba lecę bo jeszcze muszę oddać te książki do biblioteki.

- Ale nie ma problemu ty idź coś poczytaj, a ja je oddam w twoim imieniu.

- Naprawdę, mógłbyś?

- Jane nie ma sprawy, chłopaków i tak jeszcze nie ma.

- Dzięki – powiedziałam

Odwzajemnił to uśmiechem. Patrzyliśmy sobie kilka chwil w oczy.

- Jestem ciekawa jak tam Caroline.

- Na pewno dobrze.

- Mam nadzieję Melisa i Ed wydają się być porządnymi ludźmi nie sądzisz?

- Jasne, że tak

Spojrzałam na zegarek . Pięć minut rozmowy upłynęło jak pięć sekund.

- Jeju chyba muszę iść. – powiedziałam

- Ok to powodzenia i nie martw się zaraz idę oddać książki

- Dziękuję

Wymieniliśmy uśmiechy. Zamknęłam szafkę. Wzięłam torbę i zaczęłam kierować się do drzwi.

- Jane! - usłyszałam jego męski głos

- Tak? – odwróciłam się tak, że aż włosy ułożyły mi się na bok.

- Dobrze cię widzieć.

- Ciebie też , to pa

- Pa i mam nadzieję , że się jeszcze dzisiaj spotkamy.

- Ja też , a o której przyjedziecie z powrotem? – zapytałam

- Chyba po trzynastej.

- A ty o której kończysz?

- Po czternastej

- Ok to będę pamiętał

Uśmiechną się znowu, ja też , ale musiałam iść do dzwonka zostało tylko trzy minuty. Szłam korytarzem , zmierzając do Sali od matematyki. Oprócz mnie było dużo ludzi jak to rano bywa. Zobaczyłam wysokiego blondyna. Szedł przez korytarz a ja tuż za nim. To co zrobił zaskoczyło mnie. Odwrócił się szybko i krzyknął :

- Buuuu!!

- Wystraszyłam się i odskoczyłam. Nie obyło się również bez krzyku:

- Zwariowałeś?!! , kretyn!

W tym momencie próbowałam o tym nie myśleć. Otworzyłam drzwi do klasy i chciałam wejść. Wtedy na progu zatrzymał mnie głos Olivera.

- Odbiło ci? Co to ma znaczyć?! – krzyczał na Jacka

- Spokojnie Romeo, spokojnie, włącz poczucie humoru.

- A ty włącz myślenie!

- Jezu, dobra dobra , po co agresywnie?

- Jane, wszystko w porządku?

Tak dzięki, nic mi nie jest, przepraszam Oliver , ale muszę iść.

Zamknęłam drzwi do klasy. W innej sytuacji chciałabym to wyjaśnić, ale karcące spojrzenie Donovan przekonało mnie, że to nie najlepszy moment.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania